7. Dlaczego warto uciekać przed Hugo i jego pomysłami

Sasha i Hugo dopadli mnie z samego rana, gdy siodłałam swojego konia, śmiejąc się z biegającą wokoło Arią. Dziewczynka opowiadała radośnie o swoich planach na zabawy w wozie. Przynajmniej do momentu, w którym zobaczyła zbliżających się mężczyzn, wtedy chwyciła moją nogę próbując się za mną schować, choć co chwila wyglądała, aby przyjrzeć się nowo przybyłym. Ja postanowiłam sobie tego oszczędzić, bo już w powietrzu wyczuwałam wielkie kłopoty. Kłopoty o imieniu Hugo.

- Co tam Luna? O! Ten berbeć to Aria, dobrze pamiętam? - spytał Sasha opierając się dziarsko o bok konia, posyłając mu jednocześnie nieufne spojrzenie.

- Aria przywitaj się - poprosiłam siostrę, biorąc z ziemi torbę z jedzeniem i wodą (proponowano mi termos, ale smoki nie przepadają za ciepłymi napojami, więc odmówiłam ku zdziwieniu proponujących). - Wybacz - zerknęłam przepraszająco na mężczyznę odzianego w biel, gdy siostra bez słowa wtuliła twarz w moją spódnicę. - Aria jest trochę nieśmiała, chociaż to nic złego - dodałam pośpiesznie. - Jeśli się tak zachowuje oznacza to, że uważa cię za przystojniaka.

- Naprawdę? - Sasha wyszczerzył zęby nad wyraz zadowolony. - A ty? - zerknął gdzieś za mnie, jego czekoladowe oczy zabłysły dziwnym światłem. - Też uważasz mnie za...

- To akurat mało prawdopodobne - Hugo chrząknął przerywając przyjacielowi.

Obejrzałam się zza siebie, aby namierzyć jak blisko mnie podszedł. Na szczęście - póki co! - uszanował moją przestrzeń osobistą stojąc trzy metry ode mnie, gdyby jednak zamierzał zmienić ten stan rzeczy, zamierzałam popchnąć konia, byleby utrzymać ten minimalny dystans. Co prawda w takim wypadku, zaskoczyłabym Arię i Sashę, ale dla mnie niezwykle liczyła się ta przestrzeń!

- Czy ty to słyszysz? - zapytał z oburzeniem blondyn, wyciągając oskarżycielsko ręką Hugo. - Prawda, że jest okropny?!

Chciałam przytaknąć potwierdzając słowa mężczyzny, lecz obawiałam się, że jeśli bym to zrobiła, może spotkać mnie jakaś kara. Wobec czego lepiej było pozostać bezpieczne stabilnej sytuacji.

- Dość, nie po to przyszliśmy - usłyszałam kroki. Nawet nie zdążyłam popchnąć konia, kiedy Hugo znalazł się przy mnie. Wziął gwałtownie Arię na ręce przyglądając się dziewczynce, która była tym tak zdziwiona, że nie miała czasu zareagować. Jedynie wpatrywała się szeroko otwartymi złotymi oczami w Pezję. - Wujek Sasha to dobry przykład kogoś od kogo powinno trzymać się na dystans, rozumiesz?

Zaniemówiłam, wpatrując się w rozgrywającą się przed moimi oczami scenę.

Czterolatka pokiwała powoli głową nie spuszczając wzroku z Hugo, który trzymał ją na długość ramienia. Po krótkiej chwili uśmiechnęła się wesoło, wyciągając rączki w stronę mężczyzny, jakby chciała go dotknąć. Wręcz nie mogłam napatrzeć się na tę scenę, to był pierwszy raz kiedy dziewczynka chciała dobrowolnie przytulić się do kogoś innego kto nie należał do jej rodziny.

Podskoczyłam czując lekkie uderzenie w ramię. Sasha wpatrywał się w tę dwójkę z zszokowaną twarzą.

- Uszczypnij mnie - poprosił przecierając oczy. - Au! - syknął natychmiast po tym, jak wykonałam polecenie. Spojrzał na mnie z pretensją, która zaraz potem zniknęła. - Hugo... - Sasha chwycił mnie za ramiona, lekko potrząsając, jakby chciał się przekonać, że to co widział jest prawdziwe. Pozwoliłam mu na to jedynie dlatego, że sama tego potrzebowałam. - To pierwszy raz od dzieciństwa Nim, kiedy Hugo trzyma jakiekolwiek dziecko. Zdumiewające! Muszę, później, powiedzieć o tym cioci Babette!

- Spróbuj, a poznasz konsekwencje swojej decyzji - oznajmił Hugo przytulając do siebie Arię. Dziewczynka aż pisnęła z uciechy, odwzajemniając uścisk. Na twarzy mężczyzny pojawił się lekki uśmiech. Obdarował nim moją siostrę, patrząc na nią czule. - Luna zostań tu, musimy o czymś porozmawiać.

Następnie odszedł rozmawiając cicho z Arią. Kierował się w stronę wozu, w którym miała jechać wraz z innymi dziećmi. Po reakcji zgromadzonych kobiet, uznałam, że Sasha musiał powiedzieć mi prawdę i, że ta wiekopomna chwila zostanie przekazana dosłownie każdemu.

Niemniej Hugo był na tyle zdekoncentrowany, bym była wstanie przed nim uciec. Chociażby wsiadając na konia. Wykorzystując (bezcenną!) okazję wsunęłam lewą nogę w strzemię gotowa wspiąć się na grzbiet mojego wybawienia, gdy wtem poczułam czyjąś rękę trzymającą, na wysokości biodra, moją spódnicę i bluzkę. Przesunęłam wzrokiem do jej właściciela z grymasem zniecierpliwienia. Sasha uśmiechnął się do mnie przepraszająco, zerkając ze strachem w stronę Hugo.

- Puszczaj - syknęłam.

- Wybacz. Musisz pozostać na ziemi dopóki Hugo nie wróci inaczej mnie wypatroszy.

- Puść! - warknęłam próbując strzepnąć rękę Sashy, jednocześnie dalej pozostając w pozycji wsiadania na konia. - Słuchaj, on mnie wypatroszy jeśli zostanę na ziemi. Wybacz, ale moje życie jest dla mnie ważniejsze od twojego. Bez urazy!

- Luna - jęknął mężczyzna gotowy wyciągnąć w moją stronę drugą rękę. - Jestem zbyt młody, żeby umierać! Jeszcze sobie kobiety nie znalazłem.

- A co mi do tego? - prychnęłam marszcząc brwi - To moja wina?

- Będzie, jeśli wsiądziesz na konia.

- Ugh!

W tym momencie zamarłam. Dwie inne dłonie chwyciły mnie w pasie stanowczo odsuwając od mojego wybawienia. Ogier spojrzał na mnie ciekawsko, parskając z niezadowoleniem, jakby mówił: "Czemu dalej jesteś na ziemi?". Sama z chęcią poznałabym odpowiedź na to pytanie. Tym bardziej, że do nosa wdarł mi się zabójczo znajomy zapach, ciut przytłumiony potem.

- Miałaś czekać na ziemi. 

- Nie przypominam sobie - burknęłam cicho.

Pociągnęłam nosem, zapierając się piętami o piasek w nadziei, że w końcu mnie puści, pozostawiając wystarczająco blisko mojego, nie ratującego mnie, konia. Jednak Hugo jakby przeczuwając to, co chodziło mi po głowie, zaciągnął mnie pięć metrów od ogiera. Dopiero wtedy obrócił mnie ku sobie, bym zobaczyła jego przystojną, poważną twarz. Znajdującą się zdecydowanie zbyt blisko mojej, w dodatku.

- Sasha! - zawołał, dalej trzymając ręce na moich biodrach. Wezwany mężczyzna pojawił się przy nas w zaledwie kilka sekund, wpatrując się z zainteresowaniem w piasek i unikając mojego morderczego wzroku. - Nimai musi dziś pojeździć konno, dlatego ty będziesz jechać ze mną, aby mogła...

- Ale przecież ona może jechać z tobą - powiedziałam pośpiesznie.

- Nie rozumiesz - Hugo pokręcił głową cały czas wpatrując się w moje oczy. Nagle poczułam się przez to niekomfortowo. - Ona musi jechać sama. Jest w takim wieku, że powinna pokazać swoją gotowość do małżeństwa. Żaden facet się nią nie zainteresuje, dopóki nie pokaże, że jest wstanie sobie sama poradzić. To tradycja.

Te tradycje! Czemu chociaż raz nie mogą mi pójść na rękę?! Spokojnie, to jeszcze sytuacja z jakimś wyjściem.

- Och. U mnie to wygląda inaczej - wejście w dorosłość świętuje się upiciem do nieprzytomności - powiedziałam zamyślając się na chwilę, przy czym zapominając o dotyku rąk Hugo. - Ewentualnie zaproszeniem do pokoju face...

- Naprawdę?! - zapytał z podekscytowaniem Sasha gwałtownie unosząc głowę. - Nasze prawo jest tak stare, że przydałoby się je odświeżyć... Haha - zachichotał nerwowo spotykając się ze wzrokiem Pezji. W jego wypadku, ponownie, piasek stał się interesujący.

- Nigdy nie zmienimy prawa - warknął. - Wtedy nad nikim nie zapanujemy... W każdym razie, z tego powodu będziesz jechać ze mną.

- Z tobą? - spytałam licząc, że się przesłyszałam.

- Tak - wskazał na swojego białego rumaka, który przyglądał mi się niepewnie. - Wsiadaj.

- Och, nie! Mogę jechać na wozie razem z Arią - wyrzuciłam z siebie pośpiesznie, próbując cofnąć się do tyłu, ale wtedy palce Hugo zacisnęły się mocniej na moim ciele. - Zmęczymy konia...

- Dlaczego miałabyś się dusić w wozie, skoro mogłabyś jechać na koniu?

- Koń się zmęczy - powtórzyłam uparcie skacząc spojrzeniem po przechodzących wokoło ludziach w poszukiwaniu pomocy. - Dodatkowo przez to bardziej się spocimy! - dodałam jakby to była najistotniejsza rzecz.

- To tylko kilka godzin - rzucił spokojnie nie zamierzając mnie puścić.

To kilka godzin za dużo! Hugo zdecydowanie oczekiwał zbyt wiele, zupełnie nie zdając sobie sprawy... Chyba, że zdawał sobie sprawę, jak na mnie działa i chciał albo bardziej mnie sobą przerazić, albo przekonać do siebie w pokrętny sposób. Jedno było pewne - obie opcje były równie nieciekawe.

- Chwila! Chcesz posadzić Nim na tym cholernym koniu? - spytał nagle Sasha zwracając naszą uwagę na niego. Prawie zapomniałam, że był razem z nami.

- Masz mnie za idiotę? Może i muszę postępować według prawa, ale to nie znaczy, że narażę kuzynkę na takie niebezpieczeństwo! Co prawda, faceta też, na razie, sobie nie znajdzie, lecz prawo to prawo.

- No dobrze, ale skoro Luna ma jechać z tobą, to ten koń zostanie pusty.

- Chyba się nie zrozumieliśmy - na twarzy Hugo pojawił się leniwy, groźny, przerażający uśmiech, którego nigdy nie chciałoby się zobaczyć skierowanego w swoją stronę. Szczególnie późną nocą. - To. Ty. Siądziesz. Na. Tego. Cholernego. Konia - wyjaśnił spokojnie.

Niemal się ucieszyłam, że to nie do mnie kierował te słowa, ten uśmiech i to spojrzenie. Jakoś wolałam uniknąć sytuacji, w której byłabym na to narażona. Z tego powodu współczułam Sashy, sama nie chcąc znaleźć się na jego miejscu.

Najlepiej milczeć w takiej sytuacji! Lepiej nie zmieniać obiektu tego spojrzenia na inny.

Sasha zamrugał otwierając usta, z których nie wyszło żadne słowo. Co chwila zerkał na mnie, jakby w poszukiwaniu ratunku, który mogłam mu udzielić. Obydwoje to wiedzieliśmy, a jednak wolałam się nie odzywać. Wystarczyło, żebym powiedziała, że żaden inny koń nie chciał mnie na swoim grzbiecie. Każdy reagował tak samo - czując moje zamiary pogłaskania jego grzbietu, zaczynały rżeć, cofając się.

Westchnęłam.

- Tylko mój koń nie jest nastawiony przeciwko mnie - mruknęłam wyrywając się z uścisku Hugo. Przepełniła mnie satysfakcja na widok niepewnej miny mężczyzny i chichotania zadowolonego, wybawionego z problemu Sashy. Ten drugi puścił mi oczko. - Skoro to już ustaliliśmy to może...

Pisnęłam z zaskoczenia, gdy nagle Hugo przerzucił mnie sobie przez ramię i ruszył z powrotem ku mojemu koniu. W następnej chwili posadził mnie na prowizorycznym, dziwnym siodle, krzycząc jednocześnie do Sashy, że na jego koniu siądzie Nim. Potem dał sygnał do wymarszu siadając za mną. Było to tak nierealne, że nie chciałam wierzyć, iż działo się naprawdę. Dlatego zapewne nie zareagowałam, kiedy Hugo chwycił za lejce, przysuwając się do mnie bardziej niż było to konieczne. Ogier ruszył powoli rżąc wesoło.

Nim obejrzała się ze swojego miejsca, machając do mnie z współczującym wyrazem twarzy. Za to Sasha zupełnie zapomniał o mnie, pośpieszając konia ku początku korowodu. Zapewne cieszył się, że wyszedł cało ze spotkania z Hugo, poświęcając niezbędne ofiary.

- Zawsze wszystko musi być po twojemu? - spytałam chwytając końską grzywę.

- Uciekasz mi, więc to jedyny sposób, żeby cię podejść - rzucił cicho.

Znajdował się zdecydowanie zbyt blisko mnie. Czułam wyraźnie jego ciało zakrywające mnie od tyłu, a także oddech mężczyzny owiewający moje ramiona. Było to tak dziwne, nieznane uczucie, że początkowo siedziałam spięta, szykując wyjście z tej sytuacji. Z czasem, jednak się odprężyłam adaptując do nowej sytuacji. W tym wszystkim było coś... zaskakująco miłego. Mogłam poczuć, że komuś zależy na moim bezpieczeństwie. Że ktoś ze mną jest.

- Teraz będziemy mieć mnóstwo czasu na poznanie się bliżej - rzucił wesoło Hugo.

W tym momencie cofnęłam wszystko co uprzednio przemknęło mi przez myśli. Mężczyzna zwyczajnie czekał aż się przyzwyczaję, aby móc zaatakować. Co za chytry ruch!

*****

Nim tak bardzo spodobała się jazda konna, że postanowiła zostać w siodle do nocnego postoju. Swoją decyzję roztrzaskała w drobny mak moje plany ucieczki od Hugo. Co prawda jazda z nim i rozmowa nie były, same w sobie złe, lecz ta bliskość... Z jakiegoś powodu wolałam uniknąć dalszego przytulania się do niego. Coś mi mówiło, że jak tak dalej pójdzie, rzeczy przybiorą zupełnie inny, niebezpieczny obrót.

Wzdychając wsiadłam na konia po krótkiej przerwie, wypatrując Hugo. Im prędzej ruszymy, tym szybciej nastanie noc i wyczekiwane rozdzielenie.

Pezja stał niedaleko, otoczony przez mężczyzn w szarych ubraniach, którzy przybyli jakiś czas po ustaleniu przerwy. Z tego, co udało mi się zrozumieć składali raport o podróżujących grupach i miejscu, w którym rozkładany był obóz. Hugo słuchał tego uważnie, zadając pytania, wydając rozkazy i dopytując o więcej szczegółów. W tym momencie zrozumiałam respekt kierowany w jego stronę oraz powód, dla którego utrzymywał się na swojej pozycji przez tak długi czas.

Nadawał się na przywódcę plemienia, co do tego nie było wątpliwości. W dodatku, miał w sobie coś, co mówiło postronnej osobie, że jest on kimś z kim wolałoby się nie zadzierać. Nie bez powodu ludzie go słuchali i szli za nim zwartym tłumem.

Przekrzywiłam głowę przypatrując się mężczyźnie i zapominając o strachu przed nim. Ktoś taki jak Hugo nadawał się do roli wyznaczonej mi. Jemu bez problemu udałoby się zjednoczyć lud pustyni.

Pezja nagle uniósł głowę, zerkając na mnie, a widząc mój wzrok skierowany ku niemu, uśmiechnął się wesoło. Na moją twarz wypłynął gorąc, który NIE mógł byś spowodowany zawstydzeniem.

- Luna podjedź tu! - krzyknął Hugo machając do mnie.

W tym momencie spojrzeli na mnie szaro-ubrani mężczyźni, jak gdyby dopiero teraz zdając sobie sprawę, że obca była tuż niedaleko nich. Ku mojemu zdziwieniu wpatrywali się we mnie z zaciekawieniem i zainteresowaniem. Podejrzewałam, że doszły ich słuchy o nagłym, niespotykanym zachowaniu ich wodza względem mnie. O Arii pewnie jeszcze nie słyszeli, choć była to kwestia czasu. Na postoju nie mówiono o niczym innym.

Zacmokałam na ogiera, kierując go w stronę Hugo. Koń bez słowa sprzeciwu, chętnie ruszył w wyznaczonym kierunku z nową energią. Byłam nawet zdziwiona, że nie był zmęczony po tak długiej podróży z dwójką jeźdźców na swoim grzbiecie.

- To właśnie nasza nowa zdobycz - oznajmił Hugo uśmiechając się złośliwie. - Przyjrzyjcie się uważnie, żeby później przypadkiem jej nie zaatakować - następnie zwrócił się do mnie. - Luna, oni to moja tajna broń. Ich lepiej nie próbuj wyzywać na pojedynek.

- Wyzwała cię na pojedynek? - zdziwił się jeden z dziesiątki szaro- ubranych mężczyzn. Wszyscy z nich mieli zasłonięte chustą pół twarzy. Widać było jedynie ich oczy.

- Pewnie ją nękał - parsknął inny. - Tak przynajmniej słyszałem od Legii.

- Mądra decyzja - dodał inny kiwając głową w moją stronę.

- Hej! Dajecie jej okropne wrażenie o mnie! - oburzył się Hugo.

- Nie musimy. Sam dajesz sobie świetnie radę - zażartował ktoś inny.

Zaśmiałam się, nagle przypominając sobie pogłoski o tej ekipie. Ich liczba była nieznana, lecz wiadomo było, że są świetni w zbieraniu informacji, patrolowaniu, szukaniu zagubionych rzeczy lub osób. Każdy był pod wrażeniem ich umiejętności, tym bardziej, że nigdy nikomu nie udało się do nich zbliżyć - zbyt dobrze zacierali za sobą ślady.

- To prawda - przytaknęłam, zaraz potem odchrząknęłam. - Niezwykle miło mi was poznać. Jestem Luna.

Cała dziesiątka zasalutowała mi jednocześnie, wzbudzając tym samym we mnie ambiwalentne uczucia. Nie wiedziałam jak miałam przyjąć ani zareagować na takie zachowanie. Jeszcze nie rozumiałam panujących tu tradycji, zachowań czy kultury, przez co byłam zdenerwowana. Wszystko tutaj było dla mnie nowe i nieznane. Szczególnie jeden mężczyzna.

- Wymarsz! - krzyknął Hugo machając dłonią.

Wydał szybkie rozkazy do dziesiątki mężczyzn, którzy od razu odeszli, wiedli na swoje konie i rozjechali się w różne strony. Hugo odprowadził ich wzrokiem, dając czas kolumnie, aby ruszyła w wyznaczonym kierunku. Dopiero wtedy wsiadł na mojego konia, ponownie siadając zbyt blisko. Wciągnęłam powietrze przyzwyczajona już do zapachu potu, a także harmidru jaki wydawały z siebie wozy, ludzie i konie.

- Wróćmy do przesłuchania - rzucił wesoło Hugo jedną ręką obejmując mnie w pasie i dociskając bliżej swojego ciała. - Muszę wiedzieć więcej, żeby zadecydować czy dać ci tytuł "Przyjaciółki plemienia"... Luna przestań do diabła się odsuwać! - zapieklił się, napinając ramię, aby znów przysunąć mnie do siebie. - Nie wygodnie mi, gdy jesteś dużo dalej.

Akurat!

- Mówiłam, że mogę jechać na wozie - burknęłam spoglądając w dół na rękę Hugo, której nie cofnął, jakby w obawie, że znów spróbuję oddzielić nasze ciała.

- Będziesz się ze mną kłócić? - zapytał mocniej chwytając lejce, aby zapanować nad koniem, który nagle przyśpieszył. Spowolnił go, pochylając się ku mnie. - Po prostu przeprowadźmy przyjemną pogawędkę i tyle... Naprawdę tak bardzo przeszkadza ci moja bliskość?

- Tak! Nie jestem do niej przyzwyczajona - palnęłam szczerze, odczepiając ramię Hugo od mojego ciała.

- O, na to mam całkiem dobry sposób...

- Dzięki, ale nie - przerwałam mężczyźnie pośpiesznie, przyjmując porażkę.

- Ależ jest całkiem przyjemna - powiedział z uśmiechem w głosie.

- Oj nie sądzę. Dobra, wiesz co? Lepiej, żebyś zaczął już pytać. Nie mam zamiaru próbować twoich metod zapobiegającym mojemu problemowi.

- Jak chcesz i tak do tego wrócimy - odparł radośnie pogwizdując.

Wzniosłam oczy ku niebu, przeczuwając, że to co zagościło w jego głowie nie wróżyło niczego dobrego dla mnie. Jego pomysł zapewne prowadził do atrakcji, które bardziej spodobają się jemu niż mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top