3. Dlaczego mi się nie udaje?

Anne wraz ze swoją przyjaciółką Tonią postanowiły pomóc mi we wdrożeniu w życie plemienia Rosengi, na co poświęcały każdy luźniejszy dzień. Uznały, że zachowanie Hugo się nie zmieni, wobec czego warto byłoby przekazać mi potrzebną wiedzę do pozbycia się natręta. Ten temat zajmował nam najwięcej czasu, z wiadomych powodów.

- On jest samym wcieleniem Pele - ostrzegła mnie Tonia.

- Z tego powodu możesz zrobić tylko jedno. Jeśli będzie ci się... Nie - poprawiła się Anne, kręcąc głową - gdy znowu zacznie ci się naprzykrzać powiedz: "Tą sprawę możemy rozwiązać poprzez walkę. Wyzywam cię".

- Wtedy spoważnieje i odpuści ci na jakiś czas - przytaknęła Tonia. 

Czułam, że za tym kryła się długa historia, mimo to nie pytałam. Na razie tyle musiało wystarczyć. Uśmiechnęłam się do dwóch kobiet, których skóra była ciemniejsza od Nim, Hugo oraz starszej kobiety od koszyka z ubraniami. Wyglądała ona jakby stworzona dla ich rudych włosów. Pomimo przekroczenia pięćdziesiątki wyglądały młodo, wręcz kwitnąco. Szczególnie, kiedy na ich twarzach pojawił się uśmiech sięgający oczu. Prócz tego wydawały się idealnie radzić z Hugo, więc musiałam od razu je polubić. To było silniejsze ode mnie. 

Inna sprawa, że nie czułam od nich żadnego zagrożenia. Były szczupłe, drobne, co prawda umięśnione przez pracę fizyczną, ale podświadomie wiedziałam jedno - były nieszkodliwe. Ich ręce były czyste, zupełnie odmiennie od moich splamionych krwią. Od takich jak ja, inne smoki, czy zwierzęta czuły ten metaliczny zapach, który automatycznie informował ich, że byłam niczym predator.

- Co zrobić, żeby całkowicie zostawił mnie w spokoju? - spytałam zerkając ku odpoczywającym w cieniu, na piasku, dzieciom. Były zmęczone bieganiem, mięśnie całkowicie odmówiły im posłuszeństwa i legli tam, gdzie było najwięcej miejsca. Inaczej było z ich ustami, te cały czas się poruszały. Również Aria była głośna. 

- Całkowicie? - spytała Anne z wahaniem, zerkając na koleżankę.

- Z tym może być trudniej - przyznała Tonia odkładając na bok cerowane spodnie. - Tacy jak Hugo odpuszczają dopiero po...

- On nie odpuści. Ma geny Pele - prychnęła Anne. - Matkę Hugo napastował... - chrząknęła jakby chciała zatuszować wypowiedziane słowo - ...ścigał aż do momentu, gdy pozwoliła mu się do niego zbliżyć. Było to chyba dopiero, kiedy Hugo skończył dwa latka. Tak, wtedy wreszcie pozwoliła się z nim oficjalnie spotykać. 

Dwa latka?! To Hugo pojawił się wcześniej?!

- Och, musisz wiedzieć, że ten podstępny drań zdobył jej ciało dużo wcześniej niż serce - wyszeptała do mojego ucha Tonia. - Było z niego kawał twardziela, żeby tak mieszać z kobietą... Ten to miał jaja. Tsk!

Przełknęłam z trudem ślinę, pocierając czoło. Nagle wizja pozbawienia mężczyzny przytomności nabrała całkiem ciekawych, kuszących barw. Co prawda wolałam myśleć, że Hugo przeszkadza mi z powodu nieufności, jednakże najlepiej było brać pod uwagę każdą możliwość. Szczególnie tą przerażającą. 

Jestem smokiem! Jeśli się nie odczepi przedstawię mu wszystko czarno na białym, wtedy z pewnością odpuści. Albo... będzie jeszcze gorzej. O matko, jakie kroki powinnam podjąć?! Przecież zabicie go nie wchodzi w grę!

- Luna!

Drgnęłam nerwowo zerkając ku starszym kobietą wpatrującym się we mnie ze współczuciem. Zdecydowanie nie dawały mi większych szans na udaną ucieczkę przed Hugo. 

- Przepraszam zamyśliłam się.

- Jeśli cię to pocieszy, matka Hugo opierała się Pele całkiem długo, nim ten zdołał dobrać się do jej spódnicy - oznajmiła Anne klepiąc mnie po udzie. - Ty masz więcej siły, wobec czego zdołasz opierać się dłużej. 

- Hugo jest dwa razy silniejszy od Pele - zaoponowała bezwzględnie Tonia. 

- I to jest twój plan pocieszenia biedaczki?! - oburzyła się druga z kobiet.

W obecnej chwili mogłam trzymać się na dystans od Hugo tak długo, aż dojdziemy do jakiegoś miasta. Tam nasze drogi się rozejdą. Poza tym miałam swoją misję! Nie mogłam dać się omamić jakiemuś tam facetowi, choćby tak strasznemu jak ten konkretny mężczyzna. 

- Na razie, po prostu, będę go unikać - zadecydowałam, ignorując pełne zwątpienia spojrzenia kobiet. Z determinacją na twarzy zerknęłam ku Arii. - Może być chwilowo mną zainteresowany, ale w końcu odpuści. Nie będzie chciał wychowywać cudzego dziecka.

- Właśnie! - Tonia klasnęła w ręce - Chroń się nią! Jeśli trzymałabyś ją zawsze blisko, nie zdoła się do ciebie dobrać. Twoja spódnica będzie bezpieczna!

- Spódnica?

- To bezpieczne określenie, kiedy znajdujemy się przy dzieciach - wyjaśniła Anne. - To nasz tajny język. Wiesz co to znaczy, nie?

- Domyślam się - przytaknęłam zagryzając wargę i mrużąc oczy. Ktoś taki jak Hugo nie zdoła się do mnie dobrać. Nie ważne czy ma w sobie geny swojego ojca.

- I tak trzymaj - przyklasnęła Anne.

- Kochana, tamte to owce - Tonia nagle wskazała chichoczące dziewczyny przechodzące koło nas. Następnie mnie - ty jesteś bardziej wilkiem, ale Hugo zdecydowanie jest...

- Niedźwiedziem - podsunęłam w zamyśleniu.

- Dobre, ale bardziej chodziło mi o pełnego gracji lwa albo tygrysa. On czai się na swoje ofiary, celując w te trudniejsze, z którymi będzie mieć większy problem, bo wygrana przynosi dwa razy większą satysfakcję. 

Zapatrzyłam się w wykłócające się kobiety, zastanawiając nad ich słowami. W pewnym sensie się z nimi zgadzałam - w końcu Hugo mógł podejść do mnie bez alarmowania mnie o swojej obecności. Dotąd nic takiego nie miało miejsca. Mój instynkt był zbyt dobry, by ktoś mógł się do mnie zbliżyć. Dlatego było w nim coś takiego, co kazało mi uciekać przed nim w siną dal. Nawet smok we mnie kulił, przed Hugo, ogon pod siebie. Po czym chciał go spalić - tak dla własnego bezpieczeństwa. Tylko, że to wcale nie było wyjście z sytuacji. Musiałam poznać powód, dla którego tak bardzo trzymałam przed nim gardę, ale tak żeby nie musieć zbliżać się do niego. 

Mój wzrok padł na biegnącą do mnie, zaczerwienioną na twarzy przez wysiłek, Arię. Wolałam unikać używania jej do zyskiwania rzeczy, lecz jedynie w ten sposób uda mi się zyskać potrzebne informacje. I trzymać na dystans Hugo. Dotąd każdy, kto stanął twarzą w twarz z Arią, ulegał jej urokowi. Nastał czas, żeby wykorzystać tę broń, skoro sama nie mogłam sobie poradzić. 

Wyciągnęłam ramiona, uśmiechając się z rozczuleniem do dziewczynki. 

- Mamusiu! - Aria wczepiła się we mnie - Oni opowiadają o wyprawie nad jezioro. Pójdziemy?

Zaczęłam nasłuchiwać. Wodę słyszałam z północnego kierunku, zaś głos Hugo gdzieś z zachodu. Z tego powodu przytaknęłam siostrze, obiecując wędrówkę w tamto miejsce. 

******

W nocy cicho kroczyłam przez labirynt namiotów. Próbowałam stworzyć w głowie mapę terenu, w razie gdybym musiała ukrywać się przed Hugo. Oczywiście nie przyznałabym się do tego nawet w chwili zagrożenia życia! To było tak upokarzające, że aż chciałam zapaść się pod ziemię. Ta sytuacja wprawiała mnie w parszywy nastrój.

Stanęłam gwałtownie słysząc czyjś ruch. Cicho przeszłam koło namiotu, ostrożnie wyglądając zza niego. Aż się zapowietrzyłam, gdy zobaczyłam w "korytarzu" Hugo. Przy nim znajdowało się czterech innych mężczyzn chowających twarze pod kapturem. Mówili o jakiejś misji, a w zasadzie przekazywali zdobyte informacje. Z kontekstu wywnioskowałam, że Hugo szpiegował inne plemię.

- Utrzymujcie pozycje. Jutro wyruszy pierwsza grupa - oznajmił Pezja, kiwając głową. W skupieniu stukał palcem w dolną wargę. - Gdyby wykonali jakieś ruchy, od razu informujcie.

- Tak jest!

- Idźcie odpocząć - mężczyzna machnął ręką rozglądając się uważnie.

Schowałam się za namiotem z głośno bijącym sercem. Po raz pierwszy zwątpiłam w swoje umiejętności - zaczęłam obawiać się wykrycia.

Wsłuchałam się w przekazywane ostatnie polecenia, a gdy nastała cisza, przemknęłam znaną drogą w stronę swojego namiotu. Parę razy zatrzymałam się, nasłuchując. Całe szczęście nikt mnie nie ścigał, a przynajmniej tak myślałam, gdy pokonywałam ostatni kawałek drogi. Zostało mi do pokonania dosłownie dwa segmenty namiotów, kiedy nagle ktoś zmaterializował się przede mną. Z mojego gardła wydobył się zduszony pisk. Odskoczyłam do tyłu z niedowierzaniem wpatrując się w przystojną twarz mężczyzny. Kręcone, brązowe włosy poruszyły się wraz z lekkim podmuchem wiatru, świszczącym między namiotami. Nawet on zdawał się drwić z moich płonnych nadziei bezpiecznego dotarcia do Arii. Byłam pewna, że dziewczynka śpi smacznie nie zdając sobie sprawy z mojej opłakanej sytuacji.

Na twarzy Hugo pojawił się leniwy uśmiech, od którego zabłyszczały jego czekoladowe oczy. Z pewnością podobało mu się to, co widział.

- Nocny spacer? - spytał obserwując moją napiętą sylwetkę gotową do bronienia samej siebie.

- Mam problemy z zaśnięciem - powiedziałam poruszając ramionami, by pozbyć się napięcia, usztywniającego ciało. - Spacer pomaga w oczyszczeniu myśli i późniejszym zaśnięciu.

- Zawsze kiedy otwierasz usta mam wrażenie jakbyś serwowała mi półprawdę.

- Jest lepsza od kłamstw - rzuciłam zakładając ręce na piersi. - Wygodniejsza od wypowiedzenia całej prawdy.

- Podoba mi się twoje myślenie - przyznał robiąc krok w moją stronę. - Wydajesz się być tak tajemnicza. To powoduje wręcz nieodpartą chęć dostana się na twoją stronę. Poznania całej prawdy.

Napięłam ciało, gotowa do walki i ucieczki, kiedy tylko wykonał kolejne ruchy w moim kierunku. Dostrzegłszy to, zatrzymał się wyraźnie nie chcąc bym zademonstrowała w działaniu swoich umiejętności szybkiego odwrotu.

- Ta chęć jest jednostronna - burknęłam opuszczając ręce wzdłuż ciała. Jedyne co chciałam u niego odkryć to to czemu tak się przy nim zachowywałam. Wszystko inne było bezużyteczne.

- Ach - cmoknął z dezaprobatą, opierając ręce na biodrach. - Tylko tak teraz myślisz.

- Jestem tego pewna.

- Na razie. Moja znakomita osobowość niedługo tobą zawładnie.

Roześmiałam się, zaraz potem szybko chrząkając, żeby nie dać mu powodu do dumy. Niemniej udało mu się mnie rozbawić.

- Oj wątpię. Zawładnąć mnie może jedynie pragnienie...

- Poznania mnie bliżej? - zasugerował z bezczelnym uśmiechem.

- ...ucieczki przed pewnym kimś i jego znakomitą osobowością - dokończyłam odważnie.

Hugo posłał mi długie spojrzenie, nagle milknąc, choć spodziewałam się innej reakcji. Zaraz potem parsknął, mierzwiąc włosy z tym swoim pewnym wyrazem twarzy dominującej osoby.

- Czas pokaże - oznajmił z zadowoleniem.

Zdziwiłbyś się moich umiejętności szybkiej, skutecznej ucieczki, którą już niedługo ci zademonstruję. Będziesz mógł patrzeć i podziwiać moje plecy!

Na mojej twarzy pojawił się spokojny uśmiech akurat w momencie, gdy na pisaku, wyraźniej zabrzmiały kroki lekkiej osoby. Od razu rozpoznałam w niej dziewczynę, która zmierzała w tę stronę od dłuższego czasu. Szła znad jeziora, więc pewnie dopiero wracała z kąpieli, co było mi bardzo na rękę.

- Hugo? - pisnął głos.

Mężczyzna spojrzał za siebie, równie zdziwiony co owa dziewczyna. Czekałam na tą chwilę już od dwóch, zatrważająco długich minut. Wykorzystując sytuację, umknęłam w bok chowając się za namiotem, ta droga będzie dłuższa, ponieważ istniała szansa zgubienia się w tym labiryncie, ale przynajmniej o tyle lepsza, że nie wpadnę na Hugo. Wątpiłam, żeby pobiegł do mojego miejsca obecnego zamieszkania. Raczej nie będzie chciał obudzić Arii.

- Co ty tu robisz? - zapytał dziewczęcy głos, zatrzymując mnie na chwilę w miejscu.

- Ach, to ty Legia - mężczyzna wyraźnie się uspokoił. - Właśnie rozmawiałem z... Eh? A gdzie Luna?

- Luna? - zdziwiła się nastolatka. - Ta nowa? Czyżbyś ją napastował?!

- Gadasz jak wszyscy - prychnął. 

- Ona dalej jest poparzona! - oburzyła się dziewczyna. - Jak możesz być tak bezwstydny, żeby próbować się do niej dobrać, kiedy nawet nie będzie wstanie się przed tobą obronić! Och, już ja pogadam z ciocią Babette! To, że Luna ci się spodobała, nie oznacza od razu przyzwolenia na nękanie jej - lekkie kroki ruszyły na wschód. Po tupaniu nastolatki domyśliłam się, że była zła.

- Kiedy ja wcale... Legia! Twój namiot jest w drugą stronę!

- Namiot cioci jest w tym kierunku! - krzyknęła głośno tupiąc bez zamiaru zmiany kierunku. Za nią biegł Hugo.

Poczekałam chwilę nim ruszyłam w swoją stronę z szerokim, radosnym uśmiechem na wargach. Widocznie sława Pele i dążenia do takich samych zachowań przez Hugo, działały na moją korzyść. Wystarczyłoby zaprzyjaźnić się z takimi osobami jak Anne, Tonia, Nim i znaleźć dziewczynę o imieniu Legia. Z jej słów wynikało, że mogła być  jego kuzynką. Ta, z pomocą tej osóbki, może udałoby mi się dotrzeć do niejakiej Babette - matki Hugo. Kobieta z pewnością udaremni działania swojego syna, wobec czego ten przestanie mnie nawiedzać! 

Och, jaki cudowny pla...

Stanęłam gwałtownie, wbijając wzrok w wejście do swojego namiotu. Stał w nich mężczyzna około czterdziestoletni, ubrany w czarne szaty. Jego ciemna skóra odznaczała się na tle jasnego płótna, zupełnie jak jasne, niewidzące oczy. Na zgolonej głowie widniały jakieś znaki, których nie umiałam rozszyfrować.

- Kim...? - spytałam urywając równie szybko.

Pośpiesznie zamilkłam wsłuchując się w jakiekolwiek odgłosy Arii. Na szczęście smacznie spała, nieświadoma rozgrywających się zdarzeń oraz mojej nieobecności przy jej boku. Musiał być to efekt zmęczenia po całodniowej zabawie z dziećmi. 

- Jestem jednym ze starszych szamanów - oznajmił mężczyzna podpierając się rękoma o gruby, zakrzywiony kij. - Możesz mówić mi Theo. A ty jesteś Luna, smocza księżniczka, Następczyni - kontynuował. W ten łatwy sposób zatrzymując moje serce. - Ona mówiła, że w końcu do nas przyjdziesz. Skoro ten czas nastał, muszę ofiarować ci swoją skromną pomoc, bo ty nas zjednoczysz. Poprowadzisz ku rozkwitowi.

Niewyobrażalny ciężar opadł na moje ramiona, przez co je przygarbiłam. Ludzie tyle ode mnie oczekiwali, uznając, że podołam wszystkiemu co na mnie zrzucą. Wymagali ocalenia, zjednoczenia ich i zobaczenia lepszego świata, zapominając o tym kim byłam. Miałam jedynie dwadzieścia dwa lata i obowiązek ratowania rodzeństwa. Nie nadawałam się na władczynię!

- Theo, ja...

- Wszystko przyjdzie z czasem - przerwał mi stukając laską o piasek. - Twoja tajemnica zostanie ze mną dopóki nie zdecydujesz inaczej. Gdybyś szukała towarzystwa, chciała zasięgnąć rady, porozmawiać lub próbować uciec przez gamoniem, możesz przyjść do mnie. Mówią, że zajmuję brązowy namiot w samym sercu obozu. 

- Ooo... Chwileczkę... - mężczyzna, jednak nie czekał, od razu odchodząc ku czającej się w cieniu osoby. - Teraz to nie zasnę - westchnęłam. 

Propozycja wydawała się więcej niż cudowna, tym bardziej że mężczyzna przyznał się do znajomości z Prorokinią. Tym babskiem, które rozpoczęło ten cały bajzel. Chociaż skorzystanie z zaproszenia było w mojej obecnej sytuacji ryzykowne. Theo mógł powiedzieć to specjalnie, a jako że znał moją tożsamość, mógł mnie w każdej chwili wydać. Zaufanie w moim wypadku było ciężkie do osiągnięcia. Nauczyłam się ufać jedynie mojej rodzinie, co do której miałam pewność, że mnie, nas, naszej sprawy nie zdradzi. Reszta świata porzuciła nas, zostawiając na postawę ojca- tyrana, królowej bez serca i jej równie okrutnemu potomstwu oraz służbie, gnębiącej nas przy każdej okazji. Fakt bycia smokiem był w tym wypadku bezużyteczny. Król w jakiś pokrętny sposób był wstanie kontrolować swoje bękarty za pomocą bransoletki. Samo to przekonywało mnie do unikania zbędnego rozrzucania zaufania w prawo i lewo. 

- Mamusiu? - ciszę rozdarł śpiący, lekko płaczliwy głos Arii.

- Tu jestem - odpowiedziałam wchodząc do wnętrza namiotu, a zaraz potem pod koc. - Mamusia musiała wyjść na zewnątrz. 

- Ale już nie wyjdziesz? 

- Nie, zostanę tutaj - przytaknęłam pozwalając siostrze wtulić się w moje ciało. - Aria pamiętasz może swoje rodzeństwo? 

- Rodzeństwo? - spytała stłumionym głosem. - Mam tylko mamusię i wujostwo! 

- Więc ich pamiętasz? - dopytywałam. 

- Tak! Dużo cioć i wujków! - zwołała głośno. - Oni do nas przyjdą? Znajdą nas?

- Nie, skarbie. Za jakiś czas do nich wrócimy.

- Do tego zimnego miejsca? Ja nie chcę! - wymamrotała płaczliwie.

- Kiedy tam wrócimy nie będzie... zimne - powiedziałam całując złotą główkę dziewczynki. - Będzie lepsze, ciepłe, radosne. Zobaczysz. 

- I w tym pomoże nam ten starszy pan, który był tu przed chwilą? - spytała - Możemy mu zaufać, tak mówią sny.

Sny były specjalną zdolnością Arii. Dzięki nim zdołałyśmy przetrwać, ale były też powodem, dla którego ojciec tak cenił dziewczynkę. Nawet, gdy ta nie chciała mu o nich opowiadać, on ją zmuszał chcąc dokładnie wiedzieć z czym będzie mieć do czynienia. Dlatego musiałam ją chronić i zapewnić Arii lepsze miejsce do życia. Tak samo jak reszcie rodzeństwa. To był mój cel.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top