17. Dlaczego ciężko mu się oprzeć
Hugo nawet nie chciał się ze mną rozdzielić, gdy mieliśmy ruszać w drogę. Podał mi też tak rozsądny powód, że ciężko byłoby mu odmówić.
- Musimy wziąć tak mało koni jak to tylko możliwe - mówił poważnie, kiwając głową. Jego ciemne spojrzenie wpatrzone było w czubek mojej głowy, jakby usilnie potrzebował się skupić. - W razie gdyby coś działo się w obozie - dodał. - Zresztą, dzięki temu nie zostaniemy tak szybko wypatrzeni.
Oczywiście przytakiwała temu Babette, która przyszła się z nami pożegnać. Obiecała zająć się dziećmi w czasie naszej nieobecności i pomóc Kalsiferowi zrozumieć prawidłowe metody wychowania (mówiąc to podejrzanie się uśmiechała. Aż nie wiedziałam czy mu współczuć, czy dopingować Babette).Kal wyjątkowo nie wyglądał na oburzonego, prawdopodobnie dlatego że nie patrzył na kobietę. Był zbyt zajęty mordowaniem wzrokiem Hugo. Pezja cały czas mnie dotykał - obejmował ramieniem, łapał za rękę, stawał za mną. Mowa jego ciała wręcz krzyczała "To moja kobieta!". Było to zarazem urocze i zawstydzające.
- Masz się zachowywać - warknął Kal przerywając monolog Babette na temat zwracania uwagi na swoje słowa na zgromadzeniu.
- Do tego właśnie zmierzałam! - zawołała kobieta klepiąc mojego brata po ramieniu. To na chwilę go rozkojarzyło. - Najlepiej daruj sobie picie, Hugo. W ten sposób będziesz mieć wiecznie trzeźwy umysł.
Kal zmarszczył brwi. Wyraźnie nie wiedział co się teraz zadziało.
- Nie jest to możliwe, jak już raz upił się Luną - burknął Kalsifer posyłając mi zbolałe spojrzenie. - Mam nadzieję, że chociaż zjadłaś co trzeba.
- Musisz? - westchnęłam głośno.
- Tak.
- Upić się Luną? - zapytała bez zrozumienia Babette.
Wymieniłam szybkie spojrzenia z Kalsiferem, następnie potarłam czoło. Byłam zbyt zmęczona na wyjaśnienia. Tym bardziej, że to prowadziło do czegoś, czego wolałam uniknąć. Spłonęłabym ze wstydu, gdybym miała powiedzieć kobiecie co, to znaczyło.
- Powinniście jechać - burknął Kal czerwieniąc się na twarzy. Widać dotarło do niego co takiego spowodował. Jakaś zawzięta część mnie, chciała żeby Babette zaczęła go wypytywać.
Po pożegnaniu ruszyliśmy w drogę zostawiając obozowisko za sobą. Czułam się dziwnie pozostawiając dzieciaki same. To tak jakbym je porzucała, choć przecież wcale tak nie było.
- Zajmijmy czymś twoje myśli - rzucił Hugo domyślając się o czym myślałam przez moje ciągłe oglądanie się za siebie. Ramię mężczyzny objęło mnie mocniej w pasie. - O czym mówił Kalsifer?
Spojrzałam na jadących przed nami ludzi. Pięć kobiet i trzech mężczyzn gawędziło wesoło nie zwracając na nas uwagi. Dzięki temu mogłabym na spokojnie wyjaśnić Hugo słowa Kal'a. Ale z jakiegoś powodu wahałam się, rumieniąc przeraźliwie.
Czułam w kościach, że to nie spodobałoby się Hugo.
- Lunaaaa - jęknął mi do ucha, przez co po kręgosłupie przeszły mi dreszcze.
- Ugh - przymknęłam oczy cicho jęcząc pod nosem. Jako, że mógł pytać o cokolwiek co powiedział Kal, wystarczyło odpowiedzieć na to bezpieczniejsze. - Nie tylko smoki odczuwają większą przyjemność podczas seksu. Kiedy uwalnia się ich moc, kiedy dotykają... - zagryzłam wargę skacząc spojrzeniem na boki - kiedy wydają dźwięki, człowiek również doświadcza tego samego. Wygląda to trochę jak upicie się, dlatego właśnie tak określił to Kal. Lgnąłeś do mnie bardziej niż zazwyczaj, więc oczywistym było co się między nami stało.
- Mmm - mruknął Hugo milknąc na chwilę. - To pojawia się jedynie wtedy, gdy smok jest zadowolony z poczynań partnera?
Zrobiło mi się przeraźliwie ciepło na twarzy. Naprawdę chciałam skończyć ten temat i nie być wypytywana o nic więcej! Hugo, jednak był bardziej niż zaciekawiony.
- Tak - przytaknęłam opuszczając twarz. Odchrząknęłam. - Mój ojciec jest doskonałym przykładem upicia się, płynącą ze stosunku, przyjemnością. Widzisz, to może działać w dwie strony, razem lub osobno. Można też się uzależnić od tego uczucia, z tego powodu, trzeba być rozważnym.
- Więc mi to nie grozi.
- Hm?
- Jesteś moją kobietą z wielu powodów, nie tylko dla seksu - wyjaśnił. - Pamiętaj o tym.
Zamilkłam. Mężczyzna również ucichł, co dało mi nadzieje, że porzuciliśmy ten krępujący temat. Jeśli zacząłby ponownie, pozostawało zawsze cudowne wyjście z sytuacji. Mogłam zwyczajnie powiedzieć: "Po więcej szczegółów idź do Kal'a". Jednak to musiałam pozostawić jedynie na czarną godzinę. Wykorzystane zbyt szybko, mogło nie zatrzymać wszystkich pytań.
- Lu...
- W zasadzie, jak to się stało, że zostałeś Pezją? - przerwałam Hugo w tym samym czasie. Bywał tak ciekawski, jak nie jedna kobieta, a znając życie, ten temat zainteresowałby go bardziej z każdą kolejną chwilą, gdyby zobaczył moje zawstydzenie.
Z gardła mężczyzny wyrwało się krótkie parsknięcie. Na szczęście porzucił dalsze pytania odpowiadając na moje:
- Kiedy miałem piętnaście lat zmarł mój ojciec. Była to nagła śmierć, której nikt się nie spodziewał, ale wywołała ona również niejakie podekscytowanie przez zbliżający się z tego powodu turniej. Widzisz, Rosenga ma swoje tradycje, także w kwestii tej pozycji - Pezją może zostać każdy, kto pokona w turnieju syna wodza. - Hugo przerwał na moment, zamyślając się. - Wtedy na światło dzienne wychodzą zawładnięci ambicją kretyni, szukający poklasku tchórze i wielu innych, którzy się zwyczajnie nie nadawali. Wobec czego musiałem ich pokonać. I pokonałem dla dobra plemienia, pamiętając ile ono znaczyło dla ojca - Uśmiechnął się do mnie, kiedy odwróciłam twarz w jego stronę. - Zaimponowałem ci, co?
- Zaimponowałbyś, gdybyś nie zadał tego pytania - prychnęłam siadając prosto.
- Pff. Wszyscy są pod wrażeniem moich zdumiewających osiągnięć i talentów - kontynuował ze złośliwym uśmieszkiem. Dla efektu pocałował mnie w zasłoniętą większym szalem szyję.
Przyciągnęłam tam ramię, posyłając Hugo zdegustowane spojrzenie. Czasami naprawdę zachowywał się bezwstydnie.
- Cofam to, co powiedziałam. Nigdy mi nie zaimpono... - urwałam, gdy naszła mnie pewna myśli. - To z tego powodu zrobiłeś taką miną, gdy powiedziałam, że chcę cię wyzwać na pojedynek? Gdybym to zrobiła - pytam hipotetycznie -i wygrała, miałabym prawo zarządzać plemieniem?
- Technicznie rzecz biorąc, tak - przytaknął krzywiąc się lekko. - Ale byś nie wygrała. Znaczy, mogłabyś, bo jesteś smokiem, lecz nawet jako "przyjaciółka plenienia" nie zdobyłabyś poparcia ludu. Przynajmniej w tamtym czasie. Oni... Dalej jesteś dla nich obcą.
Miał rację. To było oczywiste, że nie byłoby łatwo przekonać ich do siebie. Choć istniała szansa, gdybym poprosiła o pomoc Theo i pokazała kim jestem. Z resztą fakt, że zostałam kobietą Hugo, sam w sobie robił swoje.
- Sądzę, że wystarczyłoby mi samo upokorzenie ciebie na oczach twojego plemienia - odparłam uśmiechając się szeroko. - Tak, to byłoby całkiem piękne.
Hugo zachichotał. Podobały mu się moje przekomarzania z nim. Szczególnie, że obróciłam poważny temat w coś zabawnego. To zdecydowanie nie było do mnie podobne.
- Och, proszę cię! Miałabyś mnie pokonać?
- Hugo! - zrównał się z nami jeden z mężczyzn dotąd jadący na samym początku korowodu.
Dostrzegając jego wzrok, przestałam słuchać, gorączkowo zastanawiając się nad tym, co Hugo mi opowiedział. Plemię Rosengi mogłoby nie pójść za mną z wiadomych powodów, ale to nie znaczyło, że inne nie staną za smokiem. Zresztą sprawa wyglądała teraz ciut inaczej - zostałam kobietą Pezji. Musiało to prowadzić do pewnych udogodnień.
****
Wsunęłam się pod koc w małym namiocie, który specjalnie rozłożono z mojego powodu. Chciałam wytłumaczyć całej ósemce, że naprawdę nie jest konieczne specjalne traktowanie, ale oni nie chcieli słuchać. Za wszelką cenę upierali się na swoim, przekonując mnie, że to dla większego dobra. Po dłuższej rozmowie, wyciągnęłam z nich czym było to "większe dobro". Praktycznie całe plemię Rosengi czekało na radosne nowiny, które mogły pojawić się tylko wtedy, gdy będziemy spędzać ze sobą więcej czasu.
Niemal poczułam wyrzuty sumienia, kiedy zobaczyłam minę Hugo. On również, wyraźnie, chciałby usłyszeć radosne nowiny, których nie będzie. Rankiem zebrałam odpowiednie liście i zrobiłam z nich papkę, którą w następnej chwili zjadłam, choć należała do tych obrzydliwych. Niemniej skutecznych w takich sytuacjach. Nie mogłam przecież... Hugo nie był komandorem i nawet jeśli to, co mówił (na temat straszenia ojca dzieckiem) było całkiem logiczne, nie mogłam się do tego przekonać.
Zwinęłam się w kłębek na posłaniu. Jeśli tak pomyśleć, gdyby nie okoliczności, prawdopodobnie nigdy nie spotkałabym Hugo. Była to niezbyt miła wizja - być gdzieś tam bez poznania Pezji. Ale z drugiej strony sama myśl o tym, że będę musiała go zostawić i znaleźć komandora, wcale mi się nie podobała.
Co było gorsze?
- Luna? - Hugo delikatnie uniósł koc, pod którym cała się schowałam. Ciemne oczy wbiły się we mnie z zaniepokojonym wyrazem. - Coś się stało? Tęsknisz za dzieciakami? Spokojnie, uwiniemy się tak szybko jak się da i wrócimy do domu.
Do domu...
Spuściłam wzrok na brzuch mężczyzny.
- Hej - ręka Hugo pogładziła mój policzek, zaś ciepły oddech owionął moją twarz. Zaraz potem rękę zastąpiły usta. - Co się stał, hm? Możesz mi przecież powiedzieć.
Obserwowałam jak Pezja wsuwa się pod koc, przysuwając do mnie i obejmując ramieniem. Cierpliwie czekał, ogrzewając mnie swoim ciałem. Nie naciskał, powoli gładząc moje plecy.
Można było to nazwać tylko w jeden sposób - urocze.
Jeszcze nigdy nie byłam poddana tej technice, więc pierwszą rzeczą o jakiej pomyślałam, było powiedzenie mu co leży mi na sercu.
- To nic takiego - powiedziałam ziewając. - To przez zmęczenie. Nie miałam zbyt wiele czasu na odpoczynek - dodałam sugestywnie.
- Och, ale nie było to też marnowanie czasu, nie? - błysnął zębami, wsuwając ramię pod moją głowę. - Można byłoby to nazwać "doskonałym spożytkowaniem czasu łączącym ćwiczenia i odpoczynek".
- Usunęłabym ten "odpoczynek" i zmieniła na coś innego, ale jeszcze nie wiem na co.
- Jakieś inne uwagi? - spytał wesoło.
- Nie. To wyczerpuje temat - zaprzeczyłam walcząc z opadającymi, ciężkimi powiekami. Obraz powoli rozmazywał mi się przed oczami. - Hugo... - zaczęłam sennie. - Chciałabym żebyś to był ty.
- Co masz na myśli?
- Mówię o tym komandorze z przepowiedni - wyjaśniłam pocierając półprzytomnie oczy. - Ucieszyłabym się, gdybyś to był ty. Co prawda jesteś trochę wkurzający, ale mam do ciebie słabość.
- Dużą?
- Mhm - mruknęłam. - Lubię i boję się ciebie zarazem. Masz w sobie coś, co mnie przyciąga i coś, co sprawia, że chcę od ciebie uciec... wzbudza lęk. Z początku to przez to przed tobą uciekałam, ale teraz jakoś nie mogę. Chcę... blisko... ciebie...
- I tak mi nie uciekniesz Luna - powiedział przyciskając czoło do mojego. - Jesteś moją kobietą, pamiętasz? Musisz wiedzieć, że nie lubię dzielić się tym, co należy do mnie.
- Tak?
- Oczywiście - przytaknął. - Jeszcze....
Dalsze słowa umknęły mi. Nie byłam wstanie dłużej pozostać przytomna. Zmęczenie wzięło górę, opanowując mnie zbyt szybko.
Naprawdę chciałam usłyszeć co mówił. Wątpiłam, jednak by Hugo chciał się powtarzać. Wobec czego musiało to pozostać tajemnicą mężczyzny i wszechobecnego wiatru. Ten z kolei uwielbiał pozostać tajemniczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top