16. Dlaczego sytuacja wymknęła się spod kontroli
Przez resztę dnia nie mogłam zapomnieć o tym pocałunku. Nawet lekcje tańca, które miałam z Anne i Tonią nie pomogły w wybiciu z głowy tego, co wydarzyło się po południu. Naprawdę chciałam usłyszeć jakąś krytykę, by choć ona wyparła mi z głowy zachowanie Hugo i własne. Niemal chciałam, by rzucił robotę, zajmując się jedynie mną, zaś to było całkowicie do mnie niepodobne!
- Świetnie ci idzie Luna! - ucieszyła się Anne. - Widzisz? Mówiłam ci, że najlepiej będzie od razu wprowadzić ją we wszystko. Dzięki temu nie musimy się martwić - kobieta zwróciła się do Tonii, która od razu przytaknęła.
Tonia zachowywała się dość dziwnie, zupełnie jakby była myślami w zupełnie innym miejscu. Tak było od samego początku, gdy tylko mnie zobaczyła, a może nawet i wcześniej. Zupełnie nie zerkała w stronę szalejących dzieci pozostawiając ich samym sobie, choć przecież znajdowały się przy plaży. Z drugiej, jednak strony, kobiety radziły sobie zadziwiająco dobrze pomimo przyrostu liczby dzieciaków. Co prawda z tego powodu musiały dojść dwie kolejne osoby, by zapanować nad tą chmarą, ale sądziłam, że i bez tego dalej szłoby im tak samo dobrze.
- Anne, co z nią? - spytałam pochylając się ku kobiecie.
- Och, nie przejmuj się Tonią - machnęła ręką na przyjaciółkę. - Zawsze się tak zachowuje przed wyjazdem Hugo na zgromadzenie. Zamartwia się czy wszystko jest przygotowane , czy niczego nie brakuje. Zobaczysz, później będzie kłócić się z Hugo na temat liczby wojaków. On będzie twierdzić, że kilku wystarczy, ona będzie zaprzeczać. Tym bardziej, że ty jedziesz razem z nimi.
- A co to ma do rzeczy?
- Wszystko. Zdarzały się wypadki, gdy inny wódź zabijał swojego przeciwnika tylko dlatego, że kobieta mu się spodobała - odparła lekceważąco, oglądając swoje paznokcie. - Szczerze powiedziawszy, jeśli i tym razem miałoby coś takiego się zdarzyć, będę współczuć temu, który był na tyle głupi, żeby spróbować zaatakować. Hugo rozerwie go na strzępy.
Komentarz był tu zbędny. Doskonale wiedziałam jak silny potrafił być Hugo, a gdyby założył jeszcze zbroję... Poza tym wiedział też, że nikt nie zdołałby odciągnąć mnie od niego. Widział w moich snach wszystko, co powinien, wobec czego miał pogląd na to, jak bardzo wolałam zostać z plemieniem Rosengii. A to z pewnością dodawało mu więcej sił na walkę z takowym delikwentem.
- Więc... co powinnam ubrać na tą uroczystość? - spytałam pozostawiając temat porwań w spokoju.
- O! Według tradycji musisz udać się do matki lub matki swojego wybranka - Anne ożywiła się. Jej ciemne oczy zabłysły podekscytowaniem. - to ona wybiera ci sukienkę i pomaga się ubrać. Przy okazji się stroi, szykując na spotkanie z facetem.
- Czyli powinnam iść do Babette? - upewniłam się, czując ambiwalentne uczucia. Byłam i podekscytowana, i zdenerwowana.
- Tak! - pisnęła Anne - Najlepiej już teraz!
*****
Wieczorem, po ułożeniu dzieci spać, udałam się razem z Babette w odpowiednie miejsce. Na obrzeżu obozu rozpalono wielkie ognisko, przy którym zgromadzili się wszyscy ci, którzy chcieli bawić się i życzyć udanej, szczęśliwej podróży Pezji i jego kompanom. O szczęśliwym przebiegu Wielkiego Zgromadzenia nie było nawet mowy. Widocznie wiele rzeczy mogło się na nim zdarzyć, więc to zwyczajnie pomijali - czego dowiedziałam się oczywiście od Babette. Kobieta chętnie wyjaśniła mi znaczenie tej uroczystości.
Plemię Rosengii podzieliło się na płeć. Na zachodzie znajdowały się kobiety, na wschodzie- mężczyźni. Tonia uznawała to jako idiotyczną tradycję znaczącą ni mniej, ni więcej, że przeznaczeniem i początkiem kobiety jest zawsze waleczny facet. To z tego właśnie powodu namioty panienek mieszkających oddzielnie od rodziców zawsze są ulokowane na zachodzie, z kolei kawalerzy - na wschodzie. Oczywiście zdarzały się wyjątki, ale głównie podążano za starym zwyczajem.
- Zaraz się zacznie - mruknęła Babette ustawiając mnie w pierwszej linii zamężnych kobiet.
Przygładziłam śliczną sukienkę w kolorze ognia. Miała złote ornamenty w kształcie gwiazd, które były złączone w linii na końcu sukni do kolan i na końcówkach rękawów sięgających łokci. Była prosta, marszczona na biuście i lekko ściśnięta gumką pod nim. Jedyny element jaki mi nie pasował był dekolt w kształcie serca. Wcięcie wydawało mi się za głębokie, choć Babette zarzekała się, że jest idealnie dopasowane do związanych w "niechlujny" kok włosów. Specjalnie jeszcze ozdobiła moje włosy czerwonymi spinkami oraz popryskała mnie pachnącymi olejkami, które wtarła dodatkowo, jak powiedziała - "w strategiczne miejsca". Jak dla mnie to wszystko było w celach uwodzenia, ale Babette zagorzale przeczyła.
Zabrzmiały bębny sygnalizujące początek tańca. Jako pierwsze, rozpoczynające uroczystość, wychodziły panny, których celem było wybranie sobie partnera lub zwyczajne zadeklarowanie chęci podjęcia poszukiwań. Po pobieżnym przesunięciu wzrokiem po ich ubraniach, odnosiłam wrażenie, że miałam racje. Babette (ta przebiegła lisica!) ubrała mnie tak, bym uwodziła swoim wyglądem (nie, żeby było w nim coś nadzwyczajnego). Nie było wątpliwości kogo konkretnie.
Chwyciłam za dekolt sukienki podciągając go ku górze, zaraz potem dostałam po dłoniach. Babette pogroziła mi palcem, zaś jej przyjaciółka obciągnęła materiał na jego pierwotne miejsce. Zerkając na nie, zdmuchnęłam z czoła kosmyk włosów, poddając się ich zabiegom. Wiedziałam, że sprzeczanie się z nimi nie da mi żadnych korzyści. O wygraniu nie było nawet mowy, nie w tym wypadku, kiedy były tak zdeterminowane.
Zerknęłam w kierunku skaczących w rytm muzyki dziewcząt. Poruszały ponętnie biodrami, zgrabnie układając ciało w akompaniamencie perfekcyjnych wygięć rąk. Ich bose stopy uderzały rytmicznie o ziemię, zaś pobrzękiwanie bransoletek idealnie wpasowywało się w muzykę.
Piękne.
Jako jedyna nie miałam bransoletek - przywodziły mi na myśl zbyt bolesne wspomnienia, bym chociażby rozważyła ich założenie. Babette to rozumiała, dlatego odrzuciła je już na wstępie. Powiedziała, że nie są mi potrzebne, bo samą sobą będę przyciągać spojrzenia. Niemniej niemal zazdrościłam tym dziewczyną. Może nie byłabym wstanie włożyć ich, ale ten dźwięk i ich ruch... był po prostu piękny. Chciałabym kiedyś przemóc się, by powtórzyć to co robią.
Bębny zmieniły rytm, stały się ostrzejsze i mocniejsze. Oznaczało to, że czas było ruszyć się z miejsca, dołączając do tańczących panien. Przemieszałyśmy się ze sobą (oczywiście wypchnęły mnie ZNÓW na pierwszą linię!).
Mężatki miały ruszać się stanowczo, pewnie, choć jednocześnie ponętnie i uwodzicielsko. Nasze kroki różniły się od tych dziewczęcych. Było mniej podskoków, a więcej poruszania ciałem, gimnastykowania się w celu przyciągnięcia wzroku męża.
Czułam się jak idiotka. Zawstydzona idiotka wyginająca się przed chmarą facetów wpatrujących się w nas jak w smakowity kawałek zdobyczy.
Zaczerwieniona wykonałam obrót i wtedy mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem Hugo. Siedział na małym krześle obłożonym szarym materiałem, który wręcz perfekcyjnie wpasował się w jego czarny strój. Wyglądał zupełnie jak ciemna noc, której brakowało... gwiazd.
Wpatrywałam się w czekoladowe oczy Hugo, który nie odrywał ode mnie wzroku. Chłonął każdy mój ruch, uśmiechając się lekko ilekroć bardziej się zaczerwieniłam. Był wyraźnie zadowolony z naszego spotkania się spojrzeń. Tym, że go zauważyłam.
Oddychając ciężko wykonałam ostatni ruch zamierając w pół skłonie z wyciągniętą ręką w stronę Hugo. Koło mnie, w takiej samej pozie, stanęła Anne, a po mojej drugiej stronie Tonia. Posłały sobie porozumiewawcze spojrzenia, uśmiechając się złowieszczo. To z kolei bardzo, ale to bardzo mi się nie spodobało.
- Zadziwiające - mruknęła Anne.
- Zdecydowanie - przytaknęła Tonia.
- Hugo zazwyczaj lekceważąco oglądał tego typu wygibasy - rzuciła pierwsza zerkając na mnie. - Za to teraz, wręcz pożerał cię wzrokiem. To mówi samo przez się.
- Więc pewnie powinnam podejść, zaprosić go do tańca i wrócić do namiotu? - zapytałam wsłuchując się w cichnące odgłosy muzyki. Kiedy znów wybrzmi głośno, należało udać się do wybranego partnera i z nim zatańczyć. Miało to uściślić więź między osobami.
- Nie - zaprzeczała Anne.
- Najpierw idź do Sashy - dodała zgodnie Tonia.
- Sashy? - zdziwiłam się, marszcząc brwi.
- Ostatnio stał się tak irytujący... To znaczy, chciał z tobą porozmawiać.
Akurat! Niemniej... Na moich ustach pojawił się tak samo złośliwy uśmiech. Aż nie mogłam się doczekać zobaczenia ich min.
- Niech Hugo nie myśli, że wszystko przyjdzie mu łatwo - domyśliłam się.
Kobiety ruszyły chichocząc pod nosem.
Wykorzystując zamieszanie dotarłam do stojącego niedaleko Hugo Sashy. Mężczyzna ziewał, jakby taniec nie przyciągnął jego uwagi, ale gdy tylko zobaczył mnie przed sobą, aż się zachłysnął. Wybałuszył na mnie oczy, kaszląc i poprawiając granatowy mundur ściskający jego szyję.
- Co ty tu robisz? - pisnął.
- Chciałam porozmawiać - powiedziałam wzruszając ramionami. Złączyłam dłonie za sobą, całkowicie ignorując hałas wokół siebie.
- Teraz?!
- Czemu nie?
- Wiesz co się teraz dzieje, prawda? - spytał nerwowo, potarł kark rzucając spojrzenia na boki.
- Anne i Tonia uważają, że to idealna okazja - mruknęłam niewinnie.
- Luna! Chcesz mnie zabić?
- Oj, daj spokój, Hugo cię nie zabije! - odparłam lekceważąco. - Uzna, że to zbyt lekka kara, więc pewnie zacznie od tortur. Z drugiej jednak strony, kiedy dowie się jak to wlepiałeś wzrok w jego ukochaną kuzynkę, pewnie zdecyduje się na najboleśniejszą możliwą...
- Jesteś zupełnie jak te wiedźmy! - jęknął Sasha.
- Przecież tylko ci mówię, jak wygląda sytuacja - parsknęłam pochylając się w stronę mężczyzny. Pierwsze tony muzyki ponownie rozbrzmiały. - Jedynie teraz mogę ci podziękować. Moje rodzeństwo cię uwielbia. Niefortunnie byłoby cię stracić z powodu tak błahego, jak utrata życia przez wgapywanie się w Nim. Dlatego proponuję, byś poszedł w kierunku tego pomarańczowego namiotu, gdzie też poszła. Sama. Poprosiła, by ci to przekazać, gdybyś był zainteresowany - skinęłam Sashy głowią, ruszając w stronę Hugo.
Sasha posłał mi zachwycone spojrzenie, nim zniknął wykorzystując tłum.
Pezja był otoczony przez dziewczęta, którym nie przeszkadzał fakt posiadania przez mężczyznę kobiety. Wprawdzie nie byliśmy małżeństwem, co mogło dać im nadzieję, ale i tak... zdenerwowało mnie ich zachowanie. Chciałam aż krzyknąć: "To mój facet!". Jednak zamiast tego posłałam im zabójcze spojrzenie, które skutecznie je przegoniło.
Hugo nie wyglądał na zadowolonego. Był za to wściekły, zapewne dlatego, że podeszłam do Sashy, a nie do niego. Nie był tym pierwszym, zaś to uraziło jego dumę.
- Co, Sasha nie zgodził się na taniec? - warknął odwracając wzrok.
- Przypomnisz mi, co trzeba zrobić, by zaprosić kogoś do tańca? - spytałam spokojnie, wyciągając przed siebie dłoń wnętrzem ku górze. Opanowała mnie ekscytacja na samą myśl tańca z Hugo. Jeszcze po południu wolałam go unikać, lecz teraz wręcz nie mogłam doczekać się jego bliskości.
- Wyciągnąć rękę - burknął odwracając twarz. - Wyglądałaś na zadowoloną z rozmowy, pomimo...
- Hugo - chrząknęłam przerywając mężczyźnie. - Musiałam szybko pomówić z Sashą, bo podejrzewam, że później nie będę miała ku temu okazji.
Pezja spojrzał na mnie ze zmrużonymi oczami, po czym zamrugał, zauważając moją, powoli drętwiejącą, dłoń. Następnie chwycił ją delikatnie za wierzch, usta przyciskając do jej wnętrza. Nie śpieszył się całując mój nadgarstek, jednocześnie wbijając wzrok w moje oczy. Przez to spojrzenie przeszły mnie dreszcze. Drgnęłam, kiedy uśmiechnął się z zadowoleniem, doskonale wiedząc jakie wrażenie we mnie wywołał. Ciało samo mnie zdradzało. Z jakiegoś tajemniczego powodu chciałam mieć go blisko siebie, chciałam go czuć, całować i dotykać.
Chciałam by był mój.
Chwilę później, ciasno spleceni, tańczyliśmy wśród innych par, ale zupełnie ich nie widziałam. Byłam zbyt skupiona na Hugo. Czułam każdy mięsień jego ciała, kiedy poruszaliśmy się w rytm muzyki. Lecz jej nie słyszałam; w moich uszach pulsowała krew, a szaleńczo bijące serce miałam w gardle. Gorąc, z kolei, uderzył we mnie ze zdwojoną siłą. Nie rozumiałam co się działo. Czułam się, jakby była albo pijana, albo płonęła.
Wpatrzyłam się w żyłkę pulsującą na szyi Hugo. Patrzyłam się w nią dłuższy czas, oddychając szybko, nim wreszcie ją pocałowałam. Pocałunkami zakreśliłam drogę ku jego uchu, kompletnie nie wiedząc co we mnie wstąpiło.
Mężczyzna zamarł na ułamek sekundy, zaraz potem odetchnął drżąco i obrócił mnie. Obejmując od tyłu próbował się uspokoić, jakby to, co zrobiłam było czymś wielkim, znaczącym.
Poruszyłam biodrami.
- Luna przestań - szepnął mi do ucha. - Po prostu przestań. Spróbuj kontynuować to, co robisz, a...
Jednak należałam do osób upartych. Poruszyłam się testując jego wytrzymałość. Wystarczyłoby przekroczyć tę granicę, aby wreszcie dowiedzieć się jakby to było być z nim. Tak naprawdę zostać jego kobietę i zrobić coś co naprawdę chciałam.
- Luna - wymamrotał słabo Hugo.
Obejrzałam się za siebie. Cokolwiek ciągnęło mnie w stronę tego mężczyzny, właśnie wygrywało. Dzisiejszej nocy planowałam oddać się Hugo na srebrnej tacy, tak jak tego wielokrotnie chciał.
******
Całując się namiętnie, głęboko, gorąco, zakryliśmy za sobą wejście do namiotu. Moje dłonie badały każdą krzywiznę ciała Hugo, każdy jego mięsień.
Niecierpliwie ściągnęłam bluzkę Hugo. Z jakiegoś powodu mnie irytowała, więc musiała zniknąć.
Hugo odetchnął na moment przestając mnie całować. Dotknął dłonią mojego policzka, w który wtuliłam twarz zerkając na niego zamglonymi oczami. Mężczyzna był zaczerwieniony, oddech rwał mu się tak bardzo jak mnie. Wręcz czułam jak bardzo był podniecony.
- Luna?
- Mmm?
- Żadna siła nie powstrzyma mnie przed dobraniem się do ciebie. Teraz. Zaraz - powiedział opuszczając dłoń, która zsunęła się po mojej szyi, obojczyku, aż do rowka między piersiami.
Przesunął dłonią po dekolcie sukienki, testując mnie. Po chwili chwycił pierś ściskając ją i pieszcząc. Pocałowałam go oddychając szybko. Zaraz potem leżałam na posłaniu naga, obserwowana przez Hugo. Jego dłonie przesuwały się po moim ciele, które drżało z rozkoszy przez ten długo wyczekiwany dotyk. Do rąk dołączyły usta kreślące ścieżkę na rozpalonej skórze. Usta wykrzywiające się w uśmiechu ilekroć z moich warg wyrwał się jęk.
Próbowałam odwrócić sytuację, lecz Hugo mi na to nie pozwolił.
- Moja - wyszeptał wsuwając dłoń między moje nogi rozsunął je, jednym ruchem wchodząc we mnie, czego się nie spodziewałam. Nie tak szybko. Sapnęłam uwalniając smoczą moc. Otoczyła nas ona migotliwą poświatą. - Luna?
- T- t- to nic takiego - wymamrotałam obejmując go ramionami i nogami, drżąc. - Smoki doznają mocniej, a ty... - zarumieniłam się. - Nie panuję nad mocą... jedyne o czym mogę myśleć to to, jak blisko mnie jesteś i jak bardzo cię pragnę.
- Już się wystraszyłem - mruknął całując mnie w ucho. Spoglądając mi w oczy zaczął się poruszać - mocno, szybko. - Później będziemy się sobą delektować - szepnął. - Jedyne czego chcę to cię mieć, Luna.
I nie przejmując się niczym, doprowadził do moich krzyków. Nie miał też litości. Pozwolił mi odpocząć godzinę, nim ponownie zaczynaliśmy lgnąć do siebie. Po całonocnym maratonie, nie miałam siły nawet wstać. Hugo był niewyżyty, ale zapewne, gdybym cokolwiek powiedziała, dałby mi potrzebny czas. Problem polegał na tym, że chciała go tak samo, jak on mnie. Dlatego budziliśmy siebie nawzajem, kochając się do utraty sił.
Tuż przed świtem, spocona leżałam na brzuchu, obserwując mężczyznę. Hugo rozmawiał z kimś przy klapie namiotu, stojąc w samych spodniach. Zaraz potem wrócił do środka i od razu zauważył mój wzrok. Uśmiechnął się wślizgując pod koc.
Pezja przytulił mnie do siebie, przyciągając na swoją klatkę piersiową.
- Spróbuj się przespać - poprosił. - Musimy rankiem wyruszyć... Dasz radę?
- Jakoś dam - mruknęłam obejmując mężczyznę.
- Wybacz - szepnął skruszony. - Od tak dawna pragnąłem ciebie, że kiedy wreszcie mogłem cię mieć, puściły mi hamulce.
- Śmiało można powiedzieć tak i o mnie.
- Haha. Określiłbym cię jako wyjątkowo żywą - cmoknął mnie we włosy - seksowną, kuszącą. Moją.
To, co zrobiliśmy nie powinno się zdarzyć. Wiedziałam to. Hugo nie był Komandorem, więc z logicznego punktu widzenia, należało się powstrzymać. Tylko, że było to niewykonalne. Pragnęłam Hugo. Wobec czego, przez możliwy czas zamierzałam z tego korzystać. W końcu coś takiego nie zdarzało się zawsze.
Nie zamierzałam żałować.
Ten jeden raz chciałam coś dla siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top