6.

- Nic pani nie jest? - spytał młody mężczyzna.

- Nie, nie. To moja wina. Powinnam patrzeć jak idę. - odpowiedziała kobieta, zbierając rozsypane notatki.

- Pomogę pani. - mężczyzna schylił po leżące na ziemi kartki.

- Dziękuje. Straszna ze mnie łamaga.

- Interesuje się pani sztuką? - spytał, widząc notatki i kserokopie.

- Nawet więcej. Studiuję historię sztuki. Piszę obecnie pracę o współczesnym malarstwie, a dokładnie o twórczości Toma Stevena.

- Ciekawe... Dlaczego właśnie o nim?

- Sama nie wiem. Może dlatego, że w jego pracach jest coś niepokojącego? Jakby skrywały jakąś mroczną tajemnicę. No i sam artysta jest bardzo tajemniczy.Chciałabym dowiedzieć się o nim czegoś więcej.

- W takim razie ma pani szczęście i może osobiście z nim porozmawiać. Tom Steven, do usług.

- Żartuje pan? - kobieta przyjrzała się dokładnie - O Boże, mistrzu wybacz! Nie poznałam pana. To dla mnie zaszczyt. Kocham pańską twórczość! Znaczy... przepraszam, gdzie moje maniery. Jestem Isabel Orlowsky.

- Miło mi. Może pozwoli się pani zaprosić na kawę? Chętnie odpowiem na pani pytania.

- Z przyjemnością. I proszę mi mówić po imieniu.

- W takim razie zapraszam, Bello.

Lily wróciła do swojego tymczasowego mieszkania. Całe popołudnie spędziła w towarzystwie Toma, albo raczej Helena Otisa, jeśli Jane się nie myliła. Będzie musiała jeszcze trochę poudawać Isabel i zdobyć jego zaufanie. Może nawet zdoła go uwieść i zamieszkać w jego domu? Tam na pewno znajdzie jakieś dowody, które potwierdzą jego prawdziwą tożsamość. A teraz musi podszkolić się trochę z zakresu historii sztuki. W końcu jest studentką tego kierunku.

Trzy miesiące później

Lily leżała w łóżku. Z nienawiścią i obrzydzeniem przyglądała się śpiącemu obok Tomowi. Jeszcze większe obrzydzenie czuła do siebie, w końcu sypiała z mordercą swojej siostry. Miała już pewność, że Tom Steven to w rzeczywistości Helen Otis. Z powodzeniem grała Isabel, młodą studentkę zafascynowaną wielkim artystą. Często się spotykali, wychodzili na kawę lub na wystawę. Po miesiącu znajomości została jego dziewczyną i zamieszkała w jego willi. Gdy zostawała sama przeszukiwała każdy zakamarek domu. W końcu znalazła nóż i maskę ukryte w jego pracowni. W jego biurku znalazła też dokumenty na nazwisko Helena Otisa i zdjęcie czarnowłosego nastolatka. Gdy przyjrzała się lepiej dostrzegła podobieństwo między chłopakiem ze zdjęcia, a Tomem. Jane wspominała, że Helen zmienił wygląd. Przycięte, zafarbowane na jasny blond włosy, kolorowe soczewki. Do tego minęło tyle lat. Lily nie dała po sobie poznać, że zna jego tajemnicę. Wciąż grała zakochaną i lekko roztrzepaną dziewczynę, której nikt nie podejrzewałby o knucie intryg.

Gdyby teraz Helen na nią spojrzał nie zobaczyłby tego uroczego, słodkiego uśmiechu jaki zawsze towarzyszył Isabel. W tej chwili była żądną zemsty Lily Bouviere, w oczach której pałała nienawiść. Miała ochotę zabić w tej chwili, w tym łóżku. Sięgnęła do szafki po nóż, który tam ukryła. Dzierżyła ostrze w drżącej dłoni. Zawahała się.

- Nie. - szepnęła do siebie - Nie dziś. Musi zginąć w Halloween. Tak jak Marie.

Wstała i założywszy szlafrok, udała się do kuchni. Siedziała przy stole nad kubkiem parującej herbaty.

- Panuj nad sobą Lily. - mruknęła - Za bardzo dajesz ponieść się emocjom. Dwa dni, jeszcze tylko dwa dni. I w końcu pomścisz siostrę. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top