14.
Lily przedzierała się przez bagna Luizjany, przeklinając komary. Cholerny Slenderman, nie mógł zamieszkać w jakiejś przyjemniejszej okolicy? Bez tych pieprzonych krwiopijców? Niczego tak nienawidziła jak komarów. Na dodatek była cała spocona i brudna od szlamu po tym, jak kilka razy wpadła do wody. Oczywiście Lily nie oczekiwała, że uda jej się pokonać Slendermana. Był na to zbyt potężny i najprawdopodobniej nieśmiertelny. Ale gdzie Slenderman, tam i jego sługa. Toby Erin Rogers, szerzej znany jako Ticci Toby. Zabić go to dopiero będzie przyjemność.
Lily zatrzymała się i spojrzała na drzewo. Do pnia przyczepiona była kartka. Zerwała ją. "No eyes always watching" głosił napis. Karteczki Slendermana. Albo głupi żart okolicznych dzieciaków, albo była na tropie kolejnego przeciwnika. Miała nadzieję, że jednak to drugie. Już kilka razy myślała, że namierzyła Slendermana, a ostatecznie okazywało się, że nastolatki się nudziły i bawiły w rozwieszanie karteczek. Lily zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu kolejnych rysunków.
Śledził. Obserwował. Dziewczyna stanowiła zagrożenie. Szukała jego kryjówki. To przed nią ostrzegał Operator. Mówił mu, że zabiła już kilku z nich. Jane, Puppeteer, Jeff, Liu, Jason, Helen, Clockwork...Mężczyzna mocniej zacisnął dłoń na trzonku toporka. Suka zabiła Natalie. Jego Natalie. Teraz on ją zabiję. Ruszył przez las. Wyprzedzi ją i zaskoczy na polanie. To dobre miejsce na pojedynek.
Lily szła śladem kartek. Drzewa zaczęły się przerzedzać. Ledwo wyszła na polanę, a obok jej głowy przeleciał topór. Dziewczyna instynktownie uskoczyła w bok. Wyjęła katanę z pochwy i przyjęła pozycję obronną. Z drzewa zeskoczył mężczyzna wyglądający na trzydzieści kilka lat. Miał potargane, brązowe włosy, lekki zarost i sporą bliznę na policzku, która odsłaniała jego zęby. W niekontrolowany sposób potrząsał głową, a jego lewe ramię drżało.
- Toby Erin Rogers, jak mniemam?
- Wolę, żeby nazywać mnie Ticci Toby. A ty pewnie jesteś tą szmatą, która zamordowała Clockwork?
- Jeśli chcesz możesz mnie tak nazywać - parsknęła dziewczyna - Ale wolę imię Lily. Lily Bouviere.
- Gówno mnie to obchodzi - warknął Toby.
Lily zachichotała pod nosem. Ciekawe, jak zareagowałyby wszystkie nastoletnie faneczki Rogersa, gdyby go teraz zobaczyły i usłyszały? To z pewnością nie był ten słodki, miły chłopaczek, jakiego opisują w swoich fanficach. Zaniedbany, o podkrążonych oczach, z zachrypniętym głosem, jakby od alkoholu. Bliżej mu było do dzikiej bestii, niż morderczego amanta.
Toby ruszył na nią biegiem, trzymając uniesiony topór. Lily zauważyła, że mężczyzna lekko kuleje na prawą nogę. Rogers zamachnął się. Lily odskoczyła. Ostrze topora o milimetr ominęło jej szyję. Dziewczyna przeszła do kontrataku. Toby zdołał zablokować cios. Szczęknęły skrzyżowane ostrza. Lili zebrała całą energię i odepchnęła Toby'ego. Mężczyzna zawarczał i ponownie rzucił się na kobietę. Tym razem Lily był o sekundę za wolna. Ostrze rozcięło jej skórę na obojczyku. Zasyczała z bólu. Wściekła się. Ponowiła atak z jeszcze większą werwą.
Walka trwała już długo. Oboje byli ranni, krwawili. Jednak żadne z nich nie zamierzało się poddać. A szala zwycięstwa nie przechylała się na żadną ze stron. W pewnym momencie Toby przeraźliwie krzyknął, upuścił topór i osunął się na kolana, trzymając się za głowę. Lily zauważyła, że mężczyźnie leci krew z nosa. Po chwili jej także zakręciło się lekko w głowie i na moment straciła ostrość widzenia, ale dolegliwości szybko minęły. Wtedy zobaczyła wysoką postać w garniturze Slenderman.
- ZAWIODŁEŚ MNIE TOBY! DZIEWCZYNA WCIĄŻ ŻYJE!
-Operatorze, wybacz mi.
- NIE NADAJESZ SIĘ JUŻ NA MOJEGO SŁUGĘ. JESTEŚ ZA SŁABY!
Istota pochwyciła Toby'ego mackami i uniosła w górę. Lily z mieszanką grozy i fascynacji patrzyła jak Slenderman nabija ciało swojego sługi na gałąź drzewa. Krew mężczyzny spłynęła po konarach. Ciałem mężczyzny wstrząsnęły konwulsje, by po chwili znieruchomieć
- PANNA LILY BOUVIERE - Slenderman zwrócił się do kobiety - WIELE O TOBIE SŁYSZAŁEM. OBSERWOWAŁEM CIĘ OD JAKIEGOŚ CZASU. JESTEŚ SILNA, SPRYTNA, PRZEBIEGŁA. ŚWIETNIE WALCZYSZ. POKONAŁAŚ NAJSŁYNNIEJSZYCH MORDERCÓW OBECNYCH CZASÓW. BYŁABYŚ DOBRYM PROXY.
- Nie, dzięki - prychnęła Lily - Pracuje sama.
- DOPRAWDY? ODRZUCASZ MOJĄ PROPOZYCJĘ? - Slender wysunął mackę w stronę Lily.
- Jak widzisz - zakpiła dziewczyna, wykonując kataną cięcie.
Rozległ się przerażający ryk, gdy na ziemię upadła odcięta macka. Z jej pozostałości sączyła się czarna maź. Slenderman rozwarł paszczę, odsłaniając szereg ostrych jak igły zębów. Z jego pleców wystrzeliła chmara macek, które pochwyciły Lily i uniosły ją w powietrze.
Ucisk na gardle pozbawiał ją tchu. Przed oczami zaczęły pojawiać się czarne plamy. Dziewczyna drapała paznokciami po macce Slendera, jednak jej palce ślizgały się po gładkiej skórze. Widząc, że to nic nie da, przestała walczyć. Zamiast tego starała się sięgnąć do cholewki swoich wysokich glanów. Po kilku nieudanych próbach w końcu jej się udało. Wsunęła palce w cholewkę i wyciągnęła z niej strzykawkę z przezroczystym płynem. Chwyciła ją mocniej i szybkim ruchem wbiła w ciało Slendermana i nacisnęła tłok. Potwór ryknął i rozluźnił chwyt. Lily upadła z łoskotem na ziemię. Zobaczyła jak kwas ze strzykawki wyżera od środka macki potwora. Ranny Slenderman teleportował się, zostawiają Lily na polanie. Osłabiona i poraniona dziewczyna straciła przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top