Rozdział 26
Nie zabijajcie mnie, ładnie proszę... + u góry muzyczka do rozdziału
Will usłyszał dziki ryk, a następnie trzask. Otworzył oczy i zobaczył, że Temudżeini zostali zatrzymani na tarczach, uprzednio wspinając się na wał i przedzierając przez zaostrzone pale.
- Zepchnąć ich! - Daniel wydał kolejną komendę, a Skandianie gwałtownie odsunęli od siebie tarcze, przez co fala Temudżeinów runęła w tył, kończąc na palach.
,,Może mamy szansę...", pomyślał Will, dźgając jednego przeciwnika saksą.
>>----->
Niko i Smoke siedzieli na gałęzi i w przerażeniu patrzyli na ich przyjaciół. Nagle młodszy pisnął i wzbił się w powietrze, a drugi ptak szybko za nim podążył. Zastanawiał się, co wyczynia jego przyjaciel i dlaczego leci tam, gdzie ich właściciele wyraźnie zabronili im lecieć.
Smoke podleciał do najbliższego zagajnika i szybko wrócił trzymając patyk w szponach. Dotarł do miejsca, gdzie akurat walczyli żołnierze i zaczekał, aż bronie zetrą się ze sobą.
Gdy tak się stało wyczuł odpowiedni moment i sprawił, że iskry, które poleciały z metalowych ostrzy natrafiły na suche drewno i zajęły je ogniem.
Ptak wyleciał wyżej i zaczął krążyć nad Temudżeinami, zrzucając na nich iskry i płonące kawałki gałęzi, co sprawiało, że ich stroje zajmowały się ogniem, konie przestawały się słuchać, a wozy tonęły w płomieniach.
>>----->
Will po raz kolejny odparował atak i zasłonił tarczą swojego ojca. Czuł, jak jego mięśnie płoną, czuł jak jego serce z każdą kolejną sekundą bije coraz mocniej, jakby coraz bardziej wyrywało się do życia w chwili, gdy w każdym momencie może je stracić.
- ...Nie poddawaj się. - Usłyszał zdyszany głos obok. - Obiecałem ci, że wrócimy do domu. I dotrzymam tej obietnicy... - Daniel uskoczył przed ciosem, po czym od razu wrócił na miejsce i rąbnął przeciwnika tarczą.
>>----->
- Trzymać szyk! - Ryknął Erak. Na początku sceptyczny, teraz ufał Łowcom i ich taktyce. Stał na wzniesieniu, więc widział, jak wojska Temudżeińskie są miażdżone przez opór, ostrza i tarcze. W dodatku orły krążące i podpalające wojsko były bardzo przydatną pomocą, bo większość żołnierzy porzucała wojaczkę i zajmowała się ratowaniem własnego życia.
Wiedział, że do końca bitwy jeszcze daleko, ale mimo zmęczenia, czuł też radość. Poczuł nadzieję. Nadzieję dla swego ludu, swych sojuszników i przyjaciół. ,,Pierś Skandii winna być tą, o którą rozbije się temudżeińska nawałnica.", pomyślał.
- Trzymać szyk! - Powtórzył rozkaz. - Pierś Skandii winna być tą, o którą rozbije się temudżeińska nawałnica! - Ryknął jeszcze głośniej, by dodać swoim towarzyszom odwagi i sił w boju. Skandianie zgodnie zaryczeli i wzięli się za szybsze wybijanie wrogów.
>>----->
Łucznicy pruli ogniem, lecz gdy orły wmieszały się w walkę część zaczęła strzelać bardziej ostrożnie, by nie zranić ptaków, które jakby nie patrzeć, były ich sojusznikami. A nikt nie chciał tracić sojuszników, gdy chodziło o taką wojnę.
Mieli ogromny zapas strzał, więc mimo tego, że starali się strzelać celnie, to niezbyt przejmowali się tym, że skończy im się amunicja. W dodatku skandyjskie kobiety ciągle produkowały nowe strzały. Żeby tego było mało, temudżeińska armia kurczyła się w dość... Zastraszającym tempie. Nie żeby im to przeszkadzało rzecz jasna.
>>----->
Daniel zauważył, że jego pierzasty przyjaciel bardzo głośno krzyczy i wyraźnie chce mu coś przekazać. Nagle zorientował się, co orzeł ma na myśli i w sekundę poczuł, jak jego serce staje mu w piersi, a sekundę później przyśpiesza co najmniej trzykrotnie.
- Rozbić szyk! - Ryknął z całych sił i w sekundę formacja rozpierzchnęła się, a chwilę później w miejsce, gdzie wcześniej stali spadł wielki głaz, wystrzelony z katapulty.
Skandianie szybko przegrupowali się i wrócili do boju z jeszcze większym zapałem niż poprzednio. Osoby trzymające tarcze rzuciły się na wrogą armię dosłownie taranując przez nią drogę swoim pobratymcom, którzy szli za nimi i dobijali tych, którzy przeżywali.
>>----->
Will w pewnej chwili wypatrzył dowódcę. Wiedział, jak cenny jest dla wrogiego wojska. Niemal instynktownie rzucił się przed siebie.
Doparł do mężczyzny i w chwili, gdy ten był zajęty walką z jakimś Skandianinem, Will rąbnął go w głowę głowicą saksy. Oczy wojownika zaszły mgłą, a ten padł nieprzytomny na ziemię.
Will usłyszał świst, a strzała przemknęła tuż obok niego. Odwrócił się i zauważył, że wbita jest w pierś mężczyzny za jego plecami. Skinął głową w stronę z której nadleciał ratunek, po czym znów wrócił w wir walki.
>>----->
Daniel uderzył wroga w głowę, a potem podciął mu nogi i rzucił na zaostrzone pale. Martwił się, bo od dobrych kilkunastu minut nie widział swojego syna. Bał się o niego, zresztą jak każdy na jego miejscu.
Gdy myślał, że już nie żyje, dostrzegł go...
>>----->
Will zobaczył, jak jeden Skandianin leży przygnieciony przez Temudżeina, a ten unosi dłoń z mieczem. Odparował cios wroga, po czym przebił mu pierś saksą.
Wyczuł ruch za sobą i odwrócił się, by zobaczyć, jak tuż za nim stoi wysoki mężczyzna znajomej, ciemnej pelerynie...
Ostrze wchodzi w ciało jak w masło...
Will otworzył szerzej oczy. Zobaczył ostrze znikające za barierą z mięśni i krwi. Ciało za nim padło na kolana. Usłyszał głuchy jęk. Ciało padło na ziemię...
- ...Nie. - Szepnął cicho wilgotnym głosem. - NIE! - Ryknął rzucając się na oszołomionego mężczyznę. Już miał go na wyciągnięcie ręki... Już był tak blisko...
Ostrze wchodzi w ciało jak w masło...
Zimny metal bezlitośnie przebił jego pierś. Za nim popłynęła fala krwi i jeszcze większego przerażenia. Padł na kolana, ledwie łapiąc oddech. Przyłożył dłoń do klatki piersiowej, drugą opierając się o zakurzone podłoże. Wyczuł nóż, ciągle wbity w jego plecy, przechodzący przez jego pierś i kończący na zewnątrz, z ostrzem wystającym z jego ciała. Jego serce wciąż biło mocno i żwawo, jakby nadal chciało żyć...
Łzy polały mu się z oczu. Odwrócił się i zobaczył, że Daniel leży na ziemi, w coraz większej kałuży krwi. Podszedł do niego na kolanach.
- Tato... - Zaczął cicho. Krew wypływająca z jego ust nie ułatwiała mu mówienia. - Tato... - Powtórzył, kładąc wolną dłoń na jego plecach. Daniel nadal leżał, nie poruszył się nawet o milimetr. - ...Tato... - Will poczuł, jak łzy jeszcze większą rzeką spływają mu po splamionej krwią, potem i pyłem twarzy. Padł na ciało leżące pod nim i wolną ręką złapał chłodną dłoń leżącą obok. - T-tak st-rasznie-e cię prze-praszam... - Zapłakał i mocniej przytulił ciało swojego ojca.
Zdążył jeszcze poczuć, jak drugie ostrze wbija się tuż obok pierwszego...
***
Także no...
ZAPOMNIAŁAM DOPISAĆ:
Will wcale nie widział osoby, która chce go zabić. Ten gościu co stał za nim w ciemnej pelerynie to Daniel. Will po prostu widział dokładny moment śmierci ojca.
Do przeczytania,
- HareHeart.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top