II Rozdział. Jeden z nich

Tajemnicza postać skrywająca sie w mroku nocy powoli podchodziła do mnie. Wiedziałem, że jeśli niczego nie zrobię będę martwy.

Pieprzony pręt... Za chiny się nie uwolnie , a tamta śpi wygodnie. Czego ich uczyli u tych całych łowców? Jeśli w ogóle ich uczyli. A gdzie jest Ledier? Miał nas pilnować stać na straży. Nie ma go akurat kiedy jest potrzebny. Muszę działać...

Wyciągnąłem rękę najdalej jak mogłem. Jeszcze trochę... pot mi leciał z czoła, a tajemnicza postać była coraz bliżej. Brakowało kilka milimetrów, które nieznacznie dzieliły moje życie od przepaści.

- Kurwa dlaczego mam takiego niefarta. Boże jeśli istniejesz pomóż mi - Pomyślałem rozciągając się tak mocno, źe bolało mnie ramię.

Myślałem wtedy o jednej rzeczy - przetrwaniu...

Nagle stało się coś czego się nie spodziewałem moja silną wola, która chciała siegnąć po ten przedmiot sprawiła jakby sam z siebie przybliżył się do mnie, i to w ostatniej chwili nim ,,To" się zbliżyło. Powoli to coś czymkolwiek czy kimkolwiek jest zaczęło odkrywać swoją twarz zbliżając sie do mnie przez płomieniu ogniska. Widziałem łeb tego czegoś. Miało kaptur, a głowa przypominała coś czego nie da się opisać słowami. Pewnie kroczyło przed siebie myśląc, że jestem nieuzbrojony w najmniej spodziewanej chwili rzuciłem w nią sztyletem przebijając jej gardło.

Jak ja to zrobiłem...

Monstrum przypominające człowieka krztusiło się własną krwią próbując zatamować krwawienie, ale to niestety na nic, bo trafiłem w  dziwny sposób akurat w punkt witalny nieważne co by zrobiła nie miała szans na przetrwanie, lecz nim straciła ostatnie tchnienie powiedziała.

- Proszę urat... - nie zdążyła dokończyć, ponieważ zakończył jej żywot Ledier wbijając noż w plecy, który wyglądał na zdenerwowanego.

- Szlag natrętne stworzenia - powiedział z gniewem łowca kopiąc truchło potwora.

Po uspokojeniu się mężczyzna odwrócił sie do mnie z płaczącą twarzą przypominającą wdzięczność w stosunku do mnie. Po chwili Ledier odważył się do mnie odezwać.

- Dz... dzięk... Eh dziękuję - powiedział do mnie z trudem  odwracając się do mnie plecami po czym podszedł w kierunku swojej koleżanki.

- Wstawaj musimy iść. Tu nie jest bezpiecznie - powiedział z przejęciem łowca.

- Jeszcze pięć minut ahhhh. - odpowiedziała ziewając wracając do swojego upragnionego snu.
Ledier nie wydawał się obchodzić zdaniem swojej towarzyszki wziął kubeł z lodowatą wodą i wyrzucił prosto na nią.

- Nie dałaś mi wyboru - usprawiedliwiając się przed nią

- Aaaaa !- wstała gwałtownie , a jeszcze chwilę temu wyglądała na zmęczoną... :)

Przyglądałem się tej scenie z rozbawieniem, może w innych okolicznościach zostalibyśmi przyjaciółmi pomijając fakt, że wzięli mnie do niewoli i przywiązali do tego cholernego wozu... Ah mam ochotę przeklnąć za to wszystko co mnie w tym świecie spotkało. Najpierw podróż do innego świata, zakapturzone postacie, a teraz potwory. Jestem sceptycznie nastawiony do tej całej przygody, ale przynajmniej zyskałem jakieś umiejętności jeszcze nie wiem jakie, ale wiem, że zaczynają się pojawiać. Po prostu to czuje głeboko w sobie tak jakby strumień energi powoli wypełniał moje ciało. Mam nadzieję, że te moce pomogą mi przeżyć w tym bezdusznym świecie... Nie wiem dlaczego tak się dzieję. lecz moje dalsze przemyślenia przerwała ,,para gołąbków'' wypada mi mówić. Gdyby Nadia to usłyszała pewnie by mnie zabiła. Nagle podeszła do mnie wkurzona straszna kobieta. Oczywiście była nią Nadia, bo kto inny?

- Dlaczego nie zareagowałeś?- zapytała ze złoscią dziewczyna.

- Po co? - odpowiedziałem ziewając chcąc ją jeszcze bardziej zdenerwować.

O dziwo się udało była jeszcze bardziej wkurzona niż przedtem. Postanowiłem bardziej ją nie denerwować, ponieważ nie chciałem pogarszać swojej sytuacji. Na szczęście Ledier uratował mnie przed jej złością wchodząc między nas i upominając Nadię by ta się uspokoiła. Wtedy pociłem się z przerażenia o mało nie wyzionąłem ducha. Na szczęście przeżyłem jedną z najtrudniejszych chwil w moim życiu. Postanowiłem nigdy się z taką nie ożenić. No może jeszcze to przemyśle. Przynajmniej nie dziś. Po chwili zrzędzenia naszej towarzyszki weszliśmy na wóz i wyjechaliśmy w dalszą drogę oczywiście wbrew mojej woli. W końcu się przyzwyczaiłem do ich towarzystwa, chociaż nadal mam im za złe związanie mnie i uwięzienie na tym przeklętym środku transportu. Sielanka nie trwała długo, ponieważ zjeżdzając z pagórka leciały na nas płonące strzały. Na moje nieszczęście strzała przebiła węzły mnie trzymające pewnie się teraz zapytacie dlaczego się nie cieszę?

Cieszyłem się dopóki nie spadłem waląc głową mocno w wyrastający korzeń i spadając dalej przez co ucierpiała moja duma i ciało...

Wreszcie zaliczyłem twarde lądowanie. Ciało mnie bolało jak cholera nie mówiąc już o głowie. No i za przeproszeniem nici było z mojej ucieczki, ponieważ nie mogłem się ruszyć przez ból, który przechodził przez całe moje ciało. Zanim zemdlałem, słyszałem dźwięki walki moich ,,przyjacioł". Wyobraźcie sobie tylko człowiek czeka na to, aby uciec, a kiedy dostaję szansę wszystko się wali przez głupi uraz podczas niefortunnego spadania. Obudziłem się już nie związany leżący w wozie jak jakiś ranny czlowiek. Przy mnie siedziała Nadia.
- Obudziłeś się ? Jak się czujesz ? - powiedziała zmartwiona.

Może źle ją oceniłem cóż każdemu zdarza się popełniać błędy...

- Świetnie - odpowiedziałem ironicznie czując okropny ból, który zawładnął moją głową.

- Widzę, że humor wrócił. -odpowiedziała pozytywnie nastawiona waląc reką o moją bolącą nogę.

Na serio współczuję walczącym pod Grunwaldem...

Po chwili zauważyłem dwóch związanych typków mieli zawiązane czymś usta. Krzątali się jak ryba wyłowiona dopiero co ze stawu. Na ich widok o mało nie poczerniałem ze strachu. Musiałem spytać.

- Kim oni są? - Powiedziałem zdezorientowany obecną sytuacją...

- Ludźmi, którzy na nas napadli. Przyzwyczaisz się w końcu też będziesz łowcą. - Odpowiedziała z uśmiechem, ale jej ostatnie zdanie mnie zaskoczyło.
- A co jeśli nie chcę zostać tym całym łowcą ? - odpowiedziałem kpiąco.

- Jak myślisz ile przeżyjesz bez naszej pomocy bedąc w takim stanie w dziczy ? - odpowiedziała z jeszcze szerszym uśmieszkiem na twarzy mocniej ściskając moją noge niż wcześniej. Ta kobieta to demon. Nic nie odpowiedziałem chyba uznała to za zgodę. Ta jasne ohh w życiu zdarzają się różne niespodzianki, ale tego się nie spodziewałem...

- Myśle że się dogadaliśmy. - odpowiedziala ciesząc się ze swojego zwycięstwa w przekonaniu mnie, a raczej grożeniu mi. Nie ma co ta kobieta to dobry negocjator potrafi człowieka przekonać do czegoś czego nigdy nie zrobiłby w życiu gdyby miał wybór. Wreszcie po wielu nieprzespanych nocach bojąc się o swoje własne życie dotarłem do tego miejsca - twierdzy łowców. Nadia wyglądała na podekscytowaną.

- Niezwykły widok co ? Nigdy mi się nie znudzi.-  dpowiedziała z jeszcze większą ekscytacją. Muszę przyznać miała rację.

- Zgadzam się... - Odpowiedział Ledier. Nic nie mówiłem nadal byłem zdenerwowany ja nadal pamiętam co się stało...

- Jeszcze się gniewasz ? - zapytała z uśmieszkiem pocierając ręką o głowę. Nie, ależ skąd zakucie mnie w jakieś kajdany wymuszona podróż i wysłuchiwanie twojego grożenia mi, by mnie zaciagnąć do służby ehh normalnie jak w wojsku westchnąłem chodzi mi o bramkę. Dobrze wracajmy do bramy z bliska wyglądała jeszcze bardziej wspaniale mur grubości dwóch metrów, a wysokość dwupiętrowego domu liczne wyżłobienia ukazujące dokonania łowców najgroźniejsze bestie, które pokonali oraz zastęp wojska czekającego do wymarszu to wszystko prezentowało się wyśmienicie. Zwłaszcza główna brama nad nią powiewały dwie flagi łowców. Łucznicy gotowi w każdej chwili do reakcji oraz symbol na środku wyżłobiony na murze nad kratą, a po bokach rysunki najlepszych łowców stojących nad truchłami potworów. Wszystko to prezentowało się wspaniale nawet z daleka wyglądało na twierdzę nie do zdobycia.  Moje podziwianie, zakłocil strażnik Zatrzymał nas strażnik prze wejściem.


- kim jesteście ?

- Nadia .


- Ledier .


- A ten ranny to ?


- Znaleźlismy go w dżungli poprosił nas żeby dostał szansę wejścia na służbę do łowców .
Taa jasne wrabiać każdy umie.


- Yhm uważaj, bo uwierzę - odpowiedział rozbawiony mężczyzna żartem Nadii


- Wpuszczaj! Nie mądruj się- powiedziała Nadia tracąc cierpliwość.


- Dobra już dobra otwierać bramę!


Przed nami otworzyła się brama widok był jeszcze bardziej zniewalający miasto pełne zabieganych łowców, rekrutów trenujących przeróżne dziedziny walki, magi itd. Przed nami pojawił się jakiś łowca w znacznie lepiej odzianym stroju. Chyba prezentował wyższego rangą żołnierza.


Właśnie moje ciało jakimś cudem się uleczyło, ponieważ byłem w stanie chodzić. Nagle Ledier zdjął kaptur i kazał mi uklęknąć razem z Nadią.
Dopiero wtedy miałem okazję mu się przyjrzeć Ledier miał jasne proste białe włosy średniego wzrostu przypominał z wyglądu wiedźmina. Miał lekko zadarty nos i tak jak inni w tej twierdzy brązowe oczy oraz bliznę na twarzy. Hmm ciekawę co to może oznaczać ?


- witaj mistrzu Kanderu.


- Witaj Nadio i Ledieru.


- Witaj kolesiu eeeeee w zbroi?


Uniżenie się pokłonili robiąc z siebie baranów oczywiście Ledier musiał mnie w to wciagnać, bym przeprosił za ,,Złe maniery''


- Kim jest ten nieznajomy ? - wskazując wzrokiem na mnie.


- Znaleźliśmy go w puszczy letariańskiej- odpowiedziała szczerze, choć nie wiem gdzie mnie znalazła dlatego nie wiedziałem czy to prawda.


- w puszczy? przecież to jedno z najniebezpieczniejszych miejsc w całym królestwie. - wytrzeszczył oczy ich mistrz.


- Hmm Chcesz może zostać łowcą ?- Z powagą na mnie patrząc.


- Nie - odpowiedziałem szczerze.


- Nie masz wyboru przechodząc przez wrota tej bramy każdy zwyczajny człowiek musi nie wręcz powinien pójść na służbę bez wyjątku!


Hmm tafił nam się wyjątkowy człowiek. Nadio dobrze wymyśliłaś z tym uleczeniem go dopiero po wejściu.


- Dziękuję mistrzu- rumieniąc się.


Brakuje tylko żeby ją pogłaskał po główce
Dziwne ich usta ani nie drgnęły, a słyszałem każde słowo. Niemożliwe chyba mi się to śni XD . Wszczepiłem się w ich rozmowę skoro i tak nie miałem nic do roboty.  Jednak wszystko zjebałem jednym zdaniem...

- Widzę, że lubicie plotkować.

- Hmm . - Kander patrzył się na moje usta, ale nie widział ruchu moich warg.  Po czym dodał


- A więc także możesz wnikać w czyjeś umysły hmm ciekawe.


Ja tylko chciałem z nimi porozmawiać dla mnie wygladało to normalnie, jakbym z nimi gadał tylko bez ruchu warg. Strażnik patrzył się na nas i uznał za durniów stojących jak kołki nic nie mówiących, więc nas olał po dłuższym patrzeniu.


- Dobrze wystarczy już tych pogaduszek czas przeprowadzić rytuał wtajemniczenia do kręgu łowców. Chłopczę jestem pewien, że skoro przeżyłeś w puszczy gdzie żerują bestię to bez problemu przeżyjesz obrzęd i zostaniesz wyśmienitym łowcą.


- Zaczekaj powtórz to ostatnie - zaniepokoiłem się.



- Dobrze czas na rytuał - ignorując moje pytanie.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top