Rozdział 2: Rozpłynąć się w powietrzu
Biuro Jednostki Kryminalnej okazało się średniej wielkości klitką z białymi ścianami, jednym pustym regałem, dwoma ciemnymi biurkami i starą, brązową kanapą wepchniętą w kąt.
Może nie było cudowne, ale zawsze mogli trafić gorzej.
Widać, że dawno nikt tutaj nie urzędował, chociażby po stanie powietrza, które stało się ciężkie i brakowało mu świeżości. Czemuż się dziwić, skoro od paru lat nie otwierano drzwi i tylko skrzaty teleportowały się do środka, by zetrzeć kurz.
– Nie zamykaj za sobą – zwróciła się do Teodora. Co jak co, ale zdecydowanie należało tutaj przewietrzyć. Trochę żałowała, że w tym pokoju nie było chociażby zaczarowanego okna.
Hermiona podeszła do biurka stojącego dalej od drzwi i usiadła na czarnym, obrotowym fotelu z wytartą tapicerką, a tymczasem Malfoy wygodnie rozwalił się na kanapie. Nott po prostu oparł się ramieniem o framugę drzwi.
– Nie wiecie, czy są jakieś raporty, notatki na temat zabójstw? – spytała cicho na przełamanie ciszy.
– Och, oczywiście, że są. Wszystko z Draco skrupulatnie spisywaliśmy. Zaraz ci je przyniosę – powiedział naprędce Teodor i już znikł. Chyba właśnie dlatego stał w wejściu: czekał, by się ulotnić.
Cisza, głucha cisza. Denerwowało ją, że Malfoy się do niej nie odzywał i ignorował dalej, jakby wcale jej tam nie było, myśląc na tylko sobie znane tematy.
– Nie wiedziałam, że wcześniej prowadziliście to śledztwo – powiedziała, chcąc wyciągnąć coś od niego. Czekało ich kilka najbliższych tygodni, może miesięcy, współpracy. Nie mogli unikać się w nieskończoność.
– Bo go nie prowadziliśmy. – Wzruszył ramionami. Jego głos nie był jednak taki suchy, jak się spodziewała.
– Ale pisaliście notatki?
– Cóż, potrzebowano skrybów, więc sobie ich znaleziono. Padło na mnie i na Notta.
– Rozumiem... I tylko opisywaliście wszystko?
– Właściwie, to tak.
– I nic więcej?
Przytaknął głową na znak potwierdzenia.
– Czyli do tej pory śledztwo nie było prowadzone?
– No tak. – Zgodził się, a ton, którym się posługiwał, nie miał w sobie żadnych emocji.
Hermiona już dłużej nie ciągnęła go za język. Cóż, przynajmniej jej odpowiedział. Nie spodziewała się po nim jakiejś wielkiej przyjaźni, ale pomimo swojego wycofania, chociaż się z nią kontaktował i to bez użycia wyzwisk, innych niemiłych form czy zgryźliwości. To i tak dużo, pamiętając o ich dawnych relacjach.
Teodor wrócił chwilę później, a wraz z nim powróciła pewność siebie Malfoya, który trochę się ożywił. Zupełnie, jakby przy przyjacielu czuł się pewniej. Nott podał jej cztery cieniutkie teczki. Na każdej z nich widniało inne nazwisko ofiary, wypisane dużymi, drukowanymi literami. Panna Granger otworzyła najpierw tę z napisem RUTH AUDLEY i już miała zabrać się za lekturę notatki z podstawowymi informacjami, kiedy przerwał jej Nott.
– Proponowałbym zacząć od Amelii Rowell. Była pierwsza.
Zastosowała się do jego propozycji. Wyjęła kartę z danymi ofiary. Przypięte na agrafkę zdjęcia wywołały w niej ciarki. Rowell leżała w kałuży własnej krwi, a jej nienaturalnie białe ciało kontrastowało z czerwienią juchy. Ciemne oczy kobiety patrzyły w jakiś nieznany punkt. Najbardziej jej uwagę zwracał czarny jak smoła iks na czole truchła. Znała to ujęcie, pojawiło się na pierwszej stronie Proroka Codziennego, kiedy zabójstwo szefowej Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów wyszło na jaw. Dziwnie i przerażająco było patrzeć na wyraźną fotografię, kiedy widziała wcześniej jej ocenzurowaną, praktycznie w całości rozmazaną, kopię.
Nie czytała pełnych opisów, ponieważ wolała zrobić to w samotności i całkowitym skupieniu. Pomijała również zdjęcia, nie chcąc patrzeć na zmasakrowane, pocięte ciała ofiar. Zdążyła odzwyczaić się od drastycznych widoków trupów przez ostatnich pięć lat.
– Co dzisiaj powinniśmy zrobić? – zapytała dziewczyna, patrząc na Teodora. Postanowiła teraz pomęczyć Notta, skoro Malfoy odpowiedział już na kilka jej pytań.
– Najpierw powinnaś mnie przesłuchać, a potem na siedemnastą jesteśmy umówieni na rzucanie zaklęcia Fideliusa nad twoim domem.
Hermiona zamrugała szybko.
– Ciebie mamy przesłuchać?
– Jest jedynym świadkiem zabójstwa Skeeter, Granger. Nie czytasz gazet? – odezwał się siedzący do tej pory cicho, Malfoy. Hermiona zarumieniła się, kiedy przypomniała sobie tę część artykułu, którą przeczytała dzisiaj rano, jeszcze przy swoim biurku.
– Czytam gazety, Malfoy. Tylko, jeśli jeszcze nie zauważyłeś, moje życie w ciągu ostatniej godziny przewróciło się do góry nogami i miałam prawo zapomnieć o tak istotnym szczególe. Nie uczę się gazet na pamięć.
– Racja, zdecydowanie bardziej wolisz podręczniki.
Panna Granger zacisnęła dłonie pod blatem, żeby tego nie zobaczył. Tak, sam na sam nie był taki hardy. Cóż, udała, że nie słyszała jego komentarza, nie chcąc już dzisiaj doprowadzić do żadnej sprzeczki. Wystarczająco dużo wydarzyło się tego dnia. W całym pokoju panowała ciężka atmosfera. Teodor, nie potrafiący najwyraźniej poradzić sobie z napięciem, zaproponował, aby zajęli się w końcu tym zeznaniem, zwłaszcza, że miał im ważne rzeczy do powiedzenia.
Draco niechętnie dźwignął się z kanapy, i przysunął sobie krzesło od drugiego biurka tak, aby usiąść przy Hermionie. Nott natomiast zza regału wyciągnął stary, drewniany, porysowany taboret i klapnął naprzeciwko Malfoya i Granger.
Blondyn wygrzebał z kieszeni czarnych, bezkształtnych szat aurora samopiszące pióro.
– Masz jakiś papier? – zwrócił się konkretnie do przyjaciela.
– Stary, nie jestem tobą. Ja w kieszeni noszę tylko różdżkę i trochę grosza.
Draco przewrócił oczami, ale powstrzymał się od komentarza, jednocześnie wyciągając pękaty kałamarz z drugiej kieszeni.
– Może sprawdź w szufladzie – zaproponowała nieśmiało Hermiona.
Draco nawet na nią nie spojrzał, tylko skorzystał z jej pomysłu. Był to strzał w dziesiątkę, ponieważ w dolnej przegródce sąsiedniego biurka istotnie znaleźli pergamin. Co prawda nie był on takiej jakości, jakby sobie tego życzył – znacznie pożółkł i wyglądał jak nadszarpnięty zębem czasu – ale jeszcze dało się po nim pisać.
– Imię i nazwisko – zapytał na początek Draco.
Teodor spojrzał na niego jak na głupka.
– Serio? Nie mogę sam tego wypisać? Będzie szybciej.
Samopiszące pióro zdążyło zapisać „serio” na pergaminie, zanim Malfoy je zacisnął w swojej garści, uniemożliwiając tym samym dalsze ruchy.
– Takie są procedury – powiedział dobitnie. Teodor uniósł tylko brew. Mógłby się założyć, że gdyby nie siedząca obok Granger, darowałby sobie tę maskaradę. Malfoy naszykował czysty kawałek papieru i puścił pióro wolno, a potem ponownie przystąpił do przesłuchania. – Imię i nazwisko.
– Teodor Digby Nott.
Draco nie mógł się powstrzymać przed roześmianiem się. Widząc zdenerwowane oblicze kumpla, miał większe problemy z uspokojeniem się. Tym razem to Nott, którego policzki ze złości zabarwiły się na różowo, oderwał pióro od pergaminu, jednocześnie groźnie łypiąc na przyjaciela.
– Nie rozumiem, o co ci wciąż chodzi. Digby to piękne, stare imię brytyjskie, Lucjuszu.
– Wmawiaj sobie, Digby. Dobra, dalej. Data i miejsce urodzenia.
– Szesnasty grudnia 1979, Piddletrenthide, hrabstwo Dorset.
Teodor musiał podać jeszcze kilka swoich danych, zanim dotarli do istoty rzeczy.
– Opowiedz o tym, co robiłeś przed pojawieniem się na miejscu zbrodni i co się tam wydarzyło.
Teodor zamyślił się na chwilę. Naprawdę skupił się na wydarzeniach poprzedniego dnia. Jego wzrok był nieobecny, jakby oczami duszy próbował odtworzyć obrazy z wczoraj. Minęła chwila, zanim zaczął mówić, a wszystko opowiadał powoli i niezmiernie dokładnie.
– Wczorajszego wieczoru byłem w Biurze Aurorów, pracowałem na drugą zmianę. Hmmm... – zamyślił się na chwilkę. – Było raczej spokojnie, niewiele się działo. Po dwudziestej drugiej skończyłem pracę i opuściłem Ministerstwo Magii wyjściem dla interesantów. Widział mnie ten stary woźny, no ten z garbatym nosem i wielką brodawką na szyi. Wczoraj bardzo padało i było cholernie... Znaczy, było bardzo ciemno. Kiedy dotarłem do pobliskiego zaułka, z którego zazwyczaj się wszyscy teleportują, początkowo nic nie widziałem. Dopiero kiedy przeszedłem kilka metrów, dostrzegłem, że ktoś tam jest. Kucał, widziałem tylko niewielki czerwony punkt, prawdopodobnie wtedy wypalał iksa na czole ofiary. – Nott przerwał na chwilę, chcąc zebrać myśli. – Wtedy wycofałem się bliżej ściany, żeby przypadkiem mnie nie zauważył. Chciałem wziąć go z zaskoczenia. Potem jeszcze coś na nią rzucił, ale nie wiem co, bardziej zastanawiałem się nad zbliżaniem się do napastnika. Kiedy rzucał klątwę, wykorzystałem jego brak uwagi i zaatakowałem Drętwotą. Chybiłem dwukrotnie, ale jak już mówiłem, było tak niemiłosiernie ciemno... Tyle że on się tym nie przejął. Kompletnie! Nawet nie ruszył się z miejsca, kiedy do niego biegłem. Kazałem mu rzucić różdżkę, ale nie zareagował. I wtedy... – Zeznający wziął głęboki wdech i podrapał się po głowie. Niepewnie spojrzał na siedzących naprzeciwko niego. – I właśnie wtedy zniknął.
Hermiona zmarszczyła brwi.
– Co masz na myśli mówiąc: zniknął? – dopytała. Teodor momentalnie się ożywił.
– To że zniknął! Naprawdę! Jak Merlina kocham, był tam, a w jednej chwili tak po prostu zaczął blednąć... i znikł! Rozpłynął się w powietrzu... Słowo daję, nie wiedziałem, że takie coś jest możliwe!
– Teo, jesteś pewien, że sobie tego, no nie wiem, nie ubzdurałeś? – mruknął niepewnym tonem Malfoy. On również zdawał się nie dowierzać zeznaniom, nawet jeśli należały do jego najlepszego kumpla.
– Oczywiście! Za kogo ty mnie masz? Wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie, ale wiem też, co widziałem!
– Mówiłeś, że było ciemno... – wtrąciła się panna Granger. – Może po prostu nie zauważyłeś kiedy się teleportował... Albo... No nie wiem, może użył świstoklika.
Teodor zdawał się tracić cierpliwość. Wypuścił powoli powietrze nosem, a potem spojrzał wprost w jej oczy.
– Nie ruszył się. Nie można teleportować się bez obrotu. Byłaś na kursie, Granger? Zasada ce–en–wu. Prosty schemat. Cel, wola, obrót i namysł, by obrócić się w nicość. Tylko że on się nie ruszył, stał w miejscu jak jakiś posąg. Poza tym, nawet nie było żadnego dźwięku, co wyklucza nawet świstoklika. – Spojrzał po twarzach przesłuchujących. Kiedy oboje zdawali się nadal nie wierzyć jego słowom, westchnął ciężko. – Jestem w stanie pokazać wam to wspomnienie, żebyście tylko mi uwierzyli.
– Dobra, właściwie to chętnie bym to zobaczył – odparł bez namysłu Malfoy. – Skończymy to przesłuchanie i obejrzymy twoje wspomnienie – zarządził. – Co stało się po tym, jak przestępca uciekł z miejsca zdarzenia?
– Sprawdziłem, czy Rita Skeeter żyje. Kiedy ją znalazłem, było za późno, nie oddychała. Potem wezwałem aurorów na miejsce zdarzenia. W międzyczasie znalazłem przy ciele ofiary list, który zostawił morderca. Nie dotykałem go jednak, nie chciałem zostawiać na nim swoich śladów. To wszystko.
Draco kiwnął głową, po czym obrócił zapisany dokument przodem do Notta. Ten podpisał się pod nim bez wahania.
– Swoją drogą, ciekaw jestem, co dokładnie jest w tym liście – mruknął mimochodem.
– Nie czytałeś go jeszcze? – zdziwił się Draco. – Byłem pewien, że już wszyscy aurorzy wymłócili go w swoich łapskach. Granger, podaj mu teczkę Skeeter.
Hermiona posłusznie wykonała polecenie. Teodor wygrzebał z niej kawałek papieru włożony do ochronnej koszulki i zaczął czytać tekst. W tym samym czasie Malfoy schował zeznania do teczki, poprzednio upewniwszy się, że atrament odpowiednio zasechł i nie rozmaże się w środku. Hermiona przyglądała mu się ukradkiem. Kiedy Nott skończył czytać, przez chwilę siedział jak zamurowany.
– Gość ma naprawdę nierówno pod sufitem – mruknął, nie potrafiąc znaleźć innych słów, po czym podsunął wiadomość Hermionie.
Musiała zapoznać się z treścią natychmiast, zwłaszcza, że tak zwaliła Notta z nóg.
Czarodzieje!
W ten deszczowy wieczór, po raz pierwszy mam przyjemność do Was napisać. Zostawiłem Wam już trzy prezenty, trzy truchła. Nie za bardzo przejęliście się ich losem. Chociaż, wcale Wam się nie dziwię. Kto by się martwił losem takich marnych szlam? Zakał naszej rasy. Kreatur, które nie powinny mieć dostępu do naszego świata i żyć sobie wśród brudnych, nic nie wartych mugoli, od których pochodzą. Zamierzam oczyścić nasz świat, zachować czystość wśród czarodziei. Uczynię nasz świat zamkniętym dla brudu i niepowołanych rąk! Odbudujmy nasze społeczeństwo jako silne i czyste, bez tych parszywców niszczących wszystko, co tworzymy i o co dbamy od pokoleń!
Rita jest dopiero czwarta, ale z pewnością nie ostatnia. To zaledwie początek mojej misji. Prędzej czy później dotrę do każdej szlamy: zaczynając od tych wysokich rangą, na tych wartych jeszcze mniej kończąc. Wybiję ich ile tylko zdołam, bez względu na wszystko. Ponacinam każdą, aby ta brudna krew pobrudziła ich ciała także od zewnątrz. Wierzcie lub nie, przyszłe pokolenia mi za to podziękują.
Bójcie się, szlamy! Nigdy nie wiecie, kiedy nadejdzie wasza pora.
Wasz,
Łowca Szlam
Serce łomotało jej niemiłosiernie, przez chwilę miała nawet wrażenie, że wyskoczy z jej klatki piersiowej. Nagle zrozumiała, dlaczego tak szybko podjęto działanie. Łowca wyraził się jasno i wyraźnie: zabije każdego mugolaka, zaczynając od tych, których uzna za istotnych dla czarodziejskiej społeczności. Momentalnie pojęła też, że ona naprawdę jest w grupie wysokiego ryzyka. Strach zaczął kiełkować w jej umyśle. Łowca wystraszył ją samymi słowami: jego czyny nie wywołały w niej takiego przerażenia, jak przemyślenia, którymi zdecydował się podzielić.
– Przecież to jest jakiś szaleniec – wyrwało się jej niechcący.
Blondyn zabrał jej list z ręki i również schował do teczki z papierami dotyczącymi sprawy Rity Skeeter.
– Chyba nie sądziłaś, że ktoś zdrowy na umyśle zostaje seryjnym mordercą? – rzucił ironicznie. – Dobra, Teo, prowadź, jestem cholernie ciekawy, co masz nam do pokazania.
Szła za nimi, nawet nie mając zbytnio siły na rozglądanie się po tej części Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, w której królowali aurorzy. Chociaż tkwiła w tej sprawie może ponad godzinę, już czuła się wyczerpana, nie tylko obecnością dwóch wrogów z młodzieńczych lat. Same śledztwo będzie wymagało od niej wiele wysiłku. Na przywitanie dostała zdjęcia ciał ofiar i wiadomość od tego wariata. A przecież obiecywał, że to nie koniec.
W sali, w której znajdowała się myślodsiewnia, pełno było różnej wielkości półek. Na każdej z nich stało mnóstwo niewielkich fiolek, wypełnionych białym dymem. Nawet nie musieli zapalać światła, od szkiełek bił przyjemny blask, oświetlający pomieszczenie na tyle, by widzieć, jednocześnie zachowując pewną aurę tajemniczości. W czasie, kiedy Hermiona przyglądała się wspomnieniom i białej poświacie, Teodor skupił się mocno na tym konkretnym wydarzeniu, którym chciał się podzielić i za pomocą różdżki umieścił je w naczyniu.
Nie minęła chwila, a cała trójka znalazła się na ciemnej ulicy. Hermiona, która dopiero co wpatrywała się w świecące na biało naczynia, miała pewne trudności w przyzwyczajeniu się do mroku.
– Chodźcie – ponaglił ich Nott.
Malfoy, widząc nieporadność Hermiony, tylko westchnął i złapał ją za łokieć, by poprowadzić ją w odpowiednią stronę. Dziewczyna mrugnęła kilkukrotnie i kiedy tylko poczuła się ze swoim wzrokiem pewniej, wyszarpnęła rękę z uścisku blondyna. Dziwnie się czuła, kiedy ogromne krople deszczu spadały na jej ciało, a mimo to nie moczyły jej. Nie odczuwała również zimna, które wtedy panowało: miała przed sobą dwóch Teodorów, a tylko z ust jednego – tego, którego śledzili – wydobywała się para.
Gdy dotarli na miejsce, z daleka obserwowali poczynania Łowcy. Podchodzenie bliżej nie miało większego sensu – nie mogli zobaczyć przecież więcej, niż Teodor, do którego wspomnienie należało. Obserwowali więc ciemny kontur i pojedyncze smugi kolorowego światła.
Nott w wizji istotnie miał prawo chybić w takiej ciemności, jednak w Hermionie – mimo że znała już przebieg tego zdarzenia – wciąż tliła się iskierka nadziei na to, że złapie mordercę. Wszystko później potoczyło się szybko: pobiegli za Nottem z wizji ku stojącemu w bezruchu ciału, by lepiej widzieć.
Wtedy ubrana na czarno postać istotnie zaczynała blednąć. Nie minęło pięć sekund, a na jej miejscu pozostała wyłącznie pustka. Trzy postacie stały jak zamurowane i tylko jeden z Teodorów obrócił się do współpracowników z uśmieszkiem satysfakcji na twarzy.
– A nie mówiłem?
.*.*.*.
Rzucanie zaklęcia Fideliusa poszło szybko i sprawnie. Poza Hermioną, obecne były przy nim trzy osoby: Harry, Nott oraz Malfoy, którzy musieli być Strażnikami Tajemnicy. Po wszystkim Harry odprawił ich, obiecując, że wszystko jej wytłumaczy i zaopiekuje się nią do aktywacji.
Chociaż spędziła ze swoimi nowymi współpracownikami zaledwie trzy godziny, czuła się wykończona. Wykończona atmosferą, jaka między nimi panowała, jak i całą sprawą. Jednocześnie intrygowało ją to, w jaki sposób przestępca uciekł z miejsca zbrodni i zamierzała wgłębić się w ten aspekt.
– Nawet nie wiesz, jak jestem ci wdzięczna – wyznała Harry'emu Hermiona, kiedy przekroczyli próg jej domu.
– Że ich spławiłem?
– Tak – odpowiedziała po chwili zawahania, czy powinna się do tego przyznawać. – Kawy, herbaty?
– Herbaty, jeśli można.
W czasie, kiedy panna Granger parzyła herbatę, Harry odwiesił czarny płaszcz aurora na wieszak i rozsiadł się w salonie. Chwilę później dziewczyna postawiła na stoliku kawowym dwa kubki z parującym napojem oraz talerzyk z kupnymi ciastkami – jedynymi, jakie miała.
– Gotowa na zmiany? – zapytał na sam początek Harry.
– Nie – odpowiedziała bez namysłu Hermiona. – Samo śledztwo nie jest dla mnie problemem, myślę, że to ciekawe wyzwanie. Boję się tylko współpracy z Malfoyem i Nottem. Nott stara się być miły, nie mogę mu tego odmówić. Ale Malfoy to kompletnie inna sprawa. Nie mam siły o tym mówić. Wydaje się obrażony tym, że musi ze mną pracować.
– Przyzwyczaisz się do niego – odparł beztrosko Harry, wzruszając ramionami. – Będzie taki jeszcze z dzień, może dwa, aż w końcu pogodzi się z myślą, że musicie razem pracować. I wtedy, nim się obejrzysz, będzie lepiej i to niemalże w mgnieniu oka. Ze mną też tak było. Nawet tego nie zauważyłem.
– Nie pocieszasz mnie, Harry.
– Może cię nie pocieszam, ale jeszcze wspomnisz moje słowa. Z Malfoyem bardzo dobrze się współpracuje. Co prawda wasze sprzeczki nigdy się nie skończą, ale szybko do nich przywykniesz. Sam to przeżyłem. I szczerze mówiąc, chyba wolę bardziej jego niż Notta.
Hermiona uniosła brew, ale nijak nie skomentowała stwierdzenia Pottera. Jakoś nie wyobrażała sobie, że można woleć kogoś obrażalskiego i chamskiego od kogoś, kto stara się pozostać w neutralnych stosunkach.
– A ty będziesz kogoś pilnował? Nie widziałam cię na zebraniu...
– Nie. Ja zostałem przy zwykłej służbie, wszyscy nie mogą zostać oddelegowani do pilnowania mugolaczek. To ciężka praca, wbrew pozorom. Poza tym – dodał ciszej – kto by dawał Wybrańcowi takie zadanie. Nie uważasz, że to trochę dziwne, by bohater wojenny wykonywał takie zwykłe czynności?
Hermiona mogłaby się pokłócić, czy pilnowanie kobiet przed seryjnym mordercą to naprawdę taka zwykła praca, ale nie to było najważniejszą rzeczą w wypowiedzi Pottera. Czy chciał, czy nie, nigdy nie był traktowany równo w stosunku do innych aurorów. Jemu samemu nie podobało się wynoszenie go ponad innych, ale kiedy rozmawiał z Robardsem na ten temat, tamten twierdził, że wcale nie ułatwia mu niczego i ucinał temat.
– Ale i tak nie będę miał za łatwo, spokojnie – odparł chwilę później. – Do każdej mugolaczki z grupy wysokiego ryzyka przydzielono dwóch aurorów. Prawdopodobnie wydłużą czas pracy nawet tym, którzy nie są strażnikami, bo będą duże braki.
– Naprawdę potrzeba aż dwóch aurorów do jednej osoby?
– Nie może tylko jedna osoba pilnować przez cały dzień, bo nie zgadzałyby się godziny pracy. Nikt nie może pracować piętnaście godzin.
Hermiona przytaknęła, ale jednocześnie w jej głowie zakiełkowało inne pytanie.
– W takim razie jak będzie wyglądała praca Malfoya i Notta ze mną?
Harry opowiedział jej wszystko to, czego powinna dowiedzieć się od Malfoya i Notta. Planowo mieli pracować nad śledztwem w trójkę według regularnych godzin, od ósmej do szesnastej. A potem czas do dwudziestej drugiej miała spędzać tylko z jednym. O to, dlaczego nie mogła zostać sama aż do ciszy nocnej, również nie omieszkała zapytać przyjaciela. Jego odpowiedź ją niezmiernie zdziwiło – jak prawdopodobnie wszystko tego dnia.
– Ze względu na to, że nie wprowadzono stanu wyjątkowego, nie wolno nam użyć zaklęcia Fideliusa w pełni – wyznał. – Również ze względu na to, że mieszkasz wśród mugoli nie mogliśmy zastosować innego rozwiązania, nie jesteśmy w stanie zmodyfikować pamięci tak wielu jednostkom. Zaklęcie uaktywni się każdego wieczora od ciszy nocnej i nikt, poza Strażnikami Tajemnicy, nie będzie w stanie się tutaj dostać. Zaklęcie przestanie działać rano, kiedy wyjdziesz z domu. A musisz to zrobić, bo wyłączono cię z sieci Fiuu do czasu zakończenia śledztwa.
– Ale to przecież i tak nie rozwiązuje problemu, rano ludzie i tak chodzą ulicą. Będziecie im modyfikować pamięć?
– Po wschodzie słońca zaklęcie słabnie – dodał Harry. – Może gdybyś nie zgodziła się na ochronę, udałoby się załatwić to nielegalnie, jak to robili podczas wojny, ale teraz jest już za późno – mruknął ciszej.
Hermiona pokiwała głową, po czym sięgnęła po ciastko, bo czuła, że tylko ono jest w stanie uratować jej żołądek od ściśnięcia się. Ilość godzin, jakie miała spędzić w towarzystwie byłych Ślizgonów, zaczynała ją przerażać. Jak później wyznał Harry, jako jedyni podpisali specjalną umowę na czas dochodzenia, żeby móc pracować na półtorej etatu. I to specjalnie dla niej.
.*.*.
Harry został z nią aż do aktywacji zaklęcia. Po jego wyjściu Hermiona szybko wykąpała się, po czym zabrała się za dokładne badanie akt ofiar.
Przeczytanie tylko podstawowych danych o zamordowanych utwierdziło ją w przekonaniu, że taki wybór nie był przypadkowy. Cztery kobiety, wszystkie mugolskiego pochodzenia. Wszystkie cztery utalentowane i odgrywające istotną rolę dla czarodziejskiej społeczności. Pierwsza, Amelia Rowell – szefowa Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Druga, Ruth Audley – dyrektor szpitala św. Munga. Trzecia, Lisa Turpin – wysoko postawiona i niezwykle zasłużona pani auror, jedyna kobieta na jej roczniku, która podjęła się tego zawodu. Miała wyniki lepsze od wielu mężczyzn, stąd jej wielka wyjątkowość. No i czwarta, Rita Skeeter – najpopularniejsza dziennikarka i reporterka, niemożliwym było nieznanie jej.
Wszystkie były bardzo ważnymi postaciami, ale z jakiegoś powodu sprawy ich zabójstw zostały wyciszone. Sama, choć prenumerowała Proroka Codziennego, oprócz artykułów o śmierci każdej z nich, nie pamiętała, aby pisano o nich coś więcej. Wydało jej się to niecodzienne, zwłaszcza przez ich wysoką pozycję. No, może Lisa Turpin trochę wyłamywała się z tego grona, ale o zabójstwie szefowej jednego z ministerialnych departamentów lub dyrektorki jedynego magicznego szpitala w Wielkiej Brytanii powinno być głośno. Akurat o to, że śmierć Rity będzie głośniejsza niż trzy pozostałe, mogłaby się założyć. Ta kobieta została stworzona po to, by kreować dramaty nawet po śmierci.
Dopiero lepsze wczytanie się w akta dało jej jaśniejsze spojrzenie na to, dlaczego zabójstwa zamieciono pod dywan. Morderca – prócz ciał – nie pozostawił po sobie niczego. Żadnych śladów, żadnych fantów, żadnych świadków – dopóki nie zobaczył go Nott. To jedyna osoba, która widziała Łowcę. Oprócz jego wypowiedzi miała trzy, właściwie bezużyteczne, zeznania osób, które znalazły ciała. Ta sprawa była cholernie ciężka. To w połączeniu z zaniedbaniem Kingsleya, jakim było nieodtworzenie Jednostki Kryminalnej, dało swój owoc. Sprawą najzwyczajniej w świecie nie miał się kto zająć. Bo o ile proste śledztwa mogli przejmować zwykli aurorzy, o tyle te trudniejsze wymagały specjalistów.
I ona teraz miała udawać jednego z nich. Poczuła swojego rodzaju bezsilność. Może ona, Malfoy i Nott mieli najlepsze wyniki, jeśli chodziło o wyłapywanie śmierciożerców, ale tutaj mogli zawieść po całości. I choć parę godzin wcześniej również nawiedzały ją podobne przemyślenia, teraz zaczął do niej docierać sens wszelkich wątpliwości. Mogli po prostu sobie nie poradzić, zawalić na całej linii. Ale skoro już podjęła się tego zadania (chociaż kompletnie nie rozumiała, dlaczego dała się na to namówić tak szybko – musi zdecydowanie poćwiczyć trudną sztukę odmawiania), to da z siebie absolutnie wszystko, żeby znaleźć tego psychola.
.*.
Następnego dnia nie zdziwił ją Teodor pukający do drzwi.
Spodziewała się, że ktoś musi ją odeskortować do Ministerstwa. I wiedziała, że owym ktosiem będzie akurat Nott. Malfoy jeszcze pewnie przyzwyczajał się do myśli, że musi z nią pracować.
W drodze do biura kupili sobie jeszcze kawę. Nott był nawet takim dobrym kumplem, że nie zapomniał o wrednym blondynie.
Draco był już na miejscu, kiedy dotarli na miejsce pracy. Stał po środku pomieszczenia z jakimś starszym panem w chabrowej szacie, wskazując mu białą ścianę naprzeciwko drzwi i tłumacząc coś zawzięcie. Starszy pan kiwał na to wszystko głową na znak, że rozumie. Hermiona z Nottem dotarli na miejsce akurat na sam koniec rozmowy, kiedy mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, a pan w chabrowej szacie udał się do wyjścia, kiwając nowoprzybyłym na przywitanie.
Nott posłał Malfoyowi pytające spojrzenie.
– Będziemy mieli okno – zakomunikował Malfoy niemalże uroczyście. – Nie wytrzymam w tej klitce bez okna ani dnia dłużej. Wyczarują je nam dzisiaj, tylko będziemy musieli się stąd zmyć na pół godziny po dziesiątej.
Blondyn odebrał swoją kawę od Teodora bez pytania, po czym walnął się na kanapę. Hermionie nie umknęło, że obaj zrezygnowali z szat aurorów i ubrali się po cywilnemu. Czuła się trochę nie na miejscu w swojej białej bluzce i czarnej spódnicy do kolan. Kiedy usiadła za swoim biurkiem, wyciągnęła z torebki akta, które zabrała poprzedniego dnia do domu. Tymczasem Teodor usiadł na kanapie koło Draco i powoli sączył jeszcze ciepłą kawę.
– Wczoraj się z nimi zapoznałam – rzuciła na wstępie. – I chciałabym się was zapytać, czy macie jakiś pomysł od czego zacząć to śledztwo.
– Może bym i na coś wpadł, ale nie mamy żadnego punktu zaczepienia – zauważył Nott posępnie.
Hermiona pokiwała głową. Nawet nie oczekiwała na odpowiedź od Malfoya, który oparłszy głowę o ścianę za nim, przymknął powieki i tylko co chwilę przystawiał kubek do ust, żeby wziąć łyka.
– W takim razie proponuję przestudiować to, w jaki sposób Łowca zbiegł z miejsca zbrodni. Ciągle nie mogę o tym zapomnieć i myślę, że to może być ważne.
– Nie taki głupi pomysł, Granger – odparł niespodziewanie Malfoy między łykami. Wyprostował się na kanapie i spojrzał na nią. – Tylko ciekawe jak zamierzasz to uczynić?
– Jesteśmy tutaj w trójkę, sądziłam, że pomożecie mi na coś wpaść...
– Nie każ mi myśleć o ósmej rano.
Hermiona przewróciła oczami. Skończyło się na tym, że zgodnie z sugestią Teodora wybrali się do Departamentu Transportu Magicznego. Tam niezbyt sympatyczna sekretarka skierowała ich do faceta, który na oko miał prawie pięćdziesiąt lat. Rozmowa z nim okazała się kompletną porażką. Nie tylko jego tendencja do drapania się po łysinie podczas wypowiedzi przeszkadzała w skupieniu się, ale również powolny i monotonny sposób mówienia sprawiał, że mało nie zasnęli. Ziewający dyskretnie Malfoy zaraził ją i tak na zmianę podnosili dłonie do ust. Na szczęście ich rozmówca zdawał się tego nie dostrzegać.
Cały półgodzinny wykład sprowadził się do tego, że właściwie nie dowiedzieli się niczego nowego. To, że czarodzieje mogą podróżować przy użyciu magii tylko za pomocą teleportacji, sieci Fiuu, świstoklików, Błędnego Rycerza, mioteł i magicznych stworzeń, potrafili powiedzieć sami. Tylko jedna wypowiedź, pod sam koniec monologu, okazała się przydatna.
– Więcej zarejestrowanych środków komunikacji nie ma.
Zarejestrowanych. To okazało się słowem-kluczem, które zainteresowało Hermionę.
– To oznacza mniej więcej tyle, że Łowca podróżuje w nielegalny sposób – skwitowała Granger, gdy tylko opuścili biuro wiecznie drapiącego się, powolnego gościa.
Malfoy nie mógł powstrzymać się od prychnięcia.
– Tylko mi nie mów, że zdziwiło cię, że seryjny morderca podróżuje w nielegalny sposób – rzekł głosem ociekającym ironią. – To nie jego największe przewinienie. Poza tym, dzięki temu nie jesteśmy w stanie go zidentyfikować, to mądre posunięcie z jego strony.
– Oczywiście wyciągnąłeś z mojej wypowiedzi nie to co trzeba. Nie jestem taka naiwna – poinformowała go suchym tonem. – Miałam na myśli to, że sami musimy rozpracować, w jaki sposób się przemieszcza. Czyli czeka nas wycieczka do biblioteki.
Na słowo „biblioteka” zapadła sugestywna cisza, podobna do tej, którą stosowali Harry z Ronem jeszcze w Hogwarcie. Hermiona nigdy nie potrafiła zrozumieć awersji ludzi do tego miejsca. Kochała biblioteki głównie za to, że zawsze – no, przeważnie – znajdowała tam odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Poza tym, uwielbiała zapach książek ponad wszystko. To jak upieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu! Popatrzyła na niewyraźne miny Malfoya i Notta.
– Jeśli tak bardzo nie podoba wam się ten pomysł, to sami możecie coś zaproponować.
Malfoy uśmiechnął się zgryźliwie.
– No coś ty, Granger, bardzo chętnie uczynię to śledztwo najnudniejszym w historii.
Ale jako że żaden nie zaproponował niczego konkretnego, istotnie nie wybronili się od wycieczki do biblioteki.
__________________
Cześć!
Z okazji tego, że jestem w stanie dzisiaj oddychać – te upały mnie wykańczają – publikuję rozdział drugi. Mam nadzieję, że spodoba się tak jak poprzedni! <3
Feltson
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top