Rozdział 22. Pionki zaczynają się ruszać

Cameo: 

# mechanika z Persona 5

# Władca Pierścieni i Silmarillion 


Skład Brygady Kryzysowej:

- Night Blackheart

- Vesy Daredevil

- Reaper

- Jack Frost

- James Howlett

- Percy Jackson

- Naruto Namikaze


OSTRZEŻENIE: przekleństwa, krew, przemoc, yaoi, motywy LGBTQ+, fandomów wiele

Uhhhh... nie umiem w kwieciste przemowy i podwójne znaczenie słów.... 

Długi rozdział. BARDZO DŁUGI. Po sześciu latach pisania tego ff fabuła wreszcie się rusza!~

Również długie posłowie~ Miałam dużo do wyjaśnienia~ 

PS: Rozdział był tak długi, że część wycięłam i wstawiłam do następnego :-)

PPS: Wjazd na chatę mojego uniwersum :3

###################

- Zawiodłeś mnie, Ronaldzie.

Ron nie śmiał podnieść wzroku, klęcząc na jedno kolano i wpatrując się w podłogę. Wciąż był roztrzęsiony po swojej śmierci na Kursie Walki Wręcz, ale zaraz po lekcjach został wezwany przed oblicze Dyrektora; więc nie miał czasu tego porządnie przetrawić. 

Umarł. A potem wrócił do żywych, jak gdyby nigdy nic. Wciąż pamiętał uczucie nieważkości towarzyszące śmierci. Jego dusza gdzieś leciała, ale zanim doleciała, magia Night ją porwała i wepchnęła z powrotem do ciała. 

- Pozwoliłeś Hermionie Granger wymknąć się z naszego uścisku. - kontynuował Dyrektor zimnym głosem. - Dlatego nie możesz się już cieszyć moim zaufaniem.

A niby jak miał powstrzymać Hermionę? Przecież chyba wszyscy wiedzieli jak była uparta. Jeśli sobie coś raz wbiła do głowy to powodzenia z wybiciem jej tego. 

Za jego plecami huknęły wrota. Ktoś wszedł do komnaty, ale nie śmiał się odwrócić. Ani podnieść głowy. 

- Zostawiam twoją karę w rękach naszej utalentowanej Inkwizytorki. Możesz zaczynać od zaraz, moja droga. - sądząc po krokach, Dyrektor wycofał się w głąb placówki. 

Został sam z Inkwizytorką. I nie pomagał fakt, iż znał jej imię. Karaniem zdrajców zajmowali się ich najbliżsi. Był to jednocześnie sprawdzian lojalności.

To mógł być każdy z nich, ale Dyrektor wybrał akurat ją. Zapewne przez jej nieudaną konfrontację z Batsonem oraz Krypto.

Coś trzasnęło, niczym iskra przeskakująca pomiędzy dwoma mugolskimi ogniwami. Zidian, elektryczny bicz w formie bransolety, jej nowa broń.

Nie. Nie, nie, nienienie... To nie mogło się dziać naprawdę. 

- Ja śmiałeś nas zdradzić!?

Pierwsze smagnięcie w plecy paliło niczym rozżarzone do czerwoności żelazo. Upadł na oba kolana, podpierając ciężar ciała obiema dłońmi. 

- Jesteśmy twoją rodziną, Ronaldzie Weasley!!! Powinniśmy być dla ciebie najważniejsi! A ty nie tylko straciłeś zaufanie Pottera, ale pozwoliłeś Granger się wymknąć! Jesteś bezużyteczny!

Ginny. 

Kolejne smagnięcie. I kolejne. I kolejne.

Po chwili już kompletnie nie czuł swoich pleców. Ból zamglił jego myśli na tyle, że zaczęły biec w zabronionym mu kierunku. 

W kierunku wyboru Hermiony. Ona wybrała wolność od Dyrektora. Znalazła wyjście. I patrona silniejszego od Dyrektora pod każdym względem. Ron nie był głupi, znał się na strategii. Night Blackheart mogła sobie pozwolić na luksus udawania słabej, więc musiała być potężnym bytem. Wystarczyło się przyjrzeć jej interakcjom z innymi. 

Nie wiedział co myśleć o wolności Hermiony. Życie na usługach Dyrektora było jedynym jakie znał. Jakie znała jego cała rodzina. 

Został urodzony w jednym celu: by mieć oko na Harry'ego Pottera. To była jego misja, był szkolony do niej całe swoje życie. 

Tak jak reszta jego rodziny. 

Matka była głową rodziny, to od niej wszyscy dostawali rozkazy. Ojciec przerabiał mugolską technologię i testował ją na mugolach. Jego fascynacja ich technologią nie przeszkadzała mu w eksperymentowaniu. 

Bill był ich "wtyczką" w Banku Gringotta. Powoli budował tam dla nich sieć. Podobną rolę posiadał Charlie, tylko że w rumuńskim rezerwacie smoków. Nawet jeżeli dwójka najstarszych miała swoje wątpliwości, to nie śmiała sprzeciwić się Dyrektorowi. 

Percy trzymał rękę na pulsie Ministerstwa. Udawana kłótnia i wyrzeczenie się rodziny miało służyć wkupieniu się w łaski Ministra Magii oraz Lucjusza Malfoya.

George oraz Fred posiadali osobną gałąź produktów w swoim sklepie, przeznaczonych wyłącznie na użytek ludzi Dyrektora. 

Ginny była szkolona jako "tajny agent" od kiedy nauczyła się chodzić oraz mówić. Przypadła jej rola przysłowiowej "Czarnej Wdowy". 

A teraz przypadła jej rola jego egzekutora. Ron wiedział, że nie wyjdzie z tego żywy.

Co się stało? Zamierzasz ot tak się poddać?

Czyjaś świadomość wypłynęła z jego wnętrza, dotykając jego duszy. 

Jak wtedy odpokutujesz za swoją zdradę?

Czy Światło tak cię zaślepiło, iż nie widzisz w Mroku Ścieżki?

Myśli Rona wróciły do Harry'ego. Chłopca, którego zdradził dla swojej rodziny. Do Hermiony, za której czyny był karany. Przez własną krew.

Co daje twoim bliskim prawo do kontroli nad tobą?

Co daje im prawo do narzucania tobie swojego bólu?

Nic. Nic im nie dawało kontroli nad nim. 

SNAP!

Ron chwycił końcówkę Zidiana w dłoń. Krew pociekła z nowych ran, skapując na podłogę. Włosy zasłoniły oczy Rona.

- Może i jesteście moją rodziną - rzekł z coraz silniejszym przekonaniem - ale to nie daje wam prawa by mnie kontrolować! 

Wstał chwiejnie, obrócił się przodem do Ginny. Wbił w nią swój wzrok.

- Jeżeli upieracie się narzucać mi swój światopogląd, to nie mam innego wyjścia. - odrzucił Zidian, krwawiącą ręką wskazując swoją siostrę - Spalę łączące nas więzy krwi i stanę się zdrajcą! Już nie będę waszą marionetką! Rodzina to coś więcej niż więzy krwi! Rodzina się wspiera mimo różnic! Rozumie się, kocha pomimo kłótni!

Dobrze... Wezwij mnie!

BA - BUM

Ból.

Czy wreszcie przejrzałeś na oczy?

Wreszcie widzisz łańcuch, którym cię spętano?

Głowa mu pękała, krew gotowała się w żyłach. Ginny dopiero co wychłostała go Zidianem, ale właśnie odczuwał ból po stokroć silniejszy.

Szukasz potęgi, prawda? Zawrzyjmy więc pakt.

Czy jesteś gotowy zerwać swoje sznurki?

Upadł na kolana, chwytając się za głowę. Nieludzkie wrzaski uciekały z jego ust.

Drugi ty rezydujący w twoim mroku również tego pożąda

Więc jeśli jeszcze pragniesz sprawiedliwości, 

Wykuj ją swoimi własnymi rękoma w ogniu piekielnym.

Ból zniknął. Ron powoli podniósł się do pionu.

- W porządku, przypieczętuj kontrakt.

Krew spłynęła z jego oczu w dół policzków.

Kontrakt jest kompletny.

Niech świat pozna twój Ból.

Rona spowił błękitny ogień. Krew wyparowała z jego twarzy.

Ginny odskoczyła od filara niebieskich płomieni, racjonalnie wystraszona. Kiedy ogień opadł, dziewczyna prawie nie poznała rodzonego brata. 

Zniknęła szata i mundurek Hogwartu w komplecie z niedbale zawiązanym krawatem. 

Zastąpił je czarny płaszcz w czerwone chmury z wysokim kołnierzem.

Ale tym, co najbardziej zdziwiło Ginny, była twarz Rona. Niegdyś niebieskie, teraz jego oczy były całkowicie fioletowe, ze wzorem niczym kręgi na wodzie. Ponad to, wzdłuż nosa i każdej małżowiny usznej ciągnął się rząd czarnych kolczyków. Na dolne wardze również miał dwa, czarne kolczyki ukształtowane jak kły. Wokół głowy miał zawiązaną opaskę z metalową blaszką. Podobną widziała u Kakashiego, ale tu zamiast spiralnego symbolu były cztery pionowe kreski przecięte jedną, poziomą.


Przebudzona reinkarnacja (bo właśnie tym był Ron) nie dała siostrze czasu na zareagowanie. Nie mógł jej pozwolić na aktywację Zidianu, użycie zaklęcia, czy zaalarmowanie kogokolwiek. 

Podniósł przed siebie prawą dłoń, pobieżnie zauważając (znajomy-nieznajomy) pierścień na kciuku oraz lakier.

Energia popłynęła w jego żyłach, dużo łatwiej niż kiedykolwiek w jego życiu, spragniona krwi. 

- Banshō Ten'in - zaintonował, wgniatając Ginny w ścianę tuż za nią. Siła odrzutu prawie zmiażdżyła jej żebra, wyduszając dech z jej piersi. 

W następnej sekundzie jej serce przebił czarny, zaostrzony pręt.

- C..o? - wydusiła z siebie na ostatnim tchnieniu, zdziwiona nieoczekiwanym obrotem zdarzeń. Następnie zwiotczała, odchodząc w objęcia śmierci.

Przebudzony opuścił dłoń. Adrenalina mu opadła, dając dojść do głosu bólowi oraz zmęczeniu.

-klap klap klap klap-

Zmarszczył brwi, odwracając się na pięcie w stronę źródła dźwięku. Rozpoznał postać podpierającą ścianę, mimo innych ubrań.

- Feliks? - wymknęło mu się z ust. 

Bo istotnie, był to Feliks Łukasiewicz. Ale tym razem nie nosił na sobie mundurka Hogwartu dowolnej płci. Zmieniła się jego cała postawa, mimika, odczucie. Felek postanowił zrzucić przebranie. 

Odziany był w zielony płaszcz, szarą koszulkę, zielone spodnie i brązowe oficerki za kolana. Wokół szyi owinął czerwony szalik. Kołtuński uśmieszek gościł na jego ustach, roztrzepane włosy były zebrane w niechlujnego kucyka. 

- Imponujące - wyznał Felek, odpychając się od ściany i taksując wzrokiem reinkarnację.  

Przebudzony nie był w stanie zdecydować czy się cieszyć z pochwały, walczyć czy uciekać w te pędy przed, jak mu podpowiadał instynkt, śmiertelnie niebezpiecznym drapieżnikiem. Na razie zastygł w miejscu

- Kim jesteś, Przebudzony? - pytanie Felka zbiło go z pantałyku - Jak ci na imię?

To było podchwytliwe pytanie. Przebudzony spojrzał na swoje dłonie, na przedramiona ozdobione czarnymi prętami.

- Jestem... Nagato. Moje wspomnienia to wspomnienia Nagato. Ale to ciało Yahiko, mojej Ścieżki Tendō. A więc jestem Pein, Lider Akatsuki. 

- Co zamierzasz teraz zrobić? - pytanie Felka go zaskoczyło. Szczerze powiedziawszy, to działał bez planu. 

Fioletowe oczy zawędrowały do ciała Ginny. Pein powoli podszedł do siostry, skupiając energię w czarnym pręcie przeszywającym jej serce. 

- Nie wiem. - wyznał - Jestem spalony dla Dyrektora. Harry mnie nie cierpi, więc nie mogę szukać ochrony w jego grupie. 

- Masz na myśli "Brygadę Kryzysową"? - Feliks nakreślił w powietrzu cudzysłów manualny - Zdziwiłbyś się. Ale jeśli szukasz w ciul potężnego mentora, zawsze mogę nim być ja. 

Pein zmarszczył brwi, rozważając przez chwilę jego ofertę. Ciało Ginny tymczasem drgnęło, bez problemów podnosząc się do pionu. Otworzyła oczy, odsłaniając fiolet i wzór niczym kręgi na wodzie. Ścieżka Zwierzęca, Chikushōdō, została znaleziona. Zostały pozostałe cztery.

- Więc, co na to powiesz? - uśmieszek Felka niebezpiecznie się poszerzył, ujawniając szereg ostrych jak żyletki zębów. 

- Co jeśli odmówię? Uszanowałbyś to? - spytał Pein ustami Chikushōdō, łypiąc dwiema parami nieufnych oczu.

- Oczywiście. - odpowiedź Felka kupiła Rona. Była zadziwiająco szczera i wypowiedziana bez zająknięcia czy zawahania.

Wziął głęboki oddech ciałem Tendō. Zamknął oczy, otworzył je. Spojrzał prosto w świecące (nienaturalnym światłem, o pionowej źrenicy) patrzałki Feliksa. 

- Zgadzam się, byś był moim mentorem. 

Feliks wyciągnął w jego stronę dłoń. Zaczął recytować słowa dźwięczącym, eterycznym głosem. 

Ty, który nie ma dokąd pójść

Ani gdzie wrócić

Oferuję Ci wolność w zamian za lojalność

Będę Twoim mentorem

Twą twierdzą, ostoją oraz murem

Przysięgam Cię uczyć i się Tobą opiekować

Nazywam się Feliks Łukasiewicz

Tytuł mój - La Fenice

Tak powiedziałam,

Więc Nieuchwytna mi świadkiem

Tak niech się stanie.

Dziwna więź zawiązała się pomiędzy Feliksem a Peinem. Więź Mentora i Padawana. Od tej pory Pein stał się odpowiedzialnością Feliksa. Zadaniem Felka było dbanie o jego dobrobyt, samopoczucie, edukację. 

Łotry nie rozmnażały się drogą genetyczną. Zamiast tego działały niemal jak Jedi. Mentor znajdował kogoś godnego bycia jej/jego Padawanem. Za obopólną zgodą nawiązywała się więź. 

Pein poczuł łaskotanie na wierzchu obu dłoni. Na prawej dłoni wykwitł mu szkarłatny pentagram, na lewej symbol przypominający różę wiatrów. 

Ostateczne potwierdzenie jego statusu jako Łotra.

***

Sobota przyniosła długo wyczekiwany mecz Quidditcha. Przeciwko sobie grali Gryffindor oraz Slytherin. Emocje sięgały zenitu. Zaklęcia śmigające na korytarzach, wycelowane w graczy przeciwnej drużyny, stały się chlebem powszednim dla braci uczniowskiej. Zwłaszcza uwagę przykuwał nowy wygląd oraz zachowanie Ronalda Weasleya, ale z jakiegoś powodu Hogwardzki Młyn Plotkarski nie był w stanie dobrać się do konkretnej historii. Ginny z jakiegoś powodu zaraziła się nowym stylem Rona.

- Ktoś mi powie co tu robimy? - przemoknięta do suchej nitki Night psuła humor wszystkim dookoła, za wyjątkiem Brygady Kryzysowej. Siedzieli na trybunach w sekcji Gryffindoru, ociekając wodą i farbami. Irytek wreszcie zebrał się na odwagę wyściubić nos ze swojej kryjówki (gdzie przesiedział cały rok szkolny bo coś go wystraszyło) i Brygada miała nieprzyjemność wtarabanić się prosto w jedną z jego pułapek. 

- Nie lubisz oglądać sportu? - spytała Hermiona, podnosząc głowę znad grubego tomiszcza.

Night wskazała czternastu zawodników pozornie bez celu miotających się od jednego końca boiska do drugiego. Siorbnęła swojego tajemniczego napoju #NieDlaŚmiertelników z termosu.

- Nie ekscytuje mnie oglądanie sportu, kiedy mogłabym robić coś innego. Inna sprawa gdybym sama grała, po bliższym przyjrzeniu Quidditch wygląda całkiem interesująco.

Weasley wciąż puszcza gole,

Oczy ma pełne łez

Kapelusz zjadły mu mole,

On naszym królem jest!

Głowy całej Brygady jak jeden mąż zwróciły się do sekcji Slytherinu. Skąd dolatywała prześmiewcza piosenka.

- A niech mnie kule biją, ktoś sobie robi jaja - warknął Logan.

Weasleya ród ze śmietnika,

I tam jest jego kres,

Przed kaflem zawsze umyka,

On naszym królem jest!

- MALFOY! - Pein powstrzymał kafel końcem miotły, podając jednocześnie do jednej z Gryfońskich ścigających - JAK TO TWOJA SPRAWKA TO CI NOGI Z TYŁKA POWYRYWAM!!!

- KLNĘ SIĘ NA TABLICĘ MENDELEJEWA, ŻE TO NIE JA! - padła odpowiedź od przelatującego Draco. Ta chwila nieuwagi kosztowała go zgubienie znicza z zasięgu wzroku. 

Weasley jest naszym królem,

I da nam wygrać mecz!

Więc zaśpiewajmy chórem:

On naszym królem jest!*

Ślizgoni stali w swojej sekcji z zadowolonymi uśmieszkami, na szczycie płuc śpiewając prześmiewczą piosenkę. 

Jack był coraz bardziej wkurzony. Był strażnikiem Zabawy, zachowanie Slytherinu kompletnie kłóciło się z jego podstawowym "programowaniem". 

Wstał, siłą woli powstrzymując się przed rozpętaniem kolejnej epoki lodowcowej. Uniósł swoją laskę do góry. 

Tup tup klap!

Tup tup klap!

Oczy Ves zyskały rozmiar pięciozłotówek, podobnie jak każdego mugolaka oraz czarodzieja półkrwi wychowanego w mugolskim środowisku.

Tup tup klap!

Tup tup klap! 

Jak jeden organizm, wszyscy mugolacy i czarodzieje półkrwi wychowani w mugolskim świecie zaczęli tupać i klaskać; strasząc swoich czystokrwistych kolegów.

Tup tup klap!

Tup tup klap!

Tup tup klap!

Tup tup klap!

- Buddy, you're a boy, make a big noise / Playing in the street, gonna be a big man someday - wydarł się Jack na cały głos, starając się nieco zagłuszyć śpiew Ślizgonów -  You got mud on your face, you big disgrace / Kicking your can all over the place, singin'

Jeśli Slytherin śmiał się z próby przekrzyczenia ich przez Frosta, zaraz im było głupio. Ponieważ to nie Jack miał ich zagłuszyć. Tylko setki studentów, do tej pory tylko tupiące i klaskające. 

- WE WILL, WE WILL ROCK YOU!!! / WE WILL, WE WILL ROCK YOU!!! - ryknęły trybuny, natychmiast zduszając prześmiewczy śpiew Slytherinu. 

Jack kontynuował ryczenie słów zwrotki.

Buddy, you're a young man, hard man / Shouting in the street, gonna take on the world someday / You got blood on your face, you big disgrace / Waving your banner all over the place!

- WE WILL, WE WILL ROCK YOU!!! / WE WILL, WE WILL ROCK YOU!!! 

Ślizgoni nawet nie próbowali zakrzyczeć hymnu. Ze strachem wypisanym jasno na twarzy wpatrywali się w swoich współ-studentów, którzy tupali, klaskali i śpiewali w idealnej synchronizacji, jakby coś ich opętało.

(Miał na imię Freddie Mercury i śpiewał w zespole o nazwie Queen~)

Buddy, you're an old man, poor man / Pleading with your eyes, gonna get you some peace someday / You got mud on your face, big disgrace / Somebody better put you back into your place, do it!

Podczas kiedy reszta uczniów radośnie zaczęła trzecie powtórzenie refrenu, Night postukała Hermionę w ramię. Kiedy dziewczyna się odwróciła, Night skinieniem głowy wskazała wyjście z trybun. Wstały i przecisnęły się na zewnątrz.

Dopiero na samym dole decybele spadły na tyle, by móc przeprowadzić normalną konwersację. 

- Więc, o czym chciałaś pogadać? - spytała Hermiona z ciekawości. Byłą to ich pierwsza rozmowa od pamiętnej próby egzorcyzmu. 

Night zniknęła termos w błysku krystalicznego światła, założyła ręce za głowę i skierowała swoje kroki w stronę Zakazanego Lasu. 

- Obiecałam cię podszkolić, więc czemu nie teraz, kiedy większość szkoły jest zajęta meczem. 

Zatrzymały się na pozornie zwyczajnej polanie. Night pacnęła dłonią pieczęć wyrytą na drzewie, ukrywając cały teren pod barierą. Po czym obie rozłożyły się na trawie. 

- No dobra, pierwsza sprawa: ile masz przy sobie broni? - zaczęła Blackheart po chwili ciszy.

- Ha? - Hermiona nie wiedziała po co powinna w ogóle mieś przy sobie broń; różdżka wystarczała każdemu czarodziejowi - Mam moją różdżkę. Tyle chyba wystarczy?

Night pokręciła głową.

- Oki, zasada numer jeden: Zawsze miej przy sobie co najmniej o jedną broń więcej niż myślisz, że jest potrzebne. A co zrobisz, kiedy ją stracisz? Jest coś takiego jak Expelliarmus na przykład. I co wtedy? Będziesz stać jak słup soli i liczyć że przeciwnik cię zignoruje bo będziesz bezbronna? Widziałaś nas na Kursie Walki Wręcz? Potrafię zabić człowieka na co najmniej piętnaście sposobów używając do tego tylko mojego ciała. Ergo, potrzebujesz co najmniej jednej broni zapasowej. I tak się składa, ze znam świetną broń dla nowicjusza.

W dłoni Night pojawiło się dość spore pudło. W środku leżało co najmniej dwa tuziny rombowatych "noży", podobna ilość gwiazdek ninja, szpula bardzo cienkiego drutu oraz kabury na oba rodzaje narzędzi. 

- Kunai oraz shurikeny. Proste, poręczne, łatwe do schowania, dobre zarówno do rzucania jak i do walki w zwarciu. Drut ninja jest prawie niewidoczny a można z nim robić całkiem niezłe triki. No i masz jeszcze to - tutaj w dłoń Hermiony został wciśnięty czarny nóż podobny do kunai, ale ze świecącymi na błękitno runami na rękojeści - Tylko broń Perunie żebyś pokazała to Naruto. Tysiąc lat mi zajęło zrozumienie i opanowanie Hirashinu, więc nie chcę dostać Bijūdamą w ryj za zrobienie tego za jego plecami. To specjalny kunai ze znacznikiem do którego mogę się w okamgnieniu teleportować. No chyba, że się zgodzisz na pieczęć gdzieś na ciele.

- I niby gdzie mam to schować? 

- Zdziwisz się jak ci powiem ile rzeczy można schować pod ubraniem~ Kiedyś przeszmuglowałam piętnaście różnych pistoletów przez kontrolę i nikt się nie zorientował~ 

Hermiona spojrzała na nią sceptycznie.

- Mówi mi to osoba z niewytłumaczalną, nieskończoną kieszonką wymiarową do której zmieści się nieskończona ilość wszystkiego. 

- Hej! - Night się dramatycznie fochnęła - Wiedz, że kiedyś dali radę mnie od niej odciąć; więc od tamtej pory zawsze mam coś przy sobie w razie takiej sytuacji. Widzisz?

To mówiąc wyprodukowała nóż z cholewki buta. Schowała go. Sięgnęła obiema rękami na krzyż pod pazuchę, wyciągając dwa pistolety z ukrytych tam kabur. Następnie z samozadowolonym uśmieszkiem wyciągnęła przed siebie obie ręce, przekręcając nadgarstki. Z rękawów kurtki wysunęły się ukryte ostrza. 

- Jakieś pytania?

- Skąd to wszystko wytrzasnęłaś?

- Wiesz, jak żyjesz ponad szesnaście tysięcy lat i masz tendencje do chomikowania, to z czasem gromadzisz dosłowny smoczy skarbiec. 

- Pytam jak to zdobyłaś. Znalazłaś? Kupiłaś? Ukradłaś?

- Trochę wszystkiego. Ale większość to zrobione przeze mnie kopie. Nie patrz tak na mnie, tak, umiem kuć. Lubię się teleportować do Śródziemia, do Ereboru około TA 2700 i używać tamtej kuźni. Nic nie pobije krasnoludzkich narzędzi i materiałów. 

Hermionie opadła szczęka. Jak nie mogła, kiedy Władca Pierścieni był jej ostoją w podstawówce; jej odskocznią od szarej rzeczywistości?

- Potrafisz telepotrować się do Śródziemia??? - wykrztusiła zachwycona. Spoważniała - Zaraz, jeżeli możesz się pojawić w dowolnym miejscu w historii Śródziemia, to dlaczego nie pójdziesz do Eregionu około SA 1500 albo do Morii?

- Khazad-dûm nie ma potrzebnej mi technologii, a jeśli chodzi o Eregion, to wystarczy jedno słowo: Mairon. - Night położyła po sobie swoje (aktualnie kocie i futrzaste) uszy na samo wspomnienie rudej mendy aka samozwańczego Władcy Pierścieni. Denerwował ją niemiłosiernie, ale nie mogła go zabić przed czasem bo się wkurzą Arbitrzy Przeznaczenia; a zabicie Arbitra Przeznaczenia jest wysoce niewskazane jeśli starasz się zachować tkaninę rzeczywistości w jednym kawałku i nie spowodować kolejnego zapadu multiversum.

- Ah. - Miona nie potrzebowała więcej wyjaśnień.

Night wstała, otrzepała swoje skórzane spodnie z trawy i z kołtuńskim uśmieszkiem oznajmiła:

- Oki, pierwsze koty za płoty. Lekcja numer jeden... - znienacka chwyciła Hermionę za nogę, zamachnęła się... i wyrzuciła ją w powietrze - SPADANIE!!!

Hermiona przez moment zawisła w stanie nieważkości... po czym poleciała na łeb na trawę.

Chrupnęło. 

Nastała ciemność. 

Hermiona zobaczyła światełko na końcu tunelu... 

Ogarnęły ją płomienie. 

Z impetem wyjebała we własne ciało, podnosząc się i głośno zaczerpując oddech. 

- Łoł. spokojnie - poczuła rękę na ramieniu. Odwróciła głowę, napotykając nerwowo uśmiechniętą Night kucającą tuż przy niej na trawie. - Chyba spadanie to dla ciebie jeszcze za dużo. Ups?

- Czy ja... umarłam?

- Czy to cię uspokoi, jeśli powiem, że nie? - jedyne widoczne oko Night wygięło się w podkówkę.

- Czyli umarłam!

- Ups?

- Jakie "ups"?! Jakim cudem żyję???!!!

Night zmaterializowała w dłoni puchowe piórko... płonące wewnętrznym ogniem. 

- Od momentu zatrzymania akcji serca mam cztery minuty zanim w mózgu nastąpią nieodwracalne zmiany od niedotlenienia. 

Następną godzinę Hermiona spędziła usiłując jednocześnie trafić zaklęciem Night (bardzo trudne, nawet jeśli Night miała dodatkowe kończyny, w tym całkiem spore skrzydła; pomiędzy teleportacją, akrobacją i czystą, cholerną prędkością trafienie jej było niemożliwe) oraz uniknąć dostania kunaiem w twarz. Miało to poprawić jej refleksy, celność, koordynację ręka-oko, oraz świadomość przestrzenną. Dodatkowo miało ją oduczyć stania w miejscu jak większość czarodziejów podczas pojedynku. 

Prawie umarła z jedenaście razy, ale Night zawsze ją leczyła do pełnego zdrowia. 

I mimo, że metody pedagogiczne jej mentorki były co najmniej wątpliwe, to musiała przyznać, że działały. Kiedy ruszyły z powrotem do zamku schowała podarowaną broń, już planując wszycie sekretnych kabur i kieszeni w swoje ubrania.

Okazało się, że mecz wygrał Gryffindor. Slytherin miał wąty, gdyż najwyraźniej jakiś tłuczek zniszczył miotłę Rona, a ten zamiast spaść to zawisł w powietrzu jak jakiś dementor i tak bronił pętli.

***

Bruce Batson siedział sobie w najlepsze na dachu Wieży Astronomicznej, rozkoszując się ciszą oraz nocnym wiatrem. 

Do czasu aż wyczuł za sobą czyjąś obecność. Cisza trwała przez kolejne minuty, aż wreszcie Batsonowi skończyła się cierpliwość.

- Zamierzasz tam tak stać czy przejdziesz do sedna? - zawołał, nawet się nie oglądając - W końcu to ty się chciałeś spotkać.

Zaszeleściły płomienne pióra, kiedy Skrzydlaty opuścił swoją kryjówkę.

- Skąd wiesz, że tu jestem?! - w jego głosie dało się słyszeć zaskoczenie

- Jestem ślepy, nie głuchy. 

Zbity z pantałyku Skrzydlaty usiadł niepewnie obok Bruce'a. 

- No więc, wyduś to z siebie - Bruce skierował twarz w stronę swojego tymczasowego towarzysza - Czego może ode mnie chcieć Uriel, Regent Słońca we własnej osobie. Jak prosty student Hogwartu może pomóc serafinowi na szczycie anielskiej drabiny? 

Uriel zaszeleścił skrzydłami, mocniej się nimi otulając. 

- Nie jesteś zwykłym studentem - odparł - Jesteś reinkarnacją jednego z najpotężniejszych Łotrów w historii.... Hoshikage Rex, zwana Czarnym Motylem. 

Bruce uśmiechnął się pod nosem. Podwinął jedną nogę i oparł rękę na kolanie.

- Kopę lat, co? Kiedy się ostatni raz widzieliśmy? 

- Na polu bitwy, ponad 51 tysięcy lat temu. Kiedy wasz wymiar się zapadł i wszyscy uciekliście w Cykl Reinkarnacji. 

Dwaj wrogowie w poprzednim wcieleniu, teraz dwaj nieznajomi. A mimo tego nie było między nimi wrogości czy nienawiści. 

- Ja... - Uriel zawahał się, świadom konsekwencji swojej decyzji - chcę zawrzeć z tobą pakt.

Hoshikage uniosła brew do góry. 

- Wiesz, że ceną zawsze będzie twoja dusza? Jestem czartem, nic innego nie ma dla mnie większej wartości. 

- To nie ma znaczenia. Coś jest ze mną nie tak - im dłużej o tym myślał, tym bardziej Uriel utwierdzał się w tym przekonaniu - Moja pamięć jest pełna dziur. Zasadniczo nie pamiętam nic dalej niż wrzesień tego roku, kiedy zostałem przydzielony do obserwacji Hogwartu. I jedyne czego jestem pewien, to to, że cię znam. 

Oh? To było interesujące. Uriel wśród Łotrów miał reputację Psa Łańcuchowego Niebios. Był ich cynglem od brudnej roboty. Ale żeby Skrzydlaci czyścili pamięć jednego ze swoich? 

To by wiele tłumaczyło. 

- Chcesz, żebym wróciła ci wspomnienia?

- Jesteś w stanie to zrobić? - Uriel zabłysnął nadzieją. Płomienie w jego piórach zapłonęły jaśniej. Hoshikage przygryzła wargę.

- W pewien sposób jestem w stanie. 

- Więc na co czekasz? Pieczętuj umowę!

- Sheeeeeeeeesh..... - Hoshikage wyciągnęła ręce w stronę Uriela - Gdzie masz twarz, cholero? 

- Okeeeej, ale po co ci moja twarz? - Uriel naprowadził dłonie Hoshi na boki swojej twarzy.

CMOK!

Pocałunek nie był długi. Trwał może dwie-trzy sekundy. Uriel zdążył cały spąsowieć.

- C....oooo? - Uriel.exe przestał działać, proszę zrestartować urządzenie.

Hoshikage oblizała usta, zadowolona z siebie. 

- Kontrakt został przypieczętowany~ 

***

Tymczasem w Pokoju Życzeń:

Pani Norris jak zwykle patrolowała korytarze. A nuż trafi się jakiś biedny Gryfon/Krukon/Puchon warty wystraszenia i wysłania na szlaban. Jej oczy zauważyły dziwnie uchylone drzwi na siódmym piętrze. 

Cicho, jak to kot, zajrzała do środka.

- Moi drodzy, zebraliśmy się tu dziś by oddać cześć naszej wspaniałej opiekunce, Night Blackheart. Naszej bogini, sensu naszego istnienia i naszej karmicielce...

W środku siedziało trzynaście kotów o najróżniejszych rozmiarach, kształtach i kolorze futra. Wszystkie, co do jednego, nosiły czarne peleryny z uszatymi kapturami. 

Siedziały na wieżach z pudeł, rozstawionych dookoła świecznika z zapalonymi świecami. 

- Dziś składamy tę oto ofiarę całopalną z myszy, wróbli oraz zająca złapanego przez naszą wspaniałą, młodą łowczyni: Trzynastkę. Modlimy się o pomyślne przyjęcie tej ofiary....

Panią Norris zamurowało. Odkryła kocią sektę w murach Hogwartu, tuż pod nosem Dumbledore'a! Musi o tym powiadomić swojego pana!

- Te, Jedynka! Mamy nieproszonego gościa!

Kotka zamarła. Podniosła głowę do góry. Tam, do góry łapami, na niewidzialnym suficie stał jeden z tych kotów w pelerynie. Prawie najwyższa wieża z pudeł była pusta. 

- Jakże... niefortunny zbieg okoliczności - zamruczała kotka na najwyższej wieży, zapewne "Jedynka" - Naprawdę niefortunny. Oraz smutny. Dobre spostrzeżenie, Numerze Dwa. 

- Przełożona, nie udawaj. - parsknęła kotka nieco niżej - Kiedy był ostatni raz jak którekolwiek z nas coś czuło? Nie mamy serc, pamiętasz?~ 

- A szkoda. Gdybym miała serce, byłby to moment w którym umieram ze śmiechu - to wyszło od kotki jeszcze niżej. Spod peleryny wystawał długi, niebieski ogon.

- Rozumiem, Numerze Siedem, jednak na razie powstrzymaj się od takich działań. Nasza bogini wciąż polega na naszych usługach - Jedynka znów zabrała głos. Płynnym ruchem owinęła wokół siebie swój puszysty, srebrny ogon - Numerze Osiem, wiesz co należy zrobić. Nie możemy pozwolić, by nasza obecność została wykryta.

- Uggggggghhhhhhhh..... - zajęczała kotka rozwalona jak długa na swojej wieży. Spod peleryny wystawało smukłe ciało pokryte ogniście czerwonym futrem - Nienawidzę brudnych robot... 

- Współczuję pecha - kotka stojąca nad Panią Norris zniknęła, po czym pojawiła się na swoim pudle. W tym samym czasie Ósemka zeskoczyła na ziemię. 

- Nie miej mi tego za złe, po prostu taką mam robotę~ 

Zanim Pani Norris zdążyła się wycofać na korytarz, spowiły ją płomienie. 

- Bogini, proszę przyjmij tą ofiarę całopalną z kota....

##########

12.12.2021

Edycja: 18.02.2023

*"Weasley jest naszym królem" pochodzi z "Harry Potter i Zakon Feniksa"


Gwoli ścisłości, Ginny naprawdę jest martwa. Pein (Sześć Ścieżek Bólu) to jeden umysł kontrolujący sześć ciał. W tym wypadku umieściłam Nagato w ciele "Głównego Peina/Lidera Akatsuki" żeby było mi łatwiej. Jestem od tak dawna w fandomie Naruto, że jeszcze myśleliśmy, że Pein to jedna osoba :3 

Z resztą, większość ff o Akasiach ignoruje sześć ciał Peina oraz Nagato~ 

Mój chlew, moje zasady~ 

Hermiona nie była obecna na tej pamiętnej lekcji Kursu Walki Wręcz, więc nie ma bladego pojęcia o nekromanckich zdolnościach Night. I tak, cztero-minutowe okienko oparłam na prawdziwym życiu, miałam EDB w liceum :3

Hoshikage i Uriel!~ Jest to jedno z moich duo, więc po prostu musiałam ich tu wrzucić. Bruce Batson od początku miał być reinkarnacją Hoshi, to jeden z niewielu konceptów które przetrwały niezliczone edycje tego ff~ 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top