" Nieznane, lecz miłe"
Moja mama zawsze mawiała: Spokój i opanowanie uratują człowieka nawet z kryzysowej sytuacji. Jako mała dziewczynka uważałam, że to zwykły bełkot schorowanej kobiety, lecz teraz, mając dwadzieścia sześć lat wiem, że moja matka była bardzo mądrą kobietą.
Miała rację. Spokój i opanowanie to te cechy, które pozwalają nam przetrwać.
Ciepły wiatr smaga moje brązowawe włosy, a słońce z czasem uwydatni moje piegi na nosie, których nienawidzę, aczkolwiek pogoda jest bajeczna i szkoda byłoby pić popołudniową kawę poza tarasem. Zresztą moja szefowa i współpracownicy również są zwolennikami pracy na świeżym powietrzu, dlatego cotygodniowe poniedziałkowe spotkanie organizacyjne odbywa się w dość urokliwej kawiarni na ostatnim piętrze wieżowca, z którego rozpościera się widok na cały Waszyngton.
- W zeszłym tygodniu nasz miesięcznik sprzedał się jak świeże bułeczki. - ekscytuje się Prudence Farley, moja szefowa i za razem przyjaciółka ze szkolnej ławki. Właściwie w tym momencie każdy ma prawo zarzucić mi, iż dostałam pracę w jednej z najbardziej rozpoznawalnych i najchętniej czytanych gazet poprzez znajomości i w zasadzie nikt w tej kwestii się nie pomyli, gdyż to prawda. Kiedy byłam na dnie, pogrążona w żalu po śmierci mojego narzeczonego, bez pracy i perspektyw na lepsze jutro, to Prue wyciągnęła do mnie pomocą dłoń i tylko głupiec nie skorzystałby z tak świetnej okazji.
- Jak zawsze, Prue. - stwierdzam beznamiętnie.
- Oh, uśmiechnij się, Josephine. - Belinda, natrętna początkująca dziennikarka w naszym wydziale klepie mnie w ramię swoją idealnie wypielęgnowaną dłonią. Posyłam jej kwaśny uśmiech, a potem powracam do tego wyrazu twarzy, z którego już wszyscy mnie doskonale znają. Tylko spokój i opanowanie.
- Czyli domyślacie się również, iż w tym miesiącu mam zamiar pobić liczbę sprzedawanych egzemplarzy, dlatego potrzebujemy samych wciągających artykułów.
- Więc co mamy robić, Prudence? - pytanie zadaje Robin ONeill, najbardziej wścibski paparazzi jakiego widział świat. Jeśli ktoś wyrzuci go drzwiami, wejdzie oknem, a jeśli zostanie wypchnięty przez okno, dostanie się do środka przez kanał wentylacyjny, bądź co gorsza, kanalizacyjny. Ta szuja nie ma poszanowania do ludzkiej prywatności, dlatego Beautiful tak bardzo go ceni. Ja natomiast nie mam zdania na jego temat. Jest dla mnie mdły, obojętny, niezbyt ciekawy.
- Jedno z was uda się na spotkanie z prezydentem i liczę, że to będzie Jim. - wskazuje na rudawego nerda w okularach, który zadaje trafne i dociekliwe pytania, dlatego jeśli chodzi o artykuł na tle politycznym to właśnie on spełni się w tej roli najlepiej. - Poza tym, Robin udasz się na galę rozdania nagród Grammy w Los Angeles i przy okazji pośledzisz jakieś sławy. Josephine ty udasz się do Moskwy i tam spotkasz się z Nikitą Labiediew.
- Kim ona jest?
- Wróżką. - przymykam oczy i liczę do trzech, nim decyduję się odpowiedzieć. Raz, dwa, trzy...
- Prue, nie sądzisz, że wróżki to dość przereklamowany temat?
- Nikita Labiediew jest znana w całej Rosji ze swoich wizji, dlatego ty to zweryfikujesz, a potem napiszesz z tego artykuł. - co za gówno. Gorzej być już nie może, prawda? Rosja, kraj pijaństwa, bezprawia i wróżek, a ja mam znaleźć się w samym centrum tego dziadostwa.
Josephine, tylko spokój i opanowanie pozwoli ci to przetrwać.
- Jak chcesz. - wypowiadam jedynie i zamykam swój notes.
- Świetnie. Wylatujesz jutro rano.
- Dlaczego Jo zawsze dostaje artykuły wyjazdowe, a ja piszę jedynie sprawozdania z pokazów mody i recenzję najnowszych książek i filmów? - oburza się Belinda. A nie mówiłam, że jest irytująca i natrętna ?
- Bo ktoś musi odwalać brudną robotę. - odpowiadam z przekąsem i słodko się do niej uśmiecham. Nie lubi mnie. Oł, nienawidzi mnie. Jej spojrzenie dosadnie to potwierdza. - Będę się zbierać, Prue. Muszę się spakować i przygotować do wywiadu.
- Do zobaczenia w przyszłym tygodniu.
- W przyszłym tygodniu? - dopytuję z nutką zaskoczenia. - To tylko jeden wyjazd. Nie potrzebuję, aż siedmiu dni.
- Liczę, że znajdziesz tam jeszcze ciekawy temat do artykuły. - posyła mi niepewny uśmiech. - Wiem, że nie lubisz przebywać poza domem dłużej niż dwa dni, ale wyjazd do Moskwy jest kosztowny, dlatego powinnaś go wykorzystać jak najlepiej się da.
- Rozumiem. - odpowiadam spokojnie, lecz w środku wszystko we mnie krzyczy: Popieprzyło cię totalnie. Tydzień w Moskwie to jak rok na Antarktydzie. Wolałabym tam pojechać i wrócić tego samego dnia, niż męczyć się z miejscu, gdzie w każdym zaułku czyha jakieś niebezpieczeństwo. Kto wie, może są tam jakieś zmutowane szczury, które potrafią odgryźć stopę! - Zostanę tam tydzień i postaram się zrobić wszystko, jak najlepiej.
- Perfekcyjnie. - Prue klaszcze w dłonie. - Więc do zobaczenia. - kiwam jedynie głową, zabieram swoją torebkę i zostawiam ich samych na tarasie, a sama idę w kierunku windy. Wzdycham przeciągle, starając się nie myśleć, że jutro o tej porze wyląduję w stolicy Rosji. Wchodzę do windy, w której znajduje się już jeden pasażer, facet w garniturze, dość przystojny, aczkolwiek nie zwracam na niego większej uwagi. Facet jak facet. Ma fiuta, nie ma mózgu.
- Ayla, skończę spotkanie i wracam do Seattle. - wypowiada czarnowłosy. - Nie marudź, tylko się zrelaksuj. Dziedzic mojej fortuny, moja mała mordeczka musi być wypoczęty, gdy przyjdzie na świat więc leż, obżeraj się i oglądaj to głupie coś w telewizji. - przez chwilę słucha, co ma do powiedzenia zapewne jego żona, sądząc po istniejącej na jego serdecznym palcu obrączce, a po chwili robi tak komiczną minę, iż nie wytrzymuję i parskam śmiechem. - Jak to córka? Miał być syn! Źle zaprogramowałem swoje plemniki, czy jaki chuj? - winda zatrzymuje się na piątym piętrze, więc mężczyzna wychodzi, a gdy tylko zamykają się za nim drzwi, wybucham niepohamowanym śmiechem. Cholera, kiedy ostatni raz coś mnie naprawdę rozbawiło? Nie pamiętam, ale to dość miłe uczucie. Nieznane, lecz miłe.
____
Hej misie 🥰
Co sądzicie?
Buziole 🥰
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top