~ Wędrówka z Goblinami ~

Po długiej tułaczce spotkałam grupę uciekinierów, którzy tak jak ja próbowali się ukryć. Należeli do niej Dean Thomas, chłopak w moim wieku, który należał do Gryffindoru, Ted Tonks oraz trójka Goblinów.

Wędrowaliśmy lasami, unikając miast i otwartej przestrzeni. Nasza tułaczka nie miała końca, obawiałam się, że teraz tak będzie wyglądało moje życie w najbliższym czasie.

Irytowała mnie moja bezsilność, chciałam pomóc Zakonowi albo Harry'emu, gdziekolwiek teraz się znajdował.

Pewnego wieczoru nasza mała grupa zatrzymała się w przy rzece w dużym lesie.

— Tutaj dziś przenocujemy — oznajmił Ted Tonks. Odetchnęłam z ulgą na myśl o śnie.

— Ciekawe czy pływają tutaj łososie — zastanawiał się Goblin o imieniu Dirk.

Accio łosoś! — powiedziałam celując w rzekę.

W następnej chwili Dean oraz Gryfek przyrządzali łososia nad ogniskiem.

Siedzieliśmy w kręgu zajadając się rybą i rozmawiając o usłyszanych nowościach ze świata czarodziejów.

Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy... Jednak najistotniejszą z nich była wieść o mieczu Godryka Gryffindora, a mianowicie o jego podróbce, która aktualnie znajdowała się w skarbu Banku Gringotta.

Właśnie rozmawialiśmy o zmianach w Ministerstwie, kiedy poczułam wibracje w moim plecaku. Nie przerywając rozmów, sięgnęłam po polecak i zajrzałam do środka.
Moneta, której używaliśmy podczas spotkań Gwardii Dumbledore'a świeciła się na złoto.
Przyglądałam się obiektowi nie wyciągając jej z plecaka.

— Pora spać! — zawołał Ted.

— Wezmę pierwszą wartę — oznajmiłam po czym reszta moich towarzyszy ułożyła się do snu.

Odeszłam od ogniska, siadając nad rzeką. Wyciągnęłam monetę i zaczęłam jej się przyglądać. Nagle ku mojemu zdziwieniu zaczęły pojawiać się na niej napisy, wytężyłam wzrok by lepiej widzieć po ciemku.

" Eleanor to my, Harry, Ron i Hermiona. Jesteśmy w pobliżu, widzimy Cię. Skieruj się w stronę kamiennego mostku na rzece"

Przeczytałam to jeszcze kilka razy, niedowierzając w to co właśnie zobaczyłam.
Podniosłam się na nogi, wyciągnęłam różdżkę i ostrożnie ruszyłam w stronę wspomnianego miejsca.

Będąc przy kamiennym mostku jedyne co dało się usłyszeć to szum rzeki oraz dalekie pochrapywanie Teda Tonksa.

— Harry? — szepnęłam niepewnie, celując przed siebie różdżką.

— Tu jestem — wzdrygnęłam się na dźwięk znajomego głosu.

Odwróciłam się na pięcie i dostrzegłam Harry'ego, na pół skrytego pod peleryną niewidką.

— Na Merlina, to naprawdę Ty! — pisnęłam z przejęciem, rzucając się przyjacielowi na szyję.

— Ciszej bo zbudzisz resztę — chłopak wskazał moich towarzyszy, beztrosko śpiących przy ognisku — Chodź za mną.

Weszłam za Harrym do namiotu, w którym parę lat temu nocowaliśmy podczas Mistrzostw świata w Quidditchu.

— Eleanor! — krzyknęła Hermiona na mój widok.

Po przywitaniu się z pozostałą dwójką, usiedliśmy do stołu by porozmawiać. Trójka przyjaciół opowiedziała mi co się u nich działo od czasu ich odejścia.

— A jak sytuacja z horkruksami? — zapytałam zerkając na Harry'ego.

— Nijak- odpowiedział szybko Potter — Wciąż stoimi w miejscu.

— A co u Ciebie, Ell? — Hermiona spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem — Jak tam Twoi rodzice? Zapewne również muszą się ukrywać... — przerwała na widok mojego wyrazu twarzy.

— Oni... Oni nie żyją. — Odparłam zachowując kamienną twarz.

Cała trójka momentalnie zbladła. Po chwili Harry wstał od stołu, podszedł do mnie i mnie przytulił.

— Tak mi przykro — szepnął mi do ucha.

On zapewne najlepiej rozumiał jak się teraz czułam. W końcu sam stracił obojgu rodziców.
Pozwoliłam pojedynczej łzie spłynąć po moim policzku.

— Dziękuję, Harry.

Po niezręczniej ciszy i złożonych kondolencjach, opowiedziałam reszcie o tamtym dniu, kiedy Śmierciożercy zabili moją mamę oraz mojego tatę. Wspomnienie tamtej chwili wciąż wywoływało niemożliwy do zniesienia ból.

Postanowiłam nie wracać do moich towarzyszy, których zostawiłam przy ognisku. Podczas kiedy oni wciąż spali, zakradłam się do ich małego obozowiska i zostawiłam Tedowi Tonksowi krótki liścik.

( " Znalazłam Harry'ego i resztę. Zostanę z nimi by im pomóc. Trzymajcie się oraz bądźcie ostrożni. Eleanor. )

Ron powiedział mi, że dom ciotki Muriel jest bezpiecznym miejscem i właśnie tam ukrywa się teraz reszta jego rodziny.

Spędziłam z nimi parę dni, rozmyślaliśmy czy udanie się do Doliny Godryka to dobry pomysł.
Postanowiłam udać się na Pokątną by dowiedzieć się czegoś o Mieczu Gryffindora.

— Uważaj na siebie, Eleanor. Jesteś poszukiwana. — Ostrzegł mnie Ron, kiedy dwa dni później pakowałam swoje rzeczy do plecaka.

— Jeśli tym razem Ciebie złapią... — zaczęła Hermiona

— Wiem, wiem. Na areszcie w Ministerstwie Magii się nie skończy — rzekłem spokojnie — Będę ostrożna.

Pożegnałam się z przyjaciółmi po czym się teleportowałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top