~ Wesele ~

Dwa dni później do Nory przybyło kilku kelnerów w białych szatach wraz z kapelą w złotych surdutach.

W domu Weasley'ów czuć już było weselną atmosferę. W ogrodzie postawiono wielki biały namiot, przed którym ustawiono kilka rzędów krzeseł. Drzewa przyozdobiono srebrnymi lampionami, krzesła czerwonymi różami, a sala weselna błyszczała od rozmaitych lampek oraz świetlików.

— Kiedy ja się będe żenił... — Zaczął Fred wchodząc do kuchni — Nie będzie żadnych takich bzdur.

— Ciekawe co Eleanor o tym uważa  — powiedziawszy to, George posłał bratu wesoły uśmieszek.

W ogrodzie zaczęły się materializować barwne postacie, które ruszyły w kierunku namiotu. Szum podnieconych głosów narastał.

— Widzę parę kuzynek Fleur, ktoś musi pomóc znaleźć im miejsca — Rzekł zadowolony George — Fred idziemy!

— Fred zostaje by pomóc mi przenieść tort weselny do namiotu — Oznajmiłam, wchodząc do kuchni.

— Ja tylko żartowałem, Ell — George posłał mi radosny uśmiech i wyszedł z pomieszczenia.

Fred podszedł do mnie i bacznie mi się przyjrzał.

— Wyglądasz pięknie! — rzekł z zachwytem.

Na wesele założyłam koronkową sukienkę, w kolorze granatowym, sięgającą do kolan z długim rękawem oraz dekoltem w krztałcie łódki. Delikatnie pofalowałam włosy oraz zrobiłam sobie delikatny makijaż.

— Dziękuję — Zarumieniłam się lekko.

Wraz z Fredem, ruszyliśmy w stronę namiotu by powoli zajmować miejsca.

— ...Masz o wiele za długie włosy, Ronaldzie. Przez chwilę pomyliłam Cię z Ginevrą.

Bliźniacy i Eleanor podeszli się do Rona, który stał zarzenowany przy starszej kobiecie.

— Witaj ciociu, Muriel! — zawołał Fred

— Fred i George... Ależ wy przystojni! — Przywitała się kobieta widząc braci. — A Ty to pewnie Panna Ewards. Córeczka wysoko postawionych pracowników Ministerstwa.

— Tak, to ja — Podałam kobiecie dłoń.

— To Twoja dziewczyna? - Muriel zapytała Freda na co ten kiwnął głową — Ładna dziewucha, ale założyła zbyt wydekoltowaną sukienkę. I ten wyraz twarzy, jakby ktoś podstawił jej pod nos końskie łajno — Powiedziawszy to, odeszła by zająć swoje miejsce.

Stanęłam w miejscu niczym skonfundowana, zastanawijąc się co jest nie tak z moją twarzą.

— Nie przejmuj się — Szepnął Fred — Ona wszystkich tak krytykuje.

— Czas zająć miejsca — oznajmił George.

Harry, Ron, Hermiona, Fred, George oraz Eleanor zajęli miejsca w drugim rzędzie. Ślizgonka wciąż miała wypieki na twarzy po tym jak ciotka Muriel skomentowała jej sukienkę.

W namiocie wyczuwało się teraz atmosferę nerwowego oczekiwania, cichy szmer głosów przerwało pojawienie się w namiocie Billa i Charliego ubranych w szykowne, odświętne szaty.

Na ich widok Fred gwizdnął, na co kuzynki Fleur zareagowały  głośnym chichotem. Posłałam im zabójcze spojrzenie, które nie umknęło uwadze Freda.

— Nie masz o co być zazdrosna — powiedział z triumfalnym uśmiechem na twarzy.

— Zazdrosna? Chciałbyś. — Prychnęłam, siląc się na obojęty ton, po czym złapałam chłopaka za rękę, zerkając przez ramię czy kuzynki Fleur to zobaczyły.

Widząc zawód w ich oczach, na mojej twarzy rownież pojawił się triumfalny uśmiech.

Nagle nastała cisza a ze złotych balonów rozbrzmiała muzyka.

Na widok Pana Delacour i Fleur przez namiot przebiegło głośne westchnienie. Fleur wyglądała niesamowicie!

— Panie i Panowie... — rozbrzmiał głos — Zebraliśmy się tutaj, by świętować zjednoczenie dwóch wiernych dusz...

Byłam zachwycona całą ceremonią.

— Widząc wyraz twarzy Eleanor, chyba jednak nie zdołasz wybić jej z głowy bajecznego ślubu, braciszku — George szepnął Fredowi do ucha.

Fred zerknął na mnie po czym chwycił moją dłoń.

— ...A więc ogłaszam, że jesteście ze sobą złączeni na całe życie!

Wybuchły oklaski i radosne okrzyki.

Orkiestra grała, a goście bawili się w najlepsze!
Sięgnęłam po kieliszek z winem, kiedy podszedł do mnie Fred.

— Gdzie byłeś? Nie mogłam Cię znaleźć.

— Mama poprosiła mnie bym wyprowadził z namiotu wujka Ernesta. Chyba za bardzo przesadził z alkoholem.

Oboje parsknęliśmy śmiechem.

— Wspaniała uroczystość — powiedziałam z zachwytem.

— Nasza będzie jeszcze lepsza.

Zaskoczona jego słowami, spojrzałam mu w oczy i zapytałam:

— Mówisz poważnie? Gdyby usłyszał to któryś z Twoich braci, nie uwierzyliby własnym uszom.

Chłopak zaśmiał się pod nosem.

— Zapewne masz racje — rzekł — Ale kocham Cię, Ell i chcę spędzić z Tobą resztę życia.

Momentalnie zrobiło mi się ciepło na sercu. Stanęłam na palcach by złożyć na ustach ukochanego, pocałunek.

— Może zatańczymy? — Zapytał Fred, chwytając moją dłoń.

— Z przyjemnością!

Odłożyłam kieliszek na stół po czym wraz z Fredem ruszyliśmy w stronę parkietu.

Zabawa trwała w najlepsze, kiedy nagle wydarzyło się coś niespodziewanego.

Przez baldachim nad parkietem spadło coś dużego i srebrnego. Wszyscy przestali tańczyć i spojrzeli w stronę patronusa. Wtedy usłyszeli donośny głos:

Ministerstwo padło. Minister Magii nie żyje. Oni nadchodzą...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top