~ Spełnione Pragnienie ~

Coś się święciło, a ja musiałam dowiedzieć się co.

Fred prosił mnie bym nie pakowała się w kłopoty, ale co poradzić skoro te kłopoty wręcz prosiły się bym je znalazła.

Stałam pod Pokojem Życzeń, ukryta za zbroją, czekając aż pojawi się Draco, i nagle mnie olśniło! Jeżeli uda mi się wykraść Snape'owi eliksir płynnego szczęścia to może w końcu dowiem się​ co kombinuje Draco.

Opuściłam mój dotychczasowy posterunek i ruszyłam w stronę gabinetu Severusa. Mimo, iż Snape nie jest już nauczycielem od eliksirów, to wciąż czuwa nad schowkiem z miksturami.

Skradałam się po lochach, starając się nie robić zbędnego hałasu. Ku mojemu zdziwieniu pomieszczenia z eliksirami było otwarte.
Zajrzałam do środka by zobaczyć czy nikogo tam nie ma. I nie było.

Wślizgnęłam się do środka i wzięłam się za poszukiwania. Po około pięciu minutach bezskutecznych poszukiwań postanowiłam użyć zaklęcia przywołującego, klnąc na samą siebie, że wcześniej na to nie wpadłam.

Kiedy wyciągałam różdżkę ktoś chrząknął za moimi plecami.

Włosy zjerzyły mi się na karku, kiedy zobaczyłam kto za mną stoi.

Severus Snape, bo kto by inny.

— Czy wyjaśnisz mi co Ty tu wyprawiasz, Ewards? — zapytał wyraźnie zdenerwowany Snape.

—!Panie profesorze, chciałam znaleźć eliskir Felix Felicis, ponieważ profesor Slughorn powiedział mi, że jeżeli nie zrobię tego eliksiru do jutra to nie wystawi mi "W" na koniec roku — wypaliłam na jednym wdechu, będąc pod wrażeniem z jaką łatwością przyszło mi wymyślenie tego kłamstwa.

— Nie pomyślałaś by w pierwszej kolejności zapytać mnie o pożyczenie tego eliksiru? —!zapytał oschle Snape.

— Bałam się, że się Pan nie zgodzi —odpowiedziałam udając skruchę.

— Nonsens, jesteś ze Slytherinu. Zależy mi na waszych wynikach w nauce.

Teraz patrzyłam na niego oniemiała.

— Dam Ci ten eliksir, Ewards. Oczywiście będziesz musiała mi go zwrócić, kiedy już nauczysz się go sporządzać — powiedział nauczyciel po czym ruszył do szuflady i zaczął w niej grzebać.

— Oto Płynne szczęście — podał mi flakonik z eliksirem — Masz tydzień na jego zwrot. A teraz żegnam — wskazał na drzwi.

— Dz-dziękuje — Wydukałam zdziwiona z jaką łatwością przyszło mi zdobycie tego eliksir.

Ruszyłam do swojego dormitorium by odpocząć przed wieczorną wycieczką do Pokoju Życzeń. Tym razem musiało mi się udać tam dostać.

Nastał wieczór, jednym ciurkiem wypiłam zawartość buteleczki po czym z dziwnym uczuciem w brzuchu, ruszyłam w stronę wyjścia z pokoju.

Pov. Draco:

Po raz ostatni szedłem do pokoju życzeń. Dzisiejszej nocy wszystko miało się wydarzyć.

Kroczyłem przez lochy, kiedy nagle zza rogu wpadła na mnie Eleanor.

— O, witaj, Draco! — powiedziała aż za bardzo entuzjastycznie.

Widząc ją, serce mocniej mi zabiło a uśmiech mimowolnie zawitał na mojej twarzy.

— Cześć, Ell.

— Dokąd idziesz o tej godzinie? — Zapytała — Do Pokoju Życzeń?

— Ciszej! — syknąłem, ciągnąć ją za ręke do ciemnego zaułka.

Rozejrzałem się dookoła licząc na to, że nikt tego nie usłyszał. Korytarz był pusty, wszyscy byli już w swoich dormitoriach.

Ponownie zwróciłem się do dziewczyny.

— Eleanor... — zacząłem niepewnie — Dzisiejszej nocy wydarzy się coś strasznego. Będę zmuszony opuścić Hogwart.

Dziewczyna jakby wcale nie zdając sobie sprawy z moich słów, patrzyła jedynie mi w oczy i potakiwała. Wyglądała tak niewinnie.
Nie potrafiłem już dłużej tego w sobie dusić.
Momentalnie przywarłem do dziewczyny ustami.

Obawiałem się jej odrzucenia, jednak to nie nastąpiło. Wtedy poczułem się pewniej i całowałem ją jeszcze namiętniej. Dziewczyna z równym zaangażowaniem oddawała mi te pocałunki wzdychając co chwilę.

Westchnąłem. Za chwilę wszystko miało się zmienić, możliwe, że już jej nigdy nie zobaczę. Wiem, że ona spotykała się z tym Weasleyem, ale jak jest między nimi teraz? Chyba ze sobą skończyli.

Od tak dawna jej pragnąłem, od tak dawna w głębi serca szalałem na jej punkcie. Była jedyną osobą, z którą lubiłem spędzać czas.
Miałem wyrzuty sumienia, że często byłem dla niej taki oschły... A ona i tak wyciągała do mnie pomocną rękę.

Rękę, której nie mogłem się złapać.

Nie​ mogłem narażać jej na
niebezpieczeństwo, które ciążyło nade mną i moją rodziną.

Przyparłem ją do muru całując namiętnie. Dziewczyna w dalszym ciągu nie oponowała.
Objąłem ją w pasie i jeszcze bardziej do siebie przyciągnąłem, Eleanor jeździła rękoma po moim ciele, co wywoływało u mnie dreszcze podniecenia.
Staliśmy tak przyparci do ściany obdarowując się pocałunkami pełnymi pożądania. Tak bardzo chciałem tu zostać, z nią.

Nagle usłyszałem czyjeś kroki. Podniosłem wzrok i zobaczyłem Oktavię Pickmore, która na nasz widok była w niemałym szoku.
Oderwałem się od Ell, na co ta posłała mi rozżalone spojrzenie.

— Wynocha — syknąłem do Oktavii zziajanym głosem.

Dziewczyna posłała mi rozwścieczone spojrzenie po o czym uciekła. Oczywistym było, że szalała za mną od czwartej klasy. Ponownie spojrzałem na Eleanor.

— Czas na mnie — pogłaskałem ją po policzku po czym złożyłem na jej ustach ostatni pocałunek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top