~ Siódmy Rok w Hogwarcie ~

Kolejne dni były instnym piekłem. Hogwart nie był już tym samym miejscem, do którego tak chętnie wracałam.

Tortury, groźby, bolesne kary były tutaj na porządku dziennym. Wszyscy się bali, byli przerażeni na myśl o kolejnych dniach.

Pierwszego dnia po moim powrocie, w szkole aż wrzało od plotek. Niektórzy rozpowiadali, że zabiłam własnych rodziców i wróciłam do Hogwartu by ukryć się przed Zakonem, inni zaś mówili, że chcę wywołać bunt pośród uczniów by obalić Snape'a. Tylko nieliczni, tacy jak Ginny, Neville i Luna wiedzieli co naprawdę się wydarzyło.

Pokój Życzeń był teraz jedynym bezpiecznym i wolnym od Śmierciożerców miejscem w Hogwarcie. To tutaj wraz z innymi uczniami spędzaliśmy każdą wolną chwilę.

Siedziałam w Wielkiej Sali jedząc drugie śniadanie. Z policzka wciąż leciała mi krew po tym jak Alecto Carrow ukarała mnie za sprzeciwianie się jej metodom nauki.

Ślizgoni od czasu mojego powrotu zachowywali się wobec mnie wyjątkowo dziwnie, unikali mojego spojrzenia i szeptali za moimi plecami.

— Eleanor? — Blaise Zabini usiadł koło mnie rozglądając się podejrzliwie po Wielkiej Sali.

— Tak?

— Dlaczego im się sprzeciwiasz? — zapytał ze współczuciem w głosie.

— A nie powinnam? To co oni tu wyprawiają jest chore i niezgodne z zasadami.

— Nie ma już żadnych zasad, Eleanor! Nie rozumiesz? Nie ma już dawnego Hogwartu, albo im się dostosujesz albo...

— Albo co? Zabiją mnie?

— Gdyby tylko... Mogą dorwać Twoich najbliższych... — chłopak nagle urwał.

— Tak się składa, że już ich dorwali.

— Nawet nie wiesz jak mi przykro...

— Mnie również Blaise. Nie chcę o tym rozmawiać.

— Słuchaj...— Ślizgon ponownie rozejrzał się po Sali — Jest wojna, musisz zdecydować po czyjej stronie staniesz. Tiara Przydziału przydzieliła Cię do Slytherinu, Sama Wiesz Kto może Cię oszczędzi ze względu na...

— Chyba sobie kpisz! — krzyknęłam zrywając się na równe nogi.

Wszystkie osoby spojrzały w moją stronę.

— Myślisz, że poprę Voldemorta po tym co mi zrobił? Po tym co nam wszystkim zrobił!? — Echo mojego głosu niosło się po pomieszczeniu — Przejrzyjcie wszyscy na oczy! — Teraz kierowałam moje słowa w stronę innych uczniów — Jesteście zastraszani, poniżani, a nawet torturowani! Jeśli nic z tym nie zrobimy, wszyscy zginiemy! — ponownie spojrzałam na Blaisa — Masz racje, trwa wojna, ale wolałabym zginąć niż poprzeć Voldemorta!

Nagle poczułam ogromny ból przeszywający mnie od stóp do głowy. Padłam na ziemię, trzesąc się i rzucając.

— Stop! Przestań! — usłyszałam znany mi głos dobiegający z oddali.  Draco.

— Wystarczy! — Ból ustał. Leżałam na ziemi, nie mogąc się ruszyć. — Niech Panowie Zabini i Malfoy zaprowadzą Pannę Ewards do Skrzydła Szpitalnego, a Ty Carrow proszę za mną — Rzekł beznamiętnie Snape po czym się oddalił.

Czułam jak ktoś podnosi mnie z ziemi i bierze na ręce.

— Eleanor, coś Ty sobie myślała... — Szepnął Draco roztrzęsionym tonem — Matka nie powinna była Ciebie tu przysyłać.

I tak mijały dni. Rany się nie goiły, ponieważ na ich miejscu pojawiały się nowe. Traciłam nadzieję, że w końcu ten cały koszmar się skończy. Aż pewnej nocy Snape zwołał zebranie w Wielkiej Sali...


Do końca zostało już tylko kilka rozdziałów? Zadowoleni? 😄
Niedługo wszystko się rozstrzygnie. Mam nadzieję, że ostatnie rozdziały wam się spodobały.

Zastanawiam się nad napisaniem kolejnego FanFiction o tematyce Potterowskiej, ale najpierw to zakończe by móc myśleć nad innym. Dziękuję wam za wszystkie gwiazdki oraz komentarze! 😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top