~ Powrót ~

Pov. Fred:

Kiedy dowiedziałem się o tym, co wydarzyło się w Hogwarcie, nie mogłem uwierzyć.

Stałem właśnie w kuchni, słuchając Remusa, który opowiadał o wydarzeniach z tamtej nocy.
Co chwilę nerwowo zerkałem na zegarek.

— Wtedy zobaczyłem jak Eleanor i Harry rzucili się biegiem za Śmierciożercami —ciągnął Remus.

Na te słowa nerwowo wciągnąłem powietrze.

— Snape rozbroił Harry'ego, a Carraow rzucił w Eleanor... — Tu na chwilę przerwał, zerkając na mnie niepewnie — Rzucił w nią Cruciatusem.

— ZABIJE GO! — ryknąłem, uderzając pięścią w blat.

— Spokojnie, Fred — powiedział Remus — Eleanor nic sie nie stało.

— Nic się nie stało?!

— Fred... — George podszedł bliżej i położył dłoń na moim ramieniu.

— Po tym jak ich unieszkodliwili, Śmierciożercy się deportowali — dokończył Lupin.

Byłem przerażony. Przerażony tym, co było nieuniknione. Nadchodzącą wojną.

Godzinę później staliśmy na peronie, czekając aż uczniowie zaczną wychodzić z pociągu.
Przebierałem niespokojnie nogami, wypatrując znajomych twarzy.

Pierwsze z pociągu wyszły Hermiona oraz Ginny. Siostra od razu rzuciła się nam na szyję.

Za nią wyszli Harry i Ron, oboje wyglądali na przygnębionych. Podeszli do nas podając nam rękę na przywitanie.

— Gdzie Ell? — zapytałem rozglądając się dookoła.

— Zaraz powinna wyjść — Odparł Ron.

Chwilę później z pociągu wyszła Eleanor. Miała duże rozcięcie na policzku. Wyglądała jakby płakała całą podróż. Natychmiast do niej podbiegłem, chwytając ją w uścisk.

Dziewczyna wtuliła się we mnie bez słowa.

— Już dobrze, kochanie. Jestem z Tobą — powiedziałem gładząc ją po zranionym policzku.

— Dobrze Cię widzieć, Fred — odpowiedzała dziewczyna uśmiechając się delikatnie.

Wszyscy wróciliśmy do Nory.

Pov. Eleanor:

Pierwszy tydzień spędziliśmy pogrążeni w żałobie. Zakon chciał poznać każdego wersję wydarzeń z dnia, w którym zginął Dumbledore.
Moja historia była krótka...

— Eleanor, a Ty gdzie byłaś kiedy to wszystko się zaczęło?

— Nie pamiętam. Snape podał mi jakiś eliksir, który miał być płynnym szczęściem, następna godzina po jego zażyciu to jednak wielka pustka, niczego nie pamiętam. Mówiłam już o tym — spojrzałam na Remusa.

Po chwili ciszy, głos zabrał Moody:

— Do czego był Ci potrzebny Felix Felicis?

— Ja... — zawahałam się zerkając na Freda — Ja chciałam dowiedzieć się co robi Malfoy w Pokoju Życzeń. Teraz już wiemy, że wpuścił tamtędy Śmierciożerców.

Fred prychnął na wzmiankę o Malfoy'u.

— Głupio postąpiłaś biorąc od Snape'a fałszywy eliksir.

— Myślisz, że nie wiem?! — zagrzmiałam — Gdyby udało mi się dostać do Pokoju Życzeń, mogłabym powstrzymać Dracona i Dumbledore mógłby teraz żyć... — powiedziałam pełna złości.

— Spokojnie, Eleanor — Tonks położyła mi rękę na ramieniu — Wiemy, że chciałaś jak najlepiej.

Rozmowom nie było końca. Zakon nie wiedział co teraz powinni zrobić. Jedno było pewne, Voldemort rósł w siłę. Czym dłużej dyskutowaliśmy tym silniejszy on się stawał.

Siedziałam samotnie na strychu, słuchając szumu deszczu, który obijał się o parapet.

Rozmyślałam nad różnymi sprawami... Snape, Dumbledore, Malfoy, Hogwart, rodzice...

Westchnęłam, starając się choć na chwilę zapomnieć o otaczających nas problemach.

— Mogę wejść? — Zapytał Fred, wchodząc do pomieszczenia.

— Jasne — odparłam.

Fred położył sie na materacu, a swoją głowę oparł na moich kolanach.

— Nad czym tak rozmyślasz? — zapytał

— Nad wszystkim — odpowiedziałam, obserwując jak krople deszczu spływają po oknie.

— Mogę Ciebie o coś zapytać?

Kiwnęłam głową.

— Czy Ciebie i Draco coś łączy? — Fred spojrzał mi w oczy.

— Słucham? — zapytałam niedowierzając — Oczywiście, że nie!

— To dlaczego tak usilnie chciałaś mu pomóc?

Westchnęłam głośno po czym odparłam:

— Znam go od dziecka. Draco wcale nie jest taki zły, jak wy wszyscy uważacie. To wina jego zaborczego ojca. Zawsze wywierał na nim ogromną presję, nastawiał negatywnie wobec innych, na siłę starał się mu wpoić swój światopogląd. A teraz? Teraz kazał mu zostać Śmierciożercą! — powiedziałam z pogardą — Współczuję mu, Fred. Zależy mi na jego szczęściu, ponieważ na nie zasługuje. Draco się pogubił, został sprowadzony na złą ścieżkę, z której usiłowałam go ściągnąć. Niestety bezskutecznie.

— Rozumiem, Ell — Fred zamyślił się na chwilę.

Spojrzałam na chłopaka, na jego duże brązowe oczy, bujne, rude włosy i na jego piękny uśmiech.

Świat oszalał, nadchodziła wojna, a ludzie nie widzieli szans na lepsze dni. Ja zaś widziałam.

Patrząc na Freda, gładząc go po włosach, czułam, że na niego nie zasługuje, był dla mnie taki dobry.

Zdałam sobie sprawę, że mam o kogo walczyć na tej wojnie. O rodzinę, przyjaciół i jego. Szczególnie jego, osobę, która w nawet najpochmurniejsze dni wnosiła do mojego serca pełno słońca i radości.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top