~ Ponownie na Grimmuald Place ~

— Homenum Revelio — szepnęła Hermiona stojąc w drzwiach — Jesteśmy sami.

Cała nasza czwórka weszła do posiadłości Blacków. Dom nie wyglądał tak samo jak podczas naszej ostatniej wizyty w piątej klasie. Wszędzie walały się stare gazety, kawałki pergaminów, potłuczone wazony i lustra, a pajęczyny wisiały w każdym kącie domu.

— Jeśli mamy zostać tu przez jakiś czas, przydałoby się posprzątać — powiedział Harry potykając się o stojak na parasolki.

— Kuchnia już jest zdatna do użytku — usłyszałam głos Hermiony, dochodzący z dołu.

— Ja też zaraz skończę — odkrzyknęłam Gryfonce.

Cały dzień byliśmy zajęci doprowadzaniem domu do czystości. Robiliśmy to, ponieważ nie wiedzieliśmy co począć dalej, gdzie się udać oraz by nie rozmyślać nad tym, co stało się z naszymi bliskimi, którzy zostali w namiocie weselnym.

Weszłam do pokoju, w którym znajdowało się drzewo genealogiczne rodziny Blacków.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu po czym podeszłam do ściany. Szybko odszukałam siebie. Moje imię widniało pod imionami moich rodziców.

Jednak moją uwagę przykuła inna osoba – Bellatrix Lestrange, która nawet tutaj wyglądała przerażająco.

Przeciwieństwem były jej trzy siostry. Druga po Bellatrix była Andromeda, bardzo podobna do najstarszej z sióstr, jednakże wyróżniał ją ciepły uśmiech, Tonks bardzo przypominała matkę.

Następna była Narcyza, matka Draco, piękna kobieta, która w odróżnieniu od reszty sióstr miała blond włosy.

Ostatnia z córek Cygnusa i Druelli Blacków to Lysandra.

Choć wszystkie siostry niewątpliwie były piękne, to właśnie Lysandra najbardziej wyróżniała się urodą. Miała delikatnie pofalowane włosy, równie czarne jak włosy Bellatrix, duże zielone oczy oraz bladą karnację. Przypatrywałam się jej radosnym oczom, zastanawiając się co skłoniło ją do wstąpienia w szeregi Śmierciożerców.

Kiedyś podczas świąt Bożonarodzeniowych zapytałam co stało się z Lysandrą, Syriusz odpowiedział, że wierność rodzinie doprowadziła ją do zguby, po czym zerknął na Lupina, który na samą wzmiankę o najmłodszej siostrze Black momentalnie posmutniał, a następnie szybko opuścił pomieszczenie.

— Dziwne... — pomyślałam.

Nagle w przedpokoju coś się zmaterializowało.
Szybkim ruchem wyciągnęłam różdżkę i ruszyłam w tamtym kierunku.

— Eleanor! — usłyszałam pełen ulgi głos Lupina, kiedy tylko mnie zobaczył — Czyli jednak wam się udało.

— Jak dobrze Cię widzieć! — rzekłam radośnie  po czym opuściłam różdżkę.

— Gdzie reszta?

— Zapewne w kuchni. Co z weselnikami? — zapytałam pełna napięcia.

— Chodźmy do kuchni, wtedy wam wszystko opowiem — powiedział mężczyzna po czym zerknął na drzewo genealogiczne Blacków. Nie umknęło mojej uwadze, iż spogląda na Lysandrę Black.

Remus westchnął ciężko i ruszył w stronę kuchni.

— ...Na całe szczęście zdążyliśmy się ukryć. Wszyscy są bezpieczni — dokończył Remus.

Cała nasza czwórka wyraźnie odetchnęła z ulgą.
Mężczyzna postanowił zostać na Grimmuald Place do następnego dnia. Wychodząc z pomieszczenia rzekł do nas:

— Nie ruszajcie się stąd. Obserwują dom.

Późnym wieczorem leżałam na materacu w salonie pisząc w notatniku, który podarował mi Fred na zeszłoroczne święta.

— Jesteśmy bezpieczni, Freddie. Lupin jest z nami. Mam nadzieję, że u was wszystko w porządku.

Skończyłam pisać po czym schowałam notatnik i pióro do plecaka. Przed snem postanowiłam zejść do kuchni by napić się wody.

Schodząc schodami usłyszałam podniesione głosy dobiegające z dołu. Na palcach zbliżyłam się do kuchennych drzwi, nasłuchując uważnie.

— Coś Ty sobie myślała przychodząc tutaj! — jednym z rozmówców był Lupin.

— Nie wiedziałam, że tu będziesz! — Był to delikatny, melodyjny i całkowicie nieznany mi kobiecy głos.

— To nie ma znaczenia. Wynoś się stąd natychmiast, zanim obudzisz dzieciaki!

— Musiałam pomówić ze Stworkiem.

— Odejdź zanim...

— Zanim co? Zabijesz mnie? Wydasz Zakonowi? — kobiecy głos drżał.

Uchyliłam delikatnie drzwi.

Kobietą okazała się Lysandra Black.

Od razu ją rozpoznałam, te same długie, czarne włosy, blada cera, niesamowita uroda, a sposób w jaki się poruszała świadczył tylko o jej arystokratycznym pochodzeniu. Ale jak ona się tu dostała?

— Zawiodłem się na Tobie, Lys... — Na dźwięk zdrobnienia swojego imienia Lysandra zastygła — Nie, nie zabiję Cię. Nie mógłbym.

Obserwując ich, odniosłam wrażenie, że tą dwójkę łączy wspólna przeszłość. Sposób w jaki na siebie spoglądali, żal w oczach oraz drżenie rąk.

— Remusie...

— Przestań! — Warknął Lupin.

— SZPIEG! — krzyk za moimi plecami zwrócił uwagę Lupina i Lysandry.

Stworek stał za mną z wrednym uśmiechem, uchylając ciemne drzwi, za którymi byłam ukryta.

— Eleanor? Co Ty tutaj robisz? — zapytał zdenerwowany Lupin, nerwowo zerkając na swoją towarzyszkę.

— J-ja, ja tylko chciałam się napić — Odparłam niepewnie.

Lupin rzucił szybkie spojrzenie na Lysandrę mówiąc:

- Czas na Ciebie.

Zerknęłam w jej stronę, a pierwszym co rzuciło mi się w oczy był Mroczny Znak na przedramieniu. Przeszły mnie dreszcze.

— Masz racje — Szepnęła Lysandra — Czas na mnie.

Zrobiła krok w tył z zamiarem deportacji, jednak nagle się zatrzymała i spojrzała na Lupina. W jej oczach dało się dostrzec żal i smutek.

— Nigdy nie chciałam Cię zawieźć, Remus... Przepraszam za wszystko — Po czym ze łzami w oczach zniknęła.

Stałam osłupiała, nie mogąc pojąć tej pokręconej sytuacji. Mężczyzna również stał w bezruchu, wpatrując się w miejsce gdzie przed chwilą zniknęła Lysandra.

— Dlaczego pozwoliłeś jej odejść!? — krzyknęłam po chwili, kiedy pojęłam co się stało — To Śmieriożerca!

— Wiem — Szepnął Remus po czym ze łzami w oczach opuścił kuchnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top