~ Planowana Przyszłość ~
Pov. Eleanor:
Przez kilka pierwszych dni nie mogłam się odnaleźć. Te święta były wyjątkowe...
Codziennie korespondowałam z Fredem poprzez magiczny notes od niego. Ten prezent był fantastycznym pomysłem!
A pomyśleć, że ta znajomość zaczęła się całkiem niewinnie...
Dwunastoletnia Eleanor Ewards biegła przez peron, starając się nie spóźnić na pociąg.
Express Hogwart za minutę odjeżdżał a w jej kufrze jak na złość odpadło koło, przez co dziewczynie jeszcze ciężej było biec.
Zdążyła w ostatniej chwili, pomachała rodzicom, którzy dopiero teraz zdołali ją dogonić.
— Do zobaczenia na święta, kochanie! — krzyknęła jej matka.
— Uważaj na siebie! — dodał ojciec.
Ślizgonka wyczerpana biegiem i załamana własną kondycją, ruszyła przed siebie w poszukiwaniu wolnego miejsca.
Oczywiście wszystkie przedziały były przepełnione więc zostało jej zająć miejsce obok grupki starszych Gryfonów.
Wciągnęła swój kufer do przedziału po czym zajęła ostatnie z wolnych miejsc.
— Ktoś Cię tu zapraszał? — zapytała wysoka, ciemnoskóra dziewczyna.
— Nie potrzebuje zaproszenia — odpowiedziała sucho Eleanor, wyciągając kanapkę, którą mama zrobiła jej na podróż.
— My również nie potrzebujemy tutaj Ślizgonów, zmykaj stąd.
— Daj spokój, Angelino — Do rozmowy wtrącił się jeden z siedzących przy oknie bliźniaków.
— Zapewne Weasley — pomyślała Eleanor lustrując go spojrzeniem.
— Nie wtrącaj się, George — syknęła wcześniej wspomniana Angelina.
— Daj mi spokój, dobra? — Eleanor była wyraźnie poirytowana — Nie ma nigdzie wolnych miejsc a ja jestem zmęczona. Pozwól mi w spokoju zjeść kanapkę. — Powiedziawszy to wzięła duży gryz.
Ciemnoskóra zdenerwowana brakiem reakcji ze strony Eleanor, postanowiła nie dawać za wygraną. Wyciągnęłam różdżkę a po chwili kanapka Eleanor eksplodowała.
— Ty podła małpo — Ślizgonka poderwała się z siedzenia, przyglądając się plamom na swojej śnieżnobiałej bluzce — Chłoszczyść — skierowała różdżkę na plamy po pomidorze i majonezie.
— Masz jakiś problem? — zwróciła się do Angeliny.
— Owszem, nie życzę sobie Ślizgonów w mojej obecności.
— Co za stereotypowe podejście... — westchnęła Eleanor.
Reszta starszych Gryfonów przyglądała się dziewczynom, czekając w napięciu na dalszy rozwój sytuacji.
Ślizgonka chcąc w spokoju spędzić resztę podróży do Hogwartu, postanowiła opuścić przedział, w którym była niemile widziana.
Wytaszczyła swój kufer z górnej półki po czym wyszła na korytarz.
Nie wiedząc gdzie się udać, postanowiła usiąść na swoim kufrze.
Wyciągnęła drugą kanapkę i wzięła się za jedzenie.
Po około czterdziestu minutach samotnej podróży, obserwowaniu w ciszy widoków za oknem oraz zastanawianiu się gdzie podziewają się jej koledzy ze Slytherinu, drzwi od przedziału, z którego wcześniej została wyproszona stanęły otworem.
Na korytarz wyszedł jeden z bliźniaków. Kiedy zamknął drzwi potknął się o kufer Eleanor i wylądował plaskaczem przed dziewczyną.
— Co do cholery... — zaczął chłopak podnosząc się z podłogi.
Eleanor nie chcąc kontynuować dyskusji na temat jej domu, postanowiła milczeć.
— Cały czas tutaj siedzisz? — zapytał ją bliźniak, kiedy stanął już na nogi.
Dziewczyna jedynie skinęła głową.
— Mogę Ci pomóc znaleźć miejsce — Zaoferował po czym podał jej rękę — Jestem Fred. Fred Weasley.
Eleanor udając, że nie widzi ręki rzekła oschle:
— Eleanor Ewards. Dziękuję za pomoc, jest mi tu wystarczająco wygodnie.
— Moja koleżanka głupio się wobec Ciebie zachowała, jest bardzo uprzedzona do uczniów ze Slytherinu.
— Jak wy wszyscy. — odparła Eleanor mierząc Freda wściekłym spojrzeniem.
Czuła się poniżona, rodzice nie byliby z niej dumni widząc jak dała się potraktować bandzie Gryfonów.
— Bardzo mi przyk...
— Eleanor tu jesteś! — dobiegł do nich głos Dracona Malfoy'a — Gdzieś Ty się podziewała?
Blondyn podszedł do dziewczyny, przyglądając się badawczo Fredowi.
— Czego tu szukasz, Weasley? Odwal się od niej. Mało Ci przyjaciół? Slytherin nie zadaje się ze zdrajcami krwi! — ostatnie słowa wypluł z pogardą.
— Draco... Wystarczy — uciszyła przyjaciela Eleanor.
Malfoy chwycił dziewczyny kufer po czym gestem ręki dał jej znać by szła za nim.
Eleanor ruszyła za Draconem, kiedy dogonił ją Fred.
— Masz — wystawił do Ślizgonki rękę, w której była pognieciona kanapka — Ja i tak nie jestem głodny.
Dziewczyna podejrzliwie przyjrzała się kanapce.
— Mama zrobiła mi ją dziś rano, spokojnie, nie jest zatruta — dodał z uśmiechem na twarzy.
— Dzięki — powiedziała Eleanor, wyciągając rękę po kanapkę.
Nie wiedziała z jakich powodów ją wzięła. Był to zaskakująco miły gest, dlatego postanowiła go docenić. Posłała Fredowi blady uśmiech i ruszyła w stronę Malfoy'a.
Kilka dni po powrocie do szkoły otrzymałam list od rodziców, którzy pytali mnie jak spędziłam święta.
Szłam do sowiarni by znaleźć tam Archi'ego, kiedy wpadłam na Malfoy'a.
— Cześć, Draco!
— Cześć — odparł blondyn bez żadnych uprzejmości.
Widząc jego niechętną minę, wyminęłam go i ruszyłam przed siebie.
— Jak Ci minęły święta? — zawołał nagle za mną.
Odwróciłam się do niego z uśmiechem.
— Były bardzo udane. A Twoje?
Smutna mina Ślizgona oznaczała, że nie za dobrze.
— Mam dla Ciebie prezent, Ell — Oznajmił skrępowany chłopak i wyciągnął z kieszeni płaszcza małą paczuszkę.
Wzięłam podarunek do ręki po czym szczerze mu podziękowałam. Draco jedynie posłał mi delikatny uśmiech a następnie ruszył w stronę szkoły.
Kiedy wróciłam do sypialni postanowiłam rozpakować prezent.
W małym pudełeczku znajdowała się piękna, bogato zdobiona broszka z symbolem Slytherinu. Byłam zachwycona. Przykro mi się zrobiło, ponieważ nie miałam nic dla Malfoy'a.
Dni mijały leniwie. Śnieg całkowicie stopniał, ustępując miejsca rozkwitającym kwiatom.
Od dawna nie miałam żadnej wiadomości od Dumbledore'a, co mnie zastanawiało, zwłaszcza, że Harry również żadnej nie dostał.
Zachowanie Dracona robiło się coraz bardziej niepokojące. Wciąż nie mogłam się dowiedzieć co on wyprawia w Pokoju Życzeń. Jedno było pewne... Cokolwiek to było nie wróżyło niczego dobrego.
Pov. Fred:
Święta się skończyły więc wraz z George'm wróciliśmy na Pokątną.
Jak zwykle mieliśmy ręce pełne roboty, jednak moje myśli cały czas krążyły wokół Eleanor.
— Ziemia do Freda — George machał ręką przed moją twarzą.
— Co jest? — zapytałem.
— Eleanor jest dużą dziewczynką. Nie musisz się martwić, że coś jej się stanie. Nie zapominaj, że na daną chwilę Hogwart jest najbezpieczniejszym miejscem.
Mój brat jak zwykle wiedział co mi chodzi po głowie.
— Myślisz, że o tym nie wiem? —zapytałem poirytowany.
— Więc o co chodzi?
— O nic.
— A może chodzi o chłopaków z Hogwartu, którzy na pewno są nią zainteresowani, a Ty nic nie możesz na to poradzić?
— Zamknij się.
— Którzy codziennie posyłają jej uśmiechy, starając zwrócić na siebie uwagę?
— Wystarczy, George — powiedziałem stanowczo, zaciskając zęby — Nie poprawiasz mi humoru.
— Wcale nie miałam zamiaru poprawić Ci humoru — odparł wesoło mój bliźniak.
— Ell jest przepiękna, to oczywiste, że nie jeden facet się za nią ogląda, to normalne... — powiedziałam — Ale szlag mnie trafia, że nie mogę być teraz przy niej by kazać się im wszystkim odwalić.
— Braciszku, nigdy nie widziałem u Ciebie takiego zaangażowania. Chyba faktycznie ją kochasz.
— Oczywiście, że ją kocham, George! — Oznajmiłem pewnie, przekładając kartony.
— Jak Ty to dalej widzisz? — zapytał mnie brat siadając na fotelu.
— Ale co?
— Ona za rok kończy szkołę. Co potem?
— Oświadczę się jej — odpowiedziałem na co brat zagwizdał.
— Mam nadzieję, że będę świadkiem na waszym ślubie — George z uśmiechem na twarzy wpatrywał się we mnie.
— Nie będziesz nawet na niego zaproszony — odrzekłem na co brat rzucił we mnie poduszką.
Wiem, że myślami wybiegam za bardzo do przodu. Coraz częściej zastanawiam się jak będzie wyglądało nasze wspólne życie. Jestem starszy od Elenaor o dwa lata, toteż chyba nic dziwnego, że myślę już o przyszłości.
O naszej wspólnej przyszłości.
Pov. Eleanor:
Co sekundę zerkałam na Hermionę, która z zabójczą prędkością odpowiadała na pytania podczas klasówki.
Czy ona w ogóle czyta pytania?
McGonagall postanowiła sprawdzić naszą wiedzę na temat zaklęć z transmutacji, toteż pod koniec lekcji zrobiła mały egzamin.
Na większość pytań znałam odwiedź, jednak podczas kiedy ja, jak i zapewne większość klasy, byliśmy w połowie zadań, Hermiona ogłosiła, że już skończyła. Patrzyłam z szeroko otwartymi oczami jak zadowolona z siebie opuszczała klasę.
Miałam wrażenie, że pytaniom nie było końca.
Po około dwudziestu minutach również skończyłam pisać. Od nadmiaru pytań pożądanie rozbolała mnie głowa, więc postanowiłam udać się do mojego ulubionego miejsca w Hogwarcie – łazienki na opuszczonym korytarzu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top