~ Ostatnia Nadzieja ~

Wciąż klęczałam na dziedzińcu. Moja twarz cała brudna, zakrwawiona i pełna łez, nie wyrażała już żadnych uczuć. Czułam, że opuściło mnie całe szczęście i chęć do życia.
Nie miała już nikogo.

Nagle spostrzegłam, że do Hogwartu zbliża się  spora grupa Śmierciożerców. Z Voldemortem i... Hagridem na czele.

Wstałam na nogi, wpatrując się w nich podejrzliwie. Z Hogwartu zaczęli się wysypywać uczniowie, nauczyciele i resztka Zakonu Feniksa.

Voldemort wkroczył na dziedziniec.

I wtedy wszyscy dostrzegli co Hagrid tak kurczowo ściskał w ramionach. Harry.

Ginny z dzikim wrzaskiem ruszyła w ich kierunku ale powstrzymał ją Pan Weasley.

Ponownie poczułam ukłucie w sercu. Łzy stanęły mi w oczach.

A więc to koniec... — pomyślałam zrezygnowanie — Voldemort zwyciężył. Wybacz nam Dumbledore, że nie daliśmy rady.

Wszyscy zebrani wpatrywali się w ciało Harry'ego, bezwładnie spoczywające w ramionach Hagrida. Słychać było płacz i niedowierzanie.

— Oh, Potter... — profesor McGonagall łkała.

— Harry! — krzyczała Molly Weasley zalewając się łzami.

— HARRY POTTER NIE ŻYJE! — obwieścił triumfalnie Voldemort.

Śmierciożercy zanieśli się śmiechem.

Czarny Pan zaproponował przegranym by wstąpili w jego szeregi. Nikt nie ruszył się z miejsca.

— Wolicie zginąć za chłopca, który już nie żyje? — zakpił.

— Draco! — Do uszu zebranych dobiegł błagalny ton Lucjusza Malfoy'a.

Odwróciłam głowę w stronę stojącego za mną Dracona. Ten zaś nie ruszył się z miejsca.

— Draco, proszę... — teraz Narcyza Malfoy próbowała przekonać syna.

Młody Malfoy spojrzał na mnie:

— Idź — rzekłam krótko.

— Chodź ze mną — szepnął Draco błagalnie.

— Nie. Proszę idź.

Chłopak posłał mi pełne współczucia spojrzenie po czym niepewnie mnie wyminął i dołączył do rodziców.

Voldemort chętnie przywitał Dracona w swoich szeregach.

Nagle z tłumu wyszedł Neville. Wszyscy wstrzymali oddech.

— Nawet dla kogoś takiego jak Ty znajdzie się miejsce w naszych szeregach... — zakpił Voldemort

— Chciałbym coś powiedzieć — Przerwał mu Neville.

Wszyscy uważnie patrzyli na Gryfona, czekając na to co ma do powiedzenia:

— Nie ważne, że Harry nie żyje. Ludzie giną codziennie. Przyjaciele, rodzina... Tak, straciliśmy Harry'ego. Ale jest z nami, tutaj!— chłopak wskazał dłonią swoje serce.

Po mojej twarzy płynęły gorące łzy. Neville kontynuował wciąż trzymając rękę na sercu:

— I Fred. I Remus. Tonks. I pozostali... Nikt nie zapomni o nich! — Krzyknął Neville —Ale o Tobie tak! Bo się mylisz! Serce Harry'ego biło dla nas, dla wszystkich! To jeszcze nie koniec!

Nagle wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Neville wyciągnął miecz Godryka Gryffindora, Harry zeskoczył na ziemię, celując w węża zaklęciem:

Confringo!

Przez tłum walczących o Hogwart, przebiegły krzyki szczęścia. Teraz wszyscy jak jeden mąż wyciągnęli różdżki i popędzili w stronę armii Voldemorta.

Wąż stracił głowę, Śmierciożercy w panice zaczęli uciekać. A Harry i Voldemort stanęli twarzą w twarz by zmierzyć się po raz ostatni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top