~ Czas Prezentów ~

Obudziły mnie promienie słońca padające na moją twarz.

Leżałam wtulona w Freda, który obejmował mnie ramieniem. Nagle powróciły do mnie wspomnienia minionej nocy, a mi momentalnie zrobiło się ciepło na sercu.

— Fred? — szepnęłam do chłopaka — Obudź się, musimy wstawać zanim reszta wstanie.

— Jeszcze chwilkę, kochanie — powiedział sennie Fred i jeszcze bardziej wtulił się we mnie.

Po pięciu minutach przekonywania chłopaka, że czas już wstawać, oboje zaczęliśmy się ubierać, gotowi do opuszczenia pokoju.

— Mam nadzieję, że nikt nie zorientował się, że nie było nas w nocy w naszych łóżkach — rzekłam  zakładając koszulkę.

— Spokojnie, Ell — Fred dał mi buziaka w czoło.

— Deportuj mnie do łazienki bym mogła się odświeżyć i przebrać, zanim zejdę na świąteczne śniadanie.

Jak powiedziałam, tak się stało.

Jakiś czas później zeszłam na dół do kuchni by dołączyć do reszty domowników.

— Witaj, kochana — Powitała mnie Pani Weasley, podając gorącą herbatę — Pij póki ciepła.

Podziękowałam po czym zaczęłam nakładać sobie jedzenie na talerz.

Kiedy podniosłam wzrok zauważyłam, że Ginny i Hermiona posyłają mi znaczące spojrzenie, przez co moja twarz zalała się czerwienią.

Spojrzałam w stronę Freda, gdzie napotkałam równie wymowne spojrzenie George'a.

Wtedy już całkowicie musiałam wygadać jak pomidor.

— Coś nie tak, Eleanor — zapytała zatroskana Molly — Za gorąca ta herbata?

— N-niee, jest w porządku — wydukałam, starając się zasłonić twarz włosami.

Po śniadaniu wróciłam na górę do pokoju, by uszykować sobie sukienkę na wieczór, kiedy do pomieszczenia wpadły dziewczyny rzucając się na swoje łóżka i patrząc na mnie z podstępnymi uśmieszkami.

— Obudziłam się wczoraj w nocy... — zaczęła Ginny  — I wystraszyłam się, że nie ma Ciebie w łóżku. Obudziłam Hermionę i obie czekałyśmy aż wrócisz, niestety sen wygrał i zasnęłyśmy. Dziś rano, kiedy wychodziłyśmy z pokoju, rozmawiając o Twoim nocnym zniknięciu, George to usłyszał i napomniał coś o tym, że Freda również nie było w pokoju. Co za dziwny zbieg okoliczności... — Obie dziewczyny zaczęły chichotać, a ich dobry humor nawet mi się udzielił, przez co parsknęłam śmiechem, znowu oblewając się rumieńcem.

Chwilę podyskutowałyśmy po czym usłyszałyśmy nawoływanie z dołu i ruszyłyśmy do drzwi. Przed wyjściem Ginny jeszcze rzuciła z uśmiechem:

— Fajnie byłoby mieć Cię w rodzinie, Ell — Po czym wyszła z pokoju.

Cały dzień emanowałam dobrym humorem. W końcu były święta!

Wigilia mijała w jak najlepszej atmosferze. Wszyscy się śmiali, żartowali, śpiewali kolędy oraz prowadzili ożywione dyskusję. W ten piękny wigilijny wieczór dało się zapomnieć o nadchodzącym zagrożeniu i o Voldemorcie.
Było idelanie!

Niestety wszystko co dobre szybko się kończy.
Po kolacji pomogliśmy w sprzątaniu po czym każdy ruszył do swoich sypialni.

Następnego dnia obudziła mnie Ginny, machająca mi dużą, wełnianą skarpetą przed nosem.

— Wesołych świąt, Eleanor! — pisnęła radośnie podając mi mój prezent.

Zajrzałam do wnętrza skarpety i wyciągnęłam z niej ciepły, własnoręcznie robioną przez Panią Weasley, sweter z wyszytym wężem na piersi.

Na widok tego prezentu niesamowicie się wzruszyłam. Cudownie było być wężem w domu pełnym lwów i wcale nie czuć się wyobcowana. Postanowiłam włożyć ten sweter na śniadanie.

Kiedy weszłam do kuchni wszyscy mieli na sobie podobne swetry, tyle, że w odcieniach szkarłatu i z lwem na piersi.

Wszyscy szybko zjedli śniadanie po czym zaczęli wręczać sobie nawzajem prezenty.

Od Hermiony i Ginny dostałam książkę "jak wytresować​ faceta", od Rona i Harry'ego zestaw nowych ochraniaczy do gry w Quidditcha, od George'a eliksir, na którym było napisane "odstraszacz facetów".

— Tak na wszelki wypadek gdyby jakiś nachal się do Ciebie przystawiał pod nieobecność mojego braciszka .

Aż bałam się zapytać jak działa ten eliksir.

Bill i Fleur podarowali mi zestaw aromatów i olejków do kąpieli, zaś od Freda otrzymałam "niewysyłkowy list" .

— Co to jest? — zapytałam przyglądając się małemu notesikowi.

— Mam taki sam. Jest to szybszy sposób na korespondowanie niż listy. Wystarczy, że coś tu napiszesz, a w tej samej chwili pojawi się to w moim notesie.

— Niesamowite! — powiedziałam będąc pod wrażeniem — W ten sposób, kiedy będę w Hogwarcie będziemy mogli być na bieżąco.

Podziękowałam Fredowi i zaczęłam wręczać reszcie prezenty ode mnie.

Przerwa świąteczna dobiegała końca, a w domu dało się wyczuć leniwą atmosferę. Był to ostatni wieczór przed powrotem do szkoły.

Państwo Weasley dyskutowali o czymś Remusem w salonie, ja zaś wraz z Fredem, siedzieliśmy w kuchni i zajadaliśmy się ostatnimi kawałkami domowego jabłecznika.

Nagle moją uwagę przykuło coś za oknem. Miałam wrażenie, że dostrzegłam  kątem oka jakiś ruch.

Wstałam z krzesła, podchodząc do okna lecz niczego nie ujrzałam. Podszedł do mnie Fred, obejmując mnie od tylu po czym zapytał:

— Coś się stało?

— Nie, nic...

Nagle obije to usłyszeliśmy.

Dźwięk towarzyszący przy teleportacji.
Stanowczo za blisko Nory.

Poczułam dziwny niepokój, a chwilę później dostrzegłam trzy ciemne smugi wzbijające się w powietrze.

Śmierciożercy...

Natychmiast pobiegłam do salonu informując Państwo Weasley'ów i Lupina o tym co zobaczyłam.

Cała trójka wybiegła z domu, przeszukując teren dookoła, lecz niczego nie znaleźli.

Dlaczego nie zaatakowali? Dlaczego byli na tyle nieostrożni, że deportowali się tak blisko domu przez co ich usłyszałam?

Święta minęły, stałam przed kominkiem Państwa Weasley'ów żegnając się ze wszystkimi.

Czas było wracać do Hogwartu.

— Uważaj na siebie — Szepnął Fred — I staraj się nie pakować w kłopoty.

— Postaram się — pocałowałam chłopaka po czym weszłam do kominka.

Wzięłam zielony proszek i krzyknęłam:

Hogwart!

Spojrzałam na Freda, a w następnej chwili byłam już w gabinecie Dumbledore'a.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top