~ Bójka na Pokątnej ~
Tego ranka przyleciała do mnie sowa z listem od mamy. Napisała mi, że wraz z tatą wracają do domu za 2 tygodnie i nalegają bym również wróciła w tym czasie.
— Jesteś pewna, że nie chcesz zostać? — zapytał mnie Fred, kiedy szliśmy ulicą Pokątną, wracając z jego sklepu.
— Muszę zobaczyć się z rodzicami. Mamy wiele do omówienia.
— Dobrze, że chociaż będziesz na weselu.
— Nie opuściłabym takiej okazji.
Odpowiedziałam i pocałowałam chłopaka w policzek.
— Może zajdziemy na lody? — Zaproponował Fred, wskazując na budkę z lodami przed, którą była niewielka kolejka.
— Świetny pomysł.
Stanęliśmy w kolejce.
— Cześć, Oktavia! — przywitałam koleżankę z klasy, która stała przed nami.
Dziewczyna zmierzyła mnie oraz Freda dziwnym spojrzeniem i nic nie odpowiedziała.
Stałam w miejscu, będąc nieco zdezorientowana tą całą sytuacją, Fred zerknął na mnie, nie wiedząc o co chodzi ale po mojej minie wywnioskował, że ja również nie mam pojęcia.
Rozejrzałam się dookoła, obserwując niegdyś tętniące życiem miejsce, gdy nagle z ulicy Śmiertelnego Nokturnu wyszedł Draco.
Szczęka mi opadła na jego widok.
Był blady, miał podpuchnięte oczy i wyglądał jakby wcale nie sypiał. Ślizgon również mnie dostrzegł i stanął jak wryty.
Przez chwilę na siebie patrzyliśmy, kiedy nagle, stojąca przede mną Oktavia, przemówiła donośnym głosem:
— A co my tu mamy? Nieplanowane spotkanie kochanków? — Dziewczyna posłała mi i Draconowi szyderczy uśmiech.
Na te słowa Draco zalał się purpurą a ja nie widziałam o co, i o kogo chodzi.
— Nie udawaj zaskoczonej, Eleanor. Boisz się przyznać do swoich nocnych igraszek w szkole przy chłopaku? — wskazała na Freda.
— Słucham!? — zapytał zdezorientowany Fred po czym powiódł za wzrokiem Oktavii i dostrzegł Malfoy'a, który wciąż stał w tym samym miejscu.
— O co chodzi? — zwrócił się do mnie.
— Ja, ja nie wiem o co chodzi! — Wydukałam, całkowicie skołwana daną sytuacją.
— Ja wam wytłumaczę o co chodzi — Oznajmiła wyraźnie zadowolona z siebie, Oktavia.
— Po prostu się zamknij! — Ryknął na nią Draco, podchodząc do nas.
— Eleanor i Draco obściskiwali się pewnego wieczoru w lochach. I to nie zwyczajnie... Kto wie do czego by doszło gdybym im nie przeszkodziła.
— CO!? — wykrzyknęliśmy z Fredem w tym samym czasie.
Fred wystrzelił do przodu, rzucając się na Draco z pięściami! Powalił go na ziemię i okładał po twarzy. Stałam jak zaczarowana nie mogąc otrząsnąć się z szoku.
— Masz za swoje — szepnęła do mnie Oktavia — Teraz stracisz ich obu.
Po czym dumna z siebie odeszła. Szybko oprzytomniałam i rzuciłam się w stronę chłopaków by ich rozdzielić.
— Przestańcie! — Krzyknęłam — Fred zostaw go!
— Zabije Cię, gnoju! — Warknął Fred.
Nie miałam wystarczająco siły by powstrzymać Freda, toteż szybko wyjęłam różdżkę.
— Depulso! — Weasley'a momentalnie odepchało od Malfoy'a, co dało czas temu drugiemu na szybką reakcję.
— Wybacz mi, Ell. Ja nie wiedziałem — powiedział i wskazał na mnie i Freda.
Twarz miał całą we krwi, przeciętą wargę oraz brew.
Widząc podnoszącego się Freda posłała mi ostanie spojrzenie i szybko się deportował.
— Co to wszystko ma znaczyć, Eleanor!? — zagrzmiał Fred tak, że niektórzy powystawiali głowy z okien.
— Nie tutaj, chodźmy gdzie indziej — rzekłam pośpiesznie, łapiąc chłopaka za rękę — No dalej, deportuj nas stąd. Nie powinniśmy zwracać na siebie uwagi.
Nagle znaleźliśmy się w lesie w pobliżu domu Weasley'ów. Fred cały czerwony na twarzy powtórzył:
— Co to miało znaczyć!? Zdradziłaś mnie? Mówiłaś, że niczego między wami nie ma! — chłopak nie dał mi dojść do słowa — Jak mogłaś mi to zrobić! Kiedy ja całymi dniami zarabiałem pieniądze byś w przyszłości dalej mogła wieść wygodne życie, Ty romansowałaś z Malfoy'em!? Boże, Eleanor, dlaczego?
Fred był wyraźnie poruszony. Machał dookoła rękoma, a jego broda delikatnie drżała.
Kompletnie nie mogłam zrozumieć tego całego zajścia.
— Przysięgam, że ta sytuacja nie miała miejsca! Proszę uwierz mi... Nigdy w życiu nie zrobiłabym Ci takiego świństwa.
Fred przez chwilę patrzył na mnie smutno, gdy nagle go olśniło.
— Snape — Spojrzałam na niego, nie wiedząc o co mu chodzi — To sprawka Snape'a! To wszystko musiało się wydarzyć tego wieczora, kiedy zabito Dumbledore'a. Mówiłaś, że nie pamiętasz co się działo po wypiciu eliksiru od Snape'a.
To wszystko miało sens.
Najgorsze jednak było to, iż byłam pewna, że nauczyciel podał mi eliksir na sen... Jak się okazało, wcale nie spałam. Było mi tak niezmiernie głupio... Czułam do siebie wstręt.
— Istnieją różne eliksiry, po których człowiek nie wie co robi i działa impulsywnie, może coś takiego Ci podał... — rzekł rozwścieczony Fred.
— Uspokój się już... — powoli podeszłam do chłopaka, kładąc mu dłoń na ramieniu.
— Jak mam się uspokoić? Jakiś facet całował Cię i kto wie co jeszcze robił... Z tego co mówiła tamta dziewucha, normalne pocałunki to nie były.
Powiedziawszy to uderzył pięścią w najbliższe drzewo.
— Fred! — krzyknęłam łapiąc go za krwawiącą rękę.
— On Cię wykorzystał, na pewno wiedział, że byłaś pod działaniem eliksiru, w końcu cały czas spiskował ze Snapem! — Chłopak przyciągnął mnie do siebie i przytulił — Tak mi przykro, kochanie. Pożałują tego co Ci zrobili.
Tkwiłam w stalowym uścisku, czując jego bijące serce. Nie mogłam uwierzyć, że Draco byłby w stanie zrobić mi coś tak podłego...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top