4. Postanowienia chwiejne jak cebulki włosów
Victor oprzytomniał szybciej niż był w stanie o tym pomyśleć. Widok alkoholu wyzwolił w nim zarówno sprzeciw, jak i cień słodkiej pokusy. Nadal miał w sobie samozaparcie, chociaż doskonale wiedział, że jest ono tak samo chwiejne jak cebulki jego włosów - w każdej chwili mogło się posypać. Adrenalina buzowała w jego żyłach, gdy z werwą godną alkoholowej dziewicy poderwał się z kanapy.
- Zapomnij, nie wypije ani kropli! - wrzasnął, mierząc oskarżycielsko palcem, zachęcająco lśniącą parę kieliszków.
Ciężko było powiedzieć, czy wyrzut w jego głosie był kierowany do przedmiotu, czy do Azjaty. Adresat i tak był w gruncie rzeczy nieważny. Przekaz, w obu przypadkach, oznaczał to samo, abstynencję. Czyli coś, co Nikiforovowi z zasady się nie udawało. Ilekroć próbował, tylekroć ponosił porażkę. Dlatego zareagował tak gwałtownie, stawka była wysoka, a prawdopodobieństwo wygranej szalenie niewielkie. Musiał się sprzeciwić teraz, jeśli chciał mieć choć cień szansy na pozostanie trzeźwym.
I może by mu się to udało, gdyby jego przeciwnikiem nie był Katsuki. On nigdy nie zawodził, zupełnie jak durexy. Zdołał wypracować sobie kilka technik na taką ewentualność. Nawet brewka mu nie drgnęła, gdy rozbawiony w duchu wstawał dramatycznie z kanapy. Otrzepał nawet ciuchy, poprawiając przy tym mankiety czarnej koszuli. Nie spojrzał na niego. Nie odezwał się. Wzruszył tylko obojętnie ramionami i tak po prostu go wyminął. Jego zachowanie mówiło Rosjaninowi dosadne - ,,no, to się pierdol".
Policzył w myślach do trzech i tyle wystarczyło. Chwilę później poczuł mocny uścisk na prawym nadgarstku. Zgodnie ze schematem wyszarpnął go stanowczo, aby udowodnić, że jest w stanie to zrobić.
- Każdy wypity kieliszek, to dodatkowe pięć minut ze mną - szepnął, z trudem powstrzymując cisnący mu się na usta wredny uśmieszek.
To bez dwóch zdań było okrutne z jego strony. Victor na pewno wolałby, aby zamiast ultimatum, Azjata postawił mu coś innego. W zasadzie faktycznie o niczym innym nie marzył i dlatego nie miał wielkich oporów przed tym, żeby się zgodzić. Postąpił arogancko i naiwnie, myśląc, że z powodzeniem wytrzyma co najmniej godzinę. Dwanaście kieliszków nie brzmiało wcale tak strasznie, a i tak zawsze mógł w trakcie przestać, prawda? Wiedziony tym przekonaniem, złapał go tym razem delikatnie za dłoń. Splótł ze sobą chłodne palce, delektując się dotykiem miękkiej skóry.
- Zrobię wszystko, żebyś został...- Szczerze zapewnienie było czystą symfonią dla uszu Yuriego. W ustach czuł już ten irracjonalny posmak triumfu. Czasem nie chciał tego przyznać, ale jakaś jego część uwielbiała owijać sobie mężczyzn wokół palca. W szkole średniej był zbyt niedojrzały i nieśmiały, aby sobie na to pozwalać... ale jeśli chodziło o studia. Mieszkanie w akademiku wraz z Pichitem w komplecie wyciągnęły z niego to, co (nie) najlepsze. Bawił się przy tym wyśmienicie, za każdym razem częstując ludzi, którzy, tak jak zrobił to Nikiforov, oceniali go z góry, kopniakiem w tyłek.
- Wszystko? - powtórzył, zwracając ku niemu głowę. Uniósł pytająco brew, obrzucając go przy tym niepewnym spojrzeniem.
Rosjanin początkowo się zmieszał. Wyglądało na to, że musiał się zastanowić. Możliwe, że powiedział to zbyt pochopnie. Określenie - ,,wszystko" było zbyt obszerne, aby zawrzeć je z rozsądkiem w jednej myśli. Właśnie dlatego Chris niejednokrotnie powtarzał Victorowi, że jest głupi i tym razem też by to zrobił, gdyby tylko zobaczył jak beztrosko jego przyjaciel właśnie kiwa głową.
- Nie pytasz, ani o mnie, ani o kolejne spotkanie. Nie będziesz próbował mnie zatrzymać, gdy uznam, że twoja obecność zaczyna mi ciążyć. - Nikforov przełknął nerwowo ślinę. Po tych słowach poczuł, że wpakował się w niezłe gówno. Wyglądało na to, że z owego spotkania nie wyniesie kompletnie nic oprócz srogiego kaca. Nie był jednak w stanie się wycofać. Dał słowo, a to oznaczało że musi go dotrzymać. Teraz pozostało jedynie zdecydować, czy pozwoli się temu przytłoczyć i tym samym zepsuć ostatnią rzecz, która mu pozostała - dobrą zabawę. Wybór należał do tych ciężkich zupełnie jak niektóre z jego studenckich grzeszków, ale to wcale nie oznaczało, że stawał przed nim po raz pierwszy. Pierwszy raz pił jedynie soczek przy barze, a nie deptał butem rozsądek tylko po to żeby się rozerwać. Dzisiaj okazało się też siłą rzeczy, iż zdecydował się go zmasakrować - bez słowa pociągnął Azjatę z powrotem w stronę kanapy.
Już od samego początku wykorzystywał "ofiarowany" mu czas w całości, mając w dupie (niestety na razie tylko to) wszelkie kwestie przyzwoitości. Usiadł, chociaż wcale nie pozwolił na to brunetowi, przynajmniej nie w takiej formie. Pociągnął go dłonią za biodro, uśmiechając się błogo, gdy odziane w ciasne spodnie pośladki plasnęły o jego kolana.
Katsuki sapnął z wrażenia, śledząc niedbale wzrokiem ręce oplatające go zaborczo w pasie. Innym na to nie pozwalał, w takim wypadku już dawno przerwałby spotkanie. Tym razem po prostu nie chciał, choć czuł się przez to odrobinę łatwy. Nie mógł jednak nic poradzić na to, że łaskoczące go w ucho miękkie włosy, w komplecie z gorącym oddechem na karku, skutecznie zachęcały go, aby pozostał na miejscu.
Pomijając erotyzm, było mu z tym niebywale komfortowo. Zupełnie jakby klatka piersiowa tego faceta została stworzona właśnie po to, aby się o nią opierał. Zrobiło mu się od tego przyjemnie ciepło, odrobinę jak po kieliszku wódki. Przymknął nawet powieki, rozluźniając napięte mięśnie. Osunął się bezwładnie w jego ramionach, przez co Nikiforov wręcz wstrzymał oddech. Japończyk chyba zwariował, pozwalając sobie na taką swobodę. Zupełnie jak Pichit, gdy kupował dziesiątego chomika z rzędu.
Podarował sobie ich całe dziesięć w tej pozycji, ciesząc się milczeniem. Potem jednak uznał, że za kolejne należało pobrać opłatę, ponieważ darmowy okres próbny nie mógł trwać w nieskończoność. Adonisa trzeba było uchlać i właśnie z tym przekonaniem odchylał głowę w tył, żeby wymownie na niego spojrzeć.
Rosjanin zrozumiał i chociaż wyjątkowo zamiast pić, wolał zadawać pytania, to poddał się jak jego testosteron. Zapomniał widocznie wziąć z mieszkania jaja i nie potrafił się postawić tam, gdzie trzeba. Patrzył jak chłopak siada na jego udach bokiem, żeby móc dosięgnąć do tacki stojącej obok na stoliku. Ze srebrną tequillą Victor nie miał zbyt dobrych wspomnień. Tak szczerze, to nie miał żadnych, bo podczas jej picia za każdym razem zdołały z niego wyparować. Jednak meksykańska wóda nadal go kusiła, a już zwłaszcza, gdy do oprószonego na krawędzi solą kieliszka, wlewał ją ktoś tak gorący jak Azjata.
Yuri podał mu alkohol z błyskiem w oku. Zatrzymując w drugiej ręce ćwiartkę limonki.
- Nie napijesz się ze mną? - szepnął odrobinę zawiedziony Victor, kiedy kieliszek znalazł się pomiędzy jego palcami. Zatrzymał spojrzenie na zawadiackim uśmiechu, który jako pierwszy otrzymał w odpowiedzi. Potem były słowa, równie tajemnicze i ekscytujące, co sam chłopak.
- Nie mógłbym sobie tego odmówić... ale najpierw muszę ci pokazać jak. - Nikiforov od tego musiał przełknąć wymownie ślinę. Spojrzał mu łakomie w oczy, obejmując wargami krawędź kieliszka. Na języku poczuł jak bardzo jest słony i przez chwilę zastanowił się czy chłopak też by taki był gdyby... odrzucił chwilowo na bok tę myśl przez mocny smak rozchodzącej się po podniebieniu tequilli. Skrzywił się, powstrzymując przed tym, aby zakasłać. Jego rozbiegane tęczówki zatrzymały się na pożądanym przez niego cytrusie. Sięgnął po niego, jednak nie dostał w swoje ręce. Katsuki odsunął dłoń z ćwiartką tak, aby znalazła się poza jego zasięgiem. Nikiforov już chciał się oburzyć. Błagalnie jęknąć. Zrozumiał jednak do czego to wszystko zmierza.
Japończyk wolną ręką odsunął powoli muskający jego skórę kołnierzyk. Poluzował go, przekrzywiając głowę nieco w prawo. Jego szyja napięła się kusząco. Przystawił do niej owoc tuż pod samą szczęką... i tak po prostu zgniótł go w palcach. Sączący się obficie limonkowy sok, spłynął po jego gardle aż po same ramię, miejscami skapując na obojczyk.
Ożeszwdupe - Victor Nikiforov niemal zawył. Nie trzeba było o to prosić dwa razy, ani nawet raz. Jego oczy zaszkliły się wręcz z zachwytu, a spodnie w kroku zaczęły odrobinę go uwierać. Rzucił na bok pusty kieliszek, aby swobodnie podeprzeć bruneta za łopatkę. Przyciągnął go do siebie bliżej jednym mocnym szarpnięciem, łapczywie przywierając ustami do jego skóry.
Jego wargi prześlizgnęły się zmysłowo od góry do dołu, zbierając z niej część wilgoci. Początkowo spróbował go zaledwie koniuszkiem rozgrzanego języka, jednak niemal od razu zapragnął więcej. Polizał go chutliwie pod samą żuchwą, z lubością delektując się jego słodko-kwaśnym smakiem. Tequilla nigdy nie smakowała tak wspaniale jak w tej chwili. To był czysty obłęd. Wszystko na niebie i ziemi próbowało mu właśnie sprawić przyjemność i nie był z tym absolutnie sam! Rozkoszny jęk, który uleciał z ust Azjaty był tego żywym dowodem.
Pomiędzy nimi wytworzyła się czysta chemia, wykraczająca poza wcześniejszy magnetyzm. Śmiałość wobec siebie momentami dotykała kuriozum, zupełnie jakby ich ciała naturalnie do siebie pasowały. Yuri nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie, czy kiedykolwiek kogoś tak mocno pożądał, a powinien, skoro nadal w gruncie rzeczy nie zasmakował seksu. Z usposobienia był raczej księżniczką, szukającą odpowiedniego frajera, który nosiłby go na rękach. Choć za cholerę nie chciał się do tego przyznać, zwłaszcza bawiąc się dobrze w klubie. Było jednak zbyt wcześnie, żeby powiedzieć, że stracił dla tego człowieka głowę. Raczej obstawiałby, że jedyne, czego się pozbył, to własnej godności. Trochę obawiał się, że po tym wszystkim nie będzie mógł spojrzeć sobie w oczy. Mówi się jednak trudno - nie musiał wcale spoglądać we własne. Urokliwe błękitne tęczówki były prawie wszystkim, czego obecnie potrzebował, zaraz po luźniejszych spodniach.
Krótko mówiąc mocno kłóciło się to z tym, co sobie z początku założył. Oprócz zabawy chodziło przecież coś więcej, ale tak jakby o tym zapomniał. Zupełnie jak Rosjanin o wszystkim innym. Widocznie mieli ze sobą coś wspólnego - alzheimera. Yuri odstawił na bok rozsądek, gdy dawał się tak po prostu obmacywać. Udo, tyłek czy łopatki, nie robiły mu żadnej różnicy. Dotyk smukłych dłoni był równie przyjemny co muśnięcia wilgotnego języka, a pojęcie czasu wyparowało z jego łepetyny równie szybko, co jego samokontrola.
Pięć minut zmieniło się w dziesięć, a seksowny Adonis, już po raz drugi tego wieczora, dobierał mu się do ust. Z początku nieśmiało i wyjątkowo czule, jednak tylko do momentu, w którym Katsuki sam z siebie nie uchylił warg. Wtedy pozwolił sobie na więcej. Chciwy siwus próbował sobie zrekompensować tamte rozczarowujące chwile w śmierdzącym kiblu. Traktował to jak swego rodzaju rewanż, do tego stopnia, że zdołał się zapędzić. Może i tego nie pamiętał, ale Azjata reagował stanowczo, gdy tylko czuł się osaczony. Nie dało się tego uniknąć - jakoś tak wyszło. Nikiforov gruchnął Łamaczem serc o kanapę z czystej zachłanności. Zawisł nad nim, unieruchamiając go miednicą. Oblizał usta na tyle łapczywie, że Yuriego nareszcie coś tknęło.
Intensywnie zamrugał. Raz... drugi... trzeci. Rozejrzał się wokół niechybnie zdając sobie sprawę, że dawał sobą poniewierać za niezwykle żałosną ilość alkoholu. Co to w ogóle za pomysł, że to on był na dole? Owszem kanapa była wygodna, nawet miększa niż jego własne pośladki i całkiem przyjemnie się na niej leżało. Chcąc jednak sobie odpocząć to na pewno nie robiłby tego z wbijającym mu się tu i ówdzie czyimś kutasem. To było przyjemne w kompletnie inny sposób. Poza tym miał miał sobie jeszcze krztynę niewinności, która obecnie jęczała głośniej niż on sam.
,, (...) fakt jest uroczy, ale czuję, że zwyczajnie bym się nim znudził (...)"
Jeśli Katsuki wcześniej się wahał, to obecnie nie miał już wątpliwości. Wspomnienie upokarzających słów, rozbudziły w nim wolę walki. Chyba jaja sobie robił, próbując mu odpuścić dla kilku błogich chwil. Zmarszczył gniewnie brwi, w pierwszym odruchu, mocno łapiąc Nikiforova za szczękę. Spojrzał na niego chłodno z odrobiną wyższości, sprawiając, że Rosjanin zamarł. Victor nie zdecydował się jednak z niego zejść. Przeciągał ten moment w nieskończoność, pomimo tego, że doskonale rozumiał, czego Azjata od niego oczekiwał. Potrzebował do tego kolejnego bodźca i niechybnie go otrzymał. Nachalny i bolesny ucisk w okolicach krocza - brunet niedelikatnie odpychał go kolanem.
Sapnął, wyjątkowo opieszale zsuwając się z chłopaka. Rzucił mu jedno zbolałe spojrzenie, nie odzywając się słowem. Nieco przygasł, chociaż to wcale nie oznaczało, że się poddał. Zachowawczo sięgnął po kolejny kieliszek, sądząc że tylko w ten sposób zdoła powstrzymać go przed ucieczką. Wychylił bez popity jednym ciągiem aż trzy, zastanawiając się w duchu ile będzie potrzebował, żeby odpowiednio się uchlać.
Katsuki Yuri wydawał się być tym więcej niż zadowolony.
***
Chciało mu się rzygać, zupełnie po ludzku i naturalnie. Butelka była pusta, a jedyne co po niej pozostało to przyjemny posmak limonki w ustach. Nikiforov stracił rachubę czasu i część świadomości. Chyba leżał, a przynajmniej tak mu się wydawało. Świat za bardzo wirował, aby mógł otworzyć oczy. Ktoś głaskał go po głowie. Tak, to musiało być to. Całkiem to lubił, chociaż odczuwał to jakby przez mgłę. Delikatne muśnięcia, wprawiające w ruch kosmyki jego włosów, odwracały nieco jego uwagę od paskudnych mdłości. Czy to mógł być anioł?
Tak cudownie pachniał, tak męsko i orzeźwiająco. Jego dłonie były tak delikatne, a ciepło od niego bijące tak kojące. Victor nigdy nie był zbyt religijny, ale po pijaku potrafił uwierzyć we wszystko, nawet w krasnoludki.
Ciekawość wzięła górę nawet nad groźbą puszczenia na podłogę soczystego pawia. Uchylił nieznacznie powieki, tak aby towarzysząca mu osoba nie zwróciła na to uwagi. Żadne światło na szczęście go nie poraziło - w zasięgu jego wzroku znajdował się jedynie miękki blask fioletowych ledów. Pomimo półmroku był w stanie dostrzec wszystkie szczegóły... Szybko przypomniał sobie gdzie był, po co i z kim dzielił ten wieczór. Leżał Azjacie na kolanach w tej samej prywatnej loży, co wcześniej, na łasce jego troski.
Spodziewał się anioła i owszem po części go zobaczył. Uśmiech mężczyzny właśnie do takich należał - czystych i niewinnych. Ale te oczy... dwa roziskrzone bursztyny, były zupełnie z innej bajki. Trąciły nieco złośliwością, figlarnością i czystą satysfakcją. Zupełnie jak gdyby Victor właśnie był świadkiem jakiegoś triumfu... i był. Szybko też zdał sobie z tego sprawę. Nieświadomie pozwolił, już po raz drugi, aby bezlitosny i zimny wiatr wychłostał jego piękne pośladki. Został wystawiony dupą do wiatru, tak niepostrzeżenie i bezdusznie, że aż zachciało mu się płakać. To prawdopodobnie było ich ostatnie spotkanie, a on spędził je jak ostatni frajer.
Przez chwilę miał ochotę się poddać. Nawet zacząć się przed nim płaszczyć. Ewentualnie wygłosić homilię na temat świetności jego tyłka. Azjata jednak właśnie tego chciał, a może i nawet się tego spodziewał. Na uczelni był legendą i według Chrisa każde spotkanie właśnie tak się kończyło - błaganiem i ślinieniem się. Nikt nie próbował rzucić mu wyzwania, a może powinien?
Nikiforov miał zostać jego pierwszym. Pierwszym, który po raz kolejny wykaże się zwyczajną arogancją. Zamierzał mu (się) postawić i prosto w twarz ustrzelić go swoją inicjatywą. Zebrał w sobie resztki trzeźwości, chociaż tequila weszła w niego tak mocno i głęboko, że niemal czuł, jak alkohol penetruje jego głowę. Otworzył szerzej oczy, z lekkim ociąganiem. Spojrzał na niego z dołu, jednak z wielką wyższością. I kiedy ich tęczówki nareszcie się spotkały, poczuł w sobie ten niesamowity dreszcz ekscytacji. Wyciągnął w jego kierunku dłoń, obejmując nachalnie jego kark. Uchylił usta i tak po prostu pociągnął go w swoją stronę. Był brutalny, seksowny, niesforny i gwałtowny. Uderzył w bruneta jak tajfun i podobnie jak owy żywioł sprawiając, że znów zrobiło mu się odrobinę mokro.
Pocałował go - mocno i szybko. Wręcz nie pozwolił jemu tego nie odwzajemnić. Tłamsił miękkie wargi własnymi aż do momentu, w którym Łamaczowi serc nie zabrakło tchu. Dopiero wtedy go puścił. Oblizał w mimowolnym odruchu usta, uśmiechając się słodko. Widząc jednocześnie charakterystyczny błysk w jego oku, świadczący o tym, że jego wyzwanie zostało zaakceptowane.
●●●●●●●●●●●●●●■●●●●●●●●●●●●●●
Od autorki:
● Tak całkiem szczerze, to nie mam pojęcia kto, kogo tutaj dzisiaj zbałamucił. Obaj panowie dali do wiwatu nie pierwszy i nie ostatni raz.
Przy pisaniu scen z tequillą frajdy miałam mnóstwo, a może nawet za dużo... Swoją drogą ładnych parę lat temu czytałam zdeczka coś podobnego. Szczegóły i tytuł wyparowały z mojej głowy, ale idea pozostała niezmienna. Dlatego też ten rozdział został stworzony w hołdzie dla jego inspiracji.
Mam nadzieję, że ten oryginalny sposób picia alkoholu dostarczył wam odrobinę wrażeń c:
A już za tydzień dowiecie się jaki los spotkał upitego w trzy dupcie Victora Nikiforova, po tym jak został pozostawiony samemu sobie :v
● Tekst edytowała Alvea_Rossa - Dziękuję kochana ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top