3. Słodki, ale (nie) w moim typie

Chris nie mógł wyjść z szoku, ale zdecydowanie z tego pozytywnego. Pierwsze wrażenie było tutaj kluczowe i to właśnie ono podsunęło mu prześwietny pomysł. Jako przyjaciel czuł się w obowiązku uratować lędźwie Victora przed jawnym zmarnowaniem. Latać z wywalonym jęzorem za "Łamaczem serc" mógł nawet w nieskończoność, tracąc po drodze młodość i potencję. Ktoś musiał mu uświadomić, że o wiele lepsza partia, właśnie (dosłownie) przeszła mu koło nosa. Giacometti pluł sobie w brodę, że nie wpadł na to o wiele wcześniej. Ale cóż poradzić? Przychodząc tu miał w głowie jedynie klejnoty i przystojną twarz kierownika - na nic innego nie było czasu.

- To za nim powinieneś się uganiać. - stwierdził rzeczowo, podbródkiem wskazując miejsce, w którym jeszcze chwilę temu widział uroczego pracownika. Nachylił się tuż po tym w stronę Nikiforova zupełnie jakby chciał zachować następne słowa pomiędzy nimi. Nic bardziej mylnego. Jego głos wbrew temu stał się donośniejszy.

- Mamma mia widziałeś ten tyłek! Takich krągłości nie powstydziłyby się ziemskie półkule! - chlapnął, komplementując jego pośladki na tyle głośno, że z powodzeniem było go słychać w całym sklepie - na zapleczu, przy kasach, w kiblu i pomiędzy półkami.

Victor go jednak nie skarcił, zaczął nawet analizować jego słowa, jednocześnie starając się odtworzyć w myślach widok odzianych w ciemne dresy pośladków. Nie było ciężko, cudów świata nie sposób wyprzeć z pamięci. Ten tyłek był wyjątkowy, soczysty i sprężysty. Stworzony do tego, aby zacisnąć na nim palce i wymiętosić - intensywnie do momentu, w którym właściciel nie powie ,,dość".

Tylko, że Rosjanin tak jakby potrzebował czegoś więcej. Jego siwa łepetyna żyła innymi wartościami. Owszem z pewnością uwielbiał i potrafił się bawić, ale w rzeczywistości miał dość miękką pałę w tej kwestii. Szukał miłości, takiej zwyczajnej na późne wieczory i schyłek życia, chociaż niekoniecznie prawidłowo do tego podchodził. Szukanie czegokolwiek pośród alkoholu, było w końcu kiepskim pomysłem. Tak samo jak uganianie się za kimś, kto zdołał zbałamucić go w kiblu. Idąc tym tropem i kierując się logiką powinien rozważyć propozycję przyjaciela, a nawet wdrożyć ją w życie. Wolał jednak mieć pod górkę i ciężko było mu powiedzieć dlaczego.

Na poczekaniu musiał więc wymyślić głupią wymówkę, która do końca prawdą nie była.

- Nie mam zamiaru... fakt jest uroczy, ale czuję, że zwyczajnie bym się nim znudził. Odkąd dałem sponiewierać się w barowym kiblu nie zadowoli mnie żaden inny rodzaj ekscytacji. - Coś w tym było, a jednocześnie nie. Bo głowę dałby sobie uciąć, że te cudowne hebanowe tęczówki nigdy by mu się nie przejadły. Miał po prostu takie przeczucie. Pojawiło się ono w jego głowie, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały. Odczuł wtedy coś na wzór deja vu, zupełnie jakby zdarzyło mu się to wcześniej. Nie zastanowił się nad tym jednak głębiej, ponieważ całym sercem identyfikował się z ostatnim zdaniem. Nie mógł powiedzieć, że tego nie zapomniał, bo właściwie to zrobił - zostało w nim jedynie poczucie, które najwyraźniej wystarczało do tego, aby postradać rozum.

Jakoś tak wyszło, że podobnie jak Chris podczas swojej wypowiedzi nie zszedł z tonu. Ich rozmowa nie była żadną tajemnicą, przez co ukryty na zapleczu Yuri poczuł się dotknięty. Nikiforov nieświadomie przydeptał jego ego, chociaż na razie dość lekko. Sprawił też, że Japończyk odetchnął jednocześnie z ulgą, ponieważ przekonał się o tym, że owy klient postrzega "Łamacza serc" i pracownika sklepu, jako dwie różne osoby.

- Kompletnie nie masz gustu Nikiforov, za grosz! Biegaj sobie za nieistniejącym panem ,,postawie ci ptaka w barowym kiblu", a taka okazja przejdzie ci koło nosa. - warknął Giacometti. To on z ich dwójki był ponoć głupszy, jednak teraz już nie był tego taki pewny.

Victor w odpowiedzi wzruszył jedynie ramionami. Zignorował obelgę, jak i całą resztę.

- Wolę wyzwania, a ten chłopak nie byłby dla mnie raczej żadnym.

Tego szczególnie nie powinien mówić głośno. Katsukiego te słowa dotkliwie poruszyły. Mocno poirytowany oparł się o chłodną ścianę, uśmiechając się przy tym ironicznie. Srebrnowłosy Adonis go po części zlekceważył. Ocenił go po okładce, po masce, którą nosił na co dzień i jednocześnie śmiał ją perfidnie umniejszać. Yuri nabrał ochoty na to, aby mu pokazać jak lekkomyślny jest w swoich osądach. Postanowił złamać drugą w hierarchii świętą zasadę, którą kierował się niemal zawsze.Nigdy nie podchodził do tych samych osób dwa razy. Zawsze kończyło się na jednym spotkaniu. Tak było bezpieczniej. Teraz był skory zainicjować drugie, a może nawet trzecie i czwarte, tylko po to, aby zrobić z niego głupka. Oczywiście nie miał zamiaru się ujawniać. Wystarczyło, że udowodni sobie, że to właśnie nieznajomy nie jest żadnym wyzwaniem, a nie on sam.

Prychnął, zacmokał ustami, sięgając powoli po swoje okulary. Zdjął je z nosa powoli, odchylając głowę w tył. Bystre spojrzenie hebanowych tęczówek wymknęło się spod matowych szkieł, nabierając wyrazistości. Chwycił dłonią włosy. Niesforne kosmyki zamknął w dłoni, pieczołowicie zaczesując część z nich do tyłu.

Pomimo złości zamierzał dobrze się bawić, od teraz do samego końca, tak jak mówiła naczelna z jego zasad,a dzisiejszy wieczór miał stać się przez to tak niebezpiecznie ekscytujący.

***

Często obiecujemy coś samemu sobie i Victor również zrobił to zaledwie kilka chwil temu. Zmusił swój umysł do działania pod presją, nakładając na siebie osobistą odpowiedzialność. Zadanie wydawało się proste - nie zapić pały ani dziś, ani jutro. Brzmi prosto? Bo niewątpliwie było... dla normalnego człowieka. Nikiforov oczywiście w jakimś stopniu również nim był, choć bliżej mu było do zwierzęcia - tego imprezowego rzecz jasna. Katował się pomarańczowym soczkiem, który co prawda uwielbiał, ale jako trzylatek. Czuł się przez to jak frajer, którym w oczach niektórych był. Młody barman tak jakoś patrzył na niego z politowaniem, co Rosjanin zresztą źle odebrał.

Pichit wiedział po prostu jak to wszystko się skończy. Postanowienie studenta nie ważne jak mocne pójdzie w diabły prędzej czy później, ale to nie dlatego, że jego wola była słaba - była przeciętna. Po prostu Yuri i tak pokieruje spotkaniem na swoich warunkach. Jak zwykle przyjdzie późno, chwilę po tym gdy przystojniak znudzi się czekaniem i nie zruga Chulanonta za dolanie mu z rozpędu alkoholu do napoju. Po pierwszej szklance uzna, że tej nocy i tak nie wydarzy się już nic ciekawego przez co jasność umysłu będzie mu całkowicie zbędna. Od tamtego momentu minie niecała godzina i dopiero po niej Katsuki pojawi się przy barze. Uśmiechnięty, wymuskany z charakterystycznym błyskiem w oku, przysiądzie się do Adonisa, udając głupca, gdy ten pomimo braków w pamięci wyłapie w jego wyglądzie coś znajomego.

Umówmy się, Taj tym razem gówno wiedział. Jego scenariusz nie sprawdził się zupełnie jak horoskop. Nie zdołał niczego, nigdzie dolać. Rusek był trzeźwy jak nigdy, gdy barman wzrokiem wyłapał za jego plecami "Łamacza serc". Z początku uznał, że Yuri zwyczajnie się pomylił i nawet dyskretnie starał się go ostrzec. Nic z tych rzeczy - Japończyk świadomie przepychał się przez tłum prosto w stronę ich dwójki. Machnął nawet ręką żeby uspokoić swojego zaprzyjaźnionego chomikojebce. Panował tutaj i zamierzał panować nad wszystkim... no może nie nad swoim wzwodem. Czasem ciężko było okiełznać niektóre odruchy, zwłaszcza na widok kogoś takiego jak Victor.

Pewny siebie i swoich zamiarów poprawił kilka niesfornych kosmyków opadających mu na czoło, przystając na chwilę. Z kieszeni wyjął bezbarwną, gejowską, pomadkę, którą musnął przelotnie wargi. Zacmokał przy tym cicho, ignorując rozbawione spojrzenie przyjaciela stojącego za barem. Zanim przysiadł się, a raczej usiadł dwa stołki w prawo od Nikiforova, puścił Pichitowi zalotne oczko, nie mogąc przy tym pohamować cisnącego mu się na usta uśmiechu.

Tajlandczyk doskoczył do niego trochę nazbyt energicznie, ale na szczęście nadal dyskretnie. W każdym razie, Adonis nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Nadal wpatrywał się smętnie w sok, debatując w myślach na temat tego na ile jego napój przypomina mu poranne siuśki.

- Nie wypił ani kropli. Proponowałem mu raz, ale się wykpił. Jaki mamy plan? - szepnął konspiracyjnie Taj, udając z wielką werwą, że czyści ścierą brudną szklankę. Zerknął na bruneta podczas tego tylko raz - ostrożności nigdy za wiele. Yuri natomiast nie miał takich oporów, co prawda ściszył pomimo hałasu panującego w pomieszczeniu głos, ale nic poza tym.

- Dzisiejszy wieczór należy do pakietu numer trzy. Przygotuj wszystko tak jak zawsze i przynieś do stolika w loży, jakieś pięć minut po tym jak Adonis zwęszy trop - odparł tajemniczo, poruszając przy tym sugestywnie brwiami.

Polecenie brzmiało co prawda dość dziwnie, ale Chulanont zrozumiał je bez problemu. Jego oczy momentalnie rozbłysły, a głowa zaczęła kiwać się w wyrazie uznania. Trójkę lubił najbardziej, zaraz po jedynce oczywiście. Może dlatego, że nie widywał jej tak często, jedynie jakieś dwa razy, a szkoda, gdyż za każdym razem ten sposób był tak samo widowiskowy.

- Zrozumiano! Ale przedtem, może orzeźwiający szocik dla odwagi? - zaproponował, wzrokiem pobieżnie przeglądając półkę z alkoholem. Wybór bez względu na decyzję padł na "drink" na bazie wódki z domieszką wściekle niebieskiego likieru z gorzkich pomarańczy i soku żurawinowego - zestaw dla Japończyka raczej standardowy.

Yuri zastanowił się przez chwilę.

- Jasne... odwagi mi nie brakuje, ale trochę finezji nie zaszkodzi. A szkło jak zwykle dolicz mi do rachunku. - To nie był pierwszy raz, gdy wypowiadał drugą część swojej kwestii. Dawno temu wymyślił sobie sprytny i nieinwazyjny sposób na zwracanie na siebie czyjejś uwagi. Nic nie brzęczało na parkiecie tak pięknie jak upuszczony kieliszek lub szklanka.

- Też mi rachunek, raczej bezzwrotna pożyczka. Uprzejmość mojego szefa momentami wydaje mi się podejrzana. No bo kto normalny pozwala barmanowi wydawać driny za friko jego znajomym i nie żądać kasy nawet, gdy któryś z nich tłucze mu kieliszki. To się przecież nie opłaca. - W jego głosie można było dosłyszeć lekką zazdrość. Najwyraźniej miewał mokro w spodniach na widok własnego pracodawcy, a przywileje Katsukiego wszystko mu psuły. Chociaż to nie do końca tak, że miał mu to za złe, brunet zawsze był wobec niego fair. Starał się nie kręcić tyłkiem, ani kroczem, gdy szefuńcio snuł się gdzieś po sali.

- To zasługa mojego uroku, mężczyźni są prości. To wzrokowcy. A teraz mi wybacz i się pośpiesz, bo ten przystojniak zaraz zechce zatopić nie tylko w tej szklance nos. - Zmienił temat odrobinę zakłopotany. Czasami czuł, że pomimo wieloletniej przyjaźni robiło się między nimi ciut niezręcznie. Pichit miał jednak to czego chciał, gdyby nie zainicjowany przez niego zakład Yuri nigdy by nie przedsięwziął kroków, aby przestać być w końcu prawiczkiem.

Chulanont tego nie skomentował. Nie chciał wiedzieć, co jego przyjaciel miał na myśli. Przewrócił jedynie oczami i zabrał się do powierzonej mu pracy. Gdy sięgał po meksykańską wódkę, siedzący dwa krzesła dalej Rosjanin zwrócił na niego swoją uwagę. Pękł widocznie jak niskobudżetowa gumka i zamierzał coś zamówić. Taj zbył go jednak, odnotowując w pamięci fakt, że Katsuki powinien mieć dziś łatwiej. Raz złamane postanowienie idzie się bezpowrotnie jebać, zupełnie jak wprawiony podrywacz w środku imprezy.

,,Fioletowy deszczyk" stanął przez Yurim dość szybko, racząc jego kubki smakowe nieznacznym posmakiem alkoholu. Likier znacznie łagodził smak wódki, nie wymagając przez to użycia popitki, był lekki i energetyczny. Brunet podziękował Tajlandczykowi skinieniem głowy i lekkim uśmiechem, a barman wrócił do swoich obowiązków.

Pusty kieliszek miał to nieszczęście, że był w użyciu po raz ostatni. Japończyk złapał go w dwa palce, unosząc dyskretnie dłoń na wysokość własnej głowy. Odczekał dwie sekundy, po czym po prostu go upuścił. Brzdęk tłuczonego szkła w głośnym pomieszczeniu nie był powszechnie słyszalny, ale zwrócił uwagę najbliżej siedzących osób.

Chociaż przez dłuższą chwilę nie działo się zupełnie nic - Nikiforov z początku spojrzał smętnie na niego kątem oka. Szybko wrócił jednak do własnego soku. Jego przemęczony umysł, był odrobinę otępiały i spowalniał jego refleks. Katsuki zaczynał się już nawet odrobinę irytować, ale właśnie wtedy Rosjanin się ocknął. Znajomy dreszcz ekscytacji smagnął go w pośladki, na widok czegoś, niewyraźnie znajomego. Mężczyzna wyprostował się jak struna, zaciskając mocniej palce na szklance. Odwrócił głowę, a wtedy ich spojrzenia się spotkały. Heban splótł się na kilka sekund z błękitem, ociekając przy tym wręcz pierwotnym magnetyzmem. Nie rozpoznawał w nim pracownika księgarni, chociaż uczucie to było na wskroś podobne, do tego z wcześniej. Nic zresztą w tym dziwnego skoro ,,Łamacz serc" nie przypominał siebie z rana w żadnym calu. Nie chował się już za szkłami topornych okularów, włosy pieczołowicie ułożył, a po służbowym uniformie pozostało jedynie wspomnienie. Spodnie miał tak ciasne, że bez wątpienia oprócz tyłka gniotły mu i jaja, a czarna koszula zresztą też do luźnych nie należała, choć nieco swobodny dawał mu rozchełstany kołnierzyk.

To Yuri jako pierwszy przerwał to "spotkanie". Uśmiechnął się zalotnie, a chwilę później już znikał gdzieś w tłumie. Jego Adonis tym razem zareagował o wiele szybciej. W gorączce prawie spadł ze stołka, gdy próbował z niego wstać. W ostatniej chwili przytrzymał się blatu, jednocześnie zsuwając pośladki z siedzenia . Nie obejrzał się na barmana, ani na potrąconą kilka kroków dalej dziewczynę, pognał za nim jak napalony pies za kawałkiem szynki. Mało brakowało, a wystawiłby na wierzch jęzor. Miał paskudne wrażenie, że jego pogoń skończy się jak ostatnim razem, jednak kiedy zauważył, że chłopak zamiast do wyjścia, kieruje się do loży, podskoczył wewnętrznie z radości.

Chciał krzyczeć na cały pieprzony bar ,,A nie mówiłem Chris!", ale nie starczyło mu na to czasu. Wbiegł po niskich stopniach nie zastanawiając się nawet dlaczego nikt go nie zatrzymał. Po prostu ten pomarańczowy soczek uderzył mu do głowy i uwolnił go od umysłowego wysiłku. Kogo obchodziło, że prywatne loże w klubach siłą rzeczy zawsze były płatne? Nie spotkał się tutaj z czymś takim, a przynajmniej tak później uważał. Przez myśl nawet mu nie przeszło, że ktoś już dzień wcześniej za niego "zapłacił". Teraz liczył się tylko przystojny Azjata i brak ochroniarza przy wejściu.

Znów miał go w zasięgu wzroku. Prywatne lokum było przestronne i stosunkowo puste, przez co Yuri siedzący wygodnie na skórzanej kanapie rzucał się nachalnie w oczy. W słabym, zmysłowym świetle nastrojowych ledów, poprawiał rozwichrzone końcówki włosów, upychając je pod zaschnięte nażelowane pasma. Umyślnie ignorował swojego "gościa" czekając, aż to on wykona pierwszy krok. Nie mógł mu dawać nadziei, że ma wobec niego jakiekolwiek zamiary. Obojętność - jego twarz nie wyrażała nic więcej poza tym. I właśnie dzięki temu zasiał w nim ziarenko niepewności.

Facet, który jeszcze chwilę temu szorował językiem po brodzie, zapomniał, że ma go w gębie, co było ciekawe, ponieważ dwudziestego pierwszego palca dałby sobie uciąć, że pewności siebie w życiu nigdy mu nie zabraknie. Niefortunnie dzięki temu mentalnie był już kastratem.

Miał ochotę przywalić sobie w piękną twarz za opieszałość i wahanie - tak do niego niepodobne. Na szczęście dość szybko odnalazł w bokserkach swoje zagubione jaja i zdołał z tego zrezygnować. Myślami wrócił do tamtych chwil w kiblu, a wtedy wszystko poszło już z górki. Po co miał o cokolwiek pytać? Nie dopuszczał do siebie tego, że mógł się pomylić. Teoretycznie mógł, gdyż po pierwsze był głupi, a po drugie był wtedy nachlany. Faceci jednak mają to do siebie, że najpierw coś robią, a potem myślą.

Nikiforov właśnie to "coś" zrobił - posłuchał się kutasa. Stęskniony w irracjonalny sposób, doszedł do kanapy szybciej niż normalnie, obijając się o nią kolanami. Przełożył jedną z rąk przez ramię chłopaka, kładąc ją na oparciu, aby odciąć mu ewentualną drogę ucieczki. Poszedł za ciosem. Chwycił go drugą dłonią za szczękę, posyłając mu jedynie krótkie intensywne spojrzenie. Pocałował. Wtargnął do jego ust przez wilgotne i miękkie wargi. Musnął językiem, drażniąc i napierając. Jednak zasmakował tego zbliżenia w pełni dopiero, kiedy brunet na nie odpowiedział.

Yuri rozkosznie sapnął z zaskoczenia, bynajmniej nie przykrego. Zareagował według palących potrzeb, próbując stłumić w głowie nachlany głosik, który kazał mu go odepchnąć. Tak naprawdę już po raz drugi przekraczał, dla posmakowania tego mężczyzny, wytyczone sobie granice, ale jak dotąd tego nie pożałował. Bawił się świetnie obejmując prężne ciało swojego prywatnego Adonisa, a jeszcze lepiej, gdy szarpał niekontrolowanie pukle jego miękkich, srebrnych włosów. Spodnie w kroku zaczęły robić mu się odrobinę bardziej (o ile to w ogóle było możliwe) przyciasne. On jednak się tym nie przejmował, jak i wszystkim innym. Dałby mu się nawet przez nieostrożność, zdominować, gdyby w pomieszczeniu planowo nie zjawił się Pichit.

Wystarczyło, że odchrząknął, aby Japończyk oprzytomniał. Momentalnie odsunął od siebie Rosjanina, posyłając przyjacielowi pełne wdzięczności spojrzenie. Zapomnienie kosztowało srogo, ale było coś, co mogło zwrócić jego cenę. Chulanont przyniósł to o co go prosił, a nic nie naprawia błędów tak skutecznie jak alkohol. Butelka tequili, odrobina soli i tuzin ćwiartek soczystej limonki miały stać się jego wybawieniem.

●●●●●●●●●●●●●●■●●●●●●●●●●●●●●
Od autorki:

Nie ma co, robi się nam tutaj mały burdel. Skleroza Victora narobiła  ociupinkę bałaganu! W końcu tylko ten siwy głupek potrafi jednocześnie wychwalać i obrażać Yuriego.  Możecie spokojnie obstawiać, ile rozdziałów zajmie mu połapanie się w tym wszystkim.

Choć jedno jest pewne - łatwo nie będzie. Katsuki ma wprawę w wodzeniu przystojniaków za nos. A już za tydzień będziecie mogli znów zobaczyć go w akcji :D

● Przy okazji przepraszam za wszystkie suche żarciki w tekście... Moja pisarska bestia została spuszczona ze smyczy na rzecz dobrej zabawy. Tutaj sobie odpoczywam od przyzwoitości xD

● Już po raz drugi mam przyjemność podziękować Alvea_Rossa za edytorskie dopieszczenie rozdziału ❤

Do zobaczenia w kolejny wtorek!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top