8.
- Kobieto ile można się szykować na głupią randkę? - wzdychał pod drzwiami łazienki, kiedy blondynka kończyła malować usta czerwoną szminką.
Spojrzała na siebie w lustrze ostatni raz, sukienka leżała na niej świetnie, czerwona gładka sukienka i czarne szpilki. Była w szoku, że Bożek zgodził się, żeby wróciła do swojego domu po ciuchy. Wyszła z łazienki i zobaczyła, jak siedzi na łóżku i przegląda książkę. Stanęła przed nim z szeroko otwartymi oczami. Kiedy Bożek zaszczycił ją spojrzeniem, obróciła się i położyła ręce na biodrach.
- Jak wyglądam? - Mężczyzna złapał blondynkę za rękę i przyciągnął do siebie, żeby nie upaść, musiała zadrzeć nogę do góry i usiąść na nim okrakiem.
- Idealnie - wpił się w czerwone usta kobiety, ręką jeżdżąc po udzie w rajstopach - zaraz nigdzie nie pójdziemy.
- O nie, idziemy - kobieta wstała i ściągnęła go za rękę z łóżka, ciągnąc w stronę drzwi. Po chwili zabrał swoją rękę z surową miną, jakby zrobiła mu coś złego.
- Loki - westchnęła i popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Nie.
- Proszę, para trzyma się za ręce, miałeś chyba dziewczynę w tym Asgardzie to wiesz - przyglądał się kobiecie w milczeniu. - Miałeś, prawda?
- Nie mam ochoty mówić Ci takich rzeczy - wyminął blondynkę w drzwiach i zszedł na dół.
Kobieta wzięła głęboki wdech i zeszła. Bożek stał ubrany w garnitur i wyraźnie poirytowany czekał na nią. Podał kobiecie ramię, które bez słowa przyjęła. Przeniósł ich nad jezioro to, że była noc, żywej duszy dookoła, a blondynka stała obok Boga, który jednym palcem może ją zabić, napawało strachem.
- Boisz się?- Uniósł brew do góry z chytrym uśmiechem. Kobiecie ciarki przeszły po plecach na widok jego zadowolonej miny, poczuła strach i narastającą panikę.
- Powinnam? - Stała metr od niego i nie wiedziała, czy bardziej boi się jego, czy tego, że jest na jakimś pustkowiu, gdzie nikt jej nie pomoże.
Mężczyzna nic nie odpowiedział, tylko podał jej ramię i zaczął prowadzić przez mały las, strach narastał w blondynce z każdą sekundą. Bała się z nim iść, ale jeszcze bardziej bała się zostać tu sama. Po wieczności, jaką była dla niej droga, wyszli na małą polanę, na której stał dom z ogromnym tarasem na górze. Kobieta musiała przyznać, że widok ją zachwycił.
- Podoba Ci się? - czuła jego ciepły oddech na swoim uchu, nie wiedziała, jakie Bóg ma do niej zamiary.
- Bardzo. Czyj to dom? - Mężczyzna otworzył drzwi przed kobietą i wprowadził ją do środka, przyćmione światło nie pozwalało dostrzec wielu szczegółów.
- Mój - wchodząc po schodach, mężczyzna trzymał rękę na plecach kobiety, jego skóra była niesamowicie delikatna jak na mężczyznę i sprawiała, że blondynkę przeszedł dreszcz, kiedy dotknął jej skóry swoimi chłodnymi dłońmi.
Bożek otworzył drzwi balkonowe prowadzące na taras z widokiem na jezioro. Kobiecie zaparło dech w piersi na sam widok tafli wody oraz nakrytego stolika dla nich. Mężczyzna pomógł usiąść kobiecie i nie umknęło mu, że blondynka jest zauroczona tym miejscem, uśmiechnął się sam do siebie i usiadł naprzeciwko niej, żeby po chwili rozlać wino do ich kieliszków
- Zaskoczona? - rozbawiony zapytał, a kobieta cały czas nie mogła wyjść z podziwu, jak mężczyzna przed nią jest zmienny.
- Tak, nie spodziewałam się tego po Tobie - patrzyła na jezioro i powoli piła wino, upajając się widokiem księżyca odbijającego się w gładkiej tafli wody.
- Chciałaś randki, a tak podobno jest romantycznie.
- Jestem pod wrażeniem, postarałeś się - posłała mu szczery uśmiech, bo naprawdę była pod wrażeniem, że Bożek jest w stanie się postarać, kiedy tego chce.
- Mam dobry powód, żeby się starać - uśmiechnął się i zobaczył, jak kobieta patrzy na niego z niedowierzaniem. - Nie Ty głupia. Asgard.
Kobieta ściągnęła usta w linijkę i piła wino nic nie mówiąc. Za każdym razem, kiedy myślała, że uda im się normalnie porozmawiać, on nazywa ją głupią. Jedyne czego chciała blondynka w tym momencie to, żeby Loki wrócił już do siebie i odstawił ją do domu.
- Zepsułem? - ton głosu mężczyzny był łagodny, co zdziwiło kobietę, bo nie zdarza mu się to często.
- Tak.
- Uwierzysz mi, jeśli powiem, że nie chciałem?
- A chciałeś?
- Nie.
- Wierzę Ci - spojrzała na niego i widziała w nim, że naprawdę głupio mu z powodu tego, jak się zachował. Uśmiechnęła się do niego i poczuła, że robi się chłodno.
Bóg wstał i podał kobiecie dłoń, patrzyła na niego niepewna tego, co powinna zrobić. Delikatnie dotknęła jego ręki, której nie cofnął. Zaprowadził blondynkę do środka i zszedł na dół. W jednej chwili w kominku zaczął szaleć ogień, pod nogami pojawił się gruby dywan i wino z dwoma kieliszkami. Kobieta zdjęła szpilki i usiadła na dywanie, Loki zrobił to samo, podając jej kieliszek wina. Blondynka wpatrywała się w ogień, który działał na nią uspokajająco, każdą jej myśl zajmował niesforny Bóg, natomiast mężczyzna zastanawiał się, czy powinien powiedzieć kobiecie to, co chodzi mu po głowie od kilku chwil.
- Jesteś pierwszą kobietą, którą zabrałem na randkę - wyznał cicho i wypił wino ze swojego kieliszka.
- To źle?
Blondynka patrzyła na jego zaczesane do tyłu czarne włosy, jeden kosmyk opadł mu na twarz, sama nie wiedząc, czemu wyciągnęła rękę i delikatnie założyła go za ucho. Mężczyzna spojrzał na kobietę, jakby dotknęła cennego eksponatu w muzeum.
- Nie - uśmiechnął się zmieszany - tylko nigdy nie musiałem się starać.
Dźwięczny śmiech kobiety rozszedł się po pomieszczeniu, a Bożek patrzył na nią zdezorientowany.
- To oczywiste, że nie. Jesteś księciem, do tego Bogiem i to całkiem przystojnym, kobiety pewnie same wchodziły na Ciebie.
- Nie narzekałem, uważasz, że jestem przystojny? - cwany uśmiech nie opuszczał twarzy Boga, od kiedy usłyszał od kobiety te słowa.
- Tak i mam wrażenie, że bycie dupkiem dodaje Ci tylko uroku, choć mógłbyś czasami ugryźć się w język - wzruszyła ramionami i dopiła wino w swoim kieliszku.
Siedzieli chwilę w ciszy, patrząc na siebie. Bóg nie widział już nienawiści w jej oczach, a kobieta nie widziała jego sztucznego uśmiechu. Oboje byli poważni, choć kąciki ich ust nieznacznie drgały do góry.
- Chyba zaczynamy ze sobą normalnie rozmawiać - wyznał zmieszany mężczyzna.
- Do normalnie to jeszcze daleko, ale tak, jeszcze się nie pokłóciliśmy, a to dobry znak - wznieśli toast i pijąc wino, uśmiechali się do siebie, a wtedy kobieta poczuła, że przed nią pierwszy raz siedzi prawdziwy Loki.
- Ty też jesteś całkiem ładna, jak na Midgardke - od razu sprostował swoją wypowiedź, choć w duchu przyznał sam przed sobą, że widział mało piękniejszych kobiet od blondynki.
- Czasami mam wrażenie, że nie jesteś taki zły - patrzyła w szalejący ogień, jakby szukała potwierdzenia swoich słów.
- Może nie - uśmiechnął się smutno, co nie uszło uwadze kobiety.
- Mam pomysł - spojrzała na niego - usiądźmy plecami do siebie, opierając się nawzajem. Łatwiej będzie nam rozmawiać, nie widząc się - kiedy skończyła mówić, odwróciła się i czekałam, aż Bóg zrobi to samo.
Mężczyzna niepewnie oparł się o plecy kobiety, a ona położyła głowę na jego ramieniu, sam nieznacznie przysunął głowę do niej i oparł się.
- Opowiedz mi o sobie - szepnęła kobieta.
- Nie chcesz tego wiedzieć - stanowczo odpowiedział.
- Chcę, obiecałeś mi to przy pierwszym spotkaniu.
- Wiesz, że jeśli komuś o tym powiesz, zabije Cię - ton jego głosu wskazywał na to, że wcale nie żartuje, kobieta westchnęła cicho.
- Wiem.
- Co chcesz wiedzieć? - powiedział cicho, a jego głos przyjemnie drażnił uszy kobiety.
- Dlaczego z Thorem macie takie relacje, przecież to Twój brat.
- To nie jest mój brat - zapadła cisza, kobieta nie wiedziała, co powinna teraz powiedzieć - jestem adoptowany tak jak Ty.
- Jak to? Nigdy bym nie powiedziała, że nie jesteś z rodziny królewskiej, masz takie królewskie zachowania - roześmiał się z tego, co powiedziała kobieta.
- Jestem z królewskiej rodziny - blondynka już kompletnie nic nie rozumiała, z tego, co mówi do niej Bóg.
- Jakim cudem? - zdziwiona zaczęła myśleć - zaraz. Nie jesteś z Asgardu, prawda?
- Nie. Pochodzę z Jotunheim.
- Dlaczego nie jesteś księciem albo królem na swojej planecie?
- Zniszczyłem ją, kiedy dowiedziałem się kim jestem.
- Dlaczego?
- Za dużo pytań zadajesz.
- Proszę, powiedz mi - mężczyzna westchnął i przeklinał w myślach siebie za to, że ma chęć powiedzieć tej kobiecie o sobie, dużo więcej niż wie ktokolwiek.
- Jak byliśmy mali, to Thor zawsze był na pierwszym miejscu, był faworytem Odyna, dzielny wojownik, odważny następca tronu. Ja od bitew wolałem magię i książki. Frigga nasza matka jako jedyna traktowała nas na równi. Z czasem ludzie nie chcieli mi wierzyć, ze względu na rzeczy, które robiłem, nazwali mnie Bogiem Kłamstw i Psot i już tak zostało. Thor zawsze był na pierwszym miejscu, uczynny, miły, dobry. Ja taki nie byłem - głos Boga choć spokojny, zdradzał odrobinę żalu, co nie umknęło kobiecie.
- Żyłeś w jego cieniu - powiedziała cicho, bardziej przylegając do jego pleców.
- Tak. Zawsze byłem gorszy. W dniu jego koronacji wpuściłem trzech Jotunów do Asgardu, oni zepsuli koronację, a ja miałem nadzieję, że Odyn zobaczy, że Thor nie jest odpowiedni do bycia królem.
- Nie udało się?
- Jeszcze pytasz? Ten młotek chciał najechać Jotunheim, więc ja i jego przyjaciele mu pomogliśmy. Tam podczas bitwy jeden z olbrzymów dotknął żołnierza i zostawił ogromne odmrożenie, kiedy mnie dotknął, na moim ręku nie było śladu, za to zaczęła zmieniać kolor na kolor olbrzymów. Przeraziłem się. Odyn przybył i wygnał Thora z Asgardu, wtedy też dowiedziałem się prawdy - teraz głos Boga przepełniony był goryczą, kobieta chciała mu jakoś pomóc, ale kompletnie nie wiedziała jak.
- Więc w zemście zniszczyłeś swoją planetę? - zaśmiała się, bo ten pomysł wydawał jej się strasznie głupi.
- Nic nie rozumiesz. Król Jotunów a mój Ojciec zostawił mnie tam, żebym zginął, przygarnął mnie Odyn, jako swoje trofeum.
Blondynka wyprostowała się i spojrzała na spuszczoną głowę Boga, było jej go żal, wyciągnęła rękę i dotknęła jego pleców.
- Loki - powiedziała niemal szeptem.
- Nie chce Twojego współczucia - zrzucił rękę kobiety i dalej patrzył w dywan.
- Rozumiem Cię - usiadła plecami do niego, ale trochę dalej tak, żeby go nie dotykać. - Też jestem adoptowana, też zawsze byłam najgorsza, wycofana, uciekałam w książki i robiłam dziwne głupie rzeczy, żeby tylko ktoś mnie zauważył - kobieta spuściła głowę i podciągnęła kolana pod brodę, z jej oczu leciały powoli słone łzy.
- Jesteś pierwszą osobą, która mnie rozumie - zdziwienie w jego głosie było jeszcze większe od zdziwienia kobiety na wyznanie Boga.
- To chyba dobrze.
- Tego jeszcze nie wiem - westchnął.
Kobieta odwróciła się do niego i widziała, że mężczyzna jej się przygląda. Bóg przysunął się do blondynki i ostrożnie wyciągnął rękę, którą starł łzę z jej policzka. Następnie splótł ich dłonie i spojrzał na kobietę z chytrym uśmiechem.
- Chodź, zatańczymy - blondynka szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia - No co? Podobno to robią zakochani - puścił jej oczko i uśmiechnął się.
Nagle do uszu kobiety doszła znana jej melodia, nie wiedziała, czy Bożek czyta w myślach, ale uwielbiała tę piosenkę. Mężczyzna objął kobietę w talii, a drugą ręką trzymał jej dłoń, układ rąk kobiety był identyczny z nim.
Not knowing what it was
I will not give you up this time
But darling, just kiss me slow,
Your heart is all I own
And in your eyes, you're holding mine
Tańczyli po salonie, a kobieta zaczynała zatracać się w szmaragdowych oczach mężczyzny i jego złośliwym uśmiechu. Mężczyzna sam był w nie małym szoku, że podoba mu się ten wieczór z blondynką, uśmiechał się do niej i tak samo, jak ona próbował odczytać coś z jej radosnego spojrzenia.
- Chyba nam się udało - szepnął kobiecie do ucha, przez co poczuła przyjemne uczucie gdzieś w środku.
- Tak, chyba tak - uśmiechnęła się do niego zawstydzona.
Mężczyzna zatrzymał się i patrzył ciągle w oczy kobiety, które były dla niego fascynujące, zwłaszcza że od poranka wydają się nieco jaśniejsze niż zwykle. Przyciągnął kobietę bliżej siebie i objął rękoma w talii, ręce blondyni powędrowały na jego szyję. Powoli, ale zdecydowanie zaczął zbliżać się do ust kobiety, złączył ich wargi w pocałunku delikatnym i jednocześnie namiętnym, że kobieta zaczęła karcić samą siebie w myślach za wszelką sympatię, jaką wzbudził w niej Bożek. Oboje nie zdawali sobie sprawy, że ten wieczór zaważy na ich życiu.
- Chyba zacznę zabierać Cię na takie randki - powiedział wprost w usta kobiety, która uśmiechnęła się szeroko i złożyła kolejny pocałunek na ustach Boga.
- Nie mam nic przeciwko - wyszeptała.
Powrócili do kołysania się w rytm spokojnej muzyki i składania pocałunków, kiedy usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Kobieta spojrzała na niego przerażona.
- Mówiłeś, że to Twój dom.
- Bo jest mój - w jednej chwili jego garnitur zastąpiła Asgardzka szata, a w ręku trzymał sztylet, stanął przed kobietą, jakby chciał zasłonić ją przed tym, co nadchodzi. Drzwi otworzyły się do końca, a dwie postaci stały tak samo zdziwione, jak oni.
- Loki? Co Ty tu robisz?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top