7.

- Wrócisz - powiedział i zniknął.

Kobieta pierwszy raz odkąd tu jest, zaczęła przyglądać się pokojowi. Duże łóżko z sosnowego drewna z ciemną pościelą było centralną częścią pokoju. Kobieta przejechała palcami po komodzie z tego samego gatunku drewna, co łóżko. Jej uwagę zwrócił ogromny regał na książki, pod których ciężarem zaczęły się uginać półki. Podeszła bliżej i zaczęła szukać czegoś, co mogłoby ją zainteresować. Jeździła ostrożnie opuszkami po grzbietach książek, czytając tytuły.

- Masz zamiar obmacać wszystkie książki? - kobieta podskoczyła wystraszona, na dźwięk jego głosu i uderzyła głową o jedną z półek.

- Ała. Nie umiesz pukać? - Kilka łez leciało po policzkach kobiety, ale Bożek dostrzegł, że mała strużka krwi leci jej z okolic skroni.

Loki podszedł do blondynki i pomógł jej wstać, zaprowadził ją na łóżko, gdzie zdjął z głowy jej rękę i przyłożył na jej miejsce swoją. Powiedział kobiecie, że może ją teraz trochę zaboleć, kobieta syknęła z bólu, kiedy poczuła kłucie, jakby ktoś wbijał jej miliony małych szpilek. Po kilku chwilach ból głowy ustąpił, a kobieta poczuła się dużo lepiej.

- Dziękuję, co zrobiłeś?- patrzyła na niego z wdzięcznością, choć to przez niego się uderzyła.

- Uleczyłem Ci ranę - zaczął wstawać i kierować się do drzwi.

- Zostań - wyszeptała kobieta, ale Bożek doskonale to słyszał. Zatrzymał się na środku pokoju, nie odwracając się.

- Po co?

- Porozmawiajmy, spróbujmy, chociaż, chce wrócić do domu - zacisnął dłonie w pięści i odwrócił się do kobiety.

- Ja też. Niech będzie.

Usiadł na łóżku koło kobiety, która położyła się na plecach, pokazała Lokiemu, żeby i on się położył, ale grymas na jego twarzy wskazywał, że nie odpowiada mu to. Ku zdziwieniu kobiety położył się koło niej, kobieta czuła i widziała, że jest cały spięty. Panowała między nimi niezręczna cisza, która tylko utwierdzała ich, że muszą nauczyć się ze sobą rozmawiać.

- Opowiedz mi o Asgardzie - poprosiła Penny, leżąc na plecach i patrząc w sufit.

- Nie wiem, czy chce Ci o tym opowiadać.

- Proszę. Mamy się poznać i spróbować polubić - westchnęła cicho.

- Chcesz mnie poznać? Sądziłem, że mnie nienawidzisz - rozbawiony Bożek patrzył na kobietę i zastanawiał się, czy chęć poznania go wynika z jej ciekawości, czy przygotowania do planu.

- Spróbuj to zmienić - wzruszyła ramionami.

- Mnie nie da się lubić - prychnął i tak samo, jak blondynka patrzył w sufit.

- Myślę, że da. Tylko Ty tego nie chcesz - zdziwiony Bożek od razu spojrzał na kobietę.

- Idiotka.

- Widzisz? Nie wiesz, co powiedzieć więc mnie obrażasz. To dlatego nikt Cię nie lubi - spojrzała na niego z wyrzutem.

- Sądzisz, że sam odpycham od siebie wszystkich, bo ich nie potrzebuje? - irytacja w jego głosie wskazywała, że kobieta zaczęła stąpać po cienkim lodzie.

- A potrzebujesz?

- Każdy czasami potrzebuje z kimś porozmawiać.

- Więc rozmawiaj, jestem, nigdzie nie uciekam i chce Cię poznać - kobieta nie wiedziała, dlaczego mu to mówi, ale to pierwsza rozmowa, gdzie po trzech minutach nie chcą się pozabijać.

- Nie wiem, czy ja chce, żebyś mnie poznała, prędzej czy później każdy ode mnie odchodzi.

- Łatwo się przywiązujesz? - zapytała rozbawiona kobieta, czym wyprowadziła Boga z równowagi. Złapał ją mocno za nadgarstek i ścisnął tak, że kobieta oczekiwała usłyszeć zaraz łamane kości - Loki to boli, nie możesz krzywdzić każdego, kto zada Ci niewygodne pytanie - jego ucisk zelżał, ale nie puścił ręki kobiety, patrzył na nią i zastanawiał się, czy powinien ją teraz zabić.

- Nie dopuszczam do siebie nikogo, na kim mogłoby mi zależeć. Oni i tak w końcu odchodzą.

Odrzucił rękę kobiety, którą od razu zaczęła masować, wiedziała, że czerwony ślad po jego smukłych palcach szybko nie zejdzie. Patrzył na ślad na ręce kobiety i w milczeniu wziął ją, żeby wypuścić nad nią wiązkę zielonego światła. Kobieta patrzyła na niego zaintrygowana, bo po kilku sekundach ból ustąpił. Uśmiechnęła się do niego, bo dotarło do niej, że zrobił coś dla niej kolejny raz, mimo tego, że znowu to było przez niego.

- To nie takie trudne - przewróciła się na bok i przyglądała mu się.

- Trudniejsze niż myślisz. Po co to robisz? - znów patrzył w sufit.

- Bo chce wrócić do domu.

- Nie, po co starasz się wywołać u mnie te głupie emocje, które Wam zawsze towarzyszą, nawet Tobie teraz, w jakimś stopniu jest Ci mnie żal - sam nie rozumiał, dlaczego jeszcze rozmawia z kobietą, nie wiedział, dlaczego blondynka działa na niego w sposób, w jaki nigdy nie chciał, żeby jakakolwiek istota działała na Boga.

- To straszne uczucie, jak nie ma się nikogo, z kim można porozmawiać, a emocje są potrzebne, jak masz wiedzieć, że żyjesz, jak nic nie czujesz? - widziała, jak mężczyzna zastanawia się nad tym, co powiedziała, obrócił się na bok i patrzył na kobietę.

- Wiesz coś o tym, prawda?

- Tak.

- Mów - rozkazał kobiecie, czym zirytował ją ponownie.

- Nie tym tonem.

- Wybacz. Powiedz mi o tym - widziała, ile kosztuje go powiedzenie tych słów, odczuła pewną satysfakcję, że chociaż raz udało jej się zmusić Boga do zmiany podejścia.

- Nie mam nikogo, nie mam przyjaciół ani znajomych. Nigdy nikt nie chciał ze mną po prostu rozmawiać, po jakimś czasie zaczęłam zamykać się na ludzi, choć w środku pragnęłam mieć przyjaciela - patrzyła na jego twarz pełną skupienia, kiedy wymawia każde słowo.

- Rodzice?

- Nie mam, nie znam ich nawet. Jak się urodziłam oddali mnie do domu dziecka, tam trafiłam do rodziny zastępczej, ale szybko wróciłam, jak miałam cztery lata, znowu ktoś mnie przygarnął, ale znowu byłam dzieckiem sprawiającym problemy, byłam wycofana, zamknięta, nie lubiłam lalek ani zabawek, nie chciałam rozmawiać. Oni też mnie oddali. Zwrócili mnie jak rzecz. Ostatecznie jak miałam osiem lat, trafiłam do ostatniej rodziny. Nie powiem, starali się, ja też chciałam się starać. To wtedy stwierdziłam, że chce być architektem. Dziecięce marzenia, ale powiedziałam o tym ludziom, którzy mnie wychowywali, a oni starali się mnie zachęcić. Lepiej się uczyłam, dużo czytałam. Im byłam starsza, tym bardziej mi się podobało, zmarli jak miałam dziewiętnaście lat. Zostałam sama, ale opłacili mi studia, więc uczyłam się, najlepiej jak mogłam i dorabiałam w weekendy jako asystentka jednego z architektów ze studiów - kobieta jak przez mgłę pamięta te wydarzenia, czasami ma wrażenie, jakby to nigdy się nie wydarzyło, a ona sama była zupełnie kimś innym.

- Jesteś adoptowana - spojrzał na kobietę inaczej, przyglądał się jej i myślał.

- Przecież powiedziałam. Opowiesz mi o Asgardzie?

- Asgard to jeden z dziewięciu światów zamieszkały przez Asów. Jest złotą krainą z wielkimi pałacami, ogrodami królewskimi z pięknymi kwiatami, wszystko otoczone jest magią. Jedyną drogą, żeby się tam dostać, jest Tęczowy Most- Bifrost, na jego straży stoi Heimdall, który widzi wszystko i wszystkich. Asgardem rządzi Wszechojciec- Odyn, ojciec Thora, królową i jego żoną jest Frigga nasza matka.

- Tam musi być pięknie - kobieta leżała z zamkniętymi oczami i uśmiechem na twarzy, starając się wyobrazić sobie to miejsce.

- Tam jest pięknie - Bożek uśmiechnął się na samą myśl o Asgardzie.

- Dlaczego Odyn to ojciec Thora, ale Twój już nie, za to Frigga to wasza mama? W sensie czemu tak to ująłeś? - spojrzała na mężczyznę, któremu od razu zszedł uśmiech z twarzy.

- Nie mam ochoty Ci tego mówić. To, co usłyszałaś, niech Ci wystarczy.

- Powiesz mi kiedyś?

- Raczej nie. Męczy mnie ta rozmowa.

- Loki - spojrzała na niego zmartwiona, widziała, że coś go męczy, a on nie chce z nią już rozmawiać. - Mamy nauczyć się ze sobą rozmawiać, tak to się nigdy nie uda. Jak mamy udawać, że cokolwiek do siebie czujemy? Spinasz się w mojej obecności.

- Ty też się spinasz - warknął na blondynkę.

- Dobra. Racja. Spróbujmy od nowa. Zabierz mnie gdzieś na randkę - uśmiechnęła się do niego, ale widziała, że Bóg jest bliski wybuchu.

- Zwariowałaś do reszty? Nie zabiorę Cię na żadną randkę.

- To ja nie wiem, jak my mamy się zbliżyć do siebie - zrezygnowana położyła się na plecach i wróciła do podziwiania sufitu.

- Leżymy razem w łóżku i uprawiany seks, to mało?

- Za mało, żeby uwierzyli, że łączy nas coś więcej.

Loki wstał bez słowa i zostawił kobietę samą w pokoju. Przez jej głowę galopowały tysiące myśli i wszystkie dotyczyły niesfornego Boga. Poczuła pewne współczucie do niego, ale szybko skarciła się za te myśli. Z transu wyrwał ją Bożek, który stał nad jej łóżkiem z niezadowoloną miną.

- Zabiorę Cię na tę głupią randkę.

Uśmiechnęła się szeroko do niego i złapała za rękę, pociągając go na łóżko, Bóg opadł całym ciałem na kobietę. Patrzył się na nią z ciekawością, ale nie chciał po sobie tego poznać, tak samo, jak nie chciał pokazać, że lubił, kiedy się do niego uśmiechała.

- Uśmiechnij się, chociaż do mnie - szepnęła mu do ucha i złożyła na jego szyi delikatny pocałunek.

Uśmiechnął się do niej, bo rozbawiło go zachowanie kobiety, po chwili zaczął całować jej usta i po raz kolejny jego napięcie zaczęło ustępować podnieceniu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top