17.

Blondynka już ostatni raz patrzy na swoją małą czarną w lustrze i postanawia wyjść. Całą drogę przerabiała w głowie różne scenariusze tego spotkania, denerwowała się, bo wiedziała, że Tony Stark słynie z nieprzewidywalności.

Stała pod szklanymi drzwiami Stark Tower, spojrzała jeszcze raz w górę i wzięła głęboki oddech, zanim weszła do środka. W wielkim holu na środku stoi wyspa, za którą siedzi urocza brunetka i ochroniarz.

- Dzień dobry, jestem Penny Cooper i mam spotkanie z Panem Starkiem.

- Pan Stark czeka na Panią, proszę pojechać windą na 12 piętro. - Brunetka wstała i odprowadziła kobietę do windy. Blondynka była pod wrażeniem, że ktoś może mieć tak długie i zgrabne nogi, jak brunetka.

Jadąc windą czuła, że jej żołądek robi fikołki i nie tylko dlatego, że nie wiedziała czego się spodziewać, niezjedzenie śniadania też ma wiele w tej kwestii. Kobieta dojechała windą do wybranego piętra, kiedy drzwi rozsunęły się, zobaczyła ogromny salon, który ani trochę nie przypominał biura, jakiego się spodziewała.

- Witaj Penny, jestem Tony - obok blondynki znienacka pojawił się twórca Iron Mana.

- Dzień dobry, Penny Cooper - uśmiechnęła się szeroko.

- JARVIS, poinformuj resztę, że czekamy w salonie.

- JARVIS? Słyszałam o nim, jak udało Ci się stworzyć program, który jest tak doskonały? - była zachwycona, mogąc, zobaczyć jak SI spełnia to, co mówi Tony, ale miała dziwne poczucie, że to wszystko jest jakieś znajome.

- No wiesz, jestem Tony Stark, geniusz - brunet puścił kobiecie oczko i poprowadził w stronę dużej kanapy, w międzyczasie do salonu zaczęli wchodzić członkowie Avengers.

Mężczyzna przedstawił kobiecie wszystkich po kolei, na samym końcu wszedł do salonu Loki. Wszyscy poza Bogiem uśmiechali się serdecznie, on przyglądał się jej intensywnie z kamiennym wyrazem twarzy. Kobieta w myślach powtarzała jego imię i patrzyła na jego czarne włosy, wąskie usta, wyraźne kości policzkowe i zielone oczy. Miała wrażenie, że spojrzenie Boga przenika ją całkowicie, sama nie mogła oderwać oczu od niego, bo miała wrażenie, że zna mężczyznę, który obecnie stoi kilka metrów przed nią. Blondynka pod wpływem impulsu wstała z kanapy i podeszła do Boga. Nie wiedziała, czemu to robi, nie wiedziała, co się dzieje, że coś każe jej podejść do niego i spojrzeć na niego z bliska. Stanęła naprzeciw niego i choć jego twarz ciągle wyrażała całe zero emocji, to zdradzały go oczy, w których można było zobaczyć lekką panikę.

- Czy my się już nie widzieliśmy? - zapytała z nadzieją, że może on wie, dlaczego tak dobrze kojarzy jego twarz.

Bóg patrzył jej prosto w oczy i miał ogromną ochotę, żeby wziąć ją w ramiona i nazwać skończoną idiotką.

- Mogłaś widzieć go w gazecie albo telewizji - powiedział Steve.

- Internecie - dorzucił Stark.

Kobieta wertowała zakamarki swojej pamięci w poszukiwaniu jego twarzy i wtedy doznała olśnienia, to brat Thora.

- To Ty. Ty zniszczyłeś to miasto razem z bandą ufoludków. - odwróciła się od niego - Czy Was pogięło? On jest niebezpieczny. - Patrzyła na nich po kolei, czekając, aż ktoś coś powie.

- Loki ... się zmienił, daliśmy mu szansę - odparł Gromowładny, unikając wzroku kobiety.

- Wasza sprawa, ja nie chce mieć z nim nic wspólnego. Czy możesz powiedzieć mi Tony, po co mnie tutaj ściągnąłeś?

- Tak usiądź, proszę - ręką wskazał miejsce na kanapie, blondynka widziała, jak Loki cały czas jej się przygląda. - Chciałbym, żebyś wykonała swój projekt tego budynku. To takie sprawdzenie umiejętności - uśmiechnął się do niej i nalał sobie whisky.

- Dobrze. Co, jeśli projekt Ci się spodoba?

- Będę zlecał Ci wszystkie projekty budynków i polecał innym. Masz trzy tygodnie na projekt, głównie chodzi o rozmieszczenie pomieszczeń w budynku i chciałbym, żebyś robiła projekt, będąc tutaj, JARVIS udostępni Ci wszystkie plany budynku.

- Rozumiem, to trochę dziwne, ale niech będzie. Od kiedy mam zacząć?

- Od jutra. Dzisiaj możesz zostać z nami i napić się czegoś.

- Nie, dziękuję. Wrócę do siebie - kobieta wstała i wygładziła swoją sukienkę - w takim razie będę jutro z rana. Do zobaczenia.

Kobieta, wchodząc do windy czuła na sobie palące spojrzenie Boga, zanim drzwi windy zamknęły się, ona widziała jedynie jego zielone oczy i cwany uśmieszek. Oparła się plecami o lustro w windzie i nie mogła zrozumieć co się z nią dzieje. Nie wiedziała też, skąd ma przeczucie, że zna go i to wcale nie z gazet.

Następnego dnia będąc w Stark Tower blondynka dostała przepustkę i skierowała się do windy. Kiedy wjechała na piętro, a drzwi windy otworzyły się, zobaczyła, że nikogo nie ma. JARVIS poinformował ją, żeby czuła się swobodnie i zaczęła swoją pracę. Kobieta usiadła wygodnie na kanapie, przyciągnęła bliżej szklany stolik i wyciągnęła laptop. JARVIS pokazał jej wszystkie plany budynku i obecny projekt. Nie rozumiała, po co miała robić ten projekt, skoro ten był według niej idealny. Blondynka siedziała i przeglądała układ każdego z pięter, mając już w głowie swój projekt.

- Może kawy? - blondynka usłyszała delikatny męski głos przy swoim uchu i podskoczyła jak poparzona.

- Boże! Nie strasz mnie. - wrzasnęła na Boga.

- Tak, jestem Bogiem, to chcesz tej kawy? - mężczyzna wręcz szczerzył się do kobiety w głupkowatym uśmiechu.

- Nie, przeszkadzasz mi. - chciała jak najszybciej spławić Boga i wrócić do pracy.

- Przyzwyczaj się, będę Ci często przeszkadzał. - przez chwilę ich spojrzenia się spotkały i Bożek postanowił zniknąć w kłębie zielonego dymu.

Penny przewróciła oczami i wróciła do pracy. Choć skupiała się na projekcie, to w głowie miała cały czas ostatnie słowa Boga. Spojrzała na zegarek i zauważyła, że spędziła tu już trzy godziny, a oprócz irytującego Bożka, nikogo tu nie było.

Przez następne dwie godziny, podczas planowania metrażu pomieszczeń, zamiast skupić się na tym, co robi, myślami przewijała każdy centymetr jego twarzy, od cwanego uśmiechu po zielone oczy.

- Cholera! - warknęła do komputera i zganiła sama siebie w myślach za tą sytuację. Zamknęła laptop i zaczęłam się pakować.

- Już idziesz? Zostanę tu sam - Bożek tak samo, jak poprzednio pojawił się znikąd i teatralnie trzymał się za serce.

- Zrób to jeszcze raz, a przysięgam, zabiję Cię i nawet Thor Ci nie pomoże. - Blondynka pogroziła mu palcem i wściekle patrzyła na jego szelmowski uśmiech.

Bóg uśmiechnął się szerzej do kobiety i zaczął się przybliżać na tyle, że za chwilę nie będzie miała czym oddychać. Zaczęła się cofać na kanapie, lekko pochylając do tyłu, nie miała już gdzie się odsunąć, przyparta do oparcia kanapy patrzyła na niego, nie była w stanie wydobyć słowa i żadnego gestu. Bożek zaczął pochylać się nad nią, zapach jego perfum dostał się do jej nozdrzy i przyjemnie drażnił. Mężczyzna patrzył na nią z wyższością i ewidentnie ta sytuacja sprawiała mu ogromną radość. Nachylił się nad jej twarzą, dzieliły ich centymetry, ze strachu, ale też z wrodzonej, głupiej ciekawości, co dalej się stanie, nic nie robiła. Patrzyła mu w oczy i probowała odnaleźć w nich odpowiedź na wszystkie dręczące ją w tej chwili pytania.

- Nie zabijesz mnie - wyszeptał kobiecie do ucha, a ona wiedziała, że nie przypadkowo musnął ustami płatek jej ucha i tak samo, jak się pojawił, tak samo zniknął w zielonym kłębie dymu, zostawiając kobietę w stanie co najmniej lekkiego niedopowiedzenia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top