13.

- Mam jeden warunek, zwrócisz mi magię - kobieta zwróciła się do ojca, który szczerze się cieszył na zgodę swojej córki, tak bardzo chciał, żeby była królową.

- Zgoda - Elf wziął w swoje ręce dłonie kobiety i zaczął wypowiadać elfickie zaklęcie. Kobieta widziała i czuła jak magia na nowo zaczyna przez nią przepływać.

- Więc tak wyglądasz normalnie - Bóg zwrócił się do kobiety z lekkim uśmiechem, podobała mu się taka.

Włosy kobiety z koloru blond zmieniły się na kolor siwo biały i wydłużyły do połowy pleców, choć kolor oczu już wcześniej zmienił się na niebieski, Bóg dostrzegł w nich kilka plamek zieleni, którą odziedziczyła po matce wraz z pełnymi, malinowymi ustami.

- Tak. Teraz Ty pokaż, jak naprawdę wyglądasz, kobieta patrzyła Bogu prosto w oczy, toczyła z nim niemą walkę na spojrzenia - jesteś Jotunem, wiem, jak wyglądają Lodowe Olbrzymy.

Mężczyzna stał nieruchomo, jego blada cera zaczęła zmieniać kolor na niebieski, a zielone oczy, które pokochała kobieta, zmieniły barwę na krwistą czerwień. Bogini patrzyła na niego z ciekawością i lekkim cwanym uśmiechem.

- Wolę Cię w ludzkiej postaci - rzuciła od niechcenia, na co od razu kolor jego skóry i oczu zaczął wracać do tego, który uwielbiała.

- Księżniczka Alfheim i Książę Jotunheim, to będzie piękny ślub. - Stary Elf patrzył na tę dwójkę i wiedział, że połączyło ich przeznaczenie, mimo że jeszcze oboje tego nie wiedzieli.

Kobieta patrzyła na ojca, mając nadzieję, że się przesłyszała. Było widać, jak białe iskry pojawiają się między jej palcami, a ona sama czuła, że jeszcze chwila i nie zapanuje nad sobą.

- Ślub?! - krzyknęła.

- Tron możesz objąć tylko wtedy, jak poślubisz Lokiego - spojrzała na Bożka, którego mina była wyjątkowo tak samo niezadowolona, jak jej.

Kobieta szybko zaczęła analizować swoją sytuację i postanowiła spróbować. Wypowiedziała w myślach zaklęcie, błagając, żeby się udało. Po chwili jej ojciec i Loki zastygli w czasie.

- Nie rób tego - złapała ją za rękę Skuld. - On skaże go na śmierć.

- To jedyne, na co sobie zasłużył - wyrwała się Nornie i ostatni raz przytuliła matkę. - Heimdallu, otwórz most.

***

- Witaj w Asgardzie moja Pani, co Cię sprowadza? - strażnik w złotej zbroi patrzył przyjaźnie na kobietę.

- Witaj, prowadź mnie do Odyna - strażnik poprowadził kobietę przez tęczowy most pod same bramy pałacu.

Kobieta stała przed wrotami, miała ostatnią szansę, żeby się wycofać, ale nie zrobiła tego. Zmieniła swoje ciuchy na szatę Alfheimu i weszła do sali tronowej, gdzie na tronie siedział Wszechojciec.

- Witaj moje dziecko, co Cię sprowadza do Asgardu? - kobieta doskonale zrozumiała, dlaczego Odyna nazywa się Wszechojcem, biła od niego niesamowita siła i mądrość.

- Witaj Wszechojcze, jestem Elerrina, księżniczka Alfheimu. Przybyłam tu ze względu na Twojego syna - kobieta ukłoniła się, okazując należny szacunek królowi Asgardu.

- Thora?

- Lokiego - wyraz twarzy mężczyzny zmienił się od razu, gdy usłyszał, o kogo chodzi.

- Ty jesteś dzieckiem Norny i Frejra, prawda?

- Tak, Panie. Musisz mi pomóc. Ojciec obiecał Lokiemu tron w zamian za mój powrót do krainy elfów.

- Czego ode mnie oczekujesz? Loki został wygnany z Asgardu. Podobno się zakochał, ale teraz widzę, że jest jeszcze lepszym kłamcą, niż myślałem. Nie mogę Ci pomóc.

- Możesz. Musisz go zamknąć w lochu. On nie może zostać królem ani moim mężem - na te słowa Odyn wyprostował się na tronie - Dopuścił się zdrady oraz wykorzystał mnie po to, aby zasiąść na tronie. To wystarczy, żeby go skazać - kobieta patrzyła na starca pewna swoich słów. Była pewna też tego, że Loki, którego kocha, nie istnieje.

- Niech będzie, przyprowadź go, ja zajmę się resztą.

***

Bogini wróciła Ygddrasilu, gdzie Bóg wraz z Elfem dalej byli zatrzymani w czasie, kobieta nie spodziewała się, że jej magia jest tak potężna.

- Dziecko coś Ty zrobiła? - Werdandi patrzyła na kobietę oczyma pełnymi żalu.

- To na co zasłużył, a teraz przepraszam, muszę kogoś odesłać do Asgardu.

Kobieta jeszcze chwilę przyglądała się zastygniętej twarzy Boga, przez chwilę nawet pożałowała tego, co zrobiła pod wpływem emocji, ale wystarczyła jej chwila, żeby przypomniała sobie wszystkie postępki Boga, który chciał ją w sobie tylko rozkochać. Zdjęła zaklęcie i starała się udawać, że nic przed chwilą nie miało miejsca.

- A więc ślub? - zapytała z odrazą.

- Tak - odparł dumnie Elf.

Frejr przeniósł ich pod bramy Alfheimu. Bóg szedł koło Elerriny, nic nie mówiąc. Kobiecie wydawało się, że jest jednocześnie dumny i zagubiony, przez kilka sekund zrobiło jej się go żal.

- Będziesz moją żoną, nie cieszysz się? - uśmiechał się cwanie z błyskiem w oku.

- Nie. Pokochałam wygnanego Boga Kłamstw, nie przyszłego władcę Alfheimu.

- Ty i te Twoje sentymenty - warknął Bożek, na co kobieta od razu uniosła dłoń w stronę Boga i wypuściła strumień białego światła, który miał go ogłuszyć.

- Dosyć! Będziecie małżeństwem czy Wam się to podoba, czy nie, a teraz macie zaplanować ślub i przejąć władzę nad królestwem - starszy Elf uspokoił ich, bo jest możliwość, że mogliby się nawet pozabijać.

Bogini siedziała w swojej komnacie i myślała, jak zwabić Boga do Asgardu, za to Bożek przyglądał się jej rozbawiony. Wstał, podszedł do fotela, w którym siedziała kobieta i klęknął przed nią, uśmiechając się tak, jak kobieta lubiła, wyjątkowym uśmiechem, który dawał jej, wtedy kiedy był radosny. Złudzenie kobiety rozwiała pewność, że i tym razem jest to jego kolejne słodkie kłamstwo.

- Elerrino, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - wredny uśmiech wpełzł na jego twarz.

- I uczynię Cię królem Alfheimu? - odpowiedziała równie słodko i spojrzała mu w oczy, w których gubiła się za każdym razem, ręką przeczesała jego czarne włosy, odsłaniając kości policzkowe i wyraźną linię szczęki, był przystojny. - Jeszcze nie, mój drogi - pocałowała go w czoło i za pomocą magii odrzuciła z powrotem na łóżko.

- Podobasz mi się taka - zaczął się śmiać. - Co mam zrobić, żebyś się zgodziła? - Patrzył rozbawiony na kobietę, zagryzając wargę.

Kobieta wstała z fotela i ruszyła w jego kierunku, usiadła na nim okrakiem i nachyliła się, trzymając jego ręce mad głową. Bożek patrzył na nią zadowolony, kiedy całowała jego szyję. Brakowało jej tego, puściła ręce Boga, który od razu wplótł je we włosy kobiety.

- Zabierz mnie do Asgardu, wtedy zgodzę się zostać Twoją żoną - szepnęła mu do ucha.

- Dobrze, ale najpierw chce się Tobą nacieszyć.

Ich ciała kolejny raz współgrały ze sobą idealnie, nigdzie się nie spieszyli, tu byli tylko oni, ostatni raz.

Kobieta leżała wtulona w Boga i zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, idąc do Odyna, ale chciała, żeby Bożek poniósł karę. Nie mogła znieść myśli, że wszystkie czułości, jakimi obdarzał ją Loki, były tylko po to, żeby objąć tron. Plan, w którym Loki zostaje w lochu, a ona z braku męża wraca na Midgard, wydawał jej się idealny, wydawał jej się planem godnym samego Boga Kłamstw. Spojrzała na niego, jak śpi, jak spokojnie i miarowo oddycha, trzymając jej dłoń. Wiedziała już, że będzie za nim tęsknić.

- Kocham Cię - szepnęła - gdybyś tylko Ty mnie pokochał, zgodziłabym się zostać Twoją królową - ucałowała jego skroń tak, żeby go nie obudzić.

Nie wiedziała, że Bóg tej nocy nie spał, jedynie odpoczywał i słyszał wyznanie kobiety.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top