52
- Cichutko, nie płacz - wyszeptał Derek, próbując odebrać mu ból. Stiles cały czas płakał, chciał umrzeć. Taylor odciął mu palec.
Chłopak zadrżał, nie powstrzymując łez. Iris nie pozwalała na jakąkolwiek ulgę.
- Boli - szepnął, dławiąc się łzami.
- Nie boli ciebie, tylko ją - położył dłoń na jego policzku. - Zaraz przestanie.
Ale on cały czas płakał. Ledwo wytrzymywał z bólu, prawie zemdlał.
- Czemu to zrobił? - zapytał cicho, pozwalając mężczyźnie go objąć.
- Połóż się.
Chłopak wykonał polecenie i tylko czekał aż on będzie obok niego.
Hale objął dłoń Stilesa, starając się, by mniej cierpiał.
Ale to nic nie dało.
*
Scott usiadł na fotelu obok szeryfa.
- Theo Raeken. Nawet dobrze go nie znałem - powiedział McCall, gapiąc się na swoje buty. Było mu szkoda chłopaka i gdyby mógł, uratowałby go. Zresztą, Ericę i Boyda też.
Szeryf kiwnął głową, wypuszczając nadmiar powietrza z płuc. Był tymi morderstwami zmęczony.
- Miał jakąś rodzinę? - zapytał Stilinski, chcąc mieć za sobą rozmowę pełną bólu.
- Cora będzie wiedzieć.
*
Dziewczyna wypuściła drżący oddech, czując łzy na twarzy. Jej najlepszy przyjaciel był martwy.
- Wiem, że nie powinienem, ale czy miał rodzinę? - zapytał szeryf, patrząc na nią z niepokojem.
- Nie, byłam tylko ja.
Mężczyzna kiwnął głową i spojrzał na Dereka, który był nieobecny.
- Zabierz siostrę, muszę pogadać z waszymi rodzicami.
- Jasne. - Hale uśmiechnął się delikatnie, ciągnąc siostrę na górę po schodach. Iris czuła, że znalazła kolejną pomocnicę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top