37
- Krew się nie zgadza - powiedział doktor Taylor do jakiegoś innego mężczyzny, który się nad nim pochylał. Stiles był bardzo głodny, ale wolał się nie dopominać się o jedzenie. Wiedział, że mogło się to źle skończyć. - Weźmiemy ją do sali numer jeden na ostatnim piętrze.
Stilinski posłusznie wstał i poszedł za wysokim lekarzem. Droga po schodach była bardzo męcząca, ponieważ był wykończony i rany jeszcze się nie zagoiły.
Gdzie jest Scott? zapytał siebie w myśli. On na pewno mu pomoże, chociaż nie wie jeszcze co się dzieje z nim w teraźniejszości. Miał nadzieję, że nic poważnego i nikt bardzo się nie martwił.
Weszli do sali. Nie było w niej łóżka, okna, niczego. Będzie musiał spędzić ten czas w ciemnościach.
Mężczyzna rzucił go na podłogę, mówiąc mu, by nie krzyczał ani nie próbował wyjść. Brunet nawet o tym nie myślał. Wątpił, że cokolwiek zrobi, kiedy drzwi się zamknął. Przecież nie miał wilkołaczego wzroku Scotta.
Zmęczony zasnął.
*
Gdy się obudził, leżał w swojej sali. Westchnął cicho i ze zdziwieniem stwierdził, że nie był przypięty do łóżka Iris.
Podniósł się do siadu i rozejrzał po pomieszczeniu. Obok niego leżał zeszyt bardzo podobny do jego oraz długopis.
W tamtych czasach były długopisy?
- O co tu chodzi? - zapytał cicho, otwierając go na pierwszej stronie. I znalazł wszystkie swoje zapiski o Iris. Przez chwilę nie rozumiał o co chodziło, a kiedy się zorientował, musiał spróbować.
Wziął do ręki długopis, zaczynając pisać.
Scotty?
*
McCall spojrzał ze zdziwieniem na jasny zeszyt. Było tam wszystko, o czym mówił Stilinski i jego imię.
Jesteś tam?
Napis pojawił się tak... nagle. Chłopak nie rozumiał o co chodzi.
Pomożesz mi? To ja, Stiles.
Scott zamarł, patrząc na kartkę papieru i odpisał.
Jestem.
*
Stiles z ulgą zobaczył, że szatyn odczytał jego wiadomości. Napisał w skrócie, co się działo i wydawać się mogło, że wreszcie mu uwierzył. Wiadomość, którą dostał bardzo go pocieszyła.
Nie martw się. Wszystko będzie dobrze, postaram się uratować cię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top