'' Skrajne emocje"

Jeszcze kilka dni temu widok na złociste wzgórza Greenlawn budził we mnie uczucie spełnienia, radości oraz ciepła.

Teraz nie czuję nic...

Gdy tylko na ułamek sekundy zamknę oczy, widzę ją...

Widzę Cassandrę popychającą moje krzesło, a następnie czuję jak węzły na mojej szyi się zacieśniają. Może to absurdalne, zważając na to, że wciąż oddycham, a moje serce bije, ale nie potrafię się uwolnić od tych myśli. Nie potrafię pozbyć się sznura z mojej szyi. On pozostanie tam już na zawsze.

Czuję się taka słaba...

Czuję, że straciłam jakąś sporą cząstkę siebie, aczkolwiek pozwalam Rafaelowi myśleć, że wszystko ze mną w porządku. Nie chcę, by widział, jak słaba teraz jestem. Wystarczy, że widział mnie umierającą w lesie. Co noc ma te przeklęte koszmary, więc nie chcę dokładać mu moich zmartwień.

- Rachel? - z mojej zadumy wyrywa mnie niepewny głos mojego ojca, który przygląda mi się badawczo ze zmarszczonym czołem. Pod oczami ma sińce, spowodowane zapewne brakiem snu.

- Tak? - pytam cicho i kieruję swoje spojrzenie z powrotem na wzgórza.

- Mogę usiąść ?

- Rób, co chcesz - odpowiadam głosem wyprutym z emocji.- Zawsze robisz, to co chcesz.

- Kochanie, to nie tak - wzdycha i siada tuż obok mnie. - Wiem, że przez ostatnie lata byłem sukinsynem...

- Dobre spostrzeżenie - prycham.

- Ale chcę to naprawić - kontynuuje, niewzruszony moimi słowami. - Oddaliłem się od ciebie i Aidena zaraz po śmierci waszej mamy, za co zapewne znajdę się w piekle, ale los dał mi jeszcze jedną szansę na naprawienie swoich błędów.

- Super - burczę pod nosem.

- Rachel - chwyta moją dłoń. - Moje serce zatrzymało się w chwili, gdy Rafael poinformował mnie, co się stało. Myślałem, że cię straciłem. Może zabrzmi to okrutnie, ale właśnie w tamtym momencie zdałem sobie sprawę, jak bardzo mi na tobie zależy. Nie mogę cię stracić. Jesteś taka sama jak Adelajda. Macie tą samą radość i energię. Ją już straciłem, ciebie nie mogę!

- Nie mogę... -łkam.

- Czego, córeczko?

- Nie mogę przestać się bać. - rozklejam się. Pozwalam sobie na płacz. Nie mogę już dłużej dusić w sobie tylu skrajnych emocji. - To wszystko mnie wykańcza. Nie potrafię spać, nie mogę jeść, ciągle czuję ten sznur owinięty wokół mojej szyi. - bezwiednie dotykam apaszki, która zakrywa bolesne wspomnienia. - Udaję przed Rafaelem, że jestem silna. Udaję, że Cassandra mnie nie złamała, ponieważ nie chcę go krzywdzić. I tak już wiele w swoim życiu wycierpiał.

- Kochanie - tata przytula mnie do siebie i delikatnie kołysze się ze mną na boki. - Czekałem, aż pękniesz. Musisz się wypłakać, nie możesz cierpieć w samotności. To naturalne, że się boisz, ale proszę nie odtrącaj Rafaela. To największe głupstwo jakie możesz zrobić. Ja odtrąciłem twoją mamę, gdy moja młodsza siostra padła ofiarą gangu ulicznego. Zamknąłem się w swojej bańce i nie chciałem niczyjej pomocy. Twoja mama starała się jak mogła, abym mógł poradzić sobie ze stratą, ale odtrąciłem ją. Rok później zmarła, a wtedy odtrąciłem ciebie i Aidena. Zniszczyłem naszą rodzinę, ale ty nie możesz popełnić tego samego błędu. Skarbie, tak bardzo cię kocham i wiem, że jedno przepraszam nie naprawi relacji między nami, aczkolwiek nie pozwolę, abyś zaprzepaściła własne szczęście przez smutek i rozpacz goszczące teraz w twoim sercu. - po tych słowach rozpłakałam się jeszcze mocniej...

***

- Rachel! - Molly bierze mnie w swoje ramiona, a jej twarz jej opuchnięta od łez. - Moje biedne słoneczko. Moja świecąca gwiazdka na niebie. - wypowiada rozpaczliwie. - Jak dobrze, że wciąż żyjesz. Kocham cię, wnusiu.

- Molly... - zacinam. - Babciu - poprawiam. - Proszę nie płacz. Nie wracaj do tego. Błagam.

- Tak, tak. Masz rację. Nie powinnam rozszarpywać świeżych ran. - odsuwa się ode mnie. - Tak bardzo się bałam...

- Molly, nie wracaj do tego - zagaja Hugo. - Przed chwilą, zostałaś o to poproszona!

- Tak, wiem. - wzdycha i pokrzepiająco ściska moją dłoń. - Pójdę zrobić jakiś obiad. - wymusza uśmiech, ale zmartwienie z jej oczu nie znika.

- Babciu, nie trzeba - wtrąca Rafael, który właśnie wyszedł z naszymi walizkami z domu. Ostatni raz spoglądam na sad przed domem i mocno zaciągam się zapachem zbliżającej się jesieni.

- Gdzie ty się wybierasz? - pyta podenerwowana. - Ledwie wróciłam do domu, a ty już wybywasz!

- Nie mogę tu zostać - odpowiadam za niego. - Nie potrafię. Tak bardzo jak kochałam to miejsce, teraz przebywanie tu jest dla mnie torturą, ale wrócę. - uśmiecham się. - Obiecuję...

----
Hej misie ❤️
Wiem, że minął miesiąc od ostatniego rozdziału, ale naprawdę za dużo działo się w moim życiu (wciąż się dzieje) i naprawdę mam bardzo mało czasu dla siebie i mam nadzieję, że to zrozumiecie 😘
Swoją drogą do epilogu artystki zostało już niewiele rozdziałów 😕
Buziole ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top