''Pracoholik"

- Nie! Lisa! Mówiłem ci, że nie mogę zainwestować w ten szajs!- gniewny ton sztywniaka wcale nie świadczy o jego dobrym nastroju, który miał podczas rzekomej naprawy mojego samochodu. Swoją drogą, jego beztroska trwała zaledwie trzy godziny. Odkąd udało nam się odholować mojego wana na farmę, Rafael zabrał się za pracę i tak trwa od dobrych pięciu godzin. Jeny, co za pracoholik.

- Zupełnie tak jak ja - burczę pod nosem i wracam spojrzeniem do kolorowej okładki czasopisma o modzie, gdzie zaczęłam dorysowywać długonogiej modelce wąsy i brodę. Muszę jakoś urozmaicić jej wizerunek. Druga Conchita Wurst! Jestem z siebie dumna! Stworzyłam sobowtóra.

- W dupie to mam! - wrzask Rafael z salonu lekko mnie przeraża. - Powiedziałem, że masz to załatwić z zarządem! Mój ojciec będzie wiedział najlepiej!

- Uderz go, albo sama to zrobię - niespodziewanie wtrąca Molly, która lubi pojawiać się obok mnie jak duch. Za każdym razem przegapiam moment, w którym ta niziutka kobieta wchodzi do danego pomieszczenia. - Pracuje! Ciągle pracuje! - wyrzuca pulchne ręce do góry, a następnie spogląda na moje rozbawienie wymalowane na twarzy. Sama nie wiem, dlaczego się uśmiecham. Po prostu sam widok tej kobiety mnie rozbraja.

- Ten typ tak ma - odpowiadam jedynie.

- Oby przyszedł huragan! Wtedy wszystkie łącza zostaną zepsute i ten mały chochlik przestanie w kółko pracować. Nie może się pieprzyć z kimś jak normalny cywilizowany człowiek na wakacjach? - drwi. - Oczywiście, że nie! Bo po co? Praca najważniejsza!

- Wolisz, żeby twój wnuk kurwił się na prawo i lewo? - pytam bez ogródek. Nie mam zamiaru filtrować swoich słów, tylko ze względu na obecność starszej pani. Sama użyła określenia: '' pieprzyć'' , więc mogę śmiało wywnioskować, że Molly jest babcią wyzwoloną od pierdół.

- Tak - mlaska. - Właśnie tak!

- O czym gadacie? - pyta Rafael, który właśnie wchodzi do kuchni z tabletem w ręce.

- O tobie - odpowiadam, a następnie przygryzam zakrętkę od czarnego długopisu.

- O mnie? - dziwi się. - Aż taki ciekawy mam życiorys?

- Nie bardzo - odpowiada Molly. - Raczej nudny jak sranie w kiblu bez gazety!

- Wcale nie - próbuje się bronić, ale jestem pewna, że jego babcia ma rację. Sama zauważyłam, że Rafael ma tendencje do zanudzania rówieśników i trzeba mu w końcu ten tryb wyłączyć. A skoro zostanę tutaj do końca lipca, mogłabym go trochę odciągnąć od pracy. Tylko w jaki sposób?

Oh...Ja już coś wymyślę!

- Akurat - drwi Molly. - Uważaj, bo ci uwierzę. - pstryka palcami, a następnie wychodzi pośpiesznie z kuchni. - Zajmij się lepiej Rachel! - dopowiada z korytarza, a jej kroki cichną z każdą sekundą.

- Twoja babcia jest cudowna - unoszę na niego spojrzenie znad czasopisma.

- Mhm - burczy. - Wracam do pracy.

- Pracoholik?

- Nie - zamyśla się na chwilę i opiera się o parapet. Zaciąga się zapachem świeżych ziół nim odpowiada. - Raczej facet, który robi wszystko, aby jego firma dobrze prosperowała i żeby jego pracownicy mieli za co żyć. Sytuacja na rynku pracy nie wygląda imponująco, dlatego nie chcę nikogo zostawić z kredytem hipotecznym, który niestety trzeba spłacać długimi latami. Ponadto, gdyby nie moja firma, nie byłoby większości upraw, co od razu wiąże się z głodem, więc muszę mieć głowę na karku i dbać o cały ten biznes dwadzieścia cztery godziny na dobę. Możesz mi zarzucić, że jestem pracoholikiem, bo właściwie tak to rzeczywiście wygląda, ale mi tak naprawdę zależy na ludziach, Rachel. Ty jesteś lekkoduchem, wolną kobietą, która nie ma na głowie tego całego gówna, dlatego spokojnie możesz sobie dorysowywać wąsy i brodę przypadkowej modelce na okładce magazynu. Nie musisz się martwić rachunkami, spotkaniami biznesowymi, dużą presją czasu...

- Wybacz - przerywam mu. - Nie chciałam cię tym stwierdzeniem urazić.

- W porządku. - uśmiecha się delikatnie. - Po prostu nie lubię, gdy ktoś mnie tak nazywa.

- A ja nie lubię, gdy ktoś mi mówi jaka jestem, nie znając mnie. - odwołuję się do jego wypowiedzi na mój temat. - Jeśli jeszcze raz zarzucisz mi, że nie wiem, czym jest ciężka praca i presja czasu to stracisz coś cenniejszego niż firmę.

- Tak? - drwi. - A co takiego?

- Jaja - wymownie spoglądam w stronę jego krocza, aby wiedział, że wcale nie żartuję.

- Grrr - prycha. - Już się boję, maleńka. Wracam do pracy. - poważnieje. Unoszę przed nim gazetę z wariackim uśmiechem.

- Ale przyznaj, że ta laska lepiej wygląda z brodą. - przypatruje się malunkowi, a następnie mi. Czynność powtarza trzykrotnie, a następnie z kpiącym prychnięciem, zostawia mnie w kuchni samą.

- Wygląda zupełnie jak ty, maleńka! - odkrzykuje, a w jego głosie słychać nutkę rozbawienia. Lubię go. Naprawdę go lubię. Może i jest trochę sztywny, ale przynajmniej nie udaje kogoś kim nie jest, a to cenię dość wysoko w moim rankingu o mężczyznach. Mój ostatni partner udawał, że jest miłym i sympatycznym gościem, ale ostatecznie skończyłam na oddziale intensywnej terapii, bo zapomniałam nagrać mu mecz...

Eh...nie chcę do tego wracać. Było minęło, a nie wolno żyć przeszłością! Tylko przyszłość sprawi, że nasze życie będzie piękne...

----
Hej misie ❤️
Miłej nocy kochani!!
I dziękuję za cierpliwość!!
Buziole 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top