"Moje śniadanie wybrało...''
Opieram się o miękką ramę łóżka i wsłuchuję się w spokojny oddech śpiącego Rafaela. Leży na brzuchu, a głowę ma wtuloną w białą poduszkę przez co wygląda naprawdę uroczo i beztrosko. Położyliśmy się spać dopiero po godzinie trzeciej, ponieważ rozmowa z Molly i państwem Rivera pochłonęła całkiem sporo czasu, ale dzięki temu zyskałam możliwość poznania tych ludzi. Zawsze myślałam, że człowiek sukcesu jest zadufany w sobie, ale ta rodzina diametralnie zmieniła moje zdanie na ten temat.
Sięgam po komórkę, aby w końcu odczytać wszystkie nieprzeczytane wiadomości, których jest dość sporo, zważając na fakt, że przez kilka poprzednich dni nie miałam chęci aby chociaż wziąć do ręki komórkę.
Blanca: Hej, jak tam?
Blanca: Jesteś tam? Halo!
Blanca: To nie jest śmieszne! Miałaś dawać znak życia! Mam wzywać policję? Rachel, błagam odezwij się.
Blanca: Żartujesz sobie? Drugi dzień bez znaku życia! RACHEL! Co się tam u ciebie dzieje? Błagam powiedz, że jesteś cała i zdrowa. Zabiję Paula za jego chore pomysły. Gdyby nie on, nie wyjechałabyś i nikt nie musiałby się o ciebie teraz martwić!
Blanca: Rachel... Mam złe przeczucia. Tobie na sto procent się coś stało! Idę z tym na policję. Niech cię szukają!
Zerkam na datę wysłania tej wiadomości i czym prędzej klikam a miejsce, w którym mogę wpisać swoją wiadomość. Ona nie żartuje z tą policją, a sms przyszedł do mnie wczoraj wieczorem.
Rachel: Żyję, debilko!
No i to powinno jej wystarczyć. Prycham pod nosem, a wiadomość zwrotna przychodzi niemal od razu.
Blanca: Nic ci nie jest? Tak się martwiłam!
Rachel: Wpadłam do gnoju, kaczka udziobała mnie w dupę, a byk próbował mnie zgwałcić. A tak poza tym to wszystko zajebiście.
Blanca: Rachel! Nie rób sobie ze mnie żartów! Ja się pytam poważnie.
Rachel: Ze mną wszystko w porządku. Tutaj jest ślicznie, nie noszę przy sobie telefonu, poznałam cudownych ludzi i przestań się tak o mnie martwić, bo zaczyna mnie ta twoja opiekuńczość doprowadzać do szału. Czuję oddech starości na karku, a ty traktujesz mnie jak niedorozwinięte dziecko!
- Oh, tak - cichy pomruk Rafaela przykuwa moją uwagę. Już nie leży na brzuchu, tylko na plecach, a jego jedna dłoń spoczywa w okolicach krocza. O cholera. Ktoś tu ma mokry sen. Ale ekstra. W takim razie nie będę go budzić, a może jeszcze coś powie.
Blanca: Bo ty zachowujesz się jak dziecko, dlatego się o ciebie martwię!
Rachel: Dziecko? Serio?
Blanca: No tak! Nie używasz czasem mózgu! I sama dobrze o tym wiesz!
- Rachel - mamrocze, tym razem znacznie głośniej. Uśmiech sam pojawia mi się na twarzy i nabieram ochoty na drobne poranne figle.
Rachel: Masz rację! Teraz też go wyłączam i rzucam się na gorącego ogiera.
Odkładam telefon na szafkę nocną i bez zastanowienia siadam na udach czarnowłosego i nachylam się, aby złączyć nasze wargi po raz drugi. Mam gdzieś konsekwencje mojego zachowania. To moja wakacyjna przygoda, która za dwa tygodnie dobiega końca, dlatego czas się trochę zabawić. Przygryzam jego wargę, a jego ciało zaczyna reagować na mój dotyk. Otwiera oczy, a gdy dostrzega mnie siedzącą niemal na jego dowodzie podniecenia, uśmiecha się figlarnie i bez słowa wpija się w moje wargi. Całuje mnie tak, jakby od tego zależało czyjeś życie. Nasze języki łączą się ze sobą w chaotycznym tańcu, a dłonie wędrują po naszych ciałach bez opamiętania. Ocieram się o jego poranną erekcję, a w zamian zostaję nagrodzona najseksowniejszym męskim jękiem, który pobudza mnie jeszcze mocniej.
- Co ci się śniło? - pytam, gdy jego zęby przygryzają skórę na mojej szyi, a dłonie ściskają moje pośladki, okryte jedynie w fioletowe figi i krótką letnią koszulę nocną.
- Ty - wypowiada jakby z czcią.
- Co tam robiłam?
- To, co teraz - szepcze. - Doprowadzałaś mnie do szaleństwa.
- Oh, chcę cię - przyznaję szczerze i bez zbędnych słów, Rafael ponownie wpija się w moje wargi.
- Zrobiłam wam śnia...Ja pierdykam! - zszokowany głos Molly studzi nasze zapędy. Spoglądamy na staruszkę, a potem ponownie na siebie.
- Cześć Molly - prycham i schodzę z Rafaela, aby zabrać od niej tacę z jedzeniem. - Jak tam dzionek?
- HUGO! - krzyczy. - Zabij mnie! Przerwałam produkcję naszych prawnuków, bo zachciało mi się przynieść pieprzone śniadanie do pokoju! - oddaje mi tacę i czym prędzej upuszcza nasz pokój.
- Ta kobieta jest niemożliwa. - stwierdzam i wracam do łóżka. Odkładam drewnianą tacę pomiędzy nasze ciała. - Ale jestem głodna.
- Ja też - kwituje.
- To smacznego.
- Moje śniadanie właśnie wybrało jajecznicę zamiast mnie - nabija się. - Czuję się oszukany.
- Oj tam, dokończymy później.
- No nie wiem, czy dam radę teraz normalnie funkcjonować. - wbija spojrzenie w swoje bokserki, ukazując mi tym samym stan, do którego go właśnie doprowadziłam.
- Seksowny widok - kwituję, a w tym samym momencie mój żołądek zaczyna śpiewać swoją ukochaną piosenkę. - Najwidoczniej to nie jest nasz czas - stwierdzam i zabieram się za pachnące i ciepłe śniadanie.
----
Hej misie ❤️
Miłego dnia 😘
Buziole!❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top