'' Gościna''
Kilka minut później, Rafael zatrzymuje Hummera przed drewnianym domem...nie! Rezydencją z bali. Wyglądam przez okno z rozdziawioną buzią.
- Kurna - zagajam. - Tak wyglądają farmerskie domy?
- Niektóre - odpowiada lakonicznie i wysiada z samochodu. Po kilku długich sekundach, zdaję sobie sprawę, że nie mogę tak sobie tutaj siedzieć i też powinnam wyjść. Mimo że wciąż pada, owijam się mocniej w koc i wyskakuję z pojazdu prosto na kałużę.
- Rany! - spoglądam w niebo. - Chyba sobie ze mnie kpisz. - marudzę.
- Przyciągasz jakiegoś pecha? - pyta Rafael, opierając się o maskę samochodu.
- Dzisiaj chyba tak - wydymam wargi. - Matka natura robi sobie ze mnie żarty.
- W takim razie ja wygrałem na loterii - marudzi pod nosem, co postanawiam zignorować, bo nie jestem do końca pewna, czy powinnam to usłyszeć. - Może wejdziesz na werandę? - proponuje.
- RAFAEL! - z domu wybiega roześmiana siwowłosa kobieta w uroczym kolorowym fartuszku. Trochę przypomina mi typową babcię z bajek dla dzieci. Lekko przy kości, z kokiem na głowie i fartuchem z wielką kieszenią, gdzie zapewne można schować cały tuzin ciasteczek. Aż mam ochotę uchwycić tą scenę na płótnie. Szczęśliwa babcia wybiega z domu na spotkanie z wnukiem.
- Babciu - nim zdąży dodać cokolwiek innego, kobieta wtula się do niego jak małpka. Co najciekawsze, sięga mu do połowy brzucha i to tak rozczulająco wygląda, aż mam ochotę sama się do nich wtulić. Co z tego, że są to dla mnie zupełnie obcy ludzie?
- Tak się cieszę, że przyjechałeś! - odrywa się od niego, aby złapać go za dwa policzki i lekko je wytarmosić.
- Babciu - próbuje się od niej odsunąć. - Też się cieszę, że w końcu udało mi się tutaj wrócić.
- Bo ty tylko praca i praca - wyrzuca ręce do góry, wzrok lokując we mnie. - A to twoja dziewczyna? A może narzeczona!- bez ostrzeżenia przyciąga mnie do siebie i mocno ściska. Mam uczucie, że zaraz wszystkie moje wnętrzności popękają. Skąd ta staruszka ma w sobie tyle siły? Nie jednego zawodnika MMA położyłaby na łopatki.
- Dzień doberek -wyduszam z siebie, a dopiero po tym kobieta mnie puszcza. - Jestem Rachel i raczej można mnie nazwać przybłędą, a nie dziewczyną Rafaela.
- A czemuż to? - spogląda na swojego wnuka z naganą.
- Znalazłem ją na środku drogi. Była przemoczona, więc postanowiłem ją ze sobą zabrać, a jutro się coś wymyśli. - zerkam na czarnowłosego kątem oka. Mam wrażenie, że ten człowiek ma wiecznie kija w dupie. Znam go zaledwie dwadzieścia minut i ciężko jest mi go ocenić, ale coś czuję, że jest po prostu nudny. No, ale wygląda jak grecki bóg, mimo lekko krzywego nosa, który nie przeszkadza w jego urodzie.
- Gdzie kochanieńka się wybierałaś?
- Do Greenlawn. Chcę wakacje spędzić z sala od miasta i bliskich. Potrzebuję zmiany otoczenia.
- Cudnie! - kobieta klaszcze w dłonie. - Rafael przynieś jej bagaże, a ja jej pokażę pokój. Zostanie z nami, co ty na to?
- Yyy tak, jasne - uśmiecha się. - Żaden problem. Ale nie mam jej bagaży.
- No tak - otwieram szerzej oczy. - Zostały w moim wanie.
- Oh. To Rafael je przywiezie. Albo wyślę dziadka! Wiecznie mu się nudzi.
- Zajmiemy się tym jutro - odpowiada. - Dzisiaj jestem zmęczony.
- A w czym ona będzie spać? W worku po kartoflach? - oburza się. - Nie to, żeby nam ich brakowało. - dopowiada z rozbawieniem.
- Zawsze może spać nago - sugeruje w figlarnym uśmieszkiem i już wiem, że wypierdział zatwardzenie.
- Rafael! - oburza się kobieta. - Na łeb upadłeś.
- W porządku - wtrącam. - Mogę spać nago.
- I widzisz, babciu? Problem rozwiązany. Gdzie dziadek?
- Tam gdzie zawsze. Na kanapie przed telewizorem. - śledzimy wzrokiem znikającego w domu Rafaela.
- Kochany urwis - wzdycha.
- Dziękuję za gościnę. - powinnam się czuć dziwnie, że będę siedzieć na głowie u obcych ludzi? Może, ale tak się nie czuję. Co z tego, że nikogo tu nie znam. Ludzie są mili, więc mogę tu zostać, a to że rozum zgubiłam już wieki temu, to nie ma co się nad tym zastanawiać.
- Żaden problem! Ktoś musi dotrzymać towarzystwa Rafaelowi, gdy ja z mężem pojedziemy na dwa tygodnie do mojej siostry. Chodź, złotko. Pokażę ci twój pokój. - idę za staruszką do domu, starannie obserwując każdy szczegół. Nigdy nie byłam na farmie, dlatego jest to dla mnie ekscytujące przeżycie. Pierwszy raz właściwie mam okazję spać w drewnianym domu, gdzie podłoga tak melodyjnie skrzypi, ogień w kominku nadaje ciepła wnętrzu, deszcz donośnie uderza o okiennice i okna.
- Jak tu ślicznie - spostrzegam i wędruję za kobietą na drugie piętro.
- O tak - odpowiada. - To miejsce ma swoją duszę i jestem pewna, że zakochasz się w tym domu i w okolicach. Często są tutaj burze, ale mam nadzieję, że się ich nie boisz.
- Ani trochę. W burzy jest coś intrygującego. Jest piękna. A to jak błyskawica przecina ciemne niebo, można obserwować godzinami.
- No to tutaj będziesz miała świetny widok. - wprowadza mnie do przestronnego pokoju z dwoma wielkimi oknami. Z łóżka można spokojnie obserwować niebo, a nawet wzgórza w oddali. - Zostawię cię, złotko. Zejdziesz na kolację za godzinę?
- Tak! Jestem naprawdę głodna. Dziękuję. - zamyka za sobą drzwi, a ja rzucam się plecami na łóżko, w końcu mogąc odrzucić koc. Nie chciałam za bardzo paradować przy kobiecie topless, mimo że przez koc było mi naprawdę gorąco. Cholerka! Ale jak ja zejdę na kolację? Przecież nie mam przy sobie żadnych świeżych ubrań.
- Myśl, Rachel. Myśl. - mamroczę pod nosem.
-----
Hej misie ❤️
Jaki powinien być według was Rafael? Coś w stylu Blake'a czy może bardziej ułożony biznesmen? Bo sama nie mogę wybrać 😂😂
Buziole 😘
Jutro postaram się dodać upływ lat!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top