" Cały dzień w łóżku''
Moje usta suną po torsie Rafaela, a dłonie błądzą po czarnym tuszu na jego piersi. Językiem zataczam kółeczka na jego brzuchu, zbliżając się coraz niżej do mojego wyznaczonego celu. Spoglądam triumfalnie na twarz czarnowłosego, gdzie maluje się nic innego jak czyste pożądanie. Ośmielona tym widokiem bez wahania rozpinam rozporek w jego jeansach i bezwstydnie sięgam dłonią do jego bokserek...
- Rachel! - ktoś mocno potrząsa moje ramię, na co jęczę z niezadowoleniem. - Rachel, jesteś cała rozpalona. - dociera do mnie spanikowany głos Rafaela i momentalnie otwieram oczy.
- To pewnie dlatego, że śniłam o tobie - odpowiadam zaspanym głosem i przecieram oczy, aby przyjrzeć się jego przystojnej twarzy. - Miałam już rękę w twoich bokserkach, kiedy mnie obudziłeś. Taki przyjemny sen, a mi go przerwałeś! - marudzę i z powrotem zamykam oczy, aby powrócić do krainy Morfeusza.
- Ale finał twojego snu może wydarzyć się w realu - szepcze do mojego ucha, a chwilę później czuję jego szorstką dłoń na moim czole. - Ty ewidentnie masz gorączkę.
- Bredzisz. - kwituję jedynie.
- Rachel, ja nie żartuję. Jesteś gorąca, a na twarzy masz czerwone wypieki.
- To pewnie przez ten sen. Był gorący. Chciałam się przywitać z twoim narządem płciowym, ale wtedy właśnie mnie obudziłeś. Jestem sfrustrowana.
- Maleńka - nie zdejmuje dłoni z mojego czoła. - Podoba mi się fakt, że masz ze mną sny w roli głównej, zawsze jestem do twojej dyspozycji, sfrustrowana kobieto, ale ty masz gorączkę.
- Wydaje ci się. - ziewam, a po chwili dłoń czarnowłosego znika, tak samo jak jego ciepło. Nim się orientuję co się dzieje, on wychodzi z łóżka, a następnie z pokoju. Całe wyrko dla mnie! Jejks! Przekręcam się na plecy i spoglądam w sufit oraz odrzucam kołdrę. Jest mi za gorąco, żeby się przykrywać. Chwilę później powraca sztywniak, ubrany jedynie w bokserki i przyznaję się bez bicia, że w rzeczywistości wygląda o niebo lepiej niż w moim śnie. Nagle przechodzi mnie zimny dreszcz, aż wszystkie włoski stają mi dęba, więc sięgam po nakrycie, aby złapać trochę ciepła.
- Zimno ci?
- Trochę - odpowiadam, a Rafael wspina się na łóżko i podaje mi termometr.
- Zmierzymy ci temperaturę.
- A co? W lekarza cię bawisz? - drwię, na co wywraca oczami. Posłusznie odbieram od niego to ustrojstwo i lokuję je pod moją pachą.
- Nie, ale zawsze mogę pobawić się w ginekologa. Co ty na to?
- To ty potrafisz zlokalizować kobiecy układ rozrodczy? - pytam z rozbawieniem. Naprawdę lubię się z nim droczyć i raczej nie przestanę tego robić.
- Nawet z zamkniętymi oczami - odpowiada z kpiącym uśmieszkiem, a potem kładzie się obok mnie, ale wzrok wbija w sufit. Cisza pomiędzy nami nie jest krępująca, po prostu na razie skończył się dogodny temat do rozmowy. Po paru minutach sięgam po termometr, aby udowodnić Rafaelowi, że wcale nie mam gorączki. Zerkam na malutki ekranik i marszczę brwi...
- Trzydzieści osiem i sześć - dziwię się. - Nie byłam chora od lat! - marudzę. - Umieram! - dramatyzuję, co powoduje głośny śmiech u czarnowłosego.
-Oj, maleńka. - zabiera ode mnie termometr. - To wina twojej głupiej wprawy. Przemokłaś, były chłodno, więc co się dziwisz ? Poczekaj, przyniosę ci coś na zbicie temperatury.
***
Trzy nudne godziny później wciąż leżę w łóżku i nie mam co robić. Molly kategorycznie zabroniła mi opuszczać ciepłą kołdrę. Jedynym wyjątkiem rozprostowania nóg jest wyprawa do toalety, a potem od razu muszę odpoczywać. Ta kobieta jest niemożliwa.
- Rachel, mam dla ciebie rosołek. Zawsze pomaga na wszelakie choroby - kładzie przede mną tacę z miseczką zupy, która pachnie naprawdę wyśmienicie. Aż chce się ją od razu zjeść.
- Dziękuję Molly, ale nie musisz się tak mną zajmować.
- Muszę. - mówi od razu. - Bo jak się przekręcisz to kto urodzi mi masę prawnucząt, co? - zakłada ręce na biodra. - Kto będzie się pieprzył z moim wnukiem, co? Kto założy mu na serdeczny paluch obrączkę, co? Rachel, ja już wypisałam zaproszenia na wasz ślub, więc musisz żyć! Moje psiapsie już czekają, żeby cię poznać, więc wcinaj ten rosół i wracaj do zdrowia!
- Molly - drwię. - Proszę nie planuj mi ślubu z Rafaelem. Przecież my nie jesteśmy razem!
- Jeszcze - szczerzy zęby w uśmiechu. - Ale wszystko na to wskazuje wiesz? A ja się nigdy nie mylę!
- A co? We wróżkę się bawisz?
- Rachel, Rachel, Rachel - kręci powoli głową. - Ja mam zamiar was po prostu zeswatać.
Rany... Ta kobieta jest niemożliwa. Nie można jej przegadać, wie swoje, a ja jedynie, co mogę w tej sytuacji zrobić, to tylko przytaknąć. Molly widząc ten gest, uśmiecha się z triufem i to jest znak, że nie powinnam była się na nic zgadzać.
Właśnie podpisałam pakt z samym diabłem, a tego cholerstwa nie da się zerwać! Już po mnie... Padam na poduszki z głośnym jękiem. W co ja się właśnie wplątałam?
------
Hej misie ❤️
Taki krociotki rozdział na dobranoc 😘
Buziole ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top