4. Złota woda

- To ja chyba już pójdę... - wymamrotał Harry, patrząc na wygaszone stanowisko w pracowni.

- Przecież dopiero przyszedłeś! Coś ci się stało? Nagła niestrawność czy co? - Severus wpatrywał się w gościa ze zdumieniem, nie mogąc pojąć, skąd mu się wzięła ta niespodziewana chęć odwrotu.

- Nie pracujesz dzisiaj, więc pomyślałem... - chłopak zaczął wyjaśniać, wskazując ręką na pracownię pogrążoną w półmroku.

Snape spojrzał na niego z politowaniem.

- A to ja muszę mieć pretekst, by spędzić z tobą czas?! - Wykrzyknął.

Szmaragdy w oczach Harry'ego rozbłysły, podobnie jak cała jego twarz. Ucieszył się tak spontanicznie, słysząc te słowa, że Severusowi aż zatrzepotało serce. Dzieciak cieszył się na czas spędzony wspólnie ze starszym mężczyzną! I smucił na samą myśl o tym, że zostanie tego pozbawiony. Marzenie wygłodniałego serca spełniło się w jakimś stopniu.

- Pomyślałem, że po prostu dziś posiedzimy, pogadamy, popijemy... - Snape wyliczał kolejne punkty wieczoru, zapraszając swojego gościa do stolika przed kominkiem.

Posiadanie pracowni i mieszkania w starej kamienicy niosło ze sobą pewne nieoczekiwane możliwości w zakresie wystroju wnętrz. Jedną z nich był właśnie kominek, w tej chwili ochoczo migoczący złotymi płomieniami.

Na stoliku pomiędzy dwoma fotelami stała butelka z białym winem i druga, chyba z jakąś wódką oraz pękate kieliszki na smukłych nóżkach. Poza tym rozmaite przekąski.

- Będziemy po prostu pić? - roześmiał się Harry.

- Zaraz tam pić, Potter! - oburzył się Snape. - Będziemy się delektować, cieszyć się smakiem i swoim towarzystwem. Dopóki któryś z nas się nie porzyga - dodał minorowym tonem.

W odpowiedzi na barwę jego głosu w tym momencie oraz na sens wypowiedzi, Harry znów się roześmiał. Wdzięcznym ruchem opadł na fotel.

Nie umoczył jeszcze nawet ust w żadnym z alkoholi stojących na stoliku, a już był prawie pijany. To Severus tak działał na niego! W jego towarzystwie Harry zawsze czuł się przyjemnie swobodny. Jakby właśnie rozpiął przyciasny kołnierzyk i nareszcie odetchnął pełną piersią.

- Za co będziemy pili? - zapytał zaciekawiony. - I czym? To wygląda tak dziwnie...

Przyjrzał się nieco podejrzliwie niewielkiej butelce, w której pływały skrawki czegoś błyszczącego.

- Czy to przypadkiem nie jest złoto?

- Bystry chłopak! - pochwalił go Snape. - To goldwasser*. Złota woda, czyli wódka, a właściwie likier z różnymi ziołami, przyprawami i ze złotem.

- To złoto topi się w alkoholu? - zdumiał się Harry.

- Nie, głuptasie! Tak samo, jak perły nie rozpuszczają się w occie**. Kiedyś wierzono, że sproszkowane złoto uzdrawia i uszlachetnia. Nawet przedłuża życie, więc dodawano do wódki albo do wina, posypywano potrawy. Teraz robi się tak dla jakiegoś poklasku, żeby zwabić klientów, żeby...

- Chcesz mnie zwabić? - Harry zmrużył oczęta, jak panna na pierwszej randce.

- To jeszcze tego nie zrobiłem?! - Severus zdziwił się teatralnie, nalewając złotego alkoholu.

Harry poczuł, jak nagłe gorąco oblewa całe jego ciało.

Zwabić.

Czy rzeczywiście Snape właśnie to robił? Aranżując dzisiejszy wieczór oraz poprzednie... Czy zabawy z biżuterią miały na celu uwiedzenie Harry'ego, zamiast pokazania mu oryginalnych technik gry wstępnej?

Myśli przemknęły przez głowę chłopaka, próbując go przestraszyć. Zdumione brakiem reakcji z jego strony, zdezorientowane uleciały w przestrzeń.

Harry nie dość, że się nie bał ewentualnego erotycznego podtekstu w działaniach Snape'a, to jeszcze nie był nim zawstydzony. Sprawiał wrażenie wręcz zadowolonego z zabiegów starszego przyjaciela.

Severus rzeczywiście uwodził go trochę. Dziś może mniej niż pamiętnego wieczoru z perłami. Ale robił to, mimo że rozum nakazywał coś zupełnie innego.

Wiedział, że nie powinien. Że robi krzywdę - może chłopakowi, a na pewno sobie. Tworzy jakąś ułudę, która zrani go później mocniej niż ostrze noża. Przetnie jak kamień szlifierski. Tylko że zamiast diamentowego pyłu popłynie żywa krew złamanego serca.

Przecież wiedział, że nic to nie da. To, co robił. Ani ta dzisiejsza kolacja, do której tak się przygotowywał, ani te spontaniczne akcje z drogimi kamieniami. Nic z tego nie sprawi, że ten cudowny młody człowiek rzuci się w jego ramiona i nie dość, że odwzajemni pożądanie i fascynację, które narastały w złotniku przez już trzeci miesiąc, to jeszcze zechce... Zechce...

Boże! Był taki żałosny, wyobrażając sobie wspólną przyszłość z tym chłopakiem u boku! Żałosny nawet we własnych oczach.

Uderzył kieliszkiem w szkło Pottera mocniej nawet, niż było potrzeba.

Ostry dźwięk otrzeźwił go trochę. Pozwolił skupić myśli na tym, co działo się tu i teraz, zamiast na tym, co nie zadzieje się nigdy.

Jego młody gość ostrożnie smakował nieznanego trunku.

- Nie obraź się, Severusie... ale to nie jest zbyt smaczne. - Wykrzywił się odrobinę i wystawił różowy język, jakby coś go tam szczypało. - Jest ostre i bardzo ziołowe. Jak jakieś... Jak jakieś lekarstwo! A nie jak likier. A to złoto... - Zdjął z języka złote pasemko - w ogóle nie ma smaku!

- Tak to jest umówić się z gówniarzem! Człowiek się stara, kupuje jakieś wypasione trunki, a bachor marudzi. I w ogóle nie docenia! - Snape gderał, ale jego usta rozciągały się w przyjemnym uśmiechu. - Pamiętaj, Potter! - dodał jeszcze. - Nie umawiaj się z młodszymi, bo tylko kasę stracisz!

- Umawiam się przecież z tobą! - miękko uśmiechnął się Harry. - Choć nie wiem, czy można to nazwać umawianiem się? Przecież nie jesteśmy...

Nie dokończył myśli ani zdania, a jubiler też nie podjął się kontynuowania czy rozwinięcia jego refleksji.

- Nie gniewaj się na mnie, że mi nie smakuje - poprosił chłopak.

- Powiem ci w sekrecie, że ja też za tym nie przepadam - przyznał się złotnik, nachylając się odrobinę w stronę Pottera. Na tyle daleko, by nie zetknąć się z nim nawet ramieniem. I na tyle blisko, by wciągnąć do płuc zapach jego perfum, szamponu i ciała. Delektował się pierwszymi dwoma. Odurzył się tym trzecim.

- Otwórz buzię - polecił, sięgając pomiędzy półmiski i talerzyki zaścielające stolik.

*********

Harry był pewien, że się zarumienił, słysząc ten nakaz. Zbyt często bowiem sam mówił w identyczny sposób do Cho, gdy stawał przed nią lub pochylał się nad jej ustami, domagając się oralnej pieszczoty.

Zadrżał lekko, przypominając sobie, jak brała go do ust. Ssała, lizała i całowała, a potem, pomagając sobie jedną lub obiema dłońmi, doprowadzała go do szczytu.

- Zimno ci? - zatroskał się Snape. - Mogę dołożyć do kominka!

Harry pokręcił głową i otworzył usta, kierując twarz w stronę Severusa. Oczy miał, nie wiedzieć czemu, zamknięte. Mimo że złotnik zapomniał o to poprosić.

Palce jubilera lekko się trzęsły, gdy ostrożnie, by nie dotknąć warg ani języka młodszego mężczyzny, wkładał do jego ust czekoladkę otoczoną złotym proszkiem.

Chłopak przyjął smakołyk i chwilę się nim rozkoszował.

*******

Pralinka była robiona na zamówienie. Nie tylko glazurowana złotem, ale i wypełniona nadzieniem, składającym się w przeważającej mierze ze złotej gdańskiej wódki.

- Mmm... - Harry zamruczał z uznaniem. - No to ci się udało! Przepyszne! Jeżeli było w tym złoto, to w połączeniu z czekoladą smakowało obłędnie! Dziękuję!

- Możesz dostać jeszcze, jeśli chcesz - powiedział Snape, ledwo oddychając.

Patrzenie na twarz Pottera, na której rozlał się wyraz smakowej rozkoszy, było w równej mierze podniecające, co obezwładniające. Obserwując go w tym momencie, Snape niemal czuł delikatną szorstkość języka Harry'ego, twardość jego zębów i miękkość warg. Gdy przyglądał się, jak jego gość delektuje się czekoladką, jak ją obraca wewnątrz ust, przesuwa językiem z jednej strony policzka na drugą... Jak przygryza twardą otoczkę i wysysa nadzienie... Miał wrażenie, że wargi Harry'ego suną nie po tej pralince, a po jego ciele. Po palcach i po...

*********

Wziął z talerzyka kolejną pozłacaną czekoladkę i ponownie wsunął chłopakowi do ust.

Harry przymknął oczy, zachwycając się smakiem.

- Gdzie to kupiłeś? - zapytał, nieznacznie oblizując wargi.

- Kazałem zrobić - odpowiedział mu Snape prawie nonszalancko, jakby zlecanie prywatnej produkcji złoconych czekoladek było czymś naturalnym. - W rynku jest taka mała czekoladowa manufaktura. Robią tam rzeczy głównie pod turystów, ale przyjmują też indywidualne zamówienia, choć dosyć długo się czeka.

- A ty ile czekałeś? - zapytał Harry.

- Prawie miesiąc - westchnął Snape.

- Miesiąc?! - Harry aż otworzył usta ze zdumienia.

Nie do wiary, że Severus planował tego typu spotkanie z aż takim wyprzedzeniem!

- Musieli sprowadzić kakao odpowiedniej jakości, no i jadalne złoto - wyjaśniał jubiler. - Najłatwiej poszło im z likierem, choć ściągali i to aż z Niemiec, prosto od producenta. Samo wykonanie też trochę trwało. Dziś odebrałem. - Uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony. - Ale to zrobiłem już sam - wskazał dłonią na połyskujące złotem półmiski. - Spróbuj! - Zachęcił, nakładając Harry'emu na talerz po kawałku każdej potrawy.

Był tam kurczak, wołowina i jakaś ryba. Mięsa podane w formie roladek, pyszniących się złotym nadzieniem albo pieczenie oblane złotą glazurą. Harry'ego zachwyciły misterne złote łuski na mlecznobiałych płatach soli. Spróbował każdego z dań i z każdym kolejnym czuł się coraz bardziej zachwycony, doznając prawdziwej smakowej ekstazy. Jedzenie było przepyszne! Lepsze niż w niejednej restauracji.

- Naprawdę sam to zrobiłeś?! - młody mężczyzna zdawał się nie dowierzać w zdolności kulinarne starszego.

- Wątpisz, Potter?! - oburzył się Snape.

- Podziwiam! - odpowiedział Harry, skłaniając głowę przed gospodarzem. - Choć to jest wręcz nieprawdopodobne, że ktoś potrafi tak gotować! To jest takie pyszne i takie... - chwilę szukał słowa - wykwintne!

- Mam dziś wyjątkowego gościa - powiedział Snape, zerkając chłopakowi w twarz, a potem szybko odwracając wzrok. - Musiałem się postarać dla niego. Chciałem się postarać - dodał półgłosem.

Harry gwałtownie wciągnął powietrze, słysząc te słowa. Z jego ust uleciał dźwięk przypominający "ach".

- Zrobiłeś to dla mnie?! - zdumiał się.

- A widzisz tu kogoś innego? - burknął Snape.

Taki po prostu już był. Romantyczny i za chwilę rzucający nieuprzejme uwagi. Do bólu konkretny i jak poeta subtelny. Zgryźliwy i ironiczny. Błyskotliwy.

Dlatego Harry nie obraził się, mimo że pytanie zabrzmiało dość niegrzecznie. Potwierdzało natomiast fakt, że Severus przygotowywał to wszystko właśnie dla swojego młodego gościa. To dla niego nie żałował czasu ani środków. Tylko po to, by zaaranżować taką kolację.

Harry'emu zrobiło się niezwykle przyjemnie, że ktoś się postarał dla niego aż do tego stopnia. Że przez tak wiele dni planował coś właśnie dla niego. Poczuł się tym wyróżniony i może nawet troszkę... adorowany.

- Nie ma rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił - szepnął tymczasem Snape. Cicho, by Harry miał szansę nie usłyszeć tych słów pełnych pasji. - Nie ma takiej rzeczy...





*goldwasser - (niem.) dosłownie "złota woda"; ziołowy likier z płatkami min. 22-karatowego złota. Oryginalną recepturę przywiózł ze sobą do Gdańska w 1598 roku Ambroży Vermoolen, uchodźca religijny z Lier koło Antwerpii. Obecnie produkowany w Niemczech pod nazwą "Danziger Goldwasser".

**Według legendy, Kleopatra, chcąc zrobić wrażenie na Marku Antoniuszu, wrzuciła perłę z kolczyka do octu i wypiła roztwór. Perły rzeczywiście mogą rozpuścić się w occie (min. 5%), ponieważ składają się z wapnia, a pod wpływem kwasu octowego w wapiennej strukturze perły zachodzi zwykła reakcja chemiczna, ale nie od razu (potrzeba minimum doby) i nie w pełni (po 20 godzinach perła rozpuści się w 23-36%, jak wynika z badań Bertholda Ulmanna).

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top