Prolog
Deszcz. Pada, kropla rozbija się na kropelki, kropelki na cząstki... I tak dalej i tak dalej... No właśnie? Co jest najmniejsze? W szkole o tym mówili, to na pewno. Niestety mężczyzna nie za bardzo przykładał się za młodu do nauki, wolał grać w piłkę i całymi dniami włóczyć się ze znajomymi po mieście zamiast pouczyć się chemii i fizyki. Mimo wszystko wiedział swoje i lubił rozmyślać. To dzięki myśleniu i sprytowi znalazł się tam, gdzie wtedy siedział. Deszcz bębnił o dach srebrnego BMW, ściekał po przyciemnianych szybach. Herman Devit obserwował, jak krople łączą się w strumienie i meandrują po przedniej szybie, między martwymi muchami i kawałkami żółtych, jesiennych liści. Mężczyzna spojrzał na wyświetlacz smartfona.
23:47, 4 października 2016 roku.
Jeszcze około kwadrans czekania. Herman nie lubił czekać, nie miał wtedy kontroli nad sytuacją. Kropla dotarła wreszcie na sam dół szyby i połączyła się z kałużą pod wycieraczkami.
00:04, 5 października 2016 roku.
Cholera. Klient się nie pojawia. Czy jest coś mniejszego niż atom? Z rozmyślań wyrywa go melodia przychodzącego połączenia.
- Halo.
- Jak tam, H.? Masz to, o czym rozmawialiśmy? - Głos Billa Marone przecinał deszcz, tam gdzie się znajdował pogoda też była nieciekawa.
- Nie. Nikt się nie pojawił.
- Kurwa. - Bill nie krył złości. - Wiesz, co to oznacza? Ktoś próbuje z nami igrać! A ze mną się nie igra! Poczekaj jeszcze godzinę.
- Mam spotkanie. Służbowe.
- Nie obchodzi mnie to! Zapłacę ci za nadgodziny. Tylko poczekaj!
Rozłączył się. Deszcz dalej bębnił o karoserię. Po godzinie, gdy nic się nie działo, Herman odpalił silnik i odjechał. Jego oczom nie umknął symbol narysowany żółtą farbą przy jednym z magazynów portowych. Wyglądał jak krzak marihuany w doniczce, tyle że niższy, a liście były nieco grubsze i szersze.
Była to agawa. Ale Herman Devit był zbyt zmęczony by wysiąść i sprawdzić grafitti, które zostało zapewne namalowane przez okolicznych chuliganów. Miał dosyć czekania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top