28
- Jak to, kurwa, go nie ma? Gadałeś z Ecklandem? - warknął zdenerwowany Grant i wyrzucił puste opakowanie po tabletkach na serce do kosza.
- No mówię, że go porwano. Zamknęliśmy salę i szukamy potencjalnych śladów DNA, na razie jedyny trop jaki mamy to wpisanie do księgi gości. Marcus McArtur. Czyli nic niezwykłego. Co do Ecklanda, to dostał sraczki więc go odwiozłem, potem jak dostałem wezwanie to od razu tu przyjechałem. W sumie sam prawie się posrałem po spotkaniu z Billem Marone, cholerny gangster - westchnął Frederick Krohn wzruszając bezradnie ramionami.
- Kiedy to się stało, do cholery? - zapytała Tamara żując gumę, zawsze tak robiła gdy się denerwowała.
- Chuj wie, bo glina, który miał go pilnować leżał nieprzytomny w kiblu, pewnie zaszedł go od tyłu.
- Albo zaszli, bo by wywieźć takiego Malahiasha to trzeba mieć pomocników, albo jakiś wózek… a monitoring? Czy podobna sprawa jak z dokami?
- Nie, bo tu ktoś celowo usunął nagrania. Zostają nam ślady z pokoju. Ale skoro odwiedził go McArtur, to mógł się tylko rozeznać w sytuacji, by wrócić ze wsparciem i ogłuszyć naszego człowieka w dogodnym dla siebie momencie. To cholerna szajka Marone'a, są zdolni do wszystkiego, nawet do morderstw na zlecenie.
- Ale z tego, co mówiłeś - wtrącił się Grant łykając nerwowo ślinę. - To Marone nie miał na celu tych ludzi. Chciał tylko obrazu.
- Pewnie tak, ale czasem sprawy się spieprzają, i ktoś musi za to beknąć… nawet jeśli to ten McArtur, czy Feniks, bo to w sumie najbardziej prawdopodobne, to tak czy siak możemy powiązać go z Maronem. Więc…
- Więc co? - zapytała Tamara wypluwając gumę do kosza, przeczesała włosy.
- Możliwe, że Billy będzie chciał sprzedać Feniksowi kosę w plecy, bo do więzienia na pewno go nie puści, pewnie za dużo wie o tej ciemniejszej stronie przemysłu klubowego - dokończył spokojnie Krohn drapiąc się w brodę. Wszyscy milczeli. Jeśli Marone rzeczywiście miał taki plan, to musieli zebrać jak najwięcej dowodów przeciwko niemu i Feniksowi. I skończyć maskaradę z fałszywymi nazwiskami. Potrzebowali sprawcy, nawet prawdopodobnego, by ruszyć sprawę milimetr do przodu.
- A co z Malahiashem? - spytała Tamara przygryzając wargi.
- Poszukamy go, ale raczej powinniśmy rozejrzeć się za jego ciałem. Bo ten skurwiel wije się jak wąż. - Wypowiedź Granta przerwał dźwięk SMS-a. - A propos śladów…
- Co jest? - spytał zaciekawiony Krohn wyciągając szyję w stronę komórki szefa.
- Znaleźli maseczkę, zabezpieczyli i wyślą Bergmanowi. Prawdopodobnie, podkreślam, prawdopodobnie, należała do sprawcy, czy to dzisiejszego porwania, bądź poprzedniej wizyty. Pieprzony Marcus McArtur się nie wywinie - Uśmiechnął się Grant.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top