22
Tamara Lobster wsypała jeszcze jedną łyżeczkę cukru do herbaty. Nauczyła się tego od ciotki mieszkającej w biednej dzielnicy Meksyku. Im więcej cukru tym więcej energii, tak brzmiały jej słowa. A że Tamara była sknerą, chętnie przejęła ten sposób i wykorzystywała go gdzie tylko się dało, podobnie z przyprawami. W Subwayu zawsze brała wszystkie przyprawy i warzywa, bo były w cenie samej kanapki, więc po co się ograniczać? Tym bardziej, że to nie ona płaciła za herbatę.
Może i to źle o niej świadczyło, prawda. Ale darmowa herbata nie była jej jedynym celem. Podniosła wzrok na mężczyznę siedzącego naprzeciw. Sączył kawę.
- Więc, to randka? - spytała z zabawnym uśmiechem.
- Możliwe. Herbata smakuje? Lubię tu przychodzić, miłe miejsce...
- Taa, miłe. Wiesz, niezależnie czy to randka czy nie, ciekawi mnie jedna rzecz…
- No widzisz, mamy ze sobą coś wspólnego! Mnie też ciekawi wiele rzeczy - Eckland nachylił się nad stolikiem w jej stronę. - Na przykład to, że taka fajna kobieta jak ty przyjęła moje zaproszenie.
- Daj spokój, czemu miałabym odmówić?
- Bo krążą o mnie na komendzie różne plotki, bardziej i mniej przychylne. Wychodzą od ludzi, których doskonale znasz.
- No i to mnie ciekawi. Czemu z nami pracujesz? Jesteś tylko dziennikarzem.
- Tylko i aż. Jestem jak korespondent wojenny, jeśli wiesz co mam na myśli. Relacjonuję, pomagam porządkować części układanki i takie tam.
- Weź przestań, Edward. Zdejmij tę maskę.
- Jaką maskę? - Zdziwił się mężczyzna i przesunął palcami po włosach.
- Maskę dziennikarza. Po prostu powiedz.
- Hmmm, a może sekret za sekret? Powiedz mi najpierw o skuterze. Sporo przeszedł, mimo to nie widziałem byś przyjechała nim dziś do pracy. Czemu?
- Czemu? Bo… wolę jazdę busem. Motor… jest tylko ostatecznością - mruknęła Tamara i spojrzała w bok.
- No dobrze, ale czemu? Czy nie lepiej popylać na motorze do pracy i mieć spokój od ludzi? Wybacz, ale mnie to ciekawi.
- Ech, no dobra. Ale obiecaj że nie zrobisz z tej historyjki artykułu na osiemnaście stron. - Tamara poddała się i dopiła herbatę.
- Dobrze, nie zrobię - zachichotał Edward.
- Od czego zacząć… Miałam chłopaka, jeździliśmy razem na długie romantyczne pikniki do lasu. Raz zdarzył się wypadek. I tyle. Od tego czasu unikam jednośladów jak tylko się da.
- Hmmm, no dobrze, ciekawa historia. Każdy ma jakąś fobię, to zrozumiałe… Dzięki. Za podzielenie się tą historią.
- Teraz twoja kolej. Czemu z nami pracujesz?
- Jak mówiłem, każdy ma jakieś fobie. W przypadku komendanta naszego miasta, Johna Granta, jest to strach przed utratą kontroli i ujawnieniem niekompetencji własnej i podwładnych, mówię o wspólnym przyjacielu, Fredzie Krohnie.
- W waszym przypadku "przyjaźń" to chyba złe słowo. Nazwałabym was raczej najgorszymi wrogami.
- Tak jest, ale gdy trzeba to umiemy współpracować. Inna sprawa, że to ja tą współpracę wymusiłem dzięki dostępowi do… Upokarzających akt, jeśli można tak powiedzieć.
- W jakim sensie? - Tamara zmarszczyła czoło.
- Nie wszystko jest takie, jakie się wydaje, Tamaro, a wiele spraw ma drugie dno. Ale o tym może porozmawiamy u mnie w domu? Naprawdę przyjemnie mi się z tobą rozmawia - Edward przykrył jej dłoń swoją.
- Mi też, wiesz, nie taki wilk straszny, jak go malują, że się tak wyrażę. Na pewno mi teraz nie powiesz?
- Niee, teraz nie. Czy inaczej przyszłabyś do mnie gdybym nie miał w zanadrzu ciekawej historii?
- A wiesz, że po dzisiejszym spotkaniu bym przyszła? No ale dobrze, zagram w twoją gierkę. Ale musisz przyznać, że to będzie randka.
Edward się zmieszał, chyba nie był na to przygotowany. Tamara czekała. W końcu uśmiechnął się i wstał z krzesła.
- Wobec tego, czy przyjmiesz zaproszenie na randkę w moim apartamencie jutro w okolicach kolacji? - rzekł z uśmiechem.
- Tak, przyjmę. Może coś ci jeszcze opowiem ze swojego życia, jeśli będziesz grzeczny.
- O ho ho, zabrzmiało groźnie, wrrr - Eckland zawarczał jak pies i oparł się dłońmi o blat. - Będę czekał. Lubisz spaghetti?
- Oj tak. Nawet bardzo.
- Więc to będzie najlepsze spaghetti jakie w życiu jadłaś.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top