6.
Gdzieś w tle słyszał głos Pepper, ciepły i cudownie kojący, nie potrafił jednak się na nim skupić. Myślami wciąż wracał do wczorajszego wieczora i do Glena Stevensona. Wiedział doskonale, że nieziemsko przystojny blondyn przyszedł do niego jedynie po to, by uzyskać dostęp do najnowszych projektów Stark Industries. Nie zamierzał mu tego dodatkowo komplikować, dlatego celowo kazał Jarvisowi milczeć. Uznał, że to całkiem rozsądny prezent za upojną noc.
Problem polegał na tym, że Glen zrobił mnóstwo niepotrzebnych rzeczy i wypowiedział setki zupełnie zbędnych słów, zdradzając tym samym, że brakowało mu doświadczenia nie tylko w tego typu zadaniach, ale i ogólnie w sferze miłosno-erotycznej. Ku własnemu zdziwieniu, Tony uznał to za wyjątkowo urocze. Co właściwie nie miało sensu, bo zazwyczaj nic nie wkurzało go równie mocno, co niezdecydowani amatorzy. Co tym razem było inaczej?
– Tony! – krzyknęła mu Pepper prosto do ucha. – Słuchasz mnie w ogóle?
– Hej, Pep – zaczął nieśmiało, starając się nie patrzeć w oczy swojej przyjaciółce i asystentce w jednej osobie. – Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
Virginia przez dłuższą chwilę patrzyła na niego w całkowitym osłupieniu. Do tej pory była święcie przekonana, że tragiczne w skutkach małżeństwo rodziców młodego Starka, zniszczyło do reszty jego złudzenia co do miłości, zauroczeń i innego tego typu problemów. Dzięki temu nie musiała nigdy pomagać mu leczyć złamanego serca i była za to dozgonnie wdzięczna opatrzności, bo biorąc pod uwagę częstotliwość z jaką Tony pakował się w toksyczne związki, musiałaby udostępniać mu swoje ramię do wypłakiwania smutków średnio cztery razy na tydzień.
– Masz na myśli kogoś konkretnego? – zapytała ostrożnie.
– Tak. Chyba tak.
Pepper westchnęła przeciągle, po czym usiadła naprzeciw z miną sugerującą, że jest gotowa wysłuchać jego historii, bez względu na to, jak absurdalna by ona była.
– Poznaliśmy się wczoraj na gali. Trochę rozmawialiśmy. Potem zaprowadziłem go do warsztatu i jeszcze trochę rozmawialiśmy. A potem zaczęliśmy się całować i...
– Wystarczy – ucięła Potts. Kochała Tony'ego bardziej niż pozwalały na to granice standardowej przyjaźni, ale jego podboje łóżkowe to naprawdę ostatnia rzecz, o jakiej chciała rozmawiać. – Wytłumacz mi proszę, dlaczego uważasz, że się zakochałeś.
– Chciał mnie zabrać na randkę. – Stark zaśmiał się mimowolnie, przypominając sobie szczerość bijącą z twarzy Glena, gdy o tym rozmawiali. – Do pizzerii na Brooklynie.
– To dość mało... romantyczne miejsce, nie sądzisz?
– Problem polega na tym, Pep, że nie miałbym nic przeciwko, by z nim tam pójść.
– Więc czemu nie pójdziesz?
– Bo nie mam pojęcia, kto to był.
Transfer danych wskazywał jednoznacznie, że Glen był agentem TARCZY. Fakt ten mocno zaimponował Tony'emu – trzeba było być naprawdę kimś wyjątkowym, by dostać się do tak prestiżowej organizacji rządowej. Z drugiej strony schlebiało mu również, że TARCZA zaczęła interesować się jego osiągnięciami.
Niestety, chociaż Jarvis prześledził listę pracowników TARCZY wzdłuż i wszerz, nie znalazł żadnego Glena Stevensona.
Niechętnie przyznał się Pepper do porażki. Czuł jednak, że po prostu musi podzielić się z kimś tym ciężarem, bo nie da rady dźwigać go samotnie.
– Jeśli chcesz mogę dyskretnie skontaktować się z TARCZĄ i zażądać wyjaśnień. To, że pracują dla dobra naszego kraju nie daje im jeszcze prawa do...
– Nie, Pep. Nie ma takiej potrzeby – przerwał jej ze smutnym uśmiechem. – Powiedz mi lepiej jeszcze raz, czym mam się dzisiaj zająć.
– Czyli jednak nie słuchałeś, hm?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top