4.

Tony nie do końca wiedział, co się z nim działo. Usta Glena były ciepłe i cudownie miękkie; gdyby tylko mógł, oddałby się im cały. Zaraz, zaraz! Przecież mógł! Powoli rozchylił wargi i wysunął język. Glen zareagował na to nad wyraz ochoczo. Zaczął bardziej natarczywie przeczesywać palcami włosy Tony'ego w czasie, gdy drugą ręką wędrował po jego plecach.

– Glen... – sapnął cichutko Stark, bojąc się, że głośniejszym dźwiękiem mógłby spłoszyć swoją zdobycz.

Może jednak lepiej by zrobił, gdyby milczał?

– Przepraszam, poniosło mnie – bąknął raptownie Stevenson, odskakując od Tony'ego. Wyglądał jak dziecko przyłapane na czymś wyjątkowo nieprzyzwoitym, co było o tyle zabawne, że właściwie nic nieprzyzwoitego jeszcze nie zrobili. Rumieniec zażenowania na twarzy Glena zdawał się jednak sugerować coś zgoła innego.

– Nie szkodzi. Serio – sapnął Tony. Przez chwilę łudził się jeszcze, że wrócą do tych jakże przyjemnych pieszczot, niestety, wtedy właśnie Glen zapytał:

– Sam to wszystko zrobiłeś?

Zupełnie jakby naprawdę był tym wszystkim zainteresowany. Cholera, jak niby miał mu poskąpić odpowiedzi? Tony westchnął. Nie to, żeby nie lubił mówić o swoim dorobku intelektualnym, wręcz przeciwnie – gdyby tylko mógł, trajkotałby o nim dzień i noc. Z doświadczenia wiedział jednak, że bardzo niewiele osób było w stanie tego słuchać, a ktoś o tak poczciwej twarzy jak Glen na pewno wytrzyma tylko kilka godzin, i to wyłącznie przez grzeczność.

– To moja praca – odpowiedział, mając nadzieję, że takie wyjaśnienie wystarczy.

– W jakim sensie?

Glen, nie pytając o pozwolenie, zaczął się panoszyć po warsztacie. O dziwo, to jego panoszenie w ogóle Tony'emu nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Z każdą kolejną rzeczą dotkniętą przez Glena, z każdym przejrzanym schematem, czuł się jakby pełniejszy, bardziej doceniony, doskonalszy. Widział, że Stevenson stara się nic nie zepsuć, że każdy prototyp traktuje jak dzieło sztuki, które mogłoby się rozpaść przy każdym gwałtowniejszym ruchu. Cóż, Tony musiał przyznać, że takie podejście do jego małych arcydzieł bardzo mu schlebiało. Być może właśnie dlatego bez wahania wyznał:

– Już od dłuższego czasu to ja jestem mózgiem Stark Industries.

Wiedział, że się odsłania. Z każdą minutą był coraz łatwiejszym łupem. Nie miał już żadnych wątpliwości, co do celu wizyty Glena, a mimo to ten niemy zachwyt i szelmowski błysk w oczach blondyna sprawiły mu trudną do opisania przyjemność.

– Ale o tym też nikomu mam nie mówić, żeby twój ojciec miał kogo zaliczyć?

Tony zaśmiał się i podszedł powoli do Glena, który stał do niego tyłem, z oczami utkwionymi w schemacie repulsorów. Czy cokolwiek z tego rozumiał? Tony nieśmiało przejechał palcami po jego plecach z zadowoleniem obserwując dreszcz, który przemknął po nich zaraz potem.

– A co z moim zaliczeniem? – zapytał zalotnie, prosto do ucha Glena.

– Nie za wcześnie na sypialnię?

Tym razem zaśmiali się obaj. Wyszło im to nieco dziecinnie i niezręcznie, ale nie przejęli się tym zbytnio. Tony nie miał pewności, czy Glen wiedział już, że on wie, ale nie przeszkadzało mu to. Do wyboru miał wsłuchiwanie się w głos kompletnie pijanego i tryumfującego ojca albo długą noc z Glenem.

Glen bardzo szybko pomógł mu podjąć decyzję. Objął go, podniósł i posadził przed sobą na stole, spychając zarazem repulsory na drugi plan. To było... dziwnie miłe. Przez chwilę, jedną cudownie długą chwilę, Tony mógł zatonąć w kolejnym pocałunku i uwierzyć, że Glen nie jest następnym dupkiem, tylko zwyczajnym miłym gościem, który postanowił uratować go przed koszmarami codzienności. Zachęcony tym złudzeniem, chwycił mężczyznę za poły marynarki i przyciągnął jeszcze bliżej, obejmując jednocześnie kolanami. Nawet przez materiał mógł poczuć potężne mięśnie Glena. Przytrzymać go? Wolne żarty. W żaden sposób nie zdołałby go unieruchomić, ani nawet zrobić czegoś, na co Glen nie miał ochoty. Zamknął oczy i zaśmiał się prosto w rozchylone usta Stevensona, kurczowo trzymając się tego cudownego kłamstwa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top