16.
Obudziły go promienie słońca padające mu prosto na twarz i przeświecające złośliwie przez zaciśnięte powieki. Najchętniej spałby dalej, ale gdy tylko musnął umysłem rzeczywistość, przypomniał sobie, gdzie był wieczorem i to właśnie kazało mu zerwać się na równe nogi.
– Cholera – jęknął, uświadomiwszy sobie, że leży w łóżku. Nie pamiętał żeby do niego wchodził. Czyżby podświadomie zrobił coś nieodpowiedniego? Chyba nie zaciągnął Rogersa do łóżka i do niczego go nie zmusił... Pospiesznie zaczął sprawdzać, które części garderoby wciąż miał na sobie. Podkoszulek i bokserki mógł wprawdzie wciągnąć już po fakcie, ale skoro nie czuł ani bólu, ani pieczenia, ani żadnego innego dyskomfortu, mógł wyjść z założenia, że do niczego nie doszło. Odetchnął z ulgą.
– Obudziłeś się już? – zapytał Steve, wchodząc do sypialni. W rękach trzymał wielki talerz pełen gorących tostów oraz kubek z kawą.
– To dla mnie? – Tony nawet nie próbował powstrzymać głośnego burczenia brzucha, które, pomimo warstwy ochronnej w postaci koca i kołdry, słychać było w całym pokoju.
– Domyśliłem się, że będziesz głodny.
Z każdą chwilą Rogers wydawał się Tony'emu coraz doskonalszy. Paradoksalnie kazało mu to szukać jakiejś rysy na nieskazitelnym wizerunku agenta TARCZY, jakiejś skazy, która uczyniłaby go bardziej realnym. Zbyt dobrze wiedział, że ludzie idealni nie istnieją, a im bardziej ktoś chce się taki wydawać, tym większym degeneratem jest w rzeczywistości. Tylko co takiego mógł ukrywać Steve? Może był wielkim miłośnikiem BDSM? A może nałogowo uprawiał fisting? Oby nie, bo Stark mógłby tego nie przeżyć.
Pochłaniał jednego tosta po drugim, starając się nie patrzeć na obiekt swoich rozmyślań, który przysiadł na brzegu łóżka i również zaczął jeść. Cisza pomiędzy nimi stała się niemal bolesna, ale Tony bał się ją przerwać. Mógłby wtedy próbować wprost zapytać Steve'a, co jest z nim nie tak, a to na pewno nie skończyłoby się przyjemną dyskusją.
– Masz jakieś plany na dzisiaj? – zagadnął Rogers, przysuwając się do niego nieśmiało.
– Będę musiał zadzwonić do Pepper. To ona nadzoruje mój terminarz.
– Gdybyś znalazł trochę czasu i chęci, moglibyśmy pójść do kina albo...
– Nie za długa ta randka, amancie? – prychnął Tony, zanim dotarło do niego, że powinien ugryźć się w język. Chciał dodać coś jeszcze, przeprosić, zrobić cokolwiek, by zrekompensować Rogersowi tę podłość, było już jednak za późno.
– Czy to źle, że chcę spędzać z tobą jak najwięcej czasu? Bo jeśli podoba ci się układ „kilka godzin co pół roku", oczywiście, mogę się dostosować, ale nie sądzę, żeby był to najlepszy przepis na związek.
Tony omal nie zakrztusił się tostem. Przełknął powoli i spojrzał na Steve'a, który marszczył gniewnie brwi. Niesamowite, ale nawet zirytowany, wciąż był przerażająco seksowny. Może nawet nieco bardziej. O zgrozo! A jeśli jednak miał skłonność do brutalnego świntuszenia?!
– Naprawdę myślisz poważnie o związku? – zapytał jak najostrożniej, choć i tak okazało się to zbyt dwuznaczne. Tym razem jednak powstrzymał Rogersa gestem przed ponownym wybuchem. – Muszę cię po prostu ostrzec, że jestem w tym beznadziejny. Mój najdłuższy związek trwał dwa tygodnie i sprowadzał się tylko do seksu i uśmiechania się do paparazzi. Wiem, że na takim układzie też ci raczej nie zależy, dlatego...
Nie zdołał dokończyć, bo Steve przylgnął do jego ust swoimi, bardzo kategorycznie zmuszając Starka do milczenia. Nie był to pocałunek ani specjalnie głęboki, ani zmysłowy, mógł jednak wyrazić znacznie więcej niż jakiekolwiek słowa na temat tego, czego właściwie Rogers oczekiwał od ich związku.
Tony momentalnie zepchnął na bok wszelkie konsekwencje.
Zgadzał się na wszystko.
Albo i na jeszcze więcej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top