11.
Najchętniej odreagowałby wszystko, wyżywając się na worku treningowym. Nie chciał jednak zwracać na siebie uwagi Nat, która przez ostatnie kilka dni stawała na głowie, by dociec, co poszło nie tak i dlaczego jej genialny plan nie wypalił. Zupełnie jakby uważała, że wciąż da się coś naprawić. Zdaniem Steve'a było już pozamiatane. Nie ważne, co takiego schrzanili po drodze. Grunt, że im nie wyszło. Doskonale widział w oczach Tony'ego, że w rzeczywistości wcale nie byli dla siebie stworzeni. Nie mógł się przecież z tym kłócić. Musiał to po prostu zaakceptować, bez względu na to, jak bardzo cierpiał, jak boleśnie znosił każdą myśl o tym, że nigdy nie będą razem.
Mimo wszystko jednak, gdzieś tam na dnie jego sumienia kołatała się świadomość, że to jeszcze nie koniec, że wciąż istniało coś, co powinien zrobić. Przynajmniej, żeby uciszyć, stłumić to irytujące pragnienie, by uczynić z młodego Starka swoją własność. Jednoznacznie i dobitnie udowodnić samemu sobie, że takie marzenia były co najmniej idiotyczne.
Dlatego właśnie zrobił coś, do czego nie posunąłby się za żadne skarby w normalnych okolicznościach.
Poszedł porozmawiać z Peggy Carter.
W prawdzie ich związek zakończył się katastrofą, zanim jeszcze na dobre się zaczął, ale mimo to wciąż darzyli się ciepłymi uczuciami. I chociaż Nat była niewątpliwie najlepszą przyjaciółką Steve'a, to właśnie do Peg zwracał się z prośbą o radę w sytuacjach krytycznych.
Zabawne, ale Natasha, choć rewelacyjnie sprawdzała się jako szpieg, gdy przychodziło do swatania kogokolwiek (najczęściej niestety Steve'a), zupełnie traciła kontrolę nad zgubnym entuzjazmem. Broń Boże, nie miał jej tego za złe! Po prostu w tym konkretnym przypadku wyjątkowo zależało mu na subtelności.
Ostrożnie zapukał do pokoju Peggy.
– Proszę!
Wszedł do środka i z podziwem spojrzał na filigranową brunetkę tonącą w umowach, traktatach pokojowych, dywagacjach w zakresie etykiety i tego, co w jakim kraju wypada, a co nie. Momentalnie przypomniało mu się, dlaczego tak bardzo ją kochał.
– Gdybym wiedziała, że wpadniesz, posprzątałabym trochę – zaśmiała się z zakłopotaniem na jego widok.
– Jeśli ten chaos jest ci potrzebny do pracy, to nawet cieszę się, że go nie zakłóciłem skłanianiem cię w jakikolwiek sposób do sprzątania.
– Jesteś zbyt miły, wiesz? – westchnęła, wydostając się z odmętów gniazda pracy. – Nic dziwnego, że ten cały Stark tak podle...
– Nat rozmawiała z tobą o Tonym? – zapytał Steve z przerażeniem. To nie miało być tak. Cholera!
– Uznała, że to dla ciebie bardzo ważne i że woli skonsultować sprawę ze mną. – Peggy wzruszyła ramionami, jakby miała bardzo mieszane uczucia do całej sprawy swatania.
– Nie wiem, co Natasha powiedziała ci na jego temat, ale chciałbym, żebyś poznała go osobiście. – Wiedział, że w przypadku Peg owijanie w bawełnę nie ma sensu. Pod tym względem byli identyczni – uwielbiali jasne sytuacje, bez drugiego dna i podstępów (choć w razie potrzeby radzili sobie z nimi bez większych problemów).
– Kiedy? – zapytała Peg, od razu podchwytując pomysł.
– Za trzy dni ktoś z TARCZY ma spotkać się ze Starkiem i odebrać projekty. Nie wiem, czy będzie je przekazywał osobiście, ale jakoś nie wydaje mi się, żeby chciał bawić się w pośredników.
– A dlaczego nie pójdziesz sam i z nim nie porozmawiasz? Dlaczego twoim zdaniem lepiej będzie, jeśli najpierw wybadam teren?
Zamiast odpowiedzieć po prostu odwrócił wzrok. Jak miał wyliczyć miliony rzeczy, które już zdążył spartaczyć? Większości z nich nawet nie potrafił nazwać. Wiedział jednak, że były tuż, na wyciągnięcie ręki, drapały złośliwie jego sumienie, jakby błagając, by znów popełnił jakiś błąd. Cholera, był jak dziecko we mgle i nic nie mogło tego zmienić.
– Och, Steve – westchnęła Peg z politowaniem i pogłaskała go czule po policzku, doskonale rozumiejąc, czego jej nie powiedział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top