Rozdział 46 Spróbujmy


Zaniepokoiła mnie nieobecność Jamesa z nami. Mam złe przeczucia. Wydaję mi się, że Alex mógł go skrzywdzić. Dlatego muszę go znaleźć. Tylko jak mam wymknąć się Alex'owi? Jego chyba nie będzie już tak łatwo oszukać. Jednakże po 10 minutach główkowania trafiła mi się idealna okazja. Carlos poprosił bruneta na słowo na osobności. W tym celu wyszli udali się na dwór przed magazyn. Nie byłam już pilnowana. Pobiegłam szybko do tajemniczego pokoju, z którego ostatnim razem słyszałam niepokojące dźwięki. 

Drzwi były uchylone, a kiedy je otworzyłam i weszłam do środka nie wierzyłam własnym oczom. Na ziemi oparty o ścianę ledwo siedział zakrwawiony James. Czyli jednak to Alex mu zrobił i teraz również nie miał żadnych skrupułów. Podbiegłam szybko do chłopaka, chciałam mu jakoś pomóc, ale jak?

-James - uklęknęłam przy nim.

-Zostaw! Wyjdź zanim cię tutaj znajdzie!

-Nie mogę cię zostawić - położyłam swoją dłoń na jego ręku.

-Wszystko jest w porządku. Nic mi nie będzie tylko chwilę odpocznę - oparł głowę o zimne, szare mury pomieszczenia.

-Odpoczniesz? Żartujesz? Ty toniesz we własnej krwi! Jak on mógł ci to zrobić? Jesteście przyjaciółmi, prawda? - patrzyłam w przerażeniem na chłopaka.

-Prawda. I to była mała, przyjacielska sprzeczka. Błagam cię wyjdź zanim narobisz nam obu kłopotów - James zabrał swoją rękę.

-Jak mogę cię zostawić?

-Musisz! Błagam wyjdź! - szatyn otarł krew z twarzy.

-Nie mogę. Pomogę ci

-Proszę cię, wręcz błagam, wyjdź. Ja naprawdę nie mam już siły przyjąć jego kolejnych ciosów, a tak się stanie, jeśli nie wyjdziesz - wstałam niechętnie.

Serce mi się krajało, że muszę go tam zostawić samego w takim stanie, ale nie chciałam, aby Alex ponownie go skrzywdził. On nie okazywał mu, ani krzty litości. Po prostu skatował swojego własnego przyjaciela i zostawił go tutaj, by nikt nie wiedział. Ta rozpacz i ten strach James'a w oczach przed przyłapaniem mnie przez Alex'a przy nim. Nie zapomnę tego spojrzenia. Zresztą to będzie ciężkie by o tym zapomnieć. Do tej pory myślałam, że James to bezwzględny oraz szalony zimny drań. Lecz widząc go dziś w tym stanie nie wiem już co myśleć. Wydawało mi się, że nikogo się nie boi, nikt nie może go zastraszyć, ani pokonać. Myślałam, że to taki typ, który nie pozwoli sobą pomiatać, a osobę która się na to odważyła spotkają surowe konsekwencję z  jego strony. Myślałam tak do dziś.

Muszę mu jakoś pomóc. Żaden człowiek nie zasługuję na takie traktowanie. Wszyscy o tym wiedzieli, dlatego z niego drwili, gdy weszliśmy do magazynu. Carlos również zdawał sobie sprawę co dzieje się za tymi drzwiami. Mimo wszystko wołał mnie odciągnąć od tego miejsca niż pozwolić mi zainterweniować, albo zrobić to samemu. Czy Alex rzeczywiście ma nad nimi taką władzę, że pozostali pozwalają na to traktowanie? Nie rozumiem tego. Spróbuję o niego zawalczyć, pomóc mu jakoś, ale jak to zrobić, aby bardziej przeze mnie nie ucierpiał?

-Pomogę ci jakoś - skierowałam się do wyjścia.

-Jeśli naprawdę chcesz mi pomóc nie wtrącaj się oraz idź już.

-Ale on nie może cię tak traktować.

-Nie robi tego często 

-Słyszysz się? Tak nie można, więc broń się chociaż.

-Nie mogę mu się przeciwstawić. Lepiej trzymać się blisko niego niż zostać jego wrogiem.

-Nie zajmuj się tym, poradzę sobie - dodał po chwili.

-Dasz się dalej bić? - spojrzałam na niego z politowaniem.

-I tak jestem już pośmiewiskiem. Sama widziałaś, a tak będzie bezpieczniej dla wszystkich. Udawaj nieświadomą tak jak pozostali. Alex bardzo rzadko pozwala sobie na takie zachowanie przy kimś. Zwykle, gdy nikt nie patrzy. Nie jestem typem, który będzie użalać się nad sobą. Zacisnę zęby i w milczeniu to zniosę. Już dawno i tak pozbawił mnie resztek mojej dumy, więc to już nie robi mi różnicy. Nie potrzebuję od nikogo pomocy, jeśli się zaangażujesz bardziej się tylko zdenerwuję. Uwierz mi Karen doceniam to, ale jak tak dalej pójdzie nie rozpoznam się w lustrze - pokręcił zniechęcony głową.

-Postawisz mu się dopiero, gdy naprawdę cię skatuję i nie będziesz mógł o własnych siłach podnieść się z podłogi? Tylko, że wtedy będzie już za późno James, za późno. Pamiętaj o tym - zamknęłam za sobą drzwi zostawiając chłopaka samego.

Ciężko było mi wyjść z pokoju wiedząc, że zostawiam tak pobitego chłopaka. Lecz moja obecność tam na pewno nic by mu nie pomogła, a raczej zaszkodziła jak sam mówił. Odnoszę wrażenie, że chyba jestem za wrażliwa na takie widoki. Jednakże co ja mam teraz począć z Alex'em? Czy będę dalej w stanie odnosić się do niego tak jak wcześniej, jeśli teraz wiem co ma na sumieniu? Ale nie mogę dać mu żadnych podejrzeń, gdyż James ponownie może tam tym ucierpieć.

Co mam zrobić? Czy ja właśnie znalazłam się w sytuacji bez wyjścia? Ale przecież ponoć zawsze jest jakaś opcja. Czy to prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top