Rozdział 26 Prawda bywa bolesna


James został jeszcze na miejscu, aby przekazać zamaskowanym mężczyzną, którzy pilnowali wcześniej porwanego, gdzie mają pozbyć się ciała. Chciał to osobiście dopilnować, dlatego ja wróciłam z Alex'em do domu. Uznali, że to mógłby być dla mnie zbyt duży szok i lepiej by brunet zabrał mnie z stamtąd, abym nie oglądała reszty zdarzenia. Choć szczerze mówiąc i tak widziałam już za dużo. 

W domu oddałam mojemu współlokatorowi broń i od razu udałam się do swojego pokoju. Natomiast Alex skierował się do swojego gabinetu, jak podejrzewam by ukryć pistolet. 

Długo zastanawiałam się nad tym co wydarzyło się w magazynie. Już wcześniej podejrzewałam, że Alex robi takie rzeczy, ale póki nie zobaczyłam tego na własne oczy jakoś łatwiej było mi to znieść. Lecz w tym momencie ciężko jest mi się pozbierać i przyswoić do wiadomości, że właśnie byłam świadkiem morderstwa. Do tej pory widziałam takie rzeczy widziałam tylko na filmach i przede wszystkim nie brałam w tym udziału. Może mężczyzna ma rację, że to nie świat dla mnie, ale teraz już za późno na wycofanie. Nie mówiąc już o tym, że świadomie podjęłam decyzję dołączenia do półświatka.

Miałam wrażenie, że nie powinnam już ukrywać prawdy przed Alex'em, dlatego podjęłam decyzję, że powiem mu co skrywam. W tym celu zabrałam kartkę, którą miałam ukrytą w górnej szufladzie biurka i zeszłam na dół do salonu. Bruneta zastałam w kuchni, kiedy akurat robił sobie kawy.

-Chcesz też? - spytał, gdy tylko ujrzałam, że weszłam do pomieszczenie. Przytaknęłam na propozycję mężczyzny, po czym usiadłam na krzesełku przy blacie. Skąd miałam idealny widok na Alex'a.

-Nie powiedziałam ci wszystkiego -zaczęłam niepewnie.

-Wiem - odparł krótka nie odwracając się nawet w moim kierunku.

Znajomy postawił przede mną filiżankę z aromatyzowanym napojem, a sam stanął po drugiej stronie blatu i uważnie mi się przyglądał.

-Dziękuję - wzięłam kilka łyków kawy.

-Proszę - podałam mu kartkę, a on odstawił filiżankę na blat i uważnie zaczął analizować zawarte na niej informację.

Po chwili odłożył kartkę i spojrzał na mnie ze współczuciem. Pierwszy raz widziałam, aby okazał jakieś inne emocję niż gniew czy złość. Współczuł mi, a ja nie wiedziałam dlaczego. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tym jego spojrzeniem. Było to pierwszy i ostatni raz.

-Ten numer był ostatnim w telefonie zanim to wszystko się wydarzyło - odpowiedziałam ze smutkiem w głosie.

-Karen teraz się skup - pokiwałam głową.

-Widzieli cię tam? - spytał poważnym głosem, a na jego twarzy nie malowały się zupełnie żadne emocję.

-Nie jestem pewna.

-Musisz być. To dość istotna informacja. Jeśli to faktycznie oni są sprawcami i widzieli cię na miejscu zbrodni masz poważne kłopoty. Skąd to wszystko obserwowałaś? Opowiedz mi dokładnie co tam się wydarzyło - usiadł obok mnie.

-Wracałam wieczorem do domu ze spaceru. Było może koło 22, kiedy zbliżałam się coraz bliżej zaczęłam dostrzegać niepokojące drobiazgi. W domu wszędzie paliło się światło, drzwi były otwarte, a ze środka dochodziły podejrzane odgłosy. Wtedy postanowiłam, że obejdę budynek dookoła i zajrzę przez okno od salonu. Kiedy to zrobiłam ujrzałam ich. Ubrani na czarno w maskach zakrywających całą twarz. Jeden trzymał w ręku pistolet, a drugi zakrwawiony nóż. Stał nad ciałem w kałuży krwi. Widziałam jak go zamordował. Możliwe, że mnie jeden z nich zobaczył, ponieważ kiedy to się stało odruchowo krzyknęłam, ale szybko zakrywałam swoje usta, aby mnie nie dostrzegli. Lecz ten, który dzierżył w ręku broń odwrócił się w stronę okna. W tamtym momencie widziałam to zimne pozbawione uczuć spojrzenie. Po tej sytuacji uciekłam - czułam jak do oczu napływają mi łzy.

-W takim razie mamy problem - westchnął kręcąc przy tym głową.

-Widziałam, widziałam wszystko. Oni ich zabili - nie powstrzymywałam już łez po prostu dałam im płynąć.

Mężczyzna wstał. Krążył po kuchni i zastanawiał się nad rozwiązaniem mojej beznadziejnej sytuacji.

-Co było potem? Rozumiem, że to ciężkie, ale musisz mi powiedzieć.

-Potem odczekałam dwie godziny na wzgórzu koło lasu zanim wróciłam do domu. W pośpiechu spakowałam walizkę, zabrałam swoje oszczędności i uciekłam. Pojechałam na lotnisku i kupiłam bilet w jedną stronę do Nowego Yorku. Wiedziałam, że nie mogę tam zostać. Zostawiłam ich tak w tym domu, nie zawiadomiłam nikogo po prostu uciekłam. Chciałam być jak najdalej od tego miejsca - nie mogłam uspokoić łez.

-Widziałam jak poderżnął mu gardło - przez te wszystkie emocję ledwo mogłam mówić.

W tym momencie Alex objął mnie i pogłaskał po włosach. Miałam wrażenie jakbym odpływała powoli, zaczęłam tracić poczucie rzeczywistości. Brunet zauważył to i pomógł mi wstać, po czym zaprowadził mnie do mojego pokoju. Z jego pomocą dotarłam do łóżka, kiedy się położyłam ogarnęło mnie jakieś dziwne uczucie niepokoju.

-Oni zabili...zabili całą moją... - mężczyzna przerwał moją wypowiedź.

-Odpoczywaj - pogładził mnie po włosach.

-Nie chcę zostać sama - byłam na wpółprzytomna, ciężko mi się już mówiło, ale pamiętam, że złapałam go za rękę. 

-Zostanę z tobą, a ty śpij - usiadł na brzegu łóżka

Czułam jak brunet delikatnie gładzi mnie po włosach, a ja powoli odpływałam w krainę snu, aż całkowicie się w niej pogrążyłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top