Rozdział 11 W paszczy lwa


Po 40 minutach jazdy dojechaliśmy do domu na obrzeżach miasta. Brama otworzyła się, a my wjechaliśmy na posesję. Moim oczom ukazał duży dom w stylu nowoczesnym, a może raczej powinnam powiedzieć całkiem spora willa z basenem. Mężczyzna zaparkował auto w garażu, w którym stały już 4 inne auta oraz kilka motorów. Nie wiedzieć czemu, ale praktycznie wszystkie były czarne, prócz jednego porsche, które było koloru białego. Mój nowy znajomy chyba jest naprawdę wpływową osobą skoro pozwala sobie na dom za kilka milionów oraz samochody i motory za kilkaset tysięcy.

Mężczyzna wyjął moją walizkę z bagażnika. Wszedł przodem, a ja podążałam za nim. Z garażu od razu weszliśmy do holu, który był ogromny. Następnie schodami udaliśmy się na pierwsze piętro. Swoją drogą dom posiadał dwa piętra. Wciąż podążałam za nieznajomym, aż w końcu zatrzymał się przez ciemnymi, drewnianymi drzwiami. Nacisnął na klamkę i popchnął. Wszedł do środka, odstawił moją walizkę koło łóżka.

-Od teraz to będzie twój pokój.

Pokój był naprawdę sporych rozmiarów w dodatku posiadał taras oraz nie małych rozmiarów garderobę. Wydaję mi, że chyba przez całe swoje życie nie byłabym wstanie jej wypełnić. Pomieszczenie było utrzymane w kolorach bieli i szarości. Natomiast meble zostały tak dobrane, aby dobrze kontrastowały z całością.

-Łazienka jest w końcu korytarza. Kuchnia jest na dole, korytarzem na prawo. Możesz korzystać ze wszystkiego oraz ze wszystkich pomieszczeń. Unikaj tylko mojej sypialni, która znajduję się na końcu korytarza oraz mojej gabinetu, który mieści się na drugim piętrze i są to pierwsze drzwi po lewo.

-Dobrze - przytaknęłam.

Mężczyzna już się zbierał do wyjścia, ale nagle się wrócił.

-Zapomniałbym ci powiedzieć o najważniejszej zasadzie panującej w tej domu - spojrzałam na niego.

-Ty nie interesujesz się tym co robię, a ja daję ci wolną rękę. Mam nadzieję, że to rozumiesz?

-Tak - kiwnęłam głową.

-Jakbyś się nudziła zejdź na dół i idź korytarzem na lewo od schodów. Tam znajdziesz różne pomieszczenia, które dostarczą ci rozrywki. Masz tam salę treningową, jakąś małą bibliotekę i wiele innych zbędnych pokoi - skinęłam delikatnie głową.

-Wybaczy pani, że nie odprowadzę, ale muszę coś załatwić - złapał za klamkę od drzwi.

-Wychodzę, a ty mała baw się dobrze i nie zaglądaj tam, gdzie ci nie wolno. Dobrze ci radzę, więc posłuchaj - zgromił mnie spojrzeniem, po czym zamknął drzwi od mojego pokoju.

Mężczyzna wyszedł, a ja zostałam sama w tym wielkim domu. Udałam się do garderoby i rozpakowałam swoją walizkę. Szczerze powiedziawszy nie miałam dużo do rozpakowania. Rozejrzałam się po pokoju, wyszłam na taras słyszałam jeszcze jak nieznajomy odjeżdża i brama się za nim zamyka. Po tym wiedziałam, że jestem już sama. Spojrzałam w rozgwieżdżone noce niebo, które dziś było wyjątkowo piękne. 

Zastanawiałam się, czy aby na pewno dobrze postąpiłam, ale chyba już za późno na takie rozmyślania.

Rozejrzałam się trochę po domu i doszłam do wniosku, że chyba nie chcę wiedzieć w jaki sposób zarobił, bądź zdobył tyle pieniędzy, aby teraz ociekać w luksusach. A jakby się teraz tak nad tym zastanowić to nawet nie wiem jak on ma na imię, ale raczej nie garnie się, by zdradzić mi tą informację. Jedynie co sama mogę zauważyć i tylko mniej więcej podejrzewać to, że może mieć, gdzieś koło trzydziestki.

Mój tajemniczy znajomy posiada całkiem sporo tatuaży. Wcześniej widziałam u niego tatuaże tylko na szyi oraz dłoniach, ale kiedy zdjął kurtkę jak weszliśmy do domu dostrzegał, że ma wytatuowane całe ręce. Cóż ta spora liczba tatuaży powoduje jego wygląd bardziej groźnym i masz ochotę trzymać się od niego jak najdalej. Co prawda jest przystojny, ale charakter ma raczej bardzo spaczony. Choć pewnie, dlatego spodobał się Brooke. Jednakże ja mimo wszystko wolę trzymać go na dystans. Lecz to nie będzie łatwe mieszkając u niego w domu.

Muszę również znaleźć sobie jakąś pracę o ile to możliwe, abym mogła się usamodzielnić i kiedyś się od niego wyprowadzić. Nie chcę żyć na jego koszt, ponieważ nie będę czuła się z tym dobrze. Porozmawiam z nim o mojej pracy jak wróci i będzie miał chwilę czasu, a przede wszystkim jeśli będzie miał chęć do rozmów bo coś mi się wydaję, że ciężko będzie się z nim porozumieć. 

Jakiś czas później

Chyba musiałam trochę przysnąć przez te moje rozmyślania, ponieważ ze snu wybudziło mnie pukanie do drzwi. Po chwili do pokoju wszedł dobrze znamy mi mężczyzna.

-Chodź do salonu zjeść - leniwie podniosłam się z łóżka.

Zeszłam na dół i dołączyłam do mężczyzny, który siedział przy szklanym stole. Usiadłam na przeciwko niego. Jedząc zerkałam na niego co jakiś czas, ponieważ nie wiedziałam jak tu zacząć rozmowę.

-Co się tak gapisz? - odezwał się niezadowolony.

-Chciałam ci coś powiedzieć.

-Mhm - nawet na mnie nie patrzył. Był zbyt zajęty swoim telefonem.

-Postaram się jak najszybciej znaleźć pracę, aby nie siedzieć ci cały czas na głowie.

-Pracę? - spojrzał na mnie zaskoczony.

-Co cię tak zdziwi? - spytałam oburzona.

-Nie znajdziesz pracy - parsknął śmiechem, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.

-Czemu tak sądzisz? - spytałam już lekko podirytowana.

-Ponieważ zadajesz się ze mną. Nikt cię nie przyjmie - westchnął.

Nie wiedziałam nawet co mam odpowiedzieć. Po prostu odebrało mi mowę. To niby jak ja mam się usamodzielnić skoro nawet nie mam z czego odłożyć na bilet, żeby pojechać dokądś indziej niż Nowy York. 

Ładnie wpakowałam się na minę.

-Możesz tu mieszkać tylko nie bądź zbyt uciążliwa. Nie lubię upierdliwych kobiet, a coś mi się wydaje, że ty taka będziesz - wrócił wzrokiem do swojego telefonu.

-To co po mi proponowałeś zamieszkanie tutaj?

-Ucisz się już. Pieniędzmi się nie przejmuj. Stać mnie by cię utrzymywać - westchnął.

-Nie chcę być na czyimś utrzymaniu, ponieważ będę się źle czuć z tego powodu.

-Zawsze możesz się jakoś odwdzięczyć. Tylko nie wyobrażaj sobie za dużo, nie interesujesz - posłał mi drwiący uśmieszek.

-Dupek - wymamrotałam pod nosem, a on się tylko zaśmiał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top