Rozdział 1 Nowy początek
Długi czas spacerowałam po Nowojorskich ulicach, nie wiedząc, co ze sobą począć. Przyleciałam do obcego miasta z zaledwie jedną walizką pakowaną w pośpiechu i zawierającą losowe ubrania. Nie mam planu na życie w wielkim mieście, ale wiem, że nadszedł czas otworzenia nowego rozdziału. Uciekając z rodzinnego domu, zdążyłam wrzucić do swojej torebki telefon oraz portfel, do którego na szczęście dzień wcześniej włożyłam wszystkie moje oszczędności w postaci 900 dolarów.
Początkowy plan zakładał wynajęcie hostelu, bądź najtańszego motelu, a następnie znalezienie pracy. Wynajem mieszkania zaplanowałam na późniejszy czas. Zresztą sama nie wiem, czy Nowy York okaże się miejscem dla mnie. Być może nie zagrzeję tutaj miejsca na długo, dlatego nie ma co snuć długo dystansowych planów. Natomiast zaczęłam wszystko od złej strony, bez jakiegokolwiek ładu i składu. Po drodze dostrzegłam ogłoszenie na słupie latarni z interesującą mnie treścią oraz numerem telefonu. Zadzwoniłam do właściciela mieszkania i umówiłam się za godzinę na jego oglądanie. Nie przyznałam się, że nie dysponuję wysokimi funduszami. Co prawda pierwszy miesiąc wynajmu byłabym w stanie opłacić. Na następny musiałabym już zarobić, a jeszcze nie znalazłam żadnej oferty pracy. Jednak może udałoby mi się dogadać z właścicielem, jeśli przedstawiłabym mu swoją obecną sytuację? Tylko, czy zechciałby zaryzykować? Niestety z jego perspektywy jest mało wiarygodną osobą i jeszcze bardziej niepewną, gdy chodzi o opłaty. Moje zapewnienie, że zawsze będę na czas płacić czynsz może nie mieć za wielkiego znaczenia, mimo wszystko postaram się zawalczyć o swoje lepsze jutro.
Do rodzinnej miejscowości nie mam możliwości powrotu z wiadomych przyczyn.
Mieszkanie, które postanowiłam wynająć, znajduję się w jednej z 5-ciu dzielnic (Boroughs) miasta Nowy York. Dzielnica ma swój niepowtarzalny charakter, ale słyszałam, że zalicza się do mało bezpiecznych. Bronx zamieszkują głównie Afroamerykanie oraz Latynosi, których z każdym rokiem przybywa coraz więcej. Dzielnica ciesząca się złą sławą, ale zachwycająca swym urokiem. Niesamowity paradoks.
Ciemnoskóra kobieta o czarnych warkoczykach do pasa i na oko licząca sobie 40 parę wiosen, początkowo sceptycznie była nastawiona do wynajęcia mi mieszkania. Nie chodziło o kolor skóry, choć przestrzegła mnie na wstępie przed sąsiadami, z którymi poleciła nie wdawać się w zbyt długie pogawędki, a tym bardziej zawierać z nimi znajomości. Myślę, że bardziej chodziło o mój chwilowy brak pracy, mały budżet oraz fakt, że jestem nowa w mieście. Jednak doszło w końcu do własnej teorii, sugerującej, że skoro biała dziewczyna, zapuszcza się do takiej dzielnicy sama z zaledwie kilkoma dolarami w kieszeni oraz jedną malutką walizką, to musi być wyjątkowo głupia, albo zdesperowana. W moim przypadku zdecydowanie opcja druga, ale rzecz jasna nie przyznałam się i tak wzięła mnie od buta za zapomnianą przez świat sierotkę.
Po moim kilkunastu zapewnieniach, że będę płacić w terminie uległa. Wręczyła mi klucze od mieszkania i życzyła powodzenia.
Zamknęłam drzwi za kobietą, odstawiając walizkę w przedpokoju i poszłam się rozejrzeć po nowym lokum na najbliższy czas. Mieszkanie raczej niskich standardów, ale jak można oczekiwać luksusów, płacąc 300 dolarów miesięcznie. Ceny za mieszkania średnich standardów zaczynają się od 800 dolarów i mogą już tylko iść bardziej w górę, niż dół. Lepszy taki dach nad głową, niżeli dach dworca centralnego.
Drewniane okna niegdyś koloru białego z odpadającą farbą, drzwi wejściowe skrzypią i ledwo się domykają. W przedpokoju zamiast żyrandola zwykła żarówka bez osłonki dająca tak mało światła, że nie warto nawet jej zapalać. Kuchnia w zielonych kafelkach na ścianach z długą jarzeniówka zamiast lampy, przez co czuję się trochę, jakby weszła do pomieszczenia przemysłowego. Lodówka u podstawy powoli pochłaniana jest przez rdzę, kuchenka gazowa również, a drewniane szafki koloru kiszonek ogórka, zlewają się ze ścianami. Stołki barowe przy wyspie prezentowały się najlepiej ze wszystkich rzeczy z tego pomieszczenia.
Ściany łazienki pokrywały żółte kafelki, prysznic wyglądał na nowy, umywalka oraz toaleta pozostawiały wiele do życzenia. Nie mówiąc już o lustrze z odłamanym lewym rogiem. Do malutkiego salonu, w którym stała brązowa materiałowa kanapa przed nią stolik kawowy oraz mały telewizor nie miałam zastrzeżeń. Sypialna też najgorsza nie była, materac na łóżku wyglądał na nowy, a toaletka pod ścianą posiadała znikome ślady zniszczeń, podobnie jak szafa obok okna.
Zastrzeżenia mogłabym mieć jeszcze do widoku za oknem. Most w oddali, tory kolejowe, a bliżej patrząc sklep monopolowy, przepełnione kosze na śmieci, obozowisko bezdomych i podejrzana uliczka, w której przesiaduje jakaś grupka młodych ludzi. Brakuje jeszcze przemykających między nimi wszystkimi szczurów, ale zapewne gdzieś już się tam pałętają niezauważone.
Zaciągnęłam roletę i odeszłam od okna. Szczytem moich marzeń nie była ta sceneria, ale mimo wszystko cieszę się, że udało mi się znaleźć schronienie.
Około 22:00 zorientowałam się, że nie kupiłam po drodze nic do jedzenia, a przyznam szczerze, umieram z głodu. Niezbyt mam ochotę spacerować o tej godzinie nieznanymi mi ulicami, ale jak się nie potrafi pomyśleć wcześniej, to teraz trzeba ryzykować.
Ledwo opuściłam mieszkanie, a już pożałowałam. Z piętra wyżej dochodziły głośne wrzaski awantury. Na schodach papierosy paliły jakieś dzieciaki, a ja wychodząc z klatki, zdążyłam zdenerwować już jednego z sąsiadów. Nieumyślnie wpadłam na niego, ponieważ akurat chowałam klucze do torebki.
-Uważaj, jak łazisz! - warknął na mnie ciemnoskóry mężczyzna z zakupami w prawej ręce.
-Przepraszam - wymamrotałam niepewnie pod nosem.
-Ślepa jesteś?! Naucz się chodzić, albo Cię nauczę! - odsunęłam się nieco od nieznajomego dla własnego bezpieczeństwa.
-Raz jeszcze przeprasza, dopiero się wprowadziłam i dopiero poznaję, to miasto - odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
-Nowa lokatorka? - zlustrował mnie wzrokiem od stóp do głów, kiedy przytaknęłam. -Nie zgubiłaś się przypadkiem, że zawędrowałaś na Bronx? - zaprzeczyłam. -Interesujące - zaśmiał się, po czym wyminął mnie, zwyzywał palące dzieciaki i zniknął za drzwiami mieszkania numer 6.
Nie czuję się tutaj zbyt swojo. Do tej pory żyłam w innym świecie, dziś przyszło mi się zderzyć z rzeczywistością, której nigdy nie znałam, a jedynie słyszałam. Dlatego idąc do sklepu, ominęłam podejrzaną uliczkę, przechodząc na drugą stronę. Choć i tak jestem prawie pewna, że przyciągnęłam spojrzenia stojących tam panów, więc przyśpieszyłam kroku.
Zaskoczyłam się jedną rzeczą tutaj, jak bardzo pełne ludzi mogą być ulice o tej godzinie. Mam pewne wątpliwości, czy aby na pewno są to ludzie legalnie prowadzący życie, ale staram się nad tym nie zastanawiać, gdyż przez najbliższy czas Bronx będzie również moim domem.
Zakupy zrobiłam w pobliskim sklepie i w tempie światła. Obecnie na chwilę zapragnęłam, jak najszybciej znaleźć się z powrotem w rodzinnym domu, ale to marzenie uległo zaraz zniszczeniu przez demony przeszłości. Odgoniłam od siebie złe myśli, zapłaciłam za jedzenia i udałam się w drogę powrotną do mieszkania. Na szczęście obeszło się bez przykrych zdarzeń. Niezwykle cieszył mnie ten fakt. Zdecydowanie starczy mi atrakcji na dzisiejszy dzień. Zwłaszcza że wchodząc do klatki w kamienicy, zostałam prawie staranowana przez bruneta z tatuażem na szyi w skórzanej kurtce, kominie zakrywającym pół twarzy oraz czarnym kaskiem w ręku. Zakupy wypadły mi na ziemię, a on jeszcze miał do mnie pretensje.
-Przepraszam bardzo, ale w obecnej sytuacji, to ja jestem poszkodowana - odszekałam, gdy dostrzegłam jego gniewne spojrzenie rzucone w moją osobę.
-Moja wina, że łazisz jak fajtłapa?! - przystanął na chwilę, odwracając się do mnie. -Może damie czerwony dywan powinienem jeszcze rozłożyć?! - obrzucił mnie pogardliwym spojrzeniem, po czym poszedł dalej w swoją stronę.
Sąsiadów posiadam uroczych. Ten pierwszy facet, na którego wpadłam, przy tym motocykliście stwierdzam, że był wyjątkowo uprzejmy. Aż się nie mogę doczekać, żeby poznać pozostałych mieszkańców tej urokliwej kamienicy.
Pozbierałam z ziemi zakupy, przeklinając pod nosem nieznajomego i czym prędzej weszłam do mieszkania. Gdy zamknęłam za sobą drzwi i przekręciłam zamek, w końcu poczułam się względnie bezpieczna. Wystarczy spotkań na dzisiejszy wieczór.
Zjadłam szybką kolację, a podczas jej przyrządzania zastanawiałam się, jak poradzić sobie z wydarzeniami z rodzinnego domu. Nie powinnam tego widzieć, ta wiedza nie była przeznaczona dla mnie, ale dobiła mnie, jakby dotyczyła bezpośrednio mojej osoby.
Odebrano mi dotychczasowe życie, zniszczono je z premedytacją, zmuszono do ucieczki w obce strony. Czy powinnam zapomnieć? Postarać się zrozumieć? Spróbować żyć dalej, czy szukać rozwiązania? Sama nie wiem, jak postąpić w obecnej sytuacji. Wiem jedynie, że w moim sercu zagościła pustka, która nigdy nie zostanie wypełniona. Nie zostanie, bo zwyczajnie to niemożliwe. Jednak od małego wpajano mi, że nie warto się śpieszyć. Lepiej dać sobie czas, ochłonąć i dopiero zaplanować dalsze kroki. Nigdy nie wolno działać pod wpływem emocji, gdyż nie kończy się, to dobrze. Z tego względu pozbyłam się złych myśli i skupiłam na sobie. Wzięłam szybki prysznic, rozpakowałam swój malutki bagaż, po czym usiadłam na łóżku z telefonem w ręku, przeglądając internetowa ogłoszenia w poszukiwaniu pracy. Niestety nie znalazłam niczego satysfakcjonującego. W większość przypadków wymagane było doświadczenie w danym zawodzie, ale jak mogłam je zdobyć, jeśli nigdy wcześniej nie pracowałam? Hm, może lepszym pomysłem będzie się rozejrzenie za ofertami, wybierając na mały, zapoznawczy spacer po Bronxie. W końcu nie każdy musi się ogłaszać w internecie. Natomiast ja nie zamierzam wybrzydzać, zresztą nie mogę sobie na to pozwolić w obecnej sytuacji. Teraz zapłaciłam właścicielce za ten miesiąc, ale muszę uzbierać pełną kwotę na następny miesiąc. Zadeklarowałam się, że będę płacić w terminie, kiepsko byłoby nadszarpnąć zaufania kobiety.
Przyznam szczerze boję się czekającej na mnie przyszłości, a jeszcze bardziej obawiam się, że Nowy York może okazać się miejsce nieodpowiednim dla mnie. Rzuciłam się na głęboką wodę. Wybrałam do życia miasto, które wywiera znaczący wpływ na światowy biznes, finanse, media, sztukę, modę, rozrywkę, technologię, edukację, a nawet badania naukowe. Dodatkowo jest największym oraz najbardziej zaludnionym miastem w Stanach Zjednoczonych, przez co tworzy niesamowitą mieszankę kulturową, a na ulicach możemy usłyszeć ponad 800 różnych języków.
Czy miasto, które nigdy nie śpi. Biję blaskiem z większości budynków różnokolorowymi neonami, tłumem ludzi przemieszczających się między drapaczami chmur oraz żółtymi taksówkami, okaże się miejsce dla mnie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top