Rozdział XXIV - Samotność


Gdy Liam dotarł do domu, zatrzasnął za sobą drzwi i pobiegł do swojego pokoju. Skulił się w rogu łóżka tak, by móc widzieć całe pomieszczenie, zupełnie jakby mężczyzna miał podążyć za nim i nagle znaleźć się za jego plecami. Serca Liama biło szybko i mocno a myśli było zbyt wiele, by był w stanie odnaleźć w nich cokolwiek sensownego.

Czuł się zaszczuty, ale przede wszystkim oszukany i zdradzony. Co najgorsze jednak czuł się także w jakiś sposób winny. Słyszał w koło własny głos mówiący "obiecuję". To przecież zrobił. Obiecał Williamowi, że go nie opuści, że go nie zostawi, że go nie zdradzi... A właśnie od niego uciekł.

Co jednak miał zrobić? William nie był bez winy. Zataił zbyt wiele. Dokonał straszliwych zbrodni. Ponadto siedemnastoletni chłopiec nie potrafił także zrozumieć, czego właściwie był świadkiem. Kim był William Smith? Jego serce nie biło, a więc z całą pewnością nie był człowiekiem. Jakoś dostał się do posiadłości w środku nocy i zniknął z niej niezauważony. Kim... a właściwie czym był? Liam podejrzewał, że tajemnice Williama to coś, co może być trudne do pojęcia.

Poprzedniego dnia przeglądał wszystkie swoje książki. Były w niej syreny, wampiry, monstra, diabły i inne zjawy. Chłopiec zadawał sobie pytanie, czy William jest jednym z nich, czy może kimś zupełnie innym.

To było... nienaturalne. Potwory powinny zostać w książkach. Powinny być tylko fikcją. A jednak Liam spotkał człowieka, którego serce nie bije. Zupełnie jakby był... martwy.

Chłopiec chciał tylko mieć kogoś, kto go zaakceptuje i pokocha. Myślał, że znalazł kogoś takiego. Znalazł w życiu szczęście. Teraz jednak sen zamienił się w koszmar. Liam bał się. Nie wiedział co robić. Najbardziej bolało go jednak to, że znów był kompletnie sam. To właśnie dlatego ronił łzy. Nie dlatego że się bał. Nie dlatego że czuł się oszukany. Nie dlatego że dowiedział się czegoś strasznego. Płakał, bo tęsknił za Williamem. Za jego uśmiechem, przyjaznym głosem i pocieszającym dotykiem. Tęsknił za tymi dobrymi chwilami. Chciał móc do nich wrócić. Uświadomił sobie, że wolałby żyć w nieświadomości, ale przynajmniej być w tym wszystkim szczęśliwym.

***

Chłopiec nie zauważył, kiedy zasnął. Niemniej podczas jego nieuwagi William nie zjawił się. Nie zjawił się też później. Następnego dnia wuj stwierdził, że Liam może iść do szkoły, więc zrobił to. Przynajmniej przebywając w grupie ludzi, nie bał się tak bardzo. Niemniej podczas długiej wędrówki przez wzgórza rozglądał się w poszukiwaniu ciemnej sylwetki. Nic takiego się nie stało.

W szkole był rozkojarzony. Miał ochotę zapytać nauczycieli, czy jest jakieś logiczne wytłumaczenie tego, co wczoraj odkrył. Wiedział jednak, że dorośli go wyśmieją i na pewno nie potraktują poważnie. Liam zdawał sobie sprawę, że już i tak jest postrzegany jako ten dziwny, cichy chłopiec, który przyjechał ze stolicy. Dlatego milczał i pogrążał się w swoich przemyśleniach.

Chyba po raz pierwszy w życiu stwierdził, że zajęcia skończyły się zbyt szybko. Po nich wrócił z kuzynem do domu, bo nie miał nic innego, co mógłby zrobić. Odrobił lekcje, a nawet próbował się uczyć. Jego myśli jednak wciąż odbiegały w tym samym kierunku. Był pewien, że William w końcu znów pojawi się w jego życiu. Chłopiec był tego pewien. Wierzył, że to kwestia czasu aż brunet wykona jakiś ruch. Nic takiego się jednak nie stało.

Minął kolejny dzień a później jeszcze kolejny. Tego dnia ciotka wróciła do domu. Liam nie odwiedził jej w szpitalu nawet raz. Wiedział, że się obudziła, jednak nawet nie uznał tej informacji za istotną. Wuj nie pomagał jej zbytnio, mimo że miała złamaną nogę. Peter był bardziej skory do pomocy. W końcu to jego matka. Może i okropna... ale jednak matka. A William próbował ją zabić.

Liam nie wiedział jak się z tym czuć. W końcu nie potrafił nienawidzić mężczyzny. Nie potrafił go też potępiać. Co więcej, z każdym dniem coraz bardziej starał się usprawiedliwić jego zachowanie. Gdy emocje nieco upadły próbował to wszystko racjonalizować. Próbował zignorować wszytko co niezrozumiałe, dziwne i nadprzyrodzone czy zwyczajnie nienaturalne. Skupiał się na tym, co był w stanie rozłożyć na części i zwyczajnie, choć spróbować zrozumieć.

William zabił Georga, bo chciał chronić Liama. Chłopiec wierzył w jego dobre intencje. Zwyczajnie nie potrafił zrozumieć, jak można posunąć się tak daleko. Niemniej gdyby George nie zniknął, życie Liama by się skończyło. Tak więc mężczyzna uratował jego życie kosztem innego.

Chłopiec zaczynał mieć wyrzuty sumienia. Uważał, że nie dał Williamowi szansy, by ten mógł się wytłumaczyć. Jeśli naprawdę zrobił to z miłości, to miłość ta musiała być ogromna. Ta myśl sprawiła, że blondyn czuł się jeszcze gorzej z tym, co zrobił. Odepchnął i zranił mężczyznę, który zrobił dla niego tak wiele. I owszem to, co zrobił, było złe. Jednakże William zrobił to z miłości. William w jakiś sposób poświęcił się. Chłopiec był pewien, że wcale nie traktuje śmierci tak lekko. Na pewno przeżywał to na swój sposób. A Liam zignorował jego poświęcenie i jego uczucia. Tak po prostu. Teraz żałował, że nie wysłuchał wszystkiego. Bo na pewno było coś jeszcze.

W końcu doszło do tego, że Liam czuł się jak najgorszy śmieć. Na szczęście wkrótce nie miał już tyle czasu, by się nad tym zastanawiać. Ciotka wydawała mu wiele poleceń. Nie mogła chodzić, więc Liam przejął jej obowiązki. Przygotowywał posiłki (które za każdym razem były złe), sprzątał (za każdym razem niewystarczająco dokładnie) i zajmował się ciotką, podając jej leki czy pomagając przy codziennych czynnościach (przy tym padało najwięcej ostrych uwag). Niemniej kobieta ani razu nie podniosła na niego ręki. Najprawdopodobniej dlatego, że nie była w pełni sił, a Liam był tak naprawdę jedyną osobą, która jej pomagała.

Wuja stan żony nie obchodził. Właściwie to go irytował. Liam byłby skłonny stwierdzić, że wuj uważał obecnie żonę za bezużyteczną i zbyt kłopotliwą. W końcu nie kochał kobiety. Była jego kucharką, sprzątaczką, ozdobą, którą mógł się pochwalić w kościele czy wśród znajomych, a także kimś, kto grzał mu łoże w nocy, a w przeszłości rodził dzieci. Teraz kobieta nie mogła wykonywać żadnego ze swoich obowiązków.

Peter od czasu do czasu pomagał matce. Ta jednak wydawała się zirytowana jego obecnością. Liam nie mógł nie zauważyć, że młodszemu chłopcu sprawia to lekką przykrość. Matka traktowała go niezwykle ozięble. Chyba jeszcze bardziej niż przed śmiercią Georga. To dla starszego z synów zawsze była w stanie wykrzesać z siebie uśmiech czy ciepły i przyjazny ton głosu. Do młodszego dziecka zawsze podchodziła z nieco większym dystansem, ale nigdy nie była w stosunku do Petera nieprzyjazna. Teraz wręcz odpędzała go od siebie, jakby nie chciała go widzieć. A Peter na początku próbował jej pomóc, aż w końcu zrezygnował i już nawet nie oferował, że w czymś pomoże. Drugiego dnia po prostu się odciął. Zamykał się w swoim pokoju, a gdy już przebywał przy matce, to kompletnie ją ignorował. Liam opiekował się ciotką kolejne trzy dni.

W końcu spróbował zagadać do swojego kuzyna. Próbował go jakoś pocieszyć. Opowiedział mu, że ciotka jest po prostu rozgoryczona i zirytowana, ale na pewno, gdy poczuje się trochę lepiej, doceni starania syna. Peter popatrz wtedy na niego na pozór obojętnie, ale jego oczy skrywały iskierki gniewu. Powiedział wówczas coś, co rozmyło wszelkie wątpliwości.

- Moja matka nie chce mojej pomocy. Nie chcę nawet mnie wiedzieć a ja jej.

A gdy Liam próbował zaprzeczać, młodszy uciął wszelką dyskusję.

- Wiem to. Chciałem jej pomagać. Aż nie usłyszałem zza drzwi, jak żali się ojcu. Żali się, że to George umarł, a nie ja. Więc odwal się ode mnie i sam się nią zajmuj. Albo nie. Nie obchodzi mnie to. Dla mnie może zostać sama. Zasłużyła na to.

Liam nie wiedział jak na to odpowiedzieć. A nim znalazł jakiekolwiek słowa pocieszenia, kuzyn odszedł, zostawiając go samego. Chłopiec miał nadzieję, że może w młodszym chłopcu znajdzie jakąś opokę lub chociaż nić porozumienia. Wyglądało jednak na to, że nie było na to szans. Peter był zamkniętą osobą. Może i wykonał kilka miłych gestów, jednak to było wszystko, co mógł zaoferować. Tak więc jedynym towarzyszem Liama była nienawidząca go ciotka.

W pewnym momencie chłopiec uświadomił sobie, że wręcz czeka na moment, gdy William na powrót pojawi się w jego życiu. Siódmego dnia od ich ostatniej rozmowy chłopiec zaczął się łamać. Ciotka może i go nie biła, ale jej słowa raniły głęboko. Miał wrażenie, że jeszcze nigdy nie był tak samotny. Płakał całymi godzinami i czuł się coraz słabszy. Każdego dnia coraz ciężej było mu wstać z łóżka. Tylko natłok obowiązków sprawiał, że jakoś się trzymał. Wstawał, cały dzień spędzała na wykonywaniu szkolnych i domowych obowiązków, po czym wyczerpany zasypiał. Trwało to tydzień. Aż pewnego dnia wchodząc po schodach, gdy zmierzał do swojego pokoju, spojrzał na drzwi prowadzące do pokoju George'a.

Nadal czuł się nieswojo, gdy na nie patrzył. Dlatego szybko udał się do swojego pokoju. Niemiłe uczucie jednak pozostało. Pamiętał, jak spoglądał na te drzwi i zastanawiał się, czy George wciąż tu jest. Jako jakaś mara czy duch. Bał się, że nawet po śmierci kuzyn nie zostawi go w spokoju. W książkach mściwe duchy zawsze nawiedzają bohaterów. Chłopiec nie czytał zbyt wielu książek o duchach, gdyż wyjątkowo budziły one w nim strach. Mniej bał się wampirów czy innych zmor, gdyż wydawały się mu one mniej realistyczne. Teraz nie był już tego taki pewien. W każdym razie okazało się, że śmierć Georga nie była nieszczęśliwym wypadkiem a morderstwem. W takim wypadku, gdyby była to gotycka powieść, jego duch szukałbyś zemsty lub sprawiedliwości.

Jednak to nie George był czymś strasznym i nienaturalnym. To nie on próbował udusić Liama w trakcie snu. Blondyn zastanawiał się, dlaczego William to zrobił. Przecież obiecywał, że go nie skrzywdzi. Obiecywał, że go ochroni. Może nie miał wyboru lub... nie kontrolował się. Liam był pewien, że mężczyzna, którego kocha, nie jest czarnym charakterem, nie jest złoczyńcą. Gdyby wszyscy byli jedynie postaciami w powieści, to rodzina Liama odgrywałaby rolę czarnych charakterów. Chłopiec był o tym przekonany.

W takim wypadku William byłby... jakąś tragiczną postacią. W powieściach postacie często są zmuszane do niecnych czynów. Czasem przez innych ludzi a czasem przez jakieś mroczne siły. Może to właśnie to kierowało mężczyzną? Jeśli William nie kontroluje się w pełni i jest zmuszany do robienia czegoś, czego nie chce... W takim wypadku Liam okazałaby się prawdziwym potworem, który zostawił ukochanego w potrzebie.

Chłopiec zaczął nienawidzić się za to, jak powierzchownie ocenił mężczyznę. A jednak jednocześnie jakaś część jego starała się myśleć bardziej racjonalnie. Życie nie jest bowiem książką. Dlatego chłopiec nie powinien analizować sytuacji, w której się znalazł przez ich pryzmat.

Czuł się niezwykle rozdarty. Serce podpowiadało mu, że zrobił źle i powinien natychmiast udać się na klify i błagać ukochanego o przebaczenie, dopóki nie jest jeszcze za późno. Jednocześnie bał się, że wybaczenia nie uzyska lub nawet nie będzie mógł o nie prosić, gdyż William zwyczajnie tym razem się nie pojawi. Jednak zdrowy rozsądek podpowiadał mu, by nie działać zbyt pochopnie. Już raz tak postąpił i teraz tego żałował. Nie chciał popełnić tego samego błędu.

Jednak co miałby zrobić? Liam był tylko siedemnastolatkiem bez rodziny i przyjaciół. Był sam. A miejsca, w którym żył nie mógł nawet nazwać domem. Mieszkał tu od ponad pół roku i w zasadzie nie znał tu nikogo.

Nagle pewna myśl pojawiła się w głowie chłopca. Liam był tu właściwie nowy... Jednak co z Williamem? Mężczyzna ewidentnie unikał spotkań z innymi ludźmi. Nie chciał, by ktoś go zobaczył z Liamem... a może po prostu nie chciał, by ktoś go zobaczył. Liam zaczął zastanawiać się, czy opowieści Williama były prawdziwe. W takim wypadku mężczyzna musiał mieszkać w Dover. Ktoś musi go tam znać lub chociaż kojarzyć, nawet jeśli ten stara się unikać innych. Ktoś taki jak William rzuca się w oczy. Nawet gdyby trzymał się z dala od miasteczka i jego mieszkańców kobiety i młode dziewczęta na pewno plotkowałyby o młodym, przystojnym i tajemniczym mężczyźnie. To małe miasteczko. Tutaj nawet z pozoru nieistotne rzeczy są sensacją.

Co prawda trudno byłby cokolwiek ustalić, zwłaszcza że chłopiec nie wiedział już, co ze słów ukochanego było prawdą, co kłamstwem a co półprawdą. Niemniej nie miał innego tropu. Nie miał nic. A wiedział, że nie może siedzieć bezczynnie, gdyż powoli zabijało go to od środka.

Kimkolwiek William był, chłopiec go kochał, a jego serce powoli rozpadało się z tęsknoty i cierpienia. Dlatego musiał zrobić cokolwiek. Nawet gdyby miało okazać się to bezowocne. Chciał przynajmniej spróbować.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top