Rozdział X - Dowód miłości

Gdy Liam zbliżał się do klifów, czuł mieszaninę nerwowości i ekscytacji. Z jednej strony nie mógł się doczekać, aż zobaczy Williama. Z drugiej nie był pewien jak to spotkanie będzie przebiegać. Wyznał wczoraj swoje uczucia i wyglądało na to, że są odwzajemnione. Nigdy wcześniej nie był jednak w takiej sytuacji. To wszystko było dla niego nowe. Czuł się zagubiony i niedoświadczony. Wiedział tylko, że zależy mu na Williamie i był on teraz jedyną bliską mu osobą. Tym bardziej chciał pokazać się z dobrej strony, mimo że tak naprawdę mężczyzna i tak wie o nim właściwie wszystko. W głowie blondyna kłębiło się zbyt wiele sprzecznych emocji.

Gdy dotarł na miejsce, mężczyzna już na niego czekał. Stał na tle morza i błękitnego nieba spoglądając gdzieś w horyzont. Liam zawahał się nim podszedł bliżej. Nie był bowiem pewien czy to co wydarzyło się poprzedniego dnia było dla jego towarzysza równie istotne. Ostatecznie jednak zebrał w sobie resztki odwagi i szybkim krokiem pokonał ostatnie metry. Nim chłopiec zdążył się przywitać, brunet zwrócił się w jego stronę, chwycił go w objęcia i delikatnie pocałował w usta.

- Witaj Liamie.

- W-witaj...

- Uroczo się rumienisz.

- Nieprawda...

Mężczyzna zaśmiał się lekko i chwycił jego dłonie. Jedną z nich uniósł do swoich ust i ucałował.

- Uwielbiam cię Liamie. Jedno spojrzenie na twoją śliczną twarzyczkę przynosi ulgę mojej duszy.

Chłopiec czuł, jak rumieni się coraz bardziej. Nie przywykł do komplementów i miłych słów. Zwłaszcza od tak przystojnych mężczyzn. Przy Williamie czuł się jak szara myszka. A jednak mężczyzna wydawał się go lubić.

- Muszę częściej mówić na głos, co o tobie myślę. Twoje reakcje są nieocenione.

- Nie dokuczaj mi...

- Ależ nie robię tego. Wszystko, co mówię, jest szczere. Ja nie kłamię.

- Nie rozumiem co we mnie dobrego.

Mężczyzna przechylił delikatnie głowę, by dokładniej przyjrzeć się twarzy chłopca, gdy ten niepewnie spuścił wzrok. Brunet chwycił za jego podbródek, zmuszając go do kontaktu wzrokowego. Jego oczy wyrażały czułość, która niemal całkowicie rozwiała wątpliwości młodszego.

- Nie doceniasz się. Jesteś dobrą duszą. Ten świat jeszcze nie zdążył cię zbrukać i zniszczyć. A ja nie zamierzam mu na to pozwolić.

- Ja... wcale nie jestem taki dobry jak myślisz.

- Nikt nie jest idealny.

- ... Wiem. Po prostu nie czuję się... wystarczająco dobry, by stać obok kogoś takiego jak ty.

Brunet zmarszczył delikatnie brwi, a uśmiech na jego twarzy zbladł nieco. Liam miał wrażenie, że powiedział coś niewłaściwego. Jego towarzysz nie wyglądał jednak na rozgniewanego a raczej na zamyślonego.

- Liamie... powiedz to.

- Co takiego?

- Powiedz to jeszcze raz. To, co do mnie czujesz.

Blondyn zawahał się, nie wiedząc skąd nagłe żądanie mężczyzny. Nie trwało to jednak długo. Był pewien swoich uczuć i o ile mówienie tego na głos wciąż nieco go zawstydzało... wiedział, że jest to najszczersza prawda.

- Kocham cię.

- Naprawdę?

- Tak. Bardzo. Ja... na początku lubiłem cię jak przyjaciela, ale... Ja nie mam nikogo innego. Mam tylko ciebie. Tylko ty mnie nie zostawiłeś. Tylko ty mnie zrozumiałeś i zaakceptowałeś. Kocham cię.

- Jak bardzo mnie kochasz?

- Ja... najbardziej na świecie.

- Nad życie?

- Nad życie.

Liam nie wahał się nad tą odpowiedzią. W końcu w jego życiu nie było niczego cennego. Miał tylko Williama i to on był jego powodem do życia i cenił go ponad nie.

- Naprawdę?

- Tak.

- ... Udowodnij.

Nagle brunet mocniej złapał dłoń chłopca i pociągnął go w stronę krawędzi klifu. Ten początkowo nie opierał się, gdyż nie docierało do niego co właściwie się dzieje. Dopiero na metr od przepaści jego ciało zareagowało, jednak William był znacznie silniejszy. Jego uścisk nie był bolesny ale trzymał go niczym imadło. Przyciągnął do siebie drobnego blondyna i już po chwili przed oczami chłopca ziała pustka. Stał zaledwie krok od krańca, a poniżej roztaczało się morze i kilka ostrych wystających nad powierzchnie fragmentów kryjących się pod powierzchnią skał. Przypominały chłopcu rekinie płetwy lub zęby jakiegoś kryjącego się pod powierzchnią stworzenia.

Całym ciałem naparł na stojącego tuż za nim mężczyznę. Tym razem to on mocno trzymał jego dłoń. Łzy rozmywały mu widok, a jego ciało drżało delikatnie. Jeszcze nigdy nie czuł takiego strachu. Wystarczyło, by mężczyzna za nim delikatnie pchnął go do przodu i jego życie skończyłoby się... tak po prostu.

- Puść mnie.

Głos Williama był łagodny, ale stanowczy. Serce chłopca wyrywało się z piersi, a rozum krzyczał, by tego nie rozbić. Tylko to mogło uchronić go przed potencjalnym upadkiem.

A jednak powoli rozluźnił swoje palce i wysunął swoją dłoń z dłoni mężczyzny. Zapanowała chwila ciszy, w której trakcie nawet przez szum wiatru i fal Liam był w stanie usłyszeć bicie swojego serca. Doskonale usłyszał też głos Williama.

- Dlaczego puściłeś?

- Bo ci ufam... nie zrobiłbyś mi krzywdy.

Chłopiec wierzył w to. Wierzył, że jego przyjaciel... i ktoś więcej niż tylko przyjaciel nie skrzywdziłby go bez powodu. Bał się... Nie mógł powstrzymać strachu. Mimo iż nie uważał życia za zbyt cenne, perspektywa takiej śmierci przerażała go. Bał się bólu. Bał się piekła ale równie mocno bał się nicości. Może i nie uważał życia za coś o co walczyłby zawzięcie, wiedział jednak że nie chce stracić go w ten sposób. Dlatego bał się. Bał się tak bardzo, że czuł mdłości i tracił oddech. Puścił dłoń mężczyzny tylko dlatego, że był jedyną osobą, której chciał ufać, i której powierzyłby swoje życie.

Poczuł, jak mężczyzna kładzie dłonie na jego ramionach... po czym ciągnie go do tyłu z dala od krawędzi. Szybkim ruchem odwrócił go w swoją stronę i przytulił.

- Żartowałem.

Strach zniknął, opadł równie nagle jak się pojawił, ale Liam wciąż czuł się oszołomiony. Przytulił się mocniej do mężczyzny pełen ulgi, że stoi na twardym gruncie z dala od przepaści a przede wszystkim cieszył się, że ma oparcie w trzymającym go w ramionach mężczyźnie.

- Nie rozbawiłeś mnie.

Głos chłopca był drżący i ledwo słyszalny. Jakby w odpowiedzi na zawarte w nim uczucia brunet objął go mocniej i wsunął dłoń w jego złote włosy.

- Mam specyficzne poczucie humoru. Gdy byłem młodszy z innymi chłopcami zakładaliśmy się kto podejdzie najbliżej krawędzi. Żartowaliśmy i śmialiśmy się ale oni bali się zbytnio zbliżyć. Ja nie. Wygrałem. To było niesamowite uczucie. Spojrzeć w dół przepaści... Jednak rozumiem, że nie podzielasz mojej ekscytacji. Nie miałeś czego się bać Liamie. Nie pozwoliłby ci tak po prostu spaść. Mimo wszystko... Przepraszam. Nie będę już tak żartował. Cały się trzęsiesz. Nie chciałem sprawić ci przykrości.

- Ja... chyba boję się wysokości... albo spadania.

- Naprawdę mi ufasz...

- Tak.

- ... Liamie...

Mężczyzna odsunął się delikatnie od chłopca, tak by móc spojrzeć mu w twarz. Jego wzrok był poważny, ale pełen uczuć, które sprawiły, że serce blondyna ponownie przyśpieszyło, lecz tym razem nie ze strachu.

- Powiedz to jeszcze raz.

- Kocham cię.

Brunet uśmiechnął się i wziął twarz chłopca w swoje dłonie. Jak zawsze były zimne.

- A ja kocham ciebie. Jesteś wyjątkowy. Patrzę na ciebie i wiem, teraz nie mam już żadnych wątpliwości, że ty jesteś tym jedynym. To ciebie szukałem przez cały ten czas i w końcu cię znalazłem. Jesteś mój... i nikomu cię nie oddam. Kocham cię... dlatego poczekam na ciebie... i pewnego dnia odejdziemy stąd razem.

- ... Zabierzesz mnie stąd?

- Tak. Pewnego dnia zabiorę cię stąd i już nigdy nie będziesz musiał cierpieć. Obiecuję.

Liam pozwolił ponieść się emocjom. Przysunął się bliżej i pocałował mężczyznę, którego tak bardzo kochał. Wplótł dłonie w jego ciemne, gęste włosy. Zawsze chciał to zrobić. Od samego początku chciał ich dotknąć. Sprawdzić, czy są takie delikatne, na jakie wyglądają. Były przyjemne w dotyku, puszyste i jedwabiste. Dokładnie takie jak je sobie wyobrażał.

***

Przez kolejne dni życie Liama było wspaniałe. Miał wrażenie, że wszystko wokół niego stało się w jakiś sposób piękniejsze. Dom nadal był szary, ponury i nieprzyjazny. Jednak łąki były bardziej zielone, niebo wyjątkowo błękitne a powietrze orzeźwiające jak nigdy wcześniej. Każdego dnia spotykał się z Williamem. Rozmawiali, tak jak zawsze to robili. Z tym że teraz Liam siedział wtulony w mężczyznę. Trzymali się za ręce i oczywiście całowali się. Do niczego więcej między nimi nie doszło, ale chłopiec był w pełni usatysfakcjonowany takim obrotem spraw. Musiał jednak przyznać, że czasami, gdy wracał do swojego pustego, szarego pokoju, czuł niezwykłą tęsknotę. Myślał wtedy o swoim ukochanym i pozwalał ponieść się obłudnym myślom.

Tego dnia William zabrał go na plażę. Tą samą, na której byli poprzednim razem. To tutaj chłopiec zaczął uświadamiać sobie swoje uczucia. Spacerowali, rozmawiali, śmiali się razem. Gdy chłopiec zaczynał odczuwać zmęczenie, brunet poprowadził go pomiędzy skały, gdzie znajdowało się coś w rodzaju niewielkiej zatoczki. Liam pomyślał, że musi bywać tu często, skoro zna takie miejsca. Miał wrażenie, że są w jakiejś sekretnej kryjówce, o której wiedzą tylko oni dwaj. Skały dawały prywatność i oddzielały ich nieco od szumu morza i ryku wiatru. Z jednej strony natomiast od świata oddzielała ich wysoka biała ściana klifu.

Liam położył się na piasku i zamknął oczy zbyt zadowolony, by przejmować się tym, że będzie w jego włosach i najprawdopodobniej dostanie się też gdzieś pod ubranie. Wsunął w niego dłonie i pozwolił mu swobodnie przesypywać się między jego palcami, gdy powoli nimi poruszał. Gdy otworzył oczy, uświadomił sobie, że William siedzi tuż obok niego. Jak zawsze nie słyszał ruchów mężczyzny. Usiadł i przysunął się do niego, po czym oparł głowę na ramieniu bruneta.

- Ładnie tu. I spokojnie.

- Cieszę się, że ci się podoba.

- ... Jestem naprawdę... szczęśliwy.

- Więc skąd ten poważny i zmartwiony ton?

- Boję się, że to zniknie.

- Dlaczego się o to boisz? Nie zostawię cię.

- ... Chodzi o moją rodzinę. Jeśli wuj albo ciotka dowiedzą się o... o nas...

- Spokojnie. Wytrzymaj jeszcze trochę. Obiecałem, że cię stąd zabiorę.

- Jak długo? Poczekam ale... jak długo? Aż skończę szkołę?

- ... Nie wiem. Nie należę do najcierpliwszych.

Chłopiec nie rozumiał spokoju swojego ukochanego. To wszystko zdawało się takie proste, gdy o tym mówił. Liam natomiast zastanawiał się, czy to będzie możliwe. Gdzie się podzieją, jak i z czego będą żyć, czy będą musieli się ukrywać, czy będą mogli kiedykolwiek żyć normalnie? Tak wiele pytań... tyle wątpliwości. Tylko jedno było pewne. Liam chciał być z Williamem. Podążyć za nim gdziekolwiek ten by nie wyruszył.

- Znów myślisz o niepotrzebnych rzeczach czyż nie?

- Być może.

- ... Powinienem odciągnąć cię od tych myśli?

W tonie bruneta kryła się jakaś sugestia, która nakłonił chłopca do spojrzenia na swojego ukochanego. Jego serce przyśpieszyło, gdy spostrzegł sposób, w jaki mężczyzna na niego spogląda. Gdy Wiliam się do niego przybliżył, odruchowo zamknął oczy i już po chwili pozwalał mu się całować. Rozchylił usta, wpuszczając go do środka i nie stawiał oporu, gdy ten naparł na niego delikatnie, zmuszając, by położył się na piasku. Mężczyzna przycisnął go lekko do podłoża, a dłonie wsunął pod jego koszulę. Liam zadrżał, gdy poczuł zimne palce na swojej nagiej skórze. Brunet po chwili zostawił usta chłopca i przeniósł pocałunki na jego szyję. Naprędce rozpiął pierwsze trzy guziki koszuli, by móc składać delikatne pocałunki na jego obojczykach i piersi.

Blondyn czuł przyjemność z każdego dotyku, a gorąco spowiło całe jego ciało. Powstrzymywał westchnięcia, bojąc się, że ten dziwny dźwięk może zrazić mężczyznę. Chciał jednak jeszcze więcej. Sam zaczął sunąć dłońmi po jego ciele, badając je i czerpiąc z tego rozkosz. Jego skóra była delikatna i w przeciwieństwie do jego własnej stosunkowo chłodna. William w przeciwieństwie do blondyna był jednak opanowany. Każdy jego ruch zdawał się przemyślany i kontrolowany, podczas gdy Liam nie był w stanie myśleć, czy panować nad reakcjami swojego ciała. Jęknął cicho, gdy brunet przygryzł i zassał skórę tuż poniżej jego obojczyka. Nie protestował, gdy mężczyzna rozpinał jego spodnie i wsuwał dłoń pod jego bieliznę. Nie powstrzymał kolejnego jęku, gdy jego dotyk przyniósł mu przyjemność. Mocniej objął bruneta. Zacisnął dłonie na materiale jego białej koszuli. William nachylił się bliżej do jego ucha, a gdy się odezwał, jego głos wywołał u chłopca dreszcze.

- Jesteś uroczy Liamie... Mówiłem ci to już?

Blondyn nie odpowiedział, gdyż za bardzo bał się, że jego głos go zdradzi.

- Jeśli tak... to się powtórzę.

Chłopiec jęknął, gdy smukłe palce mężczyzny poruszyły się szybko i pewnie. Jego plecy wygięły się w łuk i był pewien, że wbijając paznokcie w plecy mężczyzny, sprawił mu ból. Ten, jednak jeśli coś poczuł, nie dał tego po sobie poznać, gdyż kontynuował zupełnie niezrażony.

- Powiedz Liamie... myślisz o mnie, gdy sprawiasz sobie przyjemność?

Gdyby mógł zarumienić się bardziej, zrobiłby to. W jego głowie pojawiły się wspomnienia tego, co robił. Chciał przeprosić, jednak za bardzo się wstydził. Wtedy jednak brunet pocałował go. A gdy ich usta rozdzieliły się na krótką chwilę, patrząc prosto w oczy młodszego, uciął jego rozmyślania i rozwiał wszelkie wątpliwości oraz zmartwienia.

- Żałuję, że nie mogłem ci w tym osobiście towarzyszyć.

Po tych słowach pocałował go ponownie. Jego dłoń zaczęła poruszać się szybciej, przynosząc blondynowi coraz większa rozkosz. A gdy osiągnął limit, doszedł ze stłumionym przez pocałunek jękiem. Gdy było po wszystkim, William przytulił go delikatnie, ucałował czule i głaskał go po blond włosach, dopóki jego oddech się nie uspokoił. Liam przylgnął do piersi mężczyzny i zamknął oczy. Słyszał tylko cichy szum morza i śpiew wiatru. Te dźwięki niczym jakaś piękna i tajemnicza pieśń ukołysały go do snu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top