2. Była Głodna
W końcu Bella skontaktowała się z Charlie'm. Raban nalegał, że przyjedzie po Raven, ale bez jej rozkazu nie mógł nic zrobić. Dosłownie...
Z resztą wiedział, że ona chciała tam zostać. Sama. Gdyby tak nie było, wróciła by razem z nim i ojcem. Chciała informacji. A jeżeli Raven czegoś chce, ona to dostanie. Czy to człowiek, wampir czy jednorożec.
-Zaprowadzę cię do pokoju. Na pewno chciałabyś odpocząć.- powiedziała Alice i już po chwili trzymała dłoń czarnowłosej.
-To nie będzie konieczne. Nie sypiam długo. A my powinniśmy porozmawiać. Wszyscy. Koniec Zabawy.- spojrzała złowrogo na wszystkich zebranych. Spojrzeli po sobie, nie wiedząc czego się spodziewać. -Dokąd poszła Rosalie?- uniosła wysoko podbródek, oczekując odpowiedzi. Jasper wskazał głową w stronę szklanych drzwi. Zaraz w nich pojawił się Emmet, który oczywiście wszystko słyszał. Raven poprawiła niesforny kosmyk włosów, który opadł na jej czoło i łaskotał usta. Dumnie odeszła w stronę drzwi, które jak się okazało, prowadziły na balkon.
Zobaczyła tam opierającą się na barierce blondynkę.
-Na prawdę zamierzasz pozwolić by zrobili z twojej siostry to coś?- odwróciła się w stronę Raven, ze wściekłym spojrzeniem.
-To jej życie.- odpowiedziała beznamiętnie. Nie miała ochoty na ckliwe rozmowy. Chciała powiedzieć co ma do powiedzenia i wracać do swoich spraw. Jeżeli jej siostra trzyma z wampirami, to pora by zaznała całego tego świata, do którego się pcha. Ale będzie mieć z tym problem, jeżeli Księżniczka-Rose będzie się boczyć o bzdety.
-Jej życie? Ona chce żebyśmy ją zabili! Oddała bym wszystko by być żywa, a ona sama się pcha w... TO!- wskazała na siebie.
-To, że tobie nie odpowiada twoja obecna istota, nie znaczy, że każdy widzi to tak samo. Ty chciałabyś być człowiekiem, ona chciałaby być czymś więcej niż ona sama. Ona. Nie chce. Być. Człowiekiem. A to już nie jest ani twój, ani mój interes.- wyjaśniła dosadnie, a blondynka huknęła i wycofała się do środka. Ciemnowłosa przewróciła oczami.
Jedni lubią żółty, a inni go nie cierpią. Jedni wolą zimie, inni wolą lato. Jedni chcą być sławnymi aktorami, a inni cichymi pisarzami. Każdy ma prawo chcieć i cieszyć się z czegoś innego.
Mało który wampirów tych czasów cieszy się ze swojej nieśmiertelności. Ale to nie jest zasada.
Raven wróciła do środka i usiadła na swoim wcześniejszym miejscu. Wzięła wdech. Może nie powinna tego mówić Belli? Nie, jeżeli już weszła do tego świata, musi znać prawdę i wiedzieć co może ją czekać.
-Od czego by zacząć...- zaśmiała się sama do siebie. Nie pomagał przewiercający ją wzrok Carlsile.
-Może od początku?- odpowiedź blondyna miała jej chyba pomóc, ale była irytująca. Rzecz była w tym, że nie "od początku" ma miejsce wiele tysięcy lat wcześniej.
-Co robisz w Forks?- spytała Bella, trzymająca kurczowo dłoń Edwarda.
-Miałam sen, w którym popełniasz samobójstwo.- wyprostowała się. Nie była pewna, czy tę rozmowę powinna zacząć od wizji. -Skakałaś z klifu.- dodała, gdy Bella zrobiła przerażoną minę. Siostra Raven wzięła głęboki wdech i potarła czoło.
-To nie była próba samobójcza. Ja... Edward wyjechał i pokazywał mi się tylko gdy robiłam coś ryzykownego.- była trochę speszona. Nie sądziła, że ten jeden skok może narobić tak wielu problemów.
Zapadła cisza.
-I ty, chcąc zobaczyć Edwarda, skoczyłaś w fale? Całkowicie sama?- spytała ostrożnie Raven, w której zebrała się złość. Wstała i odeszła jak najdalej od Belli.
-Em... No, tak jakby.- nagle pękła jedna z szyb. Ta, która była najdalej Belli, (defacto najbliżej Raven) dzięki czemu jej nic się nie stało, prócz tego, że wystraszyła się nie na żarty. Ale odłamki szkła wbiły się jednak w siedzących najbliżej. Wliczając w to Jaspera, któremu pięć mniejszych kawałków wbiło się w plecy, ponieważ zasłonił Alice, Rosalie, której szkło przebiło na wylot dłoń i Emmeta, któremu w twarz wbiły się drobinki. Zaraz je z siebie strzepał. Podobnie Rose i Jasper od razu pozbyli się wystających z ich ciał odłamków. Dopiero po chwili wszyscy spojrzeli na Raven. Stała przecież najbliżej, bo praktycznie tuż obok rozbitego szkła. I rzeczywiście nie wyglądała najlepiej. Odłamek wielkości dłoni wbił się w jej twarz, trochę większy w szyję, podobny w pierś, a największy w bok. Najgorzej wyglądała ostatnia rana, bo szkło wbiło się prawie całą długością w jej ciało.
Wampiry zatakały nosy dłońmi, a Carlisle podszedł do Raven. Jeżeli była tym czym podejrzewał, że jest, jego dzieci nie mogły zrobić jej krzywdy. Chciał dotknąć jej ran, ale mu nie pozwoliła. Zatrzymała go ruchem ręki. Bella krzyknęła i podbiegła do siostry.
-Carlisle, zrób coś!- zawołała. Raven złapała za szkło wystające z szyji i jednym ruchem wyciągnęła je. Trysnęło trochę krwi, a Bella krzyknęła. Wiedziała przecież, że Cullen'owie, choć od lat wampirzy wegetarianie, gdy wyczują krew bywa różnie. Nie chciała niczyjej krzywdy. Jednak o dziwo krew Raven była dziwna. Przypominała lukrecję. Pachniała pięknie i aż chciało się spróbować. Jednak wiedziało się, że jest ohydna. Mimo to, dla własnego dobra wciąż mieli wstrzymamy oddech. Nigdy nie wiadomo, czy nie przyjdzie ci znów spróbować tego ohyctwa - lukrecji.
Curlisle chciał pomóc, naprawdę. Ale sam się ledwo powstrzymywał. Raven machnęła tylko ręką, że nic jej nie jest, w stronę Belli.
Później wyciągnęła kawałek z policzka, na którym została głęboka rana. Bella nie bała się krwi, ale widząc takie rany u swojej siostry zrobiło jej się niedobrze.
Po chwili nie było też odłamka z klatki piersiowej. Ale podobnie jak przy wcześniejszych ranach, trysnęło sporo krwi. Dopiero teraz Carlsile zauważył jej odcień. Mieszanka czerwieni i czerni. Krwi i... Smoły. Teraz miał już pewność większą niż sto procent.
-No do cholery jasnej!- wrzasnęła Bella, którą zaraz w objęcia wziął Edward, czule głaskając jej plecy i przy okazji pilnując by nie podchodziła do siostry. Nie ufał jej. Była dziwna. I teraz się o tym przekonywali.
Raven w końcu złapała za ostatni z odłamków. Nie od razu udało jej się go wyciągnąć. Widać było, że jej blada już twarz nabiera jeszcze bardziej niezdrowej barwy. W końcu pociągnęła mocno za szkło i wyciągnęła. Bella po raz kolejny wrzasnęła głośno. Odłamek miał długość dwóch stóp, i jak się okazało, przebił ciało starszej Swan na wylot. Wyrwała się Edwardowi, chcąc podbiec do siostry i znów krzyczeć na Carlsila, żeby ją ratował, ale nagle rany Raven same zaczęły sie goić. I to bardzo szybko, bo nie minęła minuta, nim nie było po nich śladu. Dziewczyna wzięła głęboki wdech, przymykając oczy. Twarz znów przybrała naturalny dla niej barwę.
-Wybaczcie, to...- odchrząknęła.
-CO TU SIĘ DZIEJE!?- wrzasnęła Bella. Wiele mogła zrozumieć i przeboleć. Zakochanie się w wampirze, jego pokręcona, nieśmiertelna rodzinka, przyjaciel - wilkołak, volturii, Victorie, nagły, niespodziewany i na tę chwilę niezbyt odpowiednie odwiedziny siostry. Ale to było za dużo.
-Lepiej usiądź, Isa.- powiedziała w stronę siostry Rav, która odzyskała swoje siły.
Zbyt wolno.
Była głodna.
................................................................
-Co znaczy "jestem czarownicą"?- wymsknęło się Belli, gdy Raven skończyła swoją opowieść. A przynajmniej te część, której wyjaśnienie uznała za konieczne.
-Dokładnie to co powiedziałam jakąś minutę temu.- westchnęła i oparła się o oparcie. Była głodna... Słabła...
A mogła posłuchać Rabena, kiedy mówił by pożywiła się w drodze. Ale ona nie chciała marnować czasu. Teraz ma.
-Skąd wiedziałaś, że Belli grozi niebezpieczeństwo?- zapytał Edward, spoglądając na Carlsila i jego reakcje. Ufał mu jak ojcu, a sam nie wiedział co ma myśleć. Ale on od początku myślał tylko o tym, że ma rację. W czym?
-Widziałam ją skaczącą z tego klifu we śnie...- zaczęła powoli Raven. -Jak już wcześniej mówiłam...- westchnęła zirytowana.
-I dlatego tu przyjechałaś...- dokończyła Bella, patrząc na siostrę. Widziała, że nie czuje się najlepiej, ale nie mogła wiedzieć, że to nie wina zadanych ran, jak to sobie tłumaczyła, a czegoś zgoła innego. -Gdybym nie skoczyła z tego klifu... Nie przyjechała byś...- stwierdziła smutno. Zapadła kilkuminutowa cisza. Znowu. Raven nie miała siły na takie rozmowy. Była głodna.
-Nie bez powodu tutaj nie przyjeżdżałam. Nie bez powodu was nie odwiedziałam. Moje życie nie jest... Bezpieczne. Nawet dla ciebie jako mojej siostry. Cóż...- chciała mówić dalej, ale poczuła zawrót głowy i poczuła swędzenie na dłoni. Spojrzała na nią, a ta stała pożółknięta i pomarszczona. Jakby nie należała do niej - pięknej, młodej i zadbanej kobiecie, a do liczącej co najmniej setkę staruszki. Schowała dłoń pod fałdami płaszcza i pospiesznie wstała. -Było miło, ale...- ruszyła w stronę drzwi wyjściowych, ale drogę zagrodził jej Edward.
-Nigdzie nie pójdziesz do póki...- zaczął groźnie, ale Raven nie miała teraz czasu na takie zabawy. Wciąż młodą dłoń przyłożyła do klatki piersiowej mężczyzny, w miejscu, w którym powinno znajdować się serce. Ścisnęła to miejsce, uparcie wpatrując się w złote oczy chłopaka. Ten nagle drgnął i rozszerzył oczy. Spod rozchylonych warg wydarł się krzyk. Po chwili Edward jakby zastygł, a Raven zauważając, że użycie magii rozprzestrzeniło proces starzenia się na całe jej ręce, szybko wybiegła z domu w stronę lasu. Musiała coś szybko zjeść.
-Co się stało?- spytała przerażona Bella, podbiegając do ukochanego.
-M-moje serce...- wyjąkał Edward, który nagle zwątpił we wszystko w co... Wierzył? Widział? Czytał? Słyszał? Wszystko.
-Co się stało?- pytanie ponowił Carlsile.
-Zabiło... Moje serce biło.- wszystkich w pomieszczeniu zamurowało.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siedziałam zakrwawiona pod drzewem gdzieś między częścią Cullen'ów a rezerwatem. Patrzyłam przed siebie i starałam się wytrzeć jak tylko się dało z krwi. Za chwilę miał tu być Raban z ciuchami na zmianę. Do tego momentu musiałam pozostać niezauważona. Całe szczęście szalejącą burza mi w tym pomogła. Większość krwi po prostu spłynęła na ziemię. Tępym wzrokiem patrzyłam na leżącą nieopodal sarnę, którą ukryłam w zaroślach. Z mojej perspektywy było ją jednak idealnie widać. A przynajmniej głowę i... Oczodoły, w których powinny znajdować się oczy.
Nie, to nie pora na to.
-Wracajmy do domu.- odwróciłam się.
-Nie, Raban. Już za późno...-
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top