Rozdział XXXVIII

Tańczymy. To dziwny taniec, ponieważ nie widzę twarzy partnera, tylko czarną koszulę rozpiętą pod szyją, a poniżej eleganckie, grafitowe spodnie. Podryguję boso w luźnej sukience, czuję pod stopami gładką podłogę, drobinki piasku, a na udach chłodny powiew. Unoszę ręce i obracam się tyłem, by oprzeć się na jego piersi. Zauważam wyłaniające się z mgły i pulsujących świateł niewyraźne zarysy twarzy. Wszystkie są zwrócone w naszą stronę, jakbyśmy byli jedyną parą na parkiecie. Jego dłonie błądzą po moich biodrach, brzuchu, a szorstki policzek ociera się o rozgrzaną twarz. Rozsadza mnie energia, mam ochotę skakać i wirować, jednak ciało wydaje się zbyt ociężałe na takie podrygi, a ręce na brzuchu, zbyt mocno splecione i zarazem dziwnie oddalone...

Spoglądam w dół. Ramiona automatycznie opadają i spływa na mnie strach. Brzuch jest tak duży, że zasłania stopy. Mój partner jakby tego nie zauważał, chwyta mnie za ramiona i unosi je z powrotem. Nie chce przerywać tańca, kołysze mną na boki i zaczyna być mi niedobrze. Zawstydzona rzucam ukradkowe spojrzenia na ludzi wokół i szybko uświadamiam sobie, że również nie mają twarzy. Bezbarwne plamy bez wyrazu, z krwawym cięciem zamiast ust. Mocuję się z moim partnerem, słabnę i chcę się odwrócić, by sprawdzić, czy wygląda tak samo, gdy nagle przeszywa mnie jakiś prąd. Zaciskam uda i trafiam stopą na coś mokrego. Jest ciepłe, wstrętne, pali jak ogień...

Pierwsze pytanie ciskające się na usta: gdzie ja jestem? Oddech się uspokoił, lecz wciąż czułam ten ciężar, jakby wrócił razem ze mną z koszmaru...

Nie mogłam się podnieść, więc uniosłam tylko głowę i od razu rozpoznałam spodnie Igora. Leżał w dziwnej pozycji przerzucony przeze mnie, a metalowy łańcuch oraz jego biodro, wbiły się w mój brzuch i napierały wraz z oddechem. Odwróciłam głowę, by sprawdzić na zegarze, która godzina...

Nie do wiary, przespałaś cały ranek i zaraz południe!

Nie widziałam jego głowy, ponieważ, zasłania ją poduszka, którą przyciskał ramieniem. Jedną nogę miał wyprostowaną, drugą zgiętą w kolanie. Musiałam się uwolnić, ponieważ stopy zaczęły nieprzyjemnie mrowić i cała sztywniałam od jego ciężaru. Chwyciłam za brzeg uwięzionej między naszymi ciałami mojej koszulki, mając nadzieję, że go nie obudzę i nagle przypomniałam sobie o ubiegłej nocy...

Zrobiło się gorąco, pokój zaczął się dziwnie kurczyć, a łóżko jakby zapadało. Znowu. Nie! Nie mogę stracić kontaktu, nie mogę...– spanikowałam.

– Hmmm... – usłyszałam mruknięcie i poczułam, jak Igor naprężył się, a potem zobaczyłam, że odrzucił poduszkę i się przeciągnął.

Otworzyłam szerzej oczy i mimo że nie odpłynęłam w apatię, to nie potrafiłam wydusić słowa. Ciemne brwi uniosły się, kiedy wbił we mnie zaspane spojrzenie. Wyglądał na równie zaskoczonego, jak ja. Ściągnął usta w serduszko, ale po chwili rozciągnął je w szerokim uśmiechu. Patrzyłam na to wszystko zdziwiona i ledwo go rozpoznawałam. Wszystko przez krótkie włosy, roztrzepane w nieładzie.

– Obciął włosy... – wymamrotałam na głos.

– Ona mówi – odparł z uśmieszkiem. – Przepraszam, nie miałem pojęcia, że tak cię opanowałem. – Przerzucił nogi, uwalniając mnie od swojego ciężaru. – Nie podobają ci się? – Potrząsnął raptownie głową, aż grzywka opadła mu na oczy.

– C... c o? – zapytałam skołowana.

– Włosy. – Chwycił je w garść i pociągnął. – Jest jeszcze za co złapać, bez obaw – oznajmił i położył głowę na moich udach.

– Kiedy to zrobiłeś?

– Kiedy nasi goście odjechali, pojechałem na zakupy, a w drodze powrotnej wstąpiłem do fryzjera – wyjaśnił. – Tak między nami, to rano Dragon był jakiś nieswój, nawet nie chciał, żebym cię obudził, byście mogli się pożegnać – dodał, szukając mojej dłoni. Przyciągnął ją i położył sobie na twarzy. – Wciąż go czuję na tobie – ciągnął nieco ciszej. – W nocy, kiedy zauważyłem, jak prowadzi cię z łazienki do pokoju, coś we mnie pękło. Nie mogłem na was patrzeć, nie mogę znieść, kiedy jesteś koło niego. Bałem się, że zamknęłaś się dla mnie i rozmawiasz tylko z nim, ale gdy to wyznałaś, nie mogłem dłużej tego dusić. Nie mogę przestać dotykać cię, kochać, rozumiesz? – zapytał prawie szeptem.

Z łazienki? O czym on mówił? Wzdrygnęłam się, nagle uświadamiając sobie, że nie miał pojęcia, co zaszło między mną a Sebastianem. Pomyślałam, że skoro oboje czujemy to samo, powinniśmy być względem siebie szczerzy. Ja również nie mogłam tego dusić w sobie.

– Byłam u niego, nie w łazience... – zaczęłam niepewnie.

– Hmmm? – Uniósł głowę i spojrzał na mnie, jakby niedosłyszał. – Gdzie byłaś? – Jego oczy powoli rozszerzyły się, następnie pociemniały i wiedziałam już, że nie powinnam teraz poruszać tego tematu. Mimo to zebrałam się na odwagę i chciałam być z nim szczera.

– Na górze... spałam z nim – wyznałam.

Zrozumienie momentalnie wykrzywiło mu twarz.

Teraz albo nigdy. Niech pokaże, ile jesteś dla niego warta. Teraz! – obudził się znajomy głos w mojej głowie.

Podniósł się i spojrzał na mnie jak nigdy przedtem. Poczułam się źle, bardzo źle. Powoli opuścił wzrok, zatrzymując go na wysokości mojego brzucha.

– Dlaczego musisz być taka jak ona? – mruknął, przez zaciśnięte zęby, po czym zerwał się z łóżka i wściekły wypadł z mojego pokoju.

Jaka ona?

Kiedy dotarł do mnie dźwięk odpalonego motoru, również się zerwałam i podbiegłam do okna...

Pokrzywy parzyły w nogi, lecz mimo to uparcie szłam dalej. Bujna, dzika łąka pachniała polnymi kwiatami oraz wilgocią, a z oddali wyłaniały się kikuty martwych drzew. Nie wiedziałam, co to za miejsce, ale było przerażające. Dwa różne światy: martwy i tętniący życiem, ocierały się o siebie, a pośrodku nich ja. Nie mogłam uwierzyć, że poszedł w to martwe bagno, jednak krople krwi na liściach, były wyraźnym tropem...

– Igor! – zawołałam, stając na palcach.

Nie odpowiadał. Chwile trwało, zanim odważyłam się zdjąć ubłocone trampki i podążyć boso po jego śladach. Stąpałam jak po glinie, robiąc duże kroki, by wpasować się w miejsca, jakie po sobie zostawił. W głowie niepokojąco szumiało i obawiałam się, że za chwilę zemdleje. Jednak nie mogłam zawrócić, musiałam go znaleźć, musiałam upewnić się, że wszystko z nim w porządku. Powieki niepokojąco opadały, serce dudniło, a wszystko wokół jakby traciło barwy i przechodziło w szarość.

– Igor, proszę, odezwij się... – jęknęłam, zanim osunęłam się na kolana.

Oczy same się zamykały, a wszystko wokół powoli zasłaniał mrok...

Nie możesz odlecieć! Nie możesz – powtarzałam w myślach, utrzymując wzrok na przetartym przez Igora szlaku. Oddychałam płytko, ale miarowo i po chwili udało mi się podnieść na nogi. Nie zważając na ubłocone ubranie, ruszyłam dalej.

W końcu go znalazłam. Siedział na przewróconej, martwej wierzbie, z głową ukrytą w ramionach. Nagle wyobraziłam sobie, że pochłaniają nas otaczające trzęsawiska, że giniemy razem, że nie będzie już wstydu i cierpienia, nie będzie niczego, a nasza chora miłość zniknie wraz z nami.

– Jak mogłaś – mruknął. – Po tym, co się stało na Woodstocku, tyle razy chciałem, wstrzymywałem się z całych sił i ograniczałem do dotyku. Lubiłaś to, wiem, że tak. Widziałem to w twoich oczach, nawet dzisiaj, kiedy się obudziłem, a potem... – zamilkł, po czym głośno wypuścił powietrze. – Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś. Starałem się być cierpliwy, opiekować się tobą, wszystko robiłem dla ciebie! – raptownie podniósł głos. – Twój widok rozrywał mnie na pół, myślałem, że tracisz zmysły, a ty po prostu czekałaś na moment, żeby się z nim...

– Masz rację – odezwałam się, by przerwać mu ten potok gorzkich słów. – Zrobiłam to, bo czułam potrzebę. Kierowała mną, byłam jak lunatyczka i stało się. Tyle razy mnie zwodziłeś, nigdy nie powiedziałeś wprost, co czujesz i żartowałeś sobie ze mnie. Wybaczyłam ci, że byłeś z Jagodą, teraz twoja kolej. Jeśli nie, to...

– Nie, nie wiesz, o czym mówisz – wszedł mi w słowo i w końcu uniósł głowę. Następnie oparł ręce na kolanach i wówczas dostrzegłam, że miał zakrwawiony łokieć, a na przedramieniu zaschniętą, brunatną smugę, aż po nadgarstek. – Odkąd mieszkamy razem, nie byłem z nią, do niczego między nami nie doszło, nie wymyślaj sobie... Kurwa! – wrzasnął niespodziewanie, zrywając się na nogi, na co podskoczyłam wystraszona. – Muszę wyjechać. Teraz, zaraz. Pieprzę to! – zaklął i zaczął szukać czegoś po kieszeniach, najprawdopodobniej papierosów.

– Chcesz mnie zostawić? – spytałam, nagle spanikowana.

Rzuciłam trampki i kucnęłam na trawie, sparaliżowana strachem.

– Jezu, czy ty słyszysz siebie? Zostawić cię? – prychnął. – Chciałaś tego, bo już wybrałaś!

Nie mogę oddychać, nie mogę tego słuchać. Jego gorzkie słowa kopią po głowie. Dosłownie. Kiedy robi się ciasno, upadam na trawę i wbijam palce w grząski grunt. Pole widzenia jest podzielone i w miejscu, gdzie stoi Igor, widzę tylko ciemną plamę. Zaciskam szczękę i zgrzytam zębami, zawodząc jak zaszczute zwierzę...


Cdn...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top